Quantcast
Channel: Quantanamera Blog
Viewing all 305 articles
Browse latest View live

Horses Product of the Year 2016: Clothing (odzież)

$
0
0

Kategoria druga konkursu to odzież jeździecka. Przyznam szczerze, że zapowiadała się na tak nudną, że zastanawiałam się, czy w ogóle uwzględniać jej tłumaczenie 😛 W trakcie pisania notki okazało się, że nie jest tak źle. Chociaż i tak te „ludzkie” kategorie konkursu zawsze sama przeglądam jako ostatnie 😉

1. Bryczesy Pikeur Candela Grip Jeans

8-Pikeur-candela-grip-jeans-Large-640x1024
Dżinsowe bryczesy są zawsze modne (nawet mi ostatnio jakoś tak chodzą po głowie). Pikeur chwali się w tym modelu zupełnie nowym „lepkim” lejem, wykonanym nie jak dotąd z silikonu, ale z poliuretanu, co w przeciwieństwie do silikonowych lejów ma właśnie gwarantować dużą trwałość. Materiał bryczesów to denim 4 way stretch – rozciągający się w czterech kierunkach i elastyczny również w miejscu pod lejem (na pupie, wewnętrznej stronie ud i pod łydkami). Podwyższana talia i elastyczne wstawki przy kostkach nóg oferują maksymalny komfort użytkowania.
Przyznam się szczerze, że chociaż jestem zwolenniczką raczej tradycyjnych lejów w bryczesach, chętnie bym te spodenki przymierzyła na swoje odnóża 😉

http://www.pikeur.de/
Cena 191,5€ (850 zł).

2. Rękawiczki Roeckl Laila

7-Roeckl-Laila-883x1024
Model rękawiczek na lato. Lekkie, oddychające i „powietrzne” dzięki mikroperforowanemu materiałowi, który na wierzchu dłoni przepuszcza promienie słoneczne, a dodatkowo przeniesienie zapinającego rękawiczkę rzepa na spód dłoni sprawia, że nasze ręce opalą się równomiernie i nie będziemy świecić bladymi dłońmi 😉 Spodnią część rękawiczek uszyto z roecklowego materiały MicroAIR. Idealnie dopasowuje się on do dłoni, leżąc jak druga skóra, a równocześnie zapewnia mocny chwyt i zapobiega wyślizgiwaniu wodzy z ręki. Specjalny krój rękawiczek umożliwił pominięcie szwu na palcu wskazującym. Zinternetyzowani 😉 jeźdźcy docenią również możliwość obsługiwania smartfonów bez konieczności zdejmowania rękawiczek.

http://roeckl.de/
Cena 33,75€ (150 zł).

3. Cep compression socks skarpety kompresyjne dla jeźdźców

1-cep-compressiesok-673x1024
Wygodne skarpetki to chyba punkt numer dwa w garderobie dla jeźdźca – zaraz po wygodnej bieliźnie. Cep compression socks zaprojektowano specjalnie do butów jeździeckich i wyposażono w podszycia grubszym materiałem wszędzie tam, gdzie buty mogą najbardziej naciskać lub obcierać stopę podczas jazdy: w okolicach kostki, pięty, całego ścięgna Achillesa, a także na palcach. Kompresyjny materiał odciąża nogi i nie męczy ich, likwidując też nadmierne napięcia (standardowo pod ściągaczem wielu podkolanówek). W siodle uzyskujemy uczucie długiej i ciężkiej nogi, co korzystnie wpływa na dosiad.
W poprzednich edycjach konkursu HPOTY producent pojawiał się już z kompresyjnymi skarpetami przeznaczonymi dla koni.

https://www.hidez.nl/
Cena 44,95€ (199 zł!)

4. Masterpiece bransolety z końskim włosiem

2-paardenhaar-armband-Large-940x574
Kompletnie nie jest to mój typ ozdoby, chociaż muszę przyznać, że biżuteria od tego wykonawcy ma bardzo przyjemny, minimalistyczny i elegancki design. Bransolety (oraz kolczyki i wisiorki) są wykonywane na wymiar i w pełni personalizowane, mogą być dodatkowo ozdobione grawerowaniem lub szlachetnymi kamieniami, wykończone na połysk lub matowo – wszystko według życzenia oraz indywidualnego gustu. Koński włos możemy dostarczyć od swojego ulubionego rumaka lub wybrać w dowolnym z wielu dostępnych kolorów.
W 2105 roku inny model bransolety (w całości ze splecionego włosa, ze skromnym metalowym zapięciem) otrzymał drugie miejsce w tej kategorii konkursu.
Bransoleta z Sucharka i wisiorek z Cebulą? Hmm, chyba jednak to nie dla mnie 😉

http://www.paardenhaarsieraad.nl/
Cena 395€ (1750 zł…)

5. ANKY® Polygiene® seria odzieży zimowej

3-anky-polygiene-Medium-940x627
Odzież z materiałów technicznych firmy ANKY to produkty, które zawsze są odzwierciedleniem nowinek rynkowych. Aktualna zimowa kolekcja zawiera bluzy, golfy i koszulki polo, których spodnia warstwa została uszyta z materiału polygiene. Tenże, wykorzystując naturalne sole srebra we włóknach tworzy niekorzystne warunki do namnażania bakterii i grzybów. Jeśli w takich ubraniach spocimy się podczas treningu, to nie pachniemy brzydko (za brzydki zapach odpowiedzialne są bakterie, a nie sam pot). Odzieży polygiene nie trzeba zatem tak często prać, jak ubrań z tradycyjnych materiałów. Rzadsze pranie to z kolei wolniejsze niszczenie się odzieży i bonus w postaci bardziej ekologicznego eksploatowania dóbr.
Ahh, mam taki golf! I muszę przyznać, że bardzo go lubię. Przede wszystkim za dopasowanie (wreszcie) rozmiaru – kupiłam wersję dziecięcą, na 164 cm wzrostu 😆

http://anky-atc.com/search/?q=polygiene
Ceny: golf 44.95€ (200 zł), koszulka polo z długim rękawem 64,95€ (289 zł).

6. Euro-Star bryczesy Energizer

nieuwe-foto-eurostar-Energizer-940x940
Bryczesy wykonane z wysoce elastycznego, wiatro- i wodoodpornego materiału softshell, który jest bardzo mało podatny na zabrudzenia. Wierzchni materiał, podobnie jak leje bryczesów wykończony w technologii Energear. Bryczesy poprawiają krążenie krwi, co umożliwia szybszą regenerację mięśni. Kilka wersji z różnym krojem lejów do wyboru (pełny tradycyjny lub krótki lej silikonowy). Trochę magiczny marketing (bryczesy kumulujące energię ciała! poprawiające wydolność sportową!), ale pomijając tę kwestię Euro-Star robi naprawdę zacne bryczesy.

http://www.euro-star.de/
Cena Energizer FullGrip® 199,95€ (889 zł), Energizer KneeGrip® 189.95€ (845 zł).

7. Hauke Schmidt rękawiczki „A Touch of Magic Tack”

5-hauke-schmidt-handschoenenkl-Large-940x940
Jakby tu spersonifikować rękawiczki? Weźmy sprawdzony, bestsellerowy model producenta i pokażmy go firmom Magic Tack oraz Swarovski. Rękawiczki zostaną udekorowane wymiennymi patkami – wykończeniami rzepów, ozdobionymi lśniącymi cyrkoniami. Możemy wybierać z trzech rodzajów nakładanych łatek (gwiezdny pył, duże dżety i cyrkonie oraz szachownica z cyrkonii i perełek) w kilku wariantach kolorystycznych dopasowanych do rękawiczek (granat, mokka, białe oraz czarne).
Z takich rękawiczek nawet Michael Jackson byłby dumny! 😉

http://www.schmidt-handschuhe.de/
Cena 49,95€ (ok. 220 zł) za parę rękawiczek z jedną nakładką w komplecie. Kolejne nakładki 19,95€.

8. PK International Sportswear Functional Fashion marka odzieżowa

6-pk-international-Large-940x780
Ubrania sportowe, przy projektowaniu których położono nacisk nie tylko na funkcjonalność, ale i modny wygląd. Żywe kolory (przypominające wczesne serie Benettona), charakterystyczne wzorki oraz pełna kolekcja odzieży konkursowej – wszystko z założeniem, że nawet w stajni podczas sprzątania boksów możemy wyglądać jak na deptaku w centrum dowolnej z europejskich stolic. Do konkursu zgłoszono bluzę z materiału Meryl – szybkoschnącego, oddychającego, odpornego na promieniowanie UV. Jego spodnia warstwa reguluje temperaturę ciała: odprowadza nadmiar ciepła, ale również ogrzewa, jeśli jest zimno.

http://www.pkinternational.nl/
Cena 42,95€ (ok. 190 zł).


Horses Product of the Year 2017: Education (szkolenia)

$
0
0

Przegląd usług, które zostały nominowane w kategorii „Edukacja” prowadzi mnie do jednej ważnej refleksji. Jak ogromna jest na zachodzie ta jeździecka branża, skoro jest tak wiele firm i instytucji, które organizują szkolenia dla pracowników innych firm czy instytucji. U nas w zasadzie każdy kurs ma adresata końcowego: właściciela konia czy jeźdźca amatora. Szkolenia dotyczące masażu są przeznaczone dla osób, które chciały by móc popraktykować tę dziedzinę na własnym kopytnym, a nie masować konie zawodowo. Organizowanie kursów dla pracowników jeździeckich sklepów ograniczyło by grupę potencjalnie zainteresowanych do kilkudziesięciu, a uwzględniając ograniczenia geograficzne zapewne w porywach do kilkunastu osób. Na taki rozwój jeździectwa, jak w Niemczech, Holandii czy Danii przyjdzie nam jeszcze bardzo długo poczekać, o ile kiedykolwiek pokonamy tę smutną przepaść :(

1. Certyfikowany kurs transportu dużych zwierząt

5-verkeersschool-blom-Large-940x627
Odpowiednik polskiej licencji konwojenta zwierząt, organizowany standardowo przez jedną z holenderskich szkół jazdy samochodem. W Holandii taki certyfikat jest wydawany na określony czas, a szkoła jazdy Blom ma jako jedyna w Holandii możliwość wydawania go bezterminowo. W tym kraju takiego rodzaju certyfikatem musi legitymować się każdy kierowca, który świadczy usługę transportu zwierząt na odległość większą niż 65 km.
Szkoła jazdy Blom uwzględnia potrzeby jeźdźców oferując w jednym miejscu dogodne kursy dla zdobycia uprawnień na ciągnięcie ciężkiej przyczepy lub prowadzenie samochodów ciężarowych.

http://www.verkeersschoolblom.nl/nl/home.html
Koszt kursy 250€ (ok. 1100 zł, w Polsce taki kurs kosztuje 350 zł).

2. Szkolenie z zakresu terapii czaszkowo-krzyżowej dla koni

6-craniosacraal-therapie
Terapia czaszkowo-krzyżowa to system terapeutyczny wywodzący się z osteopatii, a nazywany „miękką siłą”. W przeciwieństwie do osteopatii nie opiera się o manipulację terapeuty na ciele pacjenta (kościach, mięśniach, więzadłach i innych tkankach), tylko o stosowanie bardzo delikatnych technik manualnych – łagodnego, subtelnego dotyku – w odpowiednich rejonach ciała, które stymulowane w ten sposób samo zaczyna się leczyć. Taka terapia jest bardzo przyjemna, relaksująca i wprowadza pacjenta w stan „snu na jawie”, dzięki czemu umożliwia pokonanie wielu problemów nie tylko zdrowotnych, ale również behawioralych.
Szkolenie ma charakter studiów i umożliwia już po dwóch latach podjęcie pracy jako samodzielny i wykwalifikowany terapeuta.

http://hipposofia.education/
Cena na żądanie.

3. Horse Welfare Course kurs dobrego samopoczucia konia :)

3-Leergang-Paardenwelzijn
Freestyle Academy przygotowało kursy dostarczające kompleksowej wiedzy na temat dobrostanu koni. Uczestnicy kursu zostają wyedukowani w zakresie końskiego behawioryzmu, prawidłowej pielęgnacji kopyt, potrzeb dentystycznych koni, ich żywienia, anatomii, biomechaniki, rozpoznawania chorób oraz wyszukiwania specjalistów, którzy pomogą nam w przypadku dolegliwości zdrowotnych zwierzęcia. Bardzo szeroka baza teoretyczna, interaktywne lekcje oraz trening praktycznych umiejętności w stajni sprawiają, że kurs jest naprawdę ciekawy i nie może się nudzić. Cały jego cykl trwa 12 dni i można wziąć w nim udział samodzielnie – albo w parze z własnym koniem.
Bardzo przydatna inicjatywa – zarówno dla „zielonych” użytkowników koni jak i wszystkich osób, które chcą poszerzyć własną wiedzę. O potrzebie tego typu kursów może świadczyć scenka ode mnie ze stajni, kiedy to zbierałam chętnych do „grupowej” wizyty końskiego dentysty. – „A to koniom się robi zęby???” – zapytała mnie szalenie zdziwiona pensjonariuszka, która sama ma konia od ośmiu lat. Ano, robi się koniom zęby… Na szczęście dziewicza dentystycznie klacz okazała się mieć bardzo poprawny zgryz i stąd nieźle sobie radziła zębowo przez całe swoje życie na własną rękę 😉

http://www.freestyleacademy.nl/welzijn-gezondheid
Cena kursu 1295€ (w cenę wliczone są niezbędne książki i wszelkie materiały wykorzystywane w trakcie szkolenia)

4. NCSAH Neoklasyczna Szkoła Hippiki (po raz kolejny w konkursie)

4-NCSAH-Large-940x705
NCSAH, The Neo-Classical School for the Art of Horsemanship czyli neo-klasyczna szkoła sztuki jazdy konnej. We wpisie o książkach wzmiankowałam już o mojej alergii na dumne i szumne nazwy dla jeździectwa 😉 W tym jednak wypadku poza dużą formą na szczęście spotykamy dużą tresć. Cykl szkoleń NCSAH dedykowany jest trenerom oraz instruktorom jeździectwa i ma na celu kształcenie profesjonalnie przygotowanych kadr, które będą potrafić analizować i rozumieć ruch konia, a fizyczne i psychiczne dobre samopoczucie zwierzęcia stawiają zawsze na pierwszym miejscu. Kurs dostarcza rozległej wiedzy na temat biomechaniki oraz metod treningu opartych na klasycznych zasadach i zawiera wykłady, które prezentują treningu ujeżdżeniowy aż do poziomu Grand Prix. Istotny nacisk kładzie się na umiejętności analizowania i rozwiązywania problemów. Znaczna część wykładów kursu to praca ziemi, a także lekcje końskiej anatomii.
Instruktorami NCSAH są jeźdźcy poziomu Grand Prix, czy znani lekarze weterynarii. Organizator kursu jest uznanym instytutem, którego dyplom umożliwia absolwentom uzyskanie ubezpieczenia zawodowego.
W takim szkoleniu z przyjemnością wzięłabym udział.

http://www.ncsah.nl/#tab-f1299458907c13ab5df
Cena – na żądanie.

5. IEEBF Centrum szkoleniowe pasowania wędzideł

2-IEEBF-940x752
Szkolenia tym razem dedykowane pracownikom sklepów jeździeckich. Na rynku dostępna jest masa wędzideł, najróżniejszych typów od najróżniejszych producentów. International Education for Equine Bit Fitters (IEEBF) to największe centrum edukacyjne w Holandii i zarazem pierwsze, jakie powstało zajmujące się tą tematyką. Z jednej strony trzeba biegle poznać ofertę wędzideł, by móc odpowiednio dobierać ich potrzebne funkcje, ale z drugiej strony trzeba również dysponować wiedzą na temat końskiej anatomii (bo każdy pysk jest inny i może mieć różne wymagania), a z trzeciej – kiełzno musi być dedykowane dziedzinie, w której szkolimy konia (czego innego będzie wymagał koń westernowy, innego skoczek). Kurs dostarcza szczegółowej wiedzy o anatomii końskiej głowy, anatomii końskich zębów, działaniu wędzidła, jego wpływu na psyk i głowę konia, a także o prawidłowym dopasowaniu nie tylko wędzideł, ale również ogłowi.

Cena – 500€ za dwudniowy kurs.
http://www.ieebf.com/

6. ICPBC Międzynarodowe centrum dla konsultantów bitfittingu

1-ICPBC
Czyli kolejna instytucja prowadząca szkolenia o wędzidłach, przeznaczone dla terapeutów, sędziów, trenerów, jeźdźców, dentystów końskich, lekarzy weterynarii i wszystkich tych osób, które chcą poszerzyć swoją wiedzę o dopasowywaniu wędzideł. Bardzo często źle dobrane wędzidło jest przyczyną problemów w treningu, problemów z kontaktem czy trudności behawioralnych. Źle dobrane wędzidło może naprawdę narobić szkody:
11817031_1017877284902690_2951850943699725318_n604140_878996628790757_5281935235104590622_n

Ook in 2015 gaan we weer fanatiek aan de slag met t controleren van paardenmonden en het vinden van het meest geschikte bit. Maak gerust een afspraak. Hieronder een filmpje van een fikse open blaar aan de binnenkant van de lagen.

Opublikowany przez Bitsymmetrie/Passendbit na 4 styczeń 2015

Dobrą wiadomością dla nas może być fakt, że w 2017 roku kursy będą prowadzone w języku angielskim oraz mobilne – założycielka szkoły będzie jeździć po całej Europie. Ciekawe, jakie by były koszty takiego skróconego kursu, ponieważ pełne, stacjonarne szkolenie obejmujące 208 godzin nauki wraz materiałami, egzaminami i opłatami za wydanie certyfikatu wynosi całe 2895€!

https://www.icpbc.com/
Cena 2895€.

Ciekawy efekt atmosferyczny…

$
0
0

Ciekawy efekt atmosferyczny uchwycony u nas na hali, czyli jednym słowem – jest kurtka wodna ZIIIIIMNO!

mlga

A może tak wygląda hala tuż po treningu Suchara, kiedy temu czacha zadymi? 😉

Ostatnio mnie spotykają w stajni same niespodzianki – kucyk widmo, którego odławiałam z korytarza, piłki wyrzucone z boksów w tym samym czasie przez całą rudą bandę (widać Cebula zarządziła drużynie, że nie będzie więcej Cebulą, bo teraz chce być Kapustką), zamarznięte na kość marchewki (chyba można by nimi grać na perkusji albo w baseball), demonstracyjny atak narkolepsji u Susza na widok naszej pani masażystki (połączony z maniakalnym ziewaniem z wywalonym ozorem – znaczy, że pani dobrze go masuje), test kokosowego meszu (boossski, mam foki i go pokażę), Alpi-Houdini, który na solarium wyłuskuje się z kantara, ale zamiast dać nogę staje sobie w poprzek lamp i robi limbo pod sznurkami, żeby wygodnie podrapać o ścianę swoją rudą pupę.. Ale absolutnie wszystko przebił latający po hali podczas mojej jazdy… nietoperz 😆 Oczywiście Suchy wypatrzył go pierwszy 😆 Na szczęście batman, który chyba wleciał do środka przez niedomknięty wywietrznik pokręcił się trochę bez ładu i składu, po czym przemieścił się za baner Maserati, tam zaczepił za sufit, zawiesił i poszedł spać.  Muszę sprawdzić, czy dalej tam wisi 😉
Z nietoperzem jeszcze nie jeździłam i zdecydowanie taka wizytacja na hali przebija nawet zdarzenie z wakacji, kiedy to jeździłam klacz klientki i w pewnym momencie wesołego galopu centralnie zapikował w nas jerzyk, który z misją kamikadze przydzwonił kobyle w łeb i padł jak rażony piorunem 😈 Koń nawet chyba nie zauważył, ale jerzyk po 10-minutowym nokaucie otrzepał się z piasku i odleciał, pewnie szukać nowego celu.

Oj, trzeba było pierwszego dnia po sylwestrze nudnie deptać kapustkę, a ja wymyśliłam dla całej ferajny bardzo nietypowe kawaletkowe treningi, jeszcze z komentarzem, żeby cały nowy rok był urozmaicony 😆

Nie, żebym narzekała 😉

A jak już jesteśmy przy nietoperzach, to takiego delikwenta mam za ciepłej pory roku co wieczór nad drzwiami:

Jutro suplementy z HPOTY, tłumaczenie już w toku.

Best Sushi ever, czyli po ciemnej i po jasnej stronie mocy

$
0
0

We wtorek, po dwutygodniowej przerwie od ostatniej wizyty, odwiedziła nas Ola Szulc. Razem z Suszkiem zaliczyłam trening życia… Chodził naprawdę genialnie od paru dni i taka jazda była sprawdzianem jego dobrej pracy. Faktycznie, Su był naprawdę okrągły, przepuszczalny i zrelaksowany. Przynajmniej przez większość czasu, bo nie obyło się bez problemów z emocjami i trudną do kontrolowania energią. Suchy powinien chyba pić mniej paliwa rakietowego 😆 Jeśli ktokolwiek sądzi, że praca ujeżdżeniowa jest nudna, powinien wsiąść na moje konie 😉 Na Suchym czasem jeździ się tak:

over
Tak sobie myślę, że jak Suchy będzie kiedyś chodził na dwóch nogach, to uznam go za doskonale ujeżdżonego i posłusznego, bo na razie nie tylko chodzi na jednej, ale nawet na niej skacze 😈 Suchy bywa tak rogaty, że sam Belzebub mógłby mu czyścić buty 😈

IMG_1617 IMG_1618
Poszło oczywiście o piafy, ale od samego początku jazdy wiedziałam, że mamy mocno czające się napięcie: pierwsze zagalopowanie i Suszek piszczy i podskakuje małym barankiem. Myślę sobie – oho, będzie się działo 😉 Przyszło na halę kilku widzów, lonżował się kucyczek – to są dla Suchego bardzo podniecające bodźce, motywujące do pisków, galopad i wyskoków. Ale bodźce-nie bodźce, radzić sobie z nimi trzeba i pracować w takim zdestabilizowanym środowisku również trzeba umieć. Podskoki zostały ogarnięte, a Suchy zdecydował się ciutkę przykręcić kurka eksplozji, utrzymać emocje na wodzy i wykonać zadanie, o które został proszony z wielką klasą:
IMG_0994Ale podpiafowanie to jedno – w życiu jeszcze nie mieliśmy takiego galopu! Suchy zamienił się w kulkę, pomieścił i rozgościł w tej okrągłości i tak uniósł kłąb do góry, że już po samej rozgrzewce cały kark miał już konkretnie mokry. Sam chciał ciężko pracować i naprawdę był zadowolony z efektów, które udało mu się osiągnąć. Fantastyczna sprawa z koniem, który się tak stara – pozostało tylko chwalić, i chwalić, i chwalić, i jeszcze więcej chwalić – hahah, a gdzieś wyżej piałam, że ujeżdżenie ponoć nie jest nudne 😛

IMG_1117 IMG_0918 IMG_0998Galopowa kuleczka nie rozpadła mi się w ogóle w kłusie, mimo że świadomie starałam się tam psuć ile wlezie 😉 Na Suchym nie sztuka jechać szałowym krokiem naprzód choćby i pół godziny – sztuka to skrócić, dalej elegancko dodać i znowu osadzić do kłusa prawie w miejscu i małych kroczków, bawiąc się rytmem i tempem kłusa niczym suwakiem, który z łatwością można w dowolnej chwili przesunąć dowolnie w górę lub w dół – ale chyba jednak wreszcie rozszyfrowałam sposób na przejścia do dołu.

IMG_1500 IMG_1524
Bo może ten Suchy już wcale nie tak bardzo „nie chce” zwalniać czy się zatrzymywać? Może nie robi tego za wolno, za późno, za mało gorliwie dlatego, że nie respektuje pomocy, tylko że cały czas ciężko mu zrobić hamowanie silnikiem takich dużych chodów? Suchy jest przecież tak zbudowany, że nie da rady nigdy spadać na front. Może to parcie naprzód, na wodze, to nieokiełznane „go” to byłoby u innego konia właśnie pikowanie w dół? Można by to sprawdzić dbając o to, żeby koń nie opadał głową do dołu, ale co jeśli koń nadal niesie nos wysoko i co najwyżej wycofa go lekko w tył (w czym mu zresztą z uwagi na długą i łabędzią szyję najwygodniej)? Skoro nie głowa do góry, to spróbujmy przetestować… zad w dół. Poszukać w przejściu do stępa lub mocnym skróceniu w kłusie uczucia z podpiafowywania, kiedy zad mocno chowa się pod konia… No i bingo! Mamy to! Nagle okazuje się, że mogę z łatwością posadzić Susza z kraulującego kłusa lub ekspresyjnego pasażu do stój. Jeszcze czasem nieśmiało, jeszcze czasem z pomyłkami, ale nowy pomysł na hasło „wolniej” albo „w dół” zdecydowanie się koniowi podoba :)
IMG_1441 IMG_1443
Oczywiście Suszek nie byłby sobą, gdyby nie starał się być po drodze lepszym od najlepszych. Próbuję skrócić i dodaję zawisający po 30 centymetrów nad ziemią pasaż. – Top fura, rewelacyjny pasaż! – woła do nas trenerka. – Wiesz co, właściwie to ja chciałam zatrzymać! – odkrzykuję tłumiąc śmiech, bo zaraz popadam w głupawkę wyobrażając sobie, że jeśli Suchy miałby kiedykolwiek chodzić programy Grand Prix, to wystarczy, że jeździec wjedzie w szranki i zacznie realizować desperackie próby zatrzymania Suszarki, który to po drodze zrobi efektem ubocznym piafy, pasaże, ciągi, zmiany co tempo, aż w końcu da się wreszcie postawić do stój w X 😆
IMG_1476To, co w końcu zaczyna się również dziać po dorosłemu to próby otwarcia łopatki. Przednie nogi zaczynają wynosić się do przodu i prostować przed koniem. Rzadko kiedy konie mają naturalny talent zarówno do ekstremalnego zebrania, jak i efektownego poszerzenia. Suchy długo z wyciągniętymi chodami był na bakier. Jeśli koń ma taką trudność, to nie można się nią nigdy zrażać, tylko trzeba cierpliwie pracować. Widziałam wiele młodych koni ocenionych jako „nierokujące” do ujeżdżenia tylko dlatego, że ktoś je obejrzał w kłusie luzem czy na lonży i nie potrafiły one otworzyć wykroku. To naprawdę nie jest wyznacznik jakości ani możliwości konia, że w młodym wieku nie umie puścić łopatki. Czteroletni Suchy nie śmigał nawet kroku poszerzenia – od razu wbijał się w galop, a bardzo pilnowany do pozostawania w kłusie momentalnie tracił rytm – a nadal nie poszerzał ni w ząb. Teraz dopiero zaczyna pokazywać, na co go stać i myślę, że te dodania będą naprawdę bardzo dobre.
IMG_1538 IMG_1546 IMG_1548
Suchy wskakuje (dosłownie wskakuje) w Nowy Rok przebojem i nawet jego okresowo pojawiające się u niego reakcje łańcuchowe, eksplozje jądrowe, światowe zloty demonów i sabaty czarownic nie są w stanie naruszyć mojego zauroczenia tym koniem. Diabły będziemy egzorcyzmować, a anioły zapraszać gromadnie i częstować opłatkiem. Suszek ma w sobie moc i jeszcze będzie z niego niezły ujeżdżeniowy rycerz dżedaj 😉

IMG_0953

Wielkie meszowanie: Equi Nuba Classic Mash i drugi niespodzianka ;)

$
0
0

Po ciężkich treningach moja ekipa dostaje „coś ekstra” od życia – zawsze na wieczór zanoszę im porcję ciepłego meszu. Mam kilka swoich ulubionych typów, a że ostatnio otworzyłam worek meszu Equi Nuba i nawet dorobiłam się zdjęć (telefonem robionych wprawdzie, ale przy aktualnej pogodzie i tak nie bardzo mam widoki na coś ciekawszego w plenerze), zatem dziś będzie wpis o wrażeniach z tego frykasu 😉

Podawanie meszu czasami bywa trochę kontrowersyjne. Wiadomo, że najlepsza dla konia dieta to taka, która jest stabilna i niezmienna. Wrzucenie do żłobu dwa razy w tygodniu ekstra 1-1,5kg nowej paszy nie do końca się z tą koncepcją zgadza. Teoretycznie wartościowe byłoby wprowadzenie meszu do stałej diety, ale podobno może to z kolei rozleniwiać układ pokarmowy (śliskie siemię ułatwia przesuwanie treści). Czy rzeczywiście obawy w którąkolwiek stronę mają sens jest mi bardzo trudno ocenić, bo spotkałam się z obydwoma wariantami, z których obydwa się dobrze sprawdzały. Konie w treningu u Ulli Salzgeber dostają codziennie bardzo małą (sałatkowy półmiseczek) porcję meszu i mają się kwitnąco. Ja swoim zwierzakom daję mesz, kiedy faktycznie wyczerpująco popracują (raz, żeby uzupełnić wydatkowaną energię, a dwa, żeby im poprawić samopoczucie) 1-2 razy w tygodniu, zależy jak mi te ciężkie treningi faktycznie wypadną. Żadnych narzekań ze strony kopytnych nie zaobserwowałam 😉

Nuba Equi Classic Mash

Już po otwarciu worka czeka nas niespodzianka. Mesz z warzywami to chyba skromnie powiedziane – nawet na sucho mesz wygląda na wyjątkowo urozimaicony sporymi kawałkami warzyw. Czego tam nie ma! Są i wytłoki jabłkowe, płatkowana marchewka, kawałki buraków, pietruszka, seler, plasterki cukinii, a na dodatek świętojański chlebek (nadający całości słodki smak). Posiłek zapowiada się nader apetycznie, zatem – zalewamy i testujemy.

Classic Mash przed:
IMG_7717 IMG_7717_

I po przygotowaniu, już w stajni tuż przed podaniem do żłobów:
IMG_7718 IMG_7718_

Po przyrządzeniu otrzymujemy meszową wersję sałatki warzywnej 😉 Zalane wrzątkiem warzywa namaczają się i nabierają objętości, wydzielając też lekko różowy soczek. Całość bardzo przyjemnie pachnie – mi ten zapach przypomina pączki 😉 Niosę wiaderka do stajni, a rudzielce słysząc z daleka moje kroki włączają werble i na sam zapach trzęsą się z niecierpliwości. Mesz ląduje w żłobach, Cebula aż mruczy z błogości, Alpi wylizuje żłób do czysta (a on zawsze zostawia tam warstwę „niejadalnych” łusek, paproszków i drobnych frakcji paszy) i tylko Suszek jakiś taki markotny, przymierza się, tu skubnie, tam pomymła, i jakoś nie wie, czy ma wsuwać, czy nie – chociaż widać, że chęć ma dużą. Czemu nie wcina? Zaglądam do żłoba i dostaję olśnienia: no tak, buraki…! Warzywo zdaniem Suchara totalnie niejadalne, niestrawne, rozczarowujące i odrzucające wyglądem i zapachem, bo gdzieżby w ogóle spróbować to świństwo skubnąć… No też ci ambaras :(
Suchy jest generalnie wrażliwy na nowe smaki, bywa, że musi się do paszy przekonać, żeby móc ją polubić, ale burak jest, był i będzie nietykalny i przeklęty przez złe moce. Mesz do rana wymymłany w małych kąskach znika wprawdzie całkowicie z suszkowego żłobu, ale musimy wymyślić dla Suchego jakiś plan B. Kontraktację się zatem z producentem narzekając na mojego rudego francuskiego pieska i zapytując, czy nie zanosi się może na jakąś wersję meszu bez buraczków dla marudnych buraczkowko koni. Otóż okazuje się, że się zanosi na inny mesz – i to nie byle jaki… kokosowy mesz hawajski!
😀 W składzie ze smakowych dodatków mamy ziarno słonecznika, kokosowe wiórki, płatki z suszonej marchewki i pestki dyni. Taki zestaw powinien przemówić nawet do wybrednego Susza.
Dostajemy worek paszy i sprawdzamy, czy entuzjastycznie zostanie zniknięty przez rude paszcze.

Mash Hawaii przed zalaniem:
IMG_7719IMG_7719_

Po przyrządzeniu:
IMG_7720_ IMG_7720

No i bingo, tym razem nawet Susz-maruda dał się skusić 😉 Mesz pachnie bardzo delikatnie i rzeczywiście z nutą kokosowych wiórków 😉

Z ogólnych spostrzeżeń mocne plusy:
– mnóstwo warzyw, co szczególnie z zimie daje solidne urozmaicenie diety,
– siemię lniane na pierwszym miejscu w składzie,
– mesz jest tłuściutki (10,7% tłuszczu), dzięki czemu może świetnie wspierać odkarmianie koni zbyt szczupłych lub takich, które spalają się w treningu,
– ma zbilansowany stosunek wapnia do fosforu (którego często mamy zbyt dużo w końskiej diecie, kosztem wapnia właśnie)
– ciekawa receptura obydwu wersji meszu, jest to zawsze nowy pomysł na rynku.

Suszarkę ciężko złapać przy żłobie – po wejściu ludzia do boksu Su zajmuje się ludziem i opluwa go jedzeniem 😉 Przynajmniej na zdjęciu ma dziwną minę i pełne usta (których zawartość za chwilę mi podaruje…):
IMG_7721

Alpus nie wybrzydza – pewnie bym mu mogła zdjąć podkowy w czasie jedzenia i by nawet tego nie zauważył:
IMG_7723

Cebula od 3,5-latki przeszła transformację z kapryśnej księżniczki w odkurzacz. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale przynajmniej łatwo ją utrzymać w dobrej kondycji:
IMG_7726

I rzut oka do żłobów, niestety u Susza wyłącznie miska bez pyska, bo pysk zamiast pozować wybierał wlewanie mi zaczerpniętego meszu za koszulę 😉 Suszek przecież podzieli się kokosankami z mamusią…
IMG_7728 IMG_7732
IMG_2067

Minusy? Ode mnie chyba tylko jeden. Najbardziej lubię mesz, który po zaprzeniu staje się super „śliski”. Tutaj rzeczywiście widać sporo ziaren siemienia, ale jeszcze nie udało mi się uzyskać takiego naprawdę lepkiego gluta. Może muszę poeksperymentować ze zmiana ilości wody, w każdym razie konie nie narzekają i rąbią, aż im się słuchy trzęsą.

A ja polecam :) Albo dla urozmaicenia, albo jako stałą pozycję w diecie koniska.

Spokojne 8/10 – naprawdę niebanalny produkt. Equi Nuba Classic Mash 15kg – 82 zł.

8-10

Horses Product of the Year 2016: Feed (pasze i karmienie)

$
0
0

Jeszcze kilka kategorii z corocznego konkursu zostało do przejrzenia :) Tym razem ogólnie pojęte żywienie koni. Jeden produkt jest moim zdecydowanym faworytem – zgadnijcie, który 😉

 

1. EquiFyt Pre-Active

4-PRE-ACTIVE-nieuw-Medium-581x10247uLOT7
Wysokiej jakości mieszanka ziół, traw, lucerny oraz oleju z siemienia lnianego. Bez pszenicy, z małym dodatkiem granulatu oraz suszonych warzyw – strukturalne, „naturalne” musli. O tyle ciekawe, że aktualizowane przez producenta zgodnie z rytmem pór roku oraz dodatkowymi cechami klimatu (np. mokre lato, czy łagodna w danym roku zima). Pasza cechuje się wysoką zawartością surowego włókna, niskim poziomem cukru oraz skrobi (cukry 4,6%, skrobia 5,9%), wysokiej jakości białkiem oraz dodatkiem pre-biotyków dla zdrowego trawienia. Forma paszy, bardzo zbliżona do naturalnie pobieranej przez konia mieszanki traw wpływa na zoptymalizowanie metabolizmu konia oraz podnosi przyswajalność składników odżywczych, witamin i minerałów. Bez GMo, melasy czy glutenu.

http://www.equifyt.com/
Cena 15,9€ (ok. 70 zł) za worek 20kg.

2. Haygain parowniki do siana

5-haygain-hooistomers-Large-940x992
Jak podaje producent, 80% koni utrzymywanych w stajniach cierpi na mniejsze lub bardziej istotne dolegliwości ze strony układu oddechowego. Kłopoty z oddychaniem „pełną piersią” nie tylko wpływają na znaczne obniżenie wydolności sportowej, ale w dłuższym czasie prowadzą do przewlekłych i bardzo poważnych schorzeń. Takie problemy – nierzadko eliminujące konia z użytkowania wierzchowego – mogą dotknąć nawet 1 na 6 koni. Jednym z największych wrogów zdrowego oddechu jest kurz. Zakurzone siano jest najczęstszym winowajcą powstawania problemów oddechowych i ma bezpośredni wpłyn na ograniczoną konsumpcję tlenu. Alergeny, pleśnie, bakterie mogą być przyczyną REAO/COPD czy chorób zapalnych dolnych dróg oddechowych IAD/SAD. Moczenie siana jest rozwiązaniem mało skutecznym (usuwa kurz tylko z wierzchu kostki siana). Optymalne przygotowanie siana przed podaniem zapewniają parowniki. Siano poddawane jest działaniu gorącej pary wodnej, która usuwa nie tylko kurz, ale również pleśnie, zarodniki grzybów i bakterie. Producent oferuje cztery różne modele – zaczynając od stacjonarnych, aż po wersje przenośne, które można zabierać ze sobą na zawody.

http://www.equitrend.nl/indexen.html
Ceny od 799€ do 2389€.

3. Roughage QuickScan – analiza paszy objętościowej

6-pavo-ruwvoer-quickscan-Medium-940x705
Pasza objętościowa bogata w błonnik – jak trawa, siano czy kiszonka – jest głównym źródłem pożywienia dla koni. Dzienna racja konia powinna składać się w 70-100% z paszy objętościowej. Aby móc ułożyć zdrową i zbilansowaną dietę, dobrze byłoby wiedzieć, jakie wartości energetyczne oraz ile białka i cukru zawiera siano w stajni, które jest podawane naszemu koniowi. QuickScan to usługa, która pozwala szybko i wygodnie sprawdzić te trzy wartości. Wystarczy wysłać próbkę 200g siana, a w ciągu 5 dni na wskazany adres email otrzymamy szczegółową analizę. Wraz z wartościami odżywczymi naszego siana otrzymujemy tabele pozwalające sprawdzić, dla jakiej grupy koni nasze siano jest optymalne.
Super fajna usługa – a biorąc pod uwagę, że jej koszt można rozłożyć na kilka osób w stajni – finansowo zupełnie neutralna dla portfela.

http://www.pavo.nl/producten/ruwvoer-quickscan
Cena 19,95€ (ok. 89 zł).

4. Horseware Nutrilicks

7-horseware-nutrilicks-2-940x627
Lizawki smakowe, które są odpowiedzią na troskę właścicieli koni o zawartość cukru w ich diecie. Wysoce strawne i apetyczne Nutrilicks zawierają 60 do 70% mniej cukru niż porównywalne tego typu produkty dostępne w sprzedaży. Obniżenie zawartości cukru pozostawiło więcej „miejsca” na inne składniki odżywcze, stąd lizawki te dostarczają wielu witamin i składników mineralnych. Dostępne w czterech smakach:  jabłko, czosnek, mięta, ziołowe przyprawy.
Pomysł jest bardzo zacny, niestety mimo intensywnych poszukiwań w sieci jedyne informacje, jakie znalazłam, brzmią mniej więcej tak, że cukru jest „mało” albo „mniej niż w innych lizawkach” – ale ile dokładnie, to do tego producent się nie przyznaje…

http://www.horseware.com/
Cena 4.95€ (29 zł w polskim sklepie).

5. HAVENS Gastro+

1-havens-gastrogastro-cubes-close-up_1
Wrzody żołądka u koni to niestety coraz częściej spotykany problem, a konie, które cierpią na tę dolegliwość tracą kondycję, znacznie gorzej przyswajają paszę, dodatkowo odczuwając przy tym znaczną bolesność i dyskomfort. Havens opracował paszę, która pozwala łagodzić skutki choroby wrzodowej żołądka. Jej odpowiednio dobrane składniki wspierają regenerację śluzówki żołądka, stymulują zdrowe trawienie (dodatek lucerny wpływa na wytwarzanie śliny podczas pobierania paszy, co obniża kwasowość wydzielin żołądka). Niska zawartość skrobi (16,7%), kwasy tłuszczowe omega-3 oraz omega-6 dostarczające energii oraz działające przeciwzapalnie, wyselekcjonowane i wartościowe aminokwasy, komplet witamin (w tym duża zawartość witaminy E, będącej cennym przeciwutleniaczem) i składników mineralnych sprawia, że granulat Gastro+ jest paszą w pełni pokrywającą zapotrzebowanie sportowych koni.

http://www.paardenvoeders.nl/gastro-plus
Cena 13,8 € (61,5 zł) za worek 20kg (u nas zapewne drożej o koszty transportu i VAT…).

6. Subli Dieetmix

2-Subli-Dieetmix-Large-683x1024dm
Specjalistyczna pasza nieznanej u nas marki Subli. Nie zawiera zbóż, pochodnych zbóż ani melasy, dzięki czemu wyróżnia się szczególnie niską zawartością cukru (4,4%) oraz skrobi (6,9%). Pasza zawiera bardzo dużo włókna (27,8%), dzięki czemu może być bezpiecznie podawana w większych ilościach, kiedy jest to przydatne – jak w przypadku starszych zwierząt lub chudych koni, które powinny przybrać na wadze. DieetMix jest dedykowana również koniom ciepiącym na schorzenia metaboliczne powiązane ze skrobią oraz cukrem (ochwat, choroba Cushinga), alergie na zboża lub nadwagę. Musli to dostarcza kompleksu witamin, składników mineralnych i elementów śladowych, odpowiednio bilansując końską dietę.

http://www.subli.nl/
Cena 14,95€ (65 zł) za worek 20kg.

7. Marstall Bergwiesen Mash

3-marstall-Bergwiesen-Mashberg
Mesz z górskich pastwisk nie zawiera zbóż i melasy, jest ubogi w cukry (5,2%) i skrobię (4,7%), dzięki czemu jest również naprawdę lekkostrawny. Dostarcza wartościowych włókien oraz probiotyków, które wspierają perystaltykę. Zboża (tradycyjnie stosowany w meszu owies i pszenicę) zastąpiono siemieniem lnianym, drożdżami piwnymi, sporym udziałem ziół oraz pulpą jabłkową. Mesz może być podawany koniom z problemami jelitowymi, koniom z po operacjach kolek lub cierpiącym na zaburzenia metaboliczne, koniom starszym, a także zwierzętom z niedowagą. Mesz ten można podawać na ciepło lub zimno i doskonale nadaje się on do „przemycania” nielubianych lekarstw czy suplementów.

http://www.marstall.nl/
Cena 19,9€ (86 zł) za worek 12,5kg oraz 12,8€ (58 zł) za wiaderko 5 kg.

Cebula ma chęć ;)

$
0
0

Cebula mi się grzeje! Wreszcie udało się ją przyłapać na gorącym uczynku, albowiem ruda Fugu ma to do siebie, że nie pokazuje w żaden sposób, że ma ruję – ani pod siodłem, ani w obsłudze, ani w żadnym innym jej standardowym zachowaniu. Pod tym względem Cebularz jest zupełnie jak wałach.

IMG_1953

W zasadzie jest tylko jedna metoda, żeby to stwierdzić – na próbnika 😉 Jakiś wałach obwąchujący jej ogon i dopiero chętna na amory Cebula zadziera kitę do góry i posikuje. Dziś ściągając konie z karuzeli zaaranżowałam integrację z 4-letnim wałachem no i proszę – Cebula właśnie ma chęć. Tym samym nasze panie weterynarz zostały postawione w stan gotowości i od poniedziałku zaczynamy przygotowania do próby numer II, czyli pozyskania embrioźrebaka w sezonie 2017. W ubiegłym już nam się prawie udało, w zasadzie wszystko wzięło w łeb przez opóźnienie spowodowane właśnie cichymi rujami Cebuli.

IMG_1872 IMG_2218

Będę robić powtórkę tatusia z poprzedniego roku, czyli hanowerskiego ogiera Foundation. Muszę jednak przyznać, że wybór ogierów na aktualny sezon jest naprawdę ciekawy i tu warto zacząć od tego, że interesujące nowe konie będziemy mieli dostępne w Polsce u państwa Cichoniów, w dodatku w stosunkowo przystępnych cenach. Z tej oferty do Cebulki dobrałabym syna Foundationa – Fürst Sava, który do naszego kraju przyjechał ze stajni Andreasa Helgstanda:

A skoro już przy duńskiej stajni Helgstrand Dressage jesteśmy, to w tym sezonie stawia ona na młode talenty i oferuje bardzo widowiskowe, ale dopiero rozpoczynające karierę (i co za tym idzie niesprawdzone jeszcze w hodowli) ogiery. Jednym z najdroższych w katalogu jest czempion hanowerskiego korungu, sprzedany w 2015 roku za 1,2 miliona euro (co jest jak dotąd niepobitym rekordem) ogier Revolution (Rocky Lee – Rochelle).

Szkoda, że taki ogromny (ma 3,5 roku i 174 cm wzrostu), ale niesie ze sobą cenna linie krwi, no i zdecydowanie można na nim zawiesić oko 😉

Horses Product of the Year 2016: Footwear (obuwie)

$
0
0

Obuwie jeździeckie to kategoria, w której jestem (nomen omen) ostatnią nogą 😆
Żaden z producentów nie ma gotowych tabelek, w które bym się mieściła, a że nie uśmiecha mi się wydawanie fortuny na obuwie jeździeckie (kiedy czytam w necie, że ktoś zamówił oficerki za 3500 tysiąca złotych, to najpierw zimny dreszcz przebiega mi po plecach, a potem szybko przeliczam, ile moje konie miały by za taka kwotę worków musli), więc poluję na pasujące butki na ebayu. Moje Königsy, które udało mi się wylicytować za 99€, wprawdzie nie wyglądają już jak spod igły, ale wciąż trzymają się wyśmienicie i jeszcze długo sobie w nich pojeżdżę.
Buty do chodzenia po stajni kupuję na Allegro albo w Decathlonie 😉 Nie kuszą mnie ozdoby, wiśniowe brązy czy modne koniakowe ujeżdżeniowe butki, chociaż kiedyś – jeśli wygram w Lotto – to zafunduję sobie klasyczne, czarne smukłe i lakierowane oficerki. Takie na specjalne okazje 😉

Tymczasem, oto czym koniarzy kuszą producenci obuwia:

1. De Niro Salentino

salentino-blauw[1]Włoskie oficerki Tricolore Salentino wyróżniają się ciekawym designem i całkowicie pełną opcją indywidualnego dopasowania butów. To jeden z flagowych modeli producenta, szyty w całości z cielęcej skóry i wyposażony w umieszczony z tyłu suwak. Takich butów nie kupimy ze sklepowej półki, ponieważ każda para jest przygotowana na zamówienie według własnych upodobań klienta. Można wybierać z gładkiej i ziarnistej skóry w kolorze czarnym, brązowym lub granatowym, a także najróżniejszych wariantów wykończenia cholewki i czubka stopy, włączając w to lakierowane wstawki, kontrastowe bizy, ozdobne przeszycia, boczny pasek przy cholewce, dodatkowe wzory czy wytłoczenia. Dzięki temu każda para butów, która powstaje, jest unikalna i niepowtarzalna.

http://www.deniroboot.nl/
Cena 379,95€ (1690 zł).

2. Alberto Fasciani – Elastic Custo boot

afas
Ciekawe podejście do oficerek, łączących tradycyjną skórę z nowoczesnym, lekkim, elastycznym i wodoodpornym materiałem, który nie chłonie brudu i nie przepuszcza wilgoci z zewnątrz. Buty są niezmiernie elastyczne, „gładkie” i nie krępujące nogi. Wewnętrzna strona cholewki w miejscu łydek przylegających go końskich boków i częściowo tybinek siodła została wyłożona skórą „podrasowaną” gumowym włóknem, co wyraźnie stabilizuje nogę, jednak bez ryzyka niszczenia skóry siodła. Sportowa, ergonomicznie ukształtowana podeszwa oferuje nie tylko komfort noszenia butów, ale również chodzenia w nich. Zapięcia na boczny suwak uzupełniono w szerokie zakładki na rzep na górze cholewki. Odważny kolor spodoba się każdemu, kto szuka „czegoś innego” niż tradycyjne, stonowane barwy (chociaż bardziej konserwatywni klienci mogą zakupić buty w wersji wykonanej całkowicie ze skóry). Czarne chyba nawet podobały by mi się do ujeżdżenia 😉

http://jrsport.nl/albertofasciani/
Cena 320€ (1425 zł).

3. TONICS sztyblety Space paddock boots

3-TONICS-Space-paddock-boots-940x792
Tonics to jedna z firm córek grupy Schockemöhle Sports. Sztyblety Space wykonano z miękkiej włoskiej skóry najwyższej jakości. Zaawansowane technologie produkcji trójwarstwowej podeszwy, a także oddychająca (i nie chłonąca zapachów) podszewka X-Static® mają służyć absolutnie doskonałemu komfortowi noszenia sztybletów. Specjalne membrany wewnątrz powierzchni butów nadają im pełną wodoodporność i dobrą izolację od temperatury zewnętrznej. Z przydatnych drobiazgów warto odnotować wzmocnienia z gumowanymi antypoślizgowymi wstawkami w rejonie strzemion, które pozwalają chronić skórę butów oraz podpórki stabilizujące ostrogi. Nowoczesny i elegancki włoski design oraz dwie linie kolorystyczne – skóra czarna lub ciemny brąz. Ładne buty – chociaż krótkich sama nie używam w ogóle.

http://www.tonics-shoes.com/
Cena 259€ (1150 zł).

4. Celeris Bia Riding Boot

4-celeris-bia-rijlaarsBia Zwart met steentjes
Zupełnie u nas nieznana firma producenta butów jeździeckich z Portugalii, wykonującego obuwie pod całkowicie indywidualne zamówienie klienta. Wysoka jakość produktów sprawia, że ujeżdżeniową ambasadorką marki jest sama Emmelie Scholtens! Model Bia to oryginalne sznurowane oficerki ujeżdżeniowe o bardzo wysokich łukach, wykonane z miękkiej cielęcej skóry i wyposażone w suwaki od wewnętrznej strony. W cenie butów zawarta jest nie tylko dowolna, nawet najbardziej nietypowa rozmiarówka (żadnych standaryzowanych tabel z dopłatą), ale również wykończenie na życzenie preferowanym kolorem czy fakturą skóry. Lakier, krokodyl, cyrkonie, kolory od budyniowego jasnego brązu, przez koniak, bordo, czekoladę i czernie, wybór przeszyć, krój noska, rodzaj cięcia skóry w kostce, wykończenie łuczka – możemy mieć wpływ na bezwzględnie każdy detal.

https://www.celeris-rijlaarzen.nl/
Cena 569€ (ok. 2500 zł).

5. Zoo Adventure wodoodporne buty skórzane Lotte

zl zoo-adventure-womens-waterproof-boot-lotte-coffee-brown-22316-022-outside
Jeśli uwielbiasz całoroczne piesze wędrówki w plenerze, albo po prostu dużo czasu spędzasz w stajni 😉 – a masz ochotę mieć suche stopy i nie musieć wieczorem wyżymać skarpetek, to buty odporne na wodę należą do Twoich „musiszmieć”. Niekoniecznie jednak taki wybór musi oznaczać gumowe kalosze. Zoo Adventure Lotte to całoroczne buty wyposażone w membranę Acqua Stop, która sprawia, że są w 100% wodoodporne, a przy tym oddychające. Dzięki elastycznej gumowej podeszwie buty są również naprawdę wygodne. Skóra, z której je uszyto jest impregnowana i wykończona w ten sposób, że nie chłonie zabrudzeń. Zgodnie z własnymi preferencjami możemy wybrać standardową lub bardziej dopasowaną cholewkę.

http://zooadventure.nl/
Cena 249,95 (ok. 1100 zł).

6. Sergio Grasso Imperia Glitter

6-Sergio-Grasso-Glitter-Large-940x754Eleganckie skokowo-wszechstronne oficerki wykonane z najwyższej jakości cielęcej skóry. Wersja Glitter posiada wykończenie cholewki brokatową skórą z lakierowaną bizą podkreślającą ekskluzywny wygląd. Podeszwy ProComf® oferują maksymalny komfort i ergonomię użytkowania, a wewnętrzne wkładki wykonano z miękkiego żelu o doskonałych właściwościach amortyzujących, pokrytego antybakteryjnym i oddychającym materiałem, który zapobiega poceniu się stóp. Zewnętrzna część podeszwy to trwały i odporny na ścieranie materiał Vibram® SG.

http://www.brokxsport.nl/
Cena w wersji z połyskliwym wykończeniem cholewki i suwakiem od 611.50€ (ok. 2700 zł).


Dressage horse in racing green

$
0
0

Ciężko pracuję i ciężko stresuję się wycenami na moją końską budowę 😈
W ramach odskoczni trzeba sobie sprawić coś miłego. Weekend był dosyć słoneczny, więc rozpakowałam jedyny jak dotąd szmatkowy koński zakup w tym roku, choć upatrzony już dawno, jak tylko pojawiły się zapowiedzi kolekcji: Eskadron Heritage jesień/zima 2016. Oto rezultaty fotografowania :)

IMG_2832

Suszek w zimowym ciepłym słońcu wyglądał po prostu fenomenalnie. Eskadron raczej rzadko gości z mojej pace, jakoś stylistyka tej marki nie mieści się w moim guście (kropki, pacyfki i gradienty jakoś mnie nie nęcą), ale cała kolekcja Heritage wypada świetnie. Seria Brand mnie po prostu zachwyciła i najchętniej zaopatrzyłabym się również w komplet granatowy oraz bordo (gdyby wyszły w wersji ze złotą bizą, idealnie pasującą do rudzielców, już dawno by były moje).
Wyścigowozielony Suchar gotowy do akcji:

IMG_2638_
Swoją drogą to zdjęcie powyżej szczególnie mnie rozbraja. Suszek przedstawia się na nim nie jak koń z krwi i kości, tylko jak render, animowany w 3d bohater rysunkowego filmu. Wypisz wymaluj koń (w sumie, to to był nawet osioł…) ze Shreka… 😆 Taka sama gładkość materiałów, takie samo żółte światło. I jeszcze to mangowe Suszkowe oko 😉
IMG_26380_ Głęboki, butelkowy zielony kolor zdecydowanie kasztanom jest pisany, chociaż jestem pewna, że i gniady koń prezentowałby się szałowo. Czaprak i derka są do siebie idealnie dopasowane, a co wcale tak często się nie trafia – również owijki i kantar mają dokładnie ten sam odcień wspaniałej zieleni.

IMG_2625_

Ogołocony z kołderki Suszek zastanawia się, czy nie powinien strzelić w śniegu orzełka 😉
IMG_2662

Kilka słów o samej derce. Jest wykonana z gładkiego materiału jersey, o lekkim połysku przypominającym satynę. Podszyta polarem jest lekka, ale przyzwoitej grubości i sprawia wrażenie, że będzie dobrze wchłaniać pot (Branda nie mieliśmy jeszcze okazji wypocić, ale na co dzień używam starej dżersejowej derki Eskadrona i nie tylko jest cieplutka, ale też pozwala koniowi szybko wyschnąć po treningu). Jersey Brand będzie na pewno dość delikatną derką, nie wiem zatem, czy bym ją polecała do codziennego użytku. Raczej taki ekstra look na specjalne okazje 😉
Derka z kantarem racinggreen z kolekcji:
IMG_2773_ IMG_2781 IMG_2812

Nie jestem również szczególną fanką kantarów Eskadrona (te standardowe brzydko się układają, a dodatkowo nie lubię kształtu ich okuć mocno wystających do dołu), ale tym razem spotkało mnie miłe zaskoczenie. Kantar ma grube i „mięsiste” podszycie z oddychającego materiału, więc sam miękko wygina się na końskim nosie. Złote klamry, blaszka z boku i złoty nadruk plus ozdobniki charakterystyczne dla kolekcji nadają mu naprawdę szykownego wizerunku.

IMG_2818 IMG_2845 IMG_2887_

Na koniec warto wspomnieć o detalach, do których w Heritage przyłożono dużą wagę. Elegancka splatana lamówka oraz wyszywane logo kolekcji wykończono połyskującą złotą nicią. Sznurek pod ogon z obydwu stron został spleciony w efektowną „koniczynkę”:
IMG_2925
W derce mamy od frontu zapięcia na dwie złote klamry oraz rzep (notabene kolejny miły bonus – derka jest przez producenta dostarczana firmowo z osłonę rzepa, aby przypadkiem nie zaczepił on i nie zmechacił materiału. Niestety takie ryzyko przy delikatnym materiale derki istnieje… Na owijkach znajdziemy dyskretny i gustowny gumowany emblemat z wypustką ułatwiającą rozpinanie rzepów.
IMG_2929IMG_2927

Heritage oznacza dziedzictwo, spuściznę, taką tradycyjną schedę. Mało czuję tutaj powiewu tradycji czy poczucia otrzymania spadku po kimś, a zdecydowanie bardziej mam wrażenie ekskluzywnego podarunku, pewnej wytworności, czegoś ekstra, z takiej bardziej luksusuwej półki. Na pewnoe do tego wrażenia przyczynia się pakowanie produktów z serii Heritage. Derki czy ochraniacze są elegancko owinięte satynową wstążką z ogromną kokardą. Kiedy wypakowałam w stajni takie wdzięczne zawiniątko derkowe, rozbawiło mnie ono na tyle, że nie mogłam się powstrzymać, żeby go trochę nie ululać i nie utulić 😆

IMG_2541 IMG_2549 IMG_2555

I znów wyjazd w męskim gronie (część I)

$
0
0

Nie bardzo wiem jakim cudem, ale upchnęłam w harmonogram w ostatni weekend kolejny wyjazd chłopaków. Duet męski powstał trochę na ostatnią chwilę, bo przygotowywałam sobie na wyjazd Cebulkę. Niestety, mimo że zgłosiłam ją do rejestru WZHK dokładnie piątego stycznia, to przez caluteńki miesiąc nikt nie raczył się do nas pofatygować. Od dwudziestego stycznia nękałam już instytucję moimi namolnymi telefonami – i słyszałam, że inspektor będzie „.za tydzień”. W końcu udało mi się zdobyć telefon bezpośrednio do samego inspektora i umówić się na wtorek przed zawodami. We wtorek nikt nie przyjechał… Znowu zatem telefony i finalnie dokonanie powtórnej identyfikacji Cebuli, która przecież ma już zrobioną identyfikację w międzynarodowym ważnym paszporcie (ehh) odbyło się w czwartek. Musiałabym jeszcze tego samego dnia zrobić rajd na dobre 80 km, żeby odwiedzić wszelkie niezbędne instytucje i po prostu spasowałam. Trudno, zdążymy następnym razem.
Swoją drogą, zachodni paszport trzeba teraz jeszcze dodatkowo przetłumaczyć u tłumacza przysięgłego… Name, sex, colour, date of birth – i to wszystko w paszporcie w trzech językach, ale i tak tłumacz musi przystawić pieczątkę. Kolejne 150 zł wrzucone do beczki bez dna pod tytułem „zachciało się mieć konie”. 😡

IMG_3127

Ale wracając do wyjazdu – dla każdego konia zostały wyznaczone cele do osiągnięcia: dla Suszka to przejście czworoboku na czterech nogach – czyli we względnym posłuszeństwie, z emocjami trzymanymi na wodzy, a dla Alpusa – zostawienie go w większej samodzielności, czyli ze stosunkowo małą pomocą (obroną przed otchłanią, spięciem i gorszą lewą stroną) ze strony jeźdźca.

Panowie zawitali do Aromeru w piątek i na pierwszy ogień poszedł Suszek.
O Matko Boska Przenajświętsza, co tu się wyrabiało!
:roll:
Suchy zobaczył szranki i nie, nie całe życie mu przeleciało przed oczami, ale na pewno przeleciały mu wrażenia z poprzedniego wyjazdu: jeżdżące choinki, podróżujące przyczepą literki, mnogość koni na rozprężalni, gadający megafon… To wystarczyło, żeby Susz założył rogi. W stępie jeszcze się powstrzymywał (bardzo dużo z nim zrobiłam kilometrów stępem w ręku, w najdziwniejszych okolicznościach, czasami całkiem po ciemku w nocy – mogę śmiało przyjąć, że w stępie Suchar jest podporządkowany przewodnikowi w każdych okolicznościach) – ale pierwszy kłus, prośba o łopatkę i się zaczęło: Suchy mentalnie cofnął się do zupełnie niesfornego czterolatka. Próby sprawdzania jeźdźca, ochota na galop, pasja, eksplozja i jedyny komunikat dla jeźdźca: tyyyy! tam na górze! masz sobie ze mną pograć, a nie mną powodować!
Suchy jest absolutnie genialny, kiedy pracuje, ale uległość i bycie biernym odtwórcą woli jeźdźca nie leżą w jego naturze.
On by wolał zaczepki, harce, wolałby piszczeć, biegać i brykać z jakimś kompanem, który robi to, co on. Kiedy jednak Suchy szczerze para się robotą, to jest naprawdę rewelacyjny:
sco1 sco2
Za to kiedy dokazuje, to też jest, hmm, rewelacyjny. Może powinien zmienić branżę na jakieś pokazy cyrkowe? :roll:
IMG_3228_IMG_3227_

Tak czy siak Suchego igraszki nie przyniosły żadnych rezultatów, jeździec nie zmienił zadania, nie dał się ani sprowokować, ani wciągnąć w gierki i jak zadał temat łopatki do wewnątrz, to przyszło ją w końcu zrobić. Zrządzeniem opatrzności trafił nam się na 40 minut całkowicie pusty czworobok – nie wyobrażam sobie możliwości przejechania i wystudzenia takiego startującego wahadłowca choćby z jednym innym koniem na placu. Pozostałoby wtedy zsiąść i dać koniowi poczucie, że osiągnął swój cel. Tymczasem Suchy w końcu wygasił ogień w głowie, ułożył się, podporządkował i pod jego długą grzywką zamiast atomowego grzyba pozostała tylko drużyna nieśmiało machających skrzydełkami małych aniołków. Łopatki zostały posłusznie wykonane. Chwila dla sprawdzenia, czy aniołki utrzymają też ciąg w kłusie, galop dookoła czworoboku z lotną zmianą – uff, utrzymały, zatem stęp i do boksu.
Suchy po tej strasznej dla niego lekcji pokory nie wyglądał na pokonanego czy uciemiężonego, ale jak się dalej okazało wyciągnął jednak bardzo dobre i konkretne wnioski:

IMG_3109_Po pierwsze zapamiętał, że taki wyjazd, mimo że jest ekscytujący, powinien być potraktowany jako coś, co się czasami zdarza i nie warto aż tak go brać do siebie. W związku z tym Suchy po raz pierwszy w obcym miejscu żarł. Żarł wszystko, co mu się pojawiło w zasięgu paszczydła – siano, owies, musli – chyba nawet lepiej niż w domu. W dodatku radził sobie nieźle, kiedy Alpi wychodził i Susz musiał zostać sam w swoim boksie, bez zaprzyjaźnionego konia  obok – dotąd w takiej sytuacji rżał tęsknie, piszczał z podniety, sadził baranki i zachowywał się gorzej niż złapany na lasso dziki mustang. Taka zmiana naprawdę cieszy :)

No i jednak dało radę przeżyć zgięcia i subordynować się w łopatkach, woltach i ciągach:
IMG_3089 IMG_3113IMG_3195IMG_3249IMG_3259
W sobotę staramy się utrzymać to pozytywne nastawienie konia i zostawić mu jak najwięcej luzu. Rano Suchy ma szczytne zadanie w postaci rozprężenia się na czworoboku w szrankach, czyli przejechania sobie wesoło i luźniutko L-ki. Co, jak się okazuje ma sympatyczny akcent w postaci 70% oceny za przejazd od jednej sędziny 😀 Brawo Suchy, oby to była Twoja pierwsza siedemdziesiątka w arkuszach :) I nawet 7 za stęp, co jest dużym powodem do radości.

Suchy jest grzeczny i jak na niego wyciszony, więc popołudniem śmiga sobie C. Z planem przejechania trasy spokojniutko, zachowawczo, przez nóżkę. Sam Suchy jest niezwykle skory do pokazówy, tylko ten tryb paradno-szpanerski nie bardzo jest jak u niego wyłączyć 😉 a to jakoś nie sprzyja wykonywaniu w kolejności elementów. Udaje się jednak i mimo mankamentów, związanych z pośpiesznym stępem i utratą rytmu w kłusie mamy ponad 60%, a niesubordynacji i errorów brak. W boksie pasza w dalszym ciągu znika :) Dla nas to naprawdę triumf.

IMG_3309

Niedziela jest znacznie trudniejsza, bo i program bardziej wymagający (C2), ale też ja mam dwa przejazdy na Alpusie i w związku z tym mogę mniej zająć się Suszem (w przerwach między konkursami spaceruję z Suszarką w ręku). Suchy idzie na czworobok. I niby to ujeżdżenie takie proste, a dla Suchara tyle w nim punktów zapalnych:
– nie spodziewał się ciągu z półwolty, a on lubi wszystko wiedzieć z góry, jeśli czegoś nie przewidzi i jeździec go zaskoczy, to mamy piskanie i error,
– dodania w galopie – skrócenia po nich są zdecydowanie za karę, jeśli Suchy nie odpowie na półparadę, to włącza mu się piskanie i error,
– lotne zmiany – jeśli nie robi ich w naprawdę totalnie wyluzowanego, tylko nieco podminowanego galopu, to mamy piskanie i error…
Tym razem, mimo że guzik od piszczenia był wciskany na czworoboku raz po raz i Suchy był blisko do przełączenia się w tryb rączy, to kontroli i współpracy nie zabrakło. Nadal przez nóżkę, nadal zachowawczo, ale 60,721% to już nie jest powód do wstydu :) Dziesięć procent więcej, niż poprzednim razem 😆

Na razie chyba na kolejne wyjazdy to jest właściwa strategia dla Susza – dać mu jak najlepsze uczucia związane z czworobokiem. Brak presji, możliwość popełniania pomyłek, tak, żeby uznał, że nic specjalnego to całe startowanie, a w sumie to nawet jest trochę nudne 😉 Jeśli to osiągniemy i Suchy będzie już pewnym partnerem dla jeźdźca na czworoboku – to wtedy będzie można zacząć jeździć już bardziej jak w domu:

I znów wyjazd w męskim gronie (część II i zupełnie niespodziewane zakończenie)

$
0
0

Ciężka dola wyjeżdżającego Alpusa zaczyna się już w momencie zmaterializowania trujących wyziewów otchłani w postaci ochraniaczy transportowych pod boksem. Alpi wie, co się święci – nieufnie niucha powietrze i furczy. Zakładanie ochraniaczy nie jest zbyt przerażające (w naziemnej obsłudze można Alpiemu zrobić naprawdę wszystko), ale już krok do przodu to inna liga – sprawdzona tego konia tarcza ochronna na otchłań każde mu zamienić się w kamień i najchętniej już nigdy, przenigdy nie ruszyłby się z boksu. Na szczęście ja też mam swoje procedury, żeby odczarować słup soli z Alpusa i zamiast próbować wyciągać za uwiąz na korytarz, wiję w transporterach stępowe kółeczko. Odblokował się, żyje. Oddycha. Chodzi. Pierwszy krok zrobiony…

A w planach jeszcze załadunek, trasa, wyjście w nowym miejscu, jazda po czworoboku i przeżycie jakichś programów na zawodach?
Ciekawe, kogo to bardziej wykończy – mnie czy Alpiego 😉

16508439_925710634230581_994214646283876297_n
Z przyczepą wprawdzie w kilku wejściach i wyjściach po drodze, ale i tak szybko rudy decyduje się pogodzić. Postęp też przy rozładunku, kiedy pierwszy wychodzi Suchy, to Alpi grzecznie czeka na swoją kolejkę, bez prób samowolnego wyfrunięcia na zewnątrz dowolnym najbliżej dostępnym otworem.

Na poprzednim, grudniowym wyjeździe bardzo Alpenikowi pomagałam pod siodłem, „pilnując” chodów z mocno zamkniętą nogą i łydką. Teraz planuję sprawdzić, czy poradzi sobie bardziej sam albo w ogóle sam, bo ja spróbuję sobie głównie na nim siedzieć i tym razem produkować się w znacznie mniejszym stopniu. A to oznacza, że będzie ciężko :roll:

16387941_925710180897293_5372505471520673768_n
W piątek jeżdżę, ale z uwagą mocno zaprzątniętą bardzo niesubordynowanym wcześniej na treningu Suszem. Jak na Alpa jest nieźle – objeżdżam czworobok kłusem, bez stopy, uciekania i przewracania literek tyłkiem, jak poprzednim razem 😆 Działa mi wewnętrzna łydka – mogę nią konia przesunąć w kierunku straszaków. Kolejny mały i przyjemny sukces :)
Nawet i sobotnia rozprężalnia ma sporo plusów (chociaż są też bardzo poważne minusy). Cieszy mnie to, że się poruszam, ba nawet w trzech chodach, dowolnie jak sobie zażyczę – mimo mnogości innych koni, otwieranych drzwi, przerażających narożników. Żadnego zatrzymania i żadnej zawijki, powoli chyba etap niekontrolowanych ucieczek od otchłani mamy za sobą (biorąc pod uwagę fakt, że zaczynaliśmy od tego, że koń 10 minut odbijał się galopem od bandy, do bandy, bo… bandy właśnie – to jest naprawdę w przypadku Alpenika duży postęp). To właśnie za tę rozprężalnię przypinam Alpusowi flotkę do ogłowia. Za to, że dał radę, mimo że bardzo spięty plecami, zachowawczy i onieśmielony zupełnie odpuszcza samowolkę i wykonuje zadania, mimo, że do skupienia na nich brakuje mu wciąż bardzo, bardzo dużo.
Niestety to spięcie ma swoje złe strony i mocno brakuje mi swobodnego ruchu naprzód. W domu rozjeździłabym to bardzo wymagającym come&go, ale to nie miejsce i czas, żeby tak dynamicznie koncentrować konia na pomocach i przyspieszać jego odpowiedzi. Miałam zresztą sprawdzić, na ile mogę koniowi nie pomagać i co działa samo, a co nie działa, więc już wiem że będę musiała biednego Alpusa przez czworobok przenieść i impulsem zbytnio nie błyśniemy :(

16388064_925710197563958_2187508179679008841_n 16473505_925709857563992_6640517364928193260_n16426111_925709850897326_6456466212927931977_n
P2 i wiele się tutaj nie pomyliłam w przewidywaniach 😆 Przejazd bardzo równy (z galopową krzywizną i wpadaniem w czterotakt na lewo w rejonach litery E, ale to jest coś, co aktualnie być musi), bez spłoszeń. Bardzo żałuję jednak dodań, które Alpi robi naprawdę fajnie, ale które przez spięcie pokazaliśmy raczej symbolicznie. Ogólnie miałam niewiele robić, a dojechałam do końca trasy bardziej zmęczona w głowie, niż gdybym na zamkniętej nodze sama mocno dyktowała tempo przez cały program. Jednak jak to każdy koń zupełnie inaczej reaguje na stresy – Suchego czy Fugu trudno w takich sytuacjach utrzymać, a biedy Alpi najchętniej by zamarł i nawet lekki trucht to dla niego przejaw bardzo dużej odwagi. Im bardziej ze strachu spięty grzbiet, tym mniej ruchu naprzód. Ja się czułam tak, jakby każdy kolejny krok naprzód Alpusa miał być jego ostatnim 😆

16426264_925710107563967_7885863975818453804_n
W niedzielę zanosi się na podobną, czyli w miarę posłuszną, ale bardzo przytkaną jazdę. Rozprężam się i w pewnym momencie sprawdzam sobie w telefonie dokładną godzinę startu i kątem oka zahaczam o datę. 5 lutego. Wtedy mojej głowie pojawia się myśl, że w takim razie wszystko wskazuje na to, że dokładnie za 3 tygodnie rozstaję się z Alpusem :(

16406418_925710347563943_1460787215106957661_n

I niestety – nie umiem już za bardzo tego z głowy wyrzucić. Jest mi naprawdę straszliwie przykro, i smutno, i łapię niemiłosiernie głębokiego doła. Rozprężam jakoś mało planowo, wjeżdżam potem na czworobok mając w głowie pierwsze lonże, pierwsze wsiadania, pierwsze tereny na Alpusie, jego ucieczki od otchłani, pierwsze łopatki, pierwsze trawersy, pierwsze pojedyncze lotne, naszą kawaletkową frajdę w pracy i słowem cały solidną porcję pełnego treści i przygód wspólnie spędzonego życia. Ciężko sobie wyobrazić, że tego może zabraknąć… Oczywiście będąc zatopiona po uszy w takich rozmyślaniach kończę stęp i machinalnie zaczynam sekwencję galopu z poprzedniego programu – oczywiście pomyłka. To mnie trochę przywraca do rzeczywistości, ale i tak jest mi ciężko. Rozstania są przykre, ale czasem z taką decyzją trzeba się zmierzyć.

W każdym razie ten mój wyjazd z Alpenem był ostatni – ostatni w najlepszym razie na długo, a może ostatni po prostu?

Chciałabym wykrzesać więcej optymizmu z tego wpisu, ale niestety nie zawsze w życiu się wszystko układa tak jakby się marzyło.
I tak udało mi się naprawdę długo zawalczyć o utrzymanie całej ekipy w jednym pęczku. A znając koleje losu, życie spokojnie potoczy się dalej i wszystko wyjdzie z czasem na fajną prostą.

Wszystkie zdjęcia autorstwa fantastycznej Julii Świętochowskiej.

Ogłowie munsztukowe ANKY

$
0
0

Dorobiłam się tymczasem fotosesji kolejnego ogłowia munsztukowego. Na Susza pierwsze przymiarki do munsztuka robiłam po wakacjach, na Alpiego przyszedł czas nieco później, ale i on finalnie zapoznał się z podwójnym kiełznem. Suchemu sprawiłam ogłowie ANKY Anatomic, z którego jestem tak zadowolona, że Alpenik dostał identyczne, jedynie dobrane z czarnym podszyciem, co daje zdecydowanie bardziej elegancki efekt na mocniej malowanym końskim łebku.

IMG_3006_
Ten model ogłowia występuje w dwóch wersjach – poza munsztukiem dostępne jest ogłowie ze skośnikiem, do standardowego pojedynczego kiełzna. Jego niesamowitą zaletą jest nachrapnik, solidnie wycięty w okolicy wędzidła. Takie wycięcie zostawia więcej wolnego miejsca na kółka wędzidłowe, które nie opierają się pod kątem o powierzchnię nachrapnika, a także pozwala na lepsze ułożenie skóry w kącikach warg i policzkach. To może być ogromna zaleta dla koni, które mają tendencję do obcierania się w fałdkach i załamaniach skóry, a także mają „puciate”, mięsiste policzki, które gruby szwedzki nachrapnik może uciskać.

IMG_2955 IMG_2991
Liczę na to, że same takie nachrapniki pojawią się z czasem w ofercie ANKY lub BR (to jest w zasadzie jedna firma i posiłkuje się między swoimi markami designem – w tym roku BR będzie miało w swojej ofercie kilka nowych modeli ogłowi, w tym jedno właśnie z takim typem nachrapnika). Dla swoich koni mam nachrapniki hanowerskie albo szwedzkie i z chęcią usprawniłabym szwedy o takie właśnie okrągłe wycięcie.

IMG_3004

Kolejny plus ogłowia to profilowana potylica, odsunięta przy uszach i pozwalająca się nasadzie ucha miękko układać obok paska, bez nieprzyjemnego nacisku. Takie potylice naprawdę lubię, a że spotkałam casus konia, który miał olbrzymi problem z zakładaniem ogłowia i udało się ten problem całkowicie rozwiązać dobierając w tranzelce miękko wykończony, wyraźnie wycięty przy uszach pasek potyliczny – to wierzę, że każdy koń naprawdę doceni komfort noszenia ogłowia z tego typu nagłówkiem.

IMG_2967 IMG_2997IMG_2974
Ogłowie jest szyte na okrągło, co nie do końca odpowiada moim preferencjom. Rurka przy samych sprzączkach i tak musi być płaska, co wiąże się z dwoma problemami. Po pierwsze, samo przejście miedzy owalnym szyciem paska, a jego „rozpłaszczeniem” często nie jest gładkie, pasek ma twarde krawędzie, które wystają poniżej spodniej części rurki, a zatem założone na końską głowę wciskają się w skórę. Swoje wszystkie rurkowe ogłowia zawsze oglądam pod tym kątem i czasami muszę im trochę pomóc dobrym przesmarowaniem skóry i rozpłaszczeniem jej twardszych lub zbyt wypukłych krawędzi… kombinerkami (przez gruby, frotowy ręcznik, aby przy okazji uniknąć niszczenia powierzchni skóry). To problematyczne miejsce pasków widać tutaj:
IMG_5429

Drugi natomiast mankament rurkowych tranzelek to konieczność ich naprawdę dobrego dopasowania rozmiaru. Zbyt długie paski policzkowe będą zasłonięte przez końcówki płaskich zapięć i ogłowie przestanie wyglądać jak uszyte na okrągło (przykład takiego za dużego dla konkretnego konia ogłowia wygląda w ten sposób).

IMG_2980
A jeśli już jesteśmy przy rozmiarze… Wybrałam dla Alpiego coba, z założeniem, że i tak będę wymieniać naczółek, zatem jego zbyt mała długość nie będzie problemem. Potylica pasuje ok, paski policzkowe – prawie ok, ponieważ munsztukowy musiałam wpiąć taki o 2,5 cm dłuższy (całe szczęście, że akurat w Suszkowym ogłowiu przydał się pasek o tyleż krótszy, zatem mogłam je po prostu zamienić). Obwód nachrapnika wypadł w porządku, ale już samo pozycjonowanie w nachrapniku pasków policzkowych było za wąskie i układało je zbyt blisko wystającej kości jarzmowej oraz końskich oczu. Nachrapnik powędrował zatem do rymarza i paski zostały przesunięte. Tyle zachodu, żeby dobrze dopasować jedno ogłowie! Szkoda, że tak niewiele firm oferuje możliwość kompletowania ogłowia z pojedynczych części.

Czarne ogłowie ładnie skomponowało by się z ciemnym, metalicznym naczółkiem, stąd również po to, żeby odróżnić sprzęt od ogłowia Suchara dobrałam wyjątkowo elegancki, opadający naczółek BR Crystal Rocks (któremu trudno zarzucić jakikolwiek mankament poza absurdalną ceną). Swarovski bling na żywo prezentuje się bardzo efektownie:

Ten sam zestaw mam nadzieję używać w przyszłości dla Fugu, jeśli panienka mi któregoś razu dorośnie do pracy na munsztuku.
Znając życie prędzej, niż można by się było z pannicą spodziewać (tfu, tfu).

A munsztukowy Alpi żegna (mam nadzieję!) zimę:
IMG_3027

Zdjęcia ogłowia w wersji z białym podszyciem są do zobaczenia we wpisie:
http://quantanamera.com/vademecum-munsztuka/

Perpetum debile…

$
0
0

Perpetuum mobile to wyrażenie pochodzące z łaciny i oznaczające  „wiecznie ruchome” – nieistniejącą maszynę, która pracowałaby w nieskończoność.

W wyniku obserwacji moich koni udało mi się stworzyć perpetum debile, czyli najprostszą, niekończącą się zabawkę dla koni.
I przy okazji najtańszą z możliwych 😉

Alpi i Suszu to gryzonie, w dodatku mentalnie na poziomie biegających przy matulach źrebaków. Zawsze skłonne do zaczepki, zawsze skłonne do igraszek, a przy tym pakujące do paszczy wszystko co się nawinie i wydaje się mieć odpowiedni rozmiar. Postanowiłam to wykorzystać.

uwiaz
Zgarnęłam stary uwiąz, który gdzieś tam na służbie zdołał postradać już karabińczyk i szykował się w ostatnią podróż do śmietnika. Był idealny – gruby, gdzieniegdzie postrzępiony, co tylko dodawało mu uroku i atrakcyjności. Taki też uwiąz przełożyłam przez kraty w sąsiadujących boksach, wiążąc po kilka grubych węzłów z każdej strony, co by rudzielce nie zdołały sznurka z okratowania wyciągnąć.

I zaczęło się! Jeśli którykolwiek z kasztanów podejdzie, capnie i pociągnie – to u sąsiada sznurek się rusza, a takiej okazji nie można przepuścić, przecież nie może tak być, że oto kolega nam włości porywa! Trzeba dopaść sznurka, capnąć za węzełki i ciągnąć na swoją stronę. A to dla drugiego kasztana zamach na „jego” zabawkę i zniewaga – cóż to za hańba, jak ulubiony gryzak już prawie stracony, bo jego większą część zdążyła skraść konkurencja. Więc się wgryzamy w węzełki i ciągniemy do siebie:

Lepsza to gratka niż wszystkie Likity i to razem wzięte 😉
Sznurkowe perpetum debile wisi już kilka dni i jak dotąd się nie znudziło, za to codziennie jest tak obślinione, że prawie by je można wyżymać. Znaczy się kasztany nad nim dziarsko pracują 😆

Idąc tym tropem (bo aportowanie mamy już opracowane) – to chyba muszę zrobić jakiś solidny przegląd psich zabawek 😉

Młody konik w pracy

$
0
0

Od początku stycznia mam ogromną przyjemność pracować z niesamowicie miłym i zdolnym zwierzakiem.
Chłopak ma 4,5 roku, jest z matki folblutki i po brandenburskim ojcu Palermo. Przyjechał do nas w stanie mocno łąkowym – chudziutki i włochaty jak angorski sweter 😉 Totalnie źrebięca osobowość, błyszczące oko i zupełnie nieokiełznana, stercząca kitkami we wszystkich kierunkach grzywka musiała przynieść mu odpowiednią stajenną ksywkę i tak nowy rudy kolega został nazwany Fraglesem. Kto jest równie leciwy jak ja, pamięta tę dobranockę 😉

fragles

Wprawdzie do zdjęcia grzywa została przylizania i okiełznana, ale nadal coś w tym jest 😉

IMG_0284

Oczywiście najsłuszniejsza z maści, czyli kasztan :) Kolega bardzo intensywnie rośnie (co potwierdzają zdjęcia rtg), co oznacza jeszcze rok konkretnej jego przebudowy. Po przyjeździe zdecydowaliśmy, żeby kudłacza jednak nie golić – a na dobrej paszy wygubił błyskawicznie kudłatą sierść i nabrał wspaniałego, miedziano-metalicznego połysku.
Fragles ma trzy bardzo dobre chody, ale to co mnie w nim szczególnie zachwyca, to jego charakter i głowa.
Rzadko kiedy trafia się tak sympatyczny i bezproblemowy młodziak – Fragles jest równie łatwy i nieskomplikowany do jazdy, jak mój Precelek.
Chętny do pracy, reaktywny, ale nie szalony przy tym, łatwy w ustawieniu i szukający chętnie kontaktu i okrągłej szyi, czuły na dosiad i równowagę jeźdźca. Na deser jeszcze świetnie nosi. Z takim zwierzakiem praca to czysta przyjemność. Człowiek wsiada, a w głowie może sobie nucić znany wszystkim kawałek Bobbiego McFerrina „Don’t worry be happy”. Jedzie się  naprawdę z uśmiechem na ustach, co oczywiście nie znaczy, że jeździec może pozwolić sobie na labę, bezrobocie, niechlujność czy brak umiejętności. Miły, grzeczny i układny Fragles pod mało zgrabnym berajtrem potrafi jednak wygenerować w sobie sporo napięcia i podzielić się ze światem chociażby swoim talentem do wysadzania baranów 😉
Jak to młode konie – ale z tego w przyszłości właścicielka naprawdę będzie miała pociechę.

Na razie nie ma jeszcze za bardzo co porównywać, bo dzieciak dopiero wchodzi w pracę, póki co jeździ się go dla zabawy, rozluźnienia, leciutko. Ale regularnie chodzi pod siodłem, ma dobrze ułożoną dietę i w ciągu dwóch miesięcy zaczął już przypominać konia. Tutaj z początków, dość zdziwiony halą:
IMG_0304
I aktualnie, zdjęcie zrobione dwa miesiące później:
IMG_5437

Fragles przerabia młodzikowe ABC, czyli w pierwszej kolejności wprogramowywał sobie gaz, bo nie rozumiał, że ma iść sobie naprzód sam, na guziki (ergo włączamy jakiś chód i koń ma kontynuować sam, dopóki nie przyjdzie prośba od jeźdźca o zmianę). Jak już pojawiła się fajna dążność naprzód, przyszedł czas na hamulec, czyli naukę rozumienia półparady. Tysiące przejść, najpierw stęp-stój, potem kłus-stęp, galop-kłus, teraz już kłus-stój. Trzeba było też poprawić zagalopowania i w pierwszym kroku przyspieszyć reakcję na łydkę (zagalopowanie dwie sekundy po tym, jak ruszę nogą jest zdecydowanie za wolne!) i na bazie działającej już łydki wyczulić reakcję na dosiad. Spora dłubanina, ale bardzo ją lubię 😉
Na bazie ABC można już w chwilę później dołożyć lekkie zgięcie, a że kasztanek ma dobrą równowagę i jest elastyczny, to świetnie rozwiązał temat ustępowań i łopatek. Kolejne dwa miesiące wykorzystamy na to, żeby to wszystko ugruntować i wzmocnić.

Fragles z kawałka pracy pod siodłem:

Z młodym koniem warto spędzać maksymalnie dużo czasu i nie ograniczać się bynajmniej tylko do jazdy. Spacery w ręku, bieganie luzem po hali, czy każda minuta poświęcona na drapanie szczotką po ulubionych miejscach – to naprawdę buduje bardzo ciepłą i bardzo mocną więź. Moje konie strasznie lubią ludzi i taka relacja zawsze jest dla mnie priorytetowa. Tylko koń, który lubi człowieka będzie chciał dla niego dawać z siebie naprawdę dużo pod siodłem i co więcej, robić to z prawdziwą przyjemnością.

Owszem, konie są różne i mają bardzo różne charaktery, ale jaka to przyjemność, jak trafi się taki zwierzak, który sam zaprasza człowieka do bycia liderem. Oferuje stanowisko i etat przewodnika i sam prosi i chce, aby go prowadzić. Strasznie szkoda by było coś takiego zaprzepaścić, a nie rozwinąć.

Niewidzialny uwiąz 😉 Pomijając już zabawne efekty uboczne, jak możliwość lonżowania takiego podporządkowanego człowiekowi konia bez lonży – hah, trzy lata temu przerabiałam to z Suchym :) to konie naprawdę czują się bezpiecznie mają swoje pewne i znane miejsce w ludzkim stadzie. I tylko takie zwierzaki mogą tak naprawdę zaufać jeźdźcowi i coraz bardziej się w niego wsłuchiwać. Niezwykłe uczucie :)

Mam nadzieję, że Fragles będzie tu od czasu do czasu zaglądał na bloga 😆

Suchy, koń ze słońcem w grzywie

$
0
0

Suszarka wrzuca na luz! Przynajmniej czasami. Na przykład po trzech kwadransach intensywnego treningu (stępa nie licząc). Pokłady energii, jakie ten koń ma w sobie są absolutnie niespożyte. Ostatnio kilka jazd poświęciliśmy wyłącznie nad pracę nad galopem – czyli prawie całą jednostkę treningową Susz przegalopował, naturalnie z przerwami na stęp czy nagrodę, ale jednak. I co? W ogóle go to nie rusza. Trening kończy równie świeży, jak zaczął, za to wreszcie zadowolony i wyluzowany.
Suchy nie ma do końca normalnej głowy i mam pewne podejrzenie, że jego zwoje kory mózgowej odpowiedzialne za zmęczenie fizyczne u tego osobnika wykształciły się kompletnie rozprostowane i rozwinięte 😆

IMG_5210

Za to inne są zdecydowanie nadmiernie powikłane. Na przykład te od myślenia. Albo inne od wrażliwości. Tak ogromny, silny koń z masą mocy, a poczuje, zwróci uwagę i totalnie żywiołowo zareaguje na ruszenie palcem w bucie. Ten to dopiero uczy pokornego stosowania delikatnych i subtelnych pomocy! 😆 Poruszaj stopą w bucie – odpowie. Przyłóż łydkę, to wywołasz piski i najlepiej kilka baranów. Kopnij ostrogą – zginiesz. Spróbuj kopnąć dwiema – zginiesz nie tylko ty, ale i wymrze całe życie w promieniu 5 kilometrów, a fala uderzeniowa atomowego wybuchu pozostawi tylko szare, dymiące zgliszcza po horyzont.
Nie wiem jak mi się udaje coraz bardziej luzować takiego gagatka, ale… udaje się :)

Nie tylko pod siodłem, ale we wszystkich dziedzinach jego życia. Suchy od jakiegoś czasu pozwala sobie na przykład sypiać w boksie. Ale nie tak, że po prostu położy się w pozie wielkanocnego baranka i chwilę odpocznie. Śpi na całego, na płasko, z wyciągniętymi łapami i przy tym… chrapie, albo gwiżdże przez sen 😆

Może kiedyś uda się go znormalizować, bo naprawdę jest o co walczyć. Kiedy Suchy pozwala sobie wreszcie na beztroskę, to nie liczy się już nic więcej na świecie, jest tylko jeździec i on – wsłuchany, chętny, z całą swoją wrażliwością i energią oddaną w ludzkie ręce. Dający takie uczucie, które zwyczajnie uzależnia i w którym nie sposób się prawdziwie nie zakochać:


Jak skrócić grzywę w 10 minut (bez przerywania)

$
0
0

Przerywana grzywa wygląda świetnie, ładnie się układa i jest równiutka, ale bez efektu cięcia od linijki. Szkopuł w tym, że wiele koni nie toleruje przerywania. Wiele grzyw – zbyt cienkich – również. Jest jednak jeden prosty i błyskawiczny sposób, który działa na każdej grzywie, niezależnie od jej faktury i grubości.
Grzywę tniemy nożyczkami (niiiiieeeee…!) degażówkami (ufff…).

Potrzebne są nam dwa (opcjonalnie trzy) rekwizyty oraz aktor pierwszego planu, w postaci zarośniętego koniska.

Rekwizyt numer 1:

Nożyczki degażówki, nazywane również nożyczkami trymerskimi. Optymalna wersja to taka, która ma ząbkowane jedno ostrze (są również dostępne degażówki o obydwu ostrzach z ząbkami, jednak będą one ścinały bardzo mało włosa i opracowanie całej grzywy zajmie sporo czasu). Takie nożyczki oferuje wielu końskich producentów, ale ja używam kupowanych w zwykłym sklepie zoologicznym nożyczek firmy Trixie przeznaczonych dla psów i kotów. Są niedrogie (19 zł) i wystarczają na bardzo długo, zbyt szybko się nie tępiąc (te moje z filmu poniżej mam już trzeci rok).
57766

Rekwizyt numer 2:

Klasyczny metalowy grzebień do grzywy z drewnianą rączką. Taki, jakiego używalibyśmy przy przerywaniu. Tym grzebieniem o rzadkich oczkach będziemy sobie przeczesywać grzywę w trakcie ścinania, a w miejscach, gdzie jest ona zbyt gruba i zbyt gęsta, możemy od razu delikatnie przerwać te włosy, które będą nam zwisały pod linię cięcia. Grzebyk firmy York zakupimy spokojnie za piątaka.
30633

Rekwizyt numer 3:

Standardowa, rzadka szczotka do ogona typu słuchawka do prysznica 😉 Oster, York, Waldhausen, Lamicell – dowolne firmy pokrewne. Taką szczotkę na pewno każdy ma w swoim standardowym zestawie do pielęgnacji konia. W sam raz do gruntownego rozczesania. Ceny od 15 do 45 zł.
55584

Konia najlepiej zamontować w przyjaznym miejscu na dwóch uwiązach, tak aby nam się zbyt samobieżnie nie poruszał. Dobrze jest również zaopatrzyć się w niewysoki stołeczek – z podwyższenia mamy nie tylko lepszy dostęp do końskiego owłosieństwa, ale również nie zmęczymy sobie rąk.

Degażowanie grzywy w prostych krokach

Najpierw film, a w razie wątpliwości poniżej tekstowa instrukcja. Film polecam z dźwiękiem 😆

Krok pierwszy:
Grzywę przeczesujemy szczotką o rzadkich zębach. Dość dokładnie, aby włosy nie miały posklejanych pasemek, ale z drugiej strony na tyle delikatnie, aby mogły układać się zupełnie swobodnie. Czeszemy zatem bez układania włosa, a już na pewno bez żadnego uklepywania, moczenia, czy przylizywania grzywy. To naprawdę ważne – od tego będzie zależał osiągnięty finalnie efekt. Grzywa ma być rozczesana, ale ma układać się w pełni naturalnie i luźno. Jeśli jest gdzieś bardziej odstająca, a w innym miejscu płasko wisi w dół – to tak ma to pozostać, dokładnie tak jak matka natura danemu osobnikowi przypisała.

Krok drugi:
Wyznaczam sobie wizualnie linię cięcia, równoległą do górnej linii szyi. Długość grzywy dobieram według uznania, przy czym im gęstsza grzywa, to musimy ją pozostawić nieco dłuższą, inaczej będzie się podnosić i sprawiać wrażenie niezbyt równej. Krótka grzywa wspaniale podkreśli ładnie nabudowaną muskulaturę szyi i jest bardzo schludna, chociaż polecałabym zostawić ją w długości minimalnej do bezproblemowego wykonania ładnych koreczków, czyli na szerokość ludzkiej dłoni (kiedyś preferowałam krótsze cięcie). Nieco krótsza długość niż dłoń może dać efekt ładnego „loczka”, czyli grzywy spływającej łagodnym łuczkiem, a nie kładącej się płasko po szyi.
Kiedy już mniej więcej mam w głowie dobrany „plan” na konkretnego konia, zaczynam cięcie.
Tutaj przy okazji przydatna uwaga – grzywa wygląda najlepiej, jeśli powtarza kształt grzebienia szyi. Wiele osób skraca grzywę przy kłębie, albo robi „zakręt” z nadmiernie skróconych włosów przy potylicy – taka grzywa wygląda naprawdę o wiele mniej estetycznie:
linia_ciecia

Krok trzeci:
Nożyczki ustawiamy prawie poziomo, równolegle do górnej linii szyi. Na wybranej długości włosów tniemy raz, po czym przenosimy nożyczki obok, wykonujemy jedno cięcie, przenosimy nożyczki dalej w bok, kolejne pojedyncze cięcie – i tak na całej długości grzywy. Po tej operacji będziemy mieli zaznaczoną bardzo delikatnie na włosach linię naszego planowanego cięcia. Jest ona na tyle subtelna, że na tym etapie można jeszcze dokonać pewnych poprawek.
Jeśli linia cięcia wypadła nam zadowalająco, operację „pojedynczego” przycięcia całej grzywy ponawiamy.
Teraz już będzie wyraźniej widać linię cięcia. Grzywę przeczesujemy (znów bardzo dyskretnie, aby zachować naturalnie układający się włos) i możemy degażówkami zacząć usuwać nadmiar włosów. Robię w jednym miejscu dwa, góra trzy ruchy nożyczkami i przenoszę je obok – to pozwala uniknąć zrobienia niechcący krzywych zębów, schodków czy nadmiernie równego wycięcia grzywy (w końcu chcemy, aby efekt końcowy wyglądał naturalnie, jak przerywana grzywa, a nie taka, która przy linijce została ucięta żyletką).

Krok czwarty (nie zawsze konieczny):
Jeśli koń ma bardzo grubą grzywę, to w momencie, kiedy już mam konkretnie zaznaczoną degażówkami linię cięcia grzywy, dodatkowo przerywam metalowym grzebieniem te miejsca, w których włosy są zbyt gęste (najczęściej około połowy wysokości szyi, niektóre konie miewają bardzo gęste grzywy bliżej potylicy). Ponieważ część włosów już przycięłam, przerywanie może być delikatne i ograniczać się tylko do tych włosów, które wiszą poniżej linii cięcia. Na grzebień wystarczy nawinąć po kilkanaście włosów, tak aby łatwo je było wyciągnąć. Takie delikatne przerywanie tolerują prawie wszystkie konie (nawet te, które na widok grzebienia stosują teleportację albo podróże w czasie).
Przerzedzoną grzywę docinam do końca degażówkami, cały czas według schematu jak powyższej.

Krok piąty:
Ładne zdjęcie do pamiątkowego albumu 😉

IMG_7800 IMG_0392IMG_1476IMG_5993IMG_4812_IMG_4827IMG_3127IMG_7283

No to CIACH! 😉

CebuLOVE

$
0
0

Są takie konie, na które się po prostu wsiada i wszystkie złe rzeczy przestają się liczyć.
Cebulka jest takim koniem.
Chociaż nie powiem, bo księżniczka potrafi się zezłościć, sfoszyć albo i tupnąć nóżką, swoje zdanie ma i trzeba naprawdę sporo myśleć na treningu, to jednak jest to zawsze niesamowicie wciągające zdanie. Jak układanie puzzli albo rozwiązywanie krzyżówki 😉 Jak tu dopasować poszczególne elementy, żeby poznać ukryte hasło lub końcowy obrazek 😆
Plus, z Cebulką to zawsze dialog, ona w każdej sekundzie treningu rozgrywa, analizuje i przetwarza jeźdźca, nigdy nie odłącza się, nie zawiesza, nie sunie przed siebie bezmyślnie. Ona wszystko czuje i wszystko wie, pewnie nawet to, czy dziś założyłam pod oficerki grubsze czy cieńsze skarpetki 😉

A poza tym Fugu jest prze-piękna:

IMG_4881

Dobre żarcie i rozsądne derkowanie dały mi taki efekt, że Cebula ostatniej zimy w ogóle nie zarosła grubym futrem. A ona ma tendencję do zamiany w kudłatą kulę – w pierwszym wspólnym roku musiałam ją ogolić nawet w lecie, bo jej sierść była tak gęsta i długa, że pannica nawet stojąc w boksie potrafiła się lekko pocić. Na tyle mi to wówczas dawało do myślenia, że nawet robiłam cały pakiet badań krwi pod katem tego, czy długi włos nie jest wywołany czymś innym niż chłopską urodą… No i nie – włochata Cebula była okazem zdrowia. Zdecydowanie jednak wolę ją w gładkiej i lśniącej wersji 😉

IMG_4740

Treningowo wychodzimy z panienką wreszcie ze żłobka. Zadanie numer jeden na teraz to wolty. Mniejsze, większe, ale prawidłowo pojechane, ze zgięciem i dużą ilością konia przed jeźdźcem – tutaj znowu lewa strona znacznie gorzej sobie radzi, podobnie jak u Alpa i Suchego – dobrze, że Precel i Fragles wolą kłaść się na prawą łydkę, dzięki czemu nie grozi mi trwały skręt tułowia 😆
Cebula pogodziła się z ustępowaniami (a dopiero co zaskakiwało mnie, że wreszcie się da je pojechać bez wybudzania złośnicy), co ciekawe w galopie robi je znacznie swobodniej i bardziej obszernie niż w kłusie (z dużo lepszym zakresem ruchu lewej łopatki, ot zagadka). I w galopie lewa łopatka ma znacznie więcej swobody, niż w kłusie – dlaczego tak, to chyba jedna Fugu wie.
IMG_4649IMG_4639

Dodałam sobie również z nowych elementów trawersy, chociaż póki co na etapie kilku kroczków dla samej odpowiedzi na pomoce. Oj, i tutaj ależ Cebula robiła się na mnie zła na początku, jak nie mogła za bardzo zrozumieć, o co mi w ogóle chodzi 😡 Czy ten człowiek na górze to doszczętnie skretyniał, przecież nie da się iść tak, żeby zad był z boku! Złoszcząca się Fugu prycha, nadyma się i bryka głową (i dzięki bogu, że tylko głową, bo dopiero bym miała wesoło) – ale jak tylko uda jej się poradzić sobie z zadaniem, to natychmiast robi się mięciutka i łagodna.
Fugu jest pierwszym koniem, z którym pracuję i który rozumie nie tylko „tak” i „nie” (czyli zielone i czerwone światło), ale rozumie również tak abstrakcyjny komunikat, jak „nie o to chodzi”. Umie poszukać sobie rozwiązania, poczekać i przede wszystkim nawet jak się na mnie zezłości, jest mnóstwo metod, żeby od razu pannicę wyzerować i zrestartować. Wystarczy zrobić przejście do stępa, zatrzymanie, albo jakieś polubione już przez konia ćwiczenie i mam stan wyjściowy: miłego i zrelaksowanego konia, a nie złośnicę, rybę-nadymkę, urażoną księżniczkę czy pełnię cebuli, od której aż łzawią oczy. „Nie o to chodzi” – i każdą rzecz mogę zacząć zupełnie od nowa, tabula rasa jak w magicznym znikopisie. Oj, żeby Suchy tak potrafił!
IMG_4768

Jako przyjemny efekt uboczny początków trawersów przyszła poprawa jakości galopu. Zrobił się okrąglutki i znacznie bardziej pod górę. Ciekawe jest to, że jak galopuje Suchy, to ziemia drży i mamy wrażenie, że stoimy na lotnisku wśród startujących samolotów. Za to Fugu… nie słychać. Ona stąpa jak baletnica, mięciutko, delikatnie, elastycznie, zwiewnie jak kotka. Zdarza się mi kręcić wolty za plecami kogoś, kto sprząta halę po swoim konisku, albo kto po prostu przysiadł na stołeczku i grzebie sobie w smartfonie – i delikwent pozostaje całkiem nieświadomy, że oto tuż za nim galopuje Cebula.

IMG_4869 IMG_4871 IMG_4889 IMG_4895

Swoją drogą a propos galopu, to dwa tygodnie temu na treningu z Olą Szulc zdarzyła mi się przezabawna sytuacja. Cebulka z uwagi na jej potwornie pechowe (ale na szczęście nieszkodliwe) przeboje zdrowotne i moją przy nich przezorność dmuchania na zimne nie jest koniem szczególnie zaawansowanym w pracy. Poziom jej umiejętności określiłabym raczej jako solidnego 4,5-latka. Z Olą pracujemy regularnie dopiero od końca grudnia i ta praca na treningach jest naprawdę jeszcze pełna zabawy dla konia i mocno dziecinna. Ale Fugu jest zdolna i ja to doskonale wiem, jaki rasowy silnik kryjemy pod maską 😉 Jeździłam sobie zatem na treningu rozprężenie, pogalopowałam wesoło i ponieważ galop czułam naprawdę bardzo mocny, równy i dobry, to wjechałam na przekątną i zamiast zgubić gdzieś na środku galop do kłusa dotarłam prawie do bandy i tam zrobiłam zupełnie swobodną, czystą i ładną lotną. Wiedziałam, że będzie dobra, bo znam Cebulę, chociaż tego elementu szczególnie jeszcze nie ćwiczyłyśmy. Nie zdążyłam nawet jeszcze poklepać konia, a już w słuchawkach usłyszałam pełne zaskoczenia: „No chyba sobie żartujesz???!?”  Hahah,  wykorzystując efekt niespodzianki pojechałam od razu kolejną przekątną z lotną na drugą nogę 😆 Zdumienie trenera bezcenne 😀

IMG_4885IMG_4785IMG_4803

Docieram z Cebulą na ten etap, kiedy zaczynamy się coraz lepiej zgrywać i rozumieć i jest to bardzo miły etap :) Aż chce się jeździć!

Za to Suchy ostatni tydzień uprawia głównie lonżownictwo. Miałam go zabrać na zawody do Poczernina, ale drań zafundował sobie bardzo oryginalne L4, mianowicie ugryzł go w plecy jakiś zmutowany, radioaktywny pająk:
pajak_mutant_1 pajak_mutant_2

No żesz… Kilka centymetrów dalej i można by spokojnie kłaść na grzbiecie siodło. Zrobiło się ciepło, pobudziły się jakieś dziwne owady i coś najwyraźniej wlazło pod derkę i dziabnęło. Suchy jest bardzo wrażliwy na takie rzeczy (hm, kiedyś muszę opowiedzieć o tym, co się stało z Suchym jak w puzdro wczepił mu się kleszcz…). Mam przynajmniej nadzieję, że ugryzienie przez zmutowanego pająka sprawi, że Suchy zyska jakieś nowe supermoce 😈
Chociaż biorąc pod uwagę talent Suchego do chodzenia na jednej nodze, to może lepiej nie życzyć sobie już żadnych ponadnaturalnych zdolności! 😆
Przynajmniej tydzień bardzo ciekawie popracowałam z Suszarką w ręku (w tym na długiej wodzy wstęp do piafowania z ziemi koleżki), ale już jutro basta, siodłam i jeżdżę, mam nadzieję, że przeżyję 😉
Suchemu powiem, że Cebula będzie mieć na niego oko 😉

IMG_5008

Studium stępa, kłusa i galopu (video)

$
0
0

Natrafiłam w sieci na ciekawy materiał prezentujący po kolei wszystkie trzy chody, ich definicję, mechanikę oraz najczęściej spotykane problemy i błędy nieprawidłowego treningu. Warto rzucić okiem.

Stęp

Koń z filmu ma fantastyczny, regularny i obszerny stęp, z dobrym użyciem pleców i prawidłowym równoważeniem się szyją. Film dokładnie obrazuje, jak długi mięsień grzbietu kurczy się i rozciąga w miarę wstawiania prawej i lewej kończyny tylnej pod kłodę. To jest doskonała wskazówka do jeźdźca, aby wyczuć, która kończyna jest aktualnie w trakcie wykroku, a która spoczywa na ziemi (a co za tym idzie, której łydki możemy w danym momencie użyć, co jest niesamowicie przydatnym czuciem nie tylko w stępie!).
Podobnie mięśnie szyi – jeśli możemy zaobserwować ich pracę, to świadczy to o rozluźnieniu grzbietu.
Oznaką dobrego treningu jest „gładkość” stępa – czyli płynny, czterotaktowy ruch. Stęp jest chodem, w którym najwyraźniej widać wszelkie spięcia, utraty rytmu, w którym każdy problem konia lub pary lubi wychodzić na wierzch. To dlatego w programach ujeżdżeniowych stęp dostaje mnożnik x2 – ocena za ten chód jest liczona dwukrotnie i zdecydowanie wpływa na ocenę końcową za przejazd na czworoboku.
Film przedstawia również najczęstsze błędy, jakie możemy zaobserwować w stępie. Przede wszystkim jazdę od ręki (zamiast – do), która prowadzi do usztywnienia grzbietu. Zbyt ciasna szyja uniemożliwia jej prawidłowe zgięcie, a napięcie mięśni grzbietu wpływa na zaburzenia prawidłowych i równych kroków nóg podczas stępa. Bardzo często jest to przyczyną skrępowanego, drobiącego stępa, czy nawet inochodu u konia.
Rytm w stępie powinien być rzeczą świętą i zawsze przedkładaną przed obszerność wykroku. Stęp jest tym chodem, który sędziowie ujeżdżeniowi powinni oceniać zawsze surowo i bez przymykania oka na jego mankamenty.

Kłus

Najcenniejsza wiedza z tego filmu to przedstawienie różnicy między koniem typu „leg mover” (machającym tylko kończynami), a „back mover” (idącym przez ciało).

To, na co ja bym chciała zwrócić również uwagę podczas oglądania filmiku, to fakt, że prezentowany koń, który ma być wzorcowy jeśli chodzi o czystość chodów i prawidłowe metody treningowe, jest bardzo często za pionem, a także zdarza mu się spadać na przód, biorąc większość ciężaru na przednie nogi. I jest to zupełnie normalne! Odpowiednio długa, luźna i swobodna szyja jest kluczowym elementem do uzyskania dobrego kłusa i prawidłowego kontaktu w tym chodzie, ale młody koń ma prawo się go uczyć i poszukiwać. Im dłuższa (budową) jest jego szyja, to tym więcej czasu zajmie mu odnalezienie czytelnego oparcia na ręce jeźdźca i tym dłużej wygodniej będzie mu pozostawać w pozycji za pionem. Oczywiście takie ustawienie nigdy nie może być przyjmowane za cel pracy, ale to nie jest grzech i nie można nigdy treningu ogniskować na pozycji końskiego nosa. Zamiast tego lepiej zająć się uruchamianiem i wzmacnianiem silnika (czyli tylnych kończyn) konia i zadbać o to, żeby silnik tę moc przepuszczał przez końskie plecy. Jeśli to wszystko będzie działać, koń z czasem się wzmocni, znajdzie równowagę i uniesie i otworzy szyję i głowę sam – bez nadmiernej pomocy używania do tego ręki jeźdźca. Nawet koń z video, który ma naprawdę świetną budowę i bliskie wzorcowi chody, jest z racji wieku dopiero na etapie szukania prawidłowego kontaktu i ustawienia. Bez żadnych wątpliwości jest rozluźniony, nie tłamszony ręką jeźdźca i ma pozostawione wiele swobody w kwestii kontaktu, ustawienia szyi i głowy oraz pozycji jego nosa. Tymczasem – ile internetowych amazonek aż paliło by się do wieszania psów na takim jak poniżej obrazku, prawda?

ch4ch6ch5 ch3ch2

Także i w tym filmie poddano wyraźnej krytyce jazdę od ręki. Jeśli jeździec używa siły do uzyskania kontaktu i utrzymania końskiej głowy w ustawieniu, to nie tylko koń mocno cofnie nos poza pion, ale przede wszystkim utraci możliwość aktywnego i swobodnego ruchu tylnych nóg, które przestają wkraczać pod kłodę i zginać się w stawach. Prowadzi to do zaburzenia rytmicznego stawiania przekątnych i do spadania na przód, czyli obciążenia głównie przednich kończyn konia. Jeśli koń jest nieco za pionem, to zawsze zanim go kategorycznie ocenimy trzeba zobaczyć, jaką pracę wykonuje jego zad – to jest kluczowe kryterium tego, czy praca jest poprawna, czy nie.
Pod koniec filmiku pojawia się kwestia rollkuru i tu warto zwrócić uwagę, jak duże naprężenia i siły powstają w mięśniach i jak ustawiony jest koński nos (niekiedy równolegle do podłoża!). Każdym, kto zamierza rzucić kamieniem w jazdę za pionem niech porówna wstawione przeze mnie powyżej stopklatki z filmu z sylwetką zrolowanego w hiperfleksji konia i osądzi, czy szyja w jednym przypadku jest luźna, a w drugim ekstremalnie napięta, czy też nie widzi żadnej różnicy w tych dwóch obrazkach. Wnioski nasuwają się same.

Pożyteczna wskazówka z filmu to obserwowanie końskiego ogona jako wskazówki pozwalającej ocenić rozluźnienie i przepuszczalność u konia. Ogon powinien wisieć luźno, spływając miękko w dół. Ogon odstawiony, uniesiony albo machający ze świstem to zawsze oznaka dużego napięcia, chociaż nie zawsze jest to napięcie wywołane jeźdźcem czy działaniem jego pomocy. Denerwują się i napinają konie gorące, przewidujące, u których dobrze zastosowane pomoce jeźdźca nie do końca są zgodne z ich zamysłem (jeśli prosimy bardzo energicznego i chętnego do ruchu naprzód konia o to, żeby zwolnił bądź się zatrzymał, tym samym na pewno stworzymy bardzo duże napięcie). Takim gorącym koniem z mocno ruchomym ogonem jest chociażby Dream Boy startujący pod Hansem-Peterem Minderhoudem. Bywa jednak, że koński ogon się nie porusza, a koń nadal pozostaje sztywny i spięty. Łatwo to ocenić sprawdzając, czy łatwo jest w kłusie usiąść w pełny siad. Elastyczny grzbiet buja i zasysa jeźdźca, kołysząc go przyjemnie u unosząc. Na koniu ze sztywnym grzbietem siedzi się ciężko i trzeba włożyć sporo wysiłku, żeby utrzymywać się na siodle i nie opadać od niego miednicą i biodrami.

Galop

Tylko rozluźniony grzbiet i swobodnie pracujący mięsień najdłuższy grzbietu umożliwiają naturalny uphill kryjącego przestrzeń galopu. Trzeba jedna pamiętać, że predyspozycje u danego konia do dobrego galopu kryją się w genach, bo ten z chodów może być w treningu poprawiony jedynie w niedużym stopniu. Zdolność do dźwigania własnego ciężaru oraz wagi jeźdźca w galopie jest czymś, co musimy dopiero stworzyć pracując z młodym koniem (a podstawowy trening przygotowawczy do późniejszej pracy stricte ujeżdżeniowej zajmuje około dwóch lat). Galop potrzebuje czasu, aby się rozwinąć, ponieważ młody koń musi odpowiednio wzmocnić się w pracy pod siodłem. Zbyt wczesne oczekiwanie efektywnej pracy w tym chodzie kończy się najczęściej jazdą od ręki, od przodu do tyłu – zamiast prawidłowo od tylnych nóg naprzód do kontaktu.
Również rozciągnięcie ramy do przodu i w dół w galopie (czyli osiągnięcie rozluźnienia pod jeźdźcem) musi być rozwijane w czasie.

W wyniku nieprawidłowego użycia przez jeźdźca pomocy (ale również przy stosowaniu niedopasowanego do konia siodła) pojawiają się podstawowe błędy w tym chodzie: galop chwiejny, niepewny lub czterotaktowy. I niestety, o ile dobra jazda poprawia galop tylko trochę, to nieprawidłowa – całkowicie ten chód rujnuje. Koń o spiętym grzbiecie przestaje zabierać przestrzeń, a jego kroki stają się płaskie, ze sztywnymi jak szczudła kończynami, które prawie nie zginają się w stawach, a są przez konia w fazie lotu jedynie wyrzucane naprzód. Jeśli te błędy zostaną utrwalone, nie może być mowy o jakiejkolwiek tendencji „pod górkę” w tym chodzie.

Materiał szkoleniowy uzupełnia treści z książki „Gdyby konie mogły krzyczeć” Gerda Heuschmanna, z którym szkolenia od pewnego czasu odbywają się regularnie również w Polsce.

Marmurowy pałac dla koni, czyli luksusowa (?) stajnia po chińsku

$
0
0

Ostatnio w sieci natknęłam się na takie zdjęcie:

palaceforhorses-e1489673081552
Trudno chyba przejść nad nim obojętnie – czy to aby na pewno stajnia? Wygląda raczej jak recepcja luksusowego hotelu, tylko w takim razie co tam robią konie? Wiele osób snuje teorie, że może to jest tylko render, albo montaż z fotoszopa. Przecież konie nie mogły by nawet chodzić po takich marmurowych podłogach!
Otóż nie – to się dzieje naprawdę, a o szczegółach poniżej.

12718048_1558628701114061_1262010747967627477_n horse-palace12792357_10207610117163369_3827327599594336470_o 577c71536853d
Heilan Equestrian Club, bo taką nazwę nosi kompleks wypolerowanych pałaców, to ośrodek jeździecki zlokalizowany w Xinqiao Town, około godziny drogi od Szanghaju. Przy użyciu olbrzymich środków finansowych (430 milionów dolarów! Czyli 1,69 mld zł! Tak dla porównania to ponad 10% rocznego polskiego budżetu na szkolnictwo wyższe) powstało coś, co łączy w sobie hotel, muzeum i marmurowe zoo. Oczywiście całość ma olśniewać gościa przepychem i uwielbianą przez Chińczyków skalą.

206693_201996209821472_5774351_n
Klub sprowadził z najróżniejszych części świata ponad 400 doskonałej klasy koni będących przedstawicielami 50 różnych ras, od kucy, przez konie hiszpańskie, niemieckie konie ujeżdżeniowe, amerykańskie konie westernowe, rosyjskie kłusaki, ciężkie konie zimnokrwiste, a nawet zebry, czyli atrakcyjne wizerunkowo koniowate. Takie końskie zoo.

blog_20161116133638199485 blog_20161116133519104823pony-helian zebra-china horse-heilan palaceforhorses-e1489673081552

I to, co widać na zdjęciach, to właściwie nie jest stajnia – to raczej ekspozycja. Marmurowe korytarze są przeznaczone dla gości. Konie w swoich lśniących balkonikach są częścią wystawy. Uderza w oczy brak siana, czy nawet ściółki – konie stoją na specjalnych pustych gumowych rusztach, zapewne po to, żeby przypadkiem nie „waniały” zwiedzającym, a paszy nie mają, żeby nie śmieciły na marmury… Przykre i niestety nigdzie na stronie klubu nie ma zamieszczonych informacji, jakie są godziny otwarcia zoo i jak długo konie muszą przebywać w takich pustych klatkach. Tyle dobrego chociaż, że konie wyglądają na utrzymane w dobrej kondycji, więc może poza kiepskim obowiązkiem odstania swoich godzin na pokaz są zadbane i dobrze traktowane. Być może też wystawiane są w marmurowych recepcjach tylko przy szczególnych okazjach – organizowanych w klubie show czy innych większych wydarzeniach.

horsepool

Klub to jednak nie tylko pokaz konia z ziemi, ale również praca w siodle. I znowu skala jak na wojskowych defiladach – największe na świecie przedstawienie ujeżdżeniowe, prezentowane na 60 koniach – 30 karych fryzach i 30 siwych koniach hiszpańskich, dosiadanych przez identycznie ubrane kobiety.
215535_201996239821469_6209285_n

Męska grupa jeźdźców też na szczęście jest w klubie 😉

208545_201996273154799_121673_n

Nota bene całkiem niedawno klub poszukiwał w europie jeźdźców na dwuletnie kontrakty, skądinąd całkiem atrakcyjne finansowo.
Klub zatrudnia 19 zagranicznych trenerów, trzech dojazdowych lekarzy weterynarii z Holandii oraz 130 szkoleniowców, którzy z końmi pracują na miejscu na co dzień. A teraz dla kontrastu warto wspomnieć, że ta ca cała grupa ludzi pracuje dla… raptem 100 członków klubu 😉

216991_201995926488167_6064317_n img_0693

Trudno nie przyznać, że całość przedsięwzięcia fascynuje rozmachem i różnorodnością. Czego tutaj nie ma! Wiedeńskie mundury, Zorro, księżniczki z europejskiej bajki. Szkoda, że przy tych całych inspiracjach kulturą i historią zachodu pominięto całkowicie jeździeckie wschodnie tradycje. A przecież Chińczycy w tej dziedzinie naprawdę mają się czym pochwalić. Już około 2000 roku p.n.e. konie były w Chinach wykorzystywane zaprzęgowo i to właśnie w Chinach wyleziono nie tylko chomąto (ten wynalazek zresztą dopiero 600 lat później przywędrował do Europy), ale także strzemiona. Rozumiem, że pokazywanie koni ciągnących wóz z ładunkiem byłoby mało widowiskowe, ale przecież mamy alternatywę chociażby w postaci chińskich rydwanów z łucznikami! Przepięknie zdobionych, z załogą ubraną w tradycyjne chińskie stroje – w czym to miało by być gorsze niż przemielony na popkulturową papkę Zorro? Również i chińska kawaleria mogłaby robić ciekawy pokaz – rozumiem, że koniki pokrewne Przewalskim może nie prezentują się tak dumnie, jak lśniący czarnym aksamitem fryz, ale przecież można zaprezentować inne atuty takich koni – zwinność, szybkość, zgranie z jeźdźcem, czy sprawność fizyczną pary. No cóż, najwyraźniej widzowie wolą w Heilan Equestrian Club oglądać wiotkie damy w powłóczystych sukniach, trzepoczące rzęsą na aksamitnej kanapie karocy, niż kawałek historii własnego kraju. Ot, taka nie tylko zresztą chińska przypadłość naszych czasów, wszyscy wolimy to, co ładnie błyska 😉

Ale ja, zamiast zebry wolałabym zdecydowanie bardziej obejrzeć konie w tradycyjnym chińskim rzędzie:

art

I oby ten marmurowy luksus przyczyniał się tylko do tego, żeby zaszczepiać w gościach końskiego bakcyla. W przyszłych sponsorach, w przyszłych hodowcach i w przyszłych jeźdźcach, którzy miejmy nadzieje zamiast marmurowych podłóg podarują swoim wierzchowcom kawałek trawnika.

Sezon podwórkowo-terenowy uznajemy za otwarty

$
0
0

Wiosna! Wiosna pełną gębą. Prace na zewnętrznym placu u nas w stajni jeszcze trwają (przegląd przechodzi system nawadniania podłoża), ale ciepła pogoda pozwoliła wreszcie z przyjemnością wybrać się w długi teren, na górki i na łąkowy spacer. Nasza ekipa prezentowała się dzisiaj w ten sposób:

IMG_7233

Dwa rudzielce i dwa ciemne gniadosze, akurat by było do bryczki do czwórki 😉
Na zdjęciu same moje podopieczne – grupa zmotywowanych i naprawdę systematycznych amazonek. Te pięknie prezentujące się i lśniące konie to zasługa dziewczyn – aż miło popatrzeć na taką ekipę:

IMG_7217

A w terenie niespodzianka, bo raptem kilka minut po wyjechaniu ze stajni natykamy się na leżącego wśród drzewek łosia. Panią łosiową najpewniej, bo rogów ani brody (to są takie łosiowe korale jak u indyka) nie zaobserwowano. Taki widoczek, wcale nie rzadki w Kampinosie:

los-lezacy-na-wydmie-w-puszczy

Łosisko nawet nie raczyło podnieść czterech liter, mimo że przedefilowałyśmy wszystkimi końmi mu prawie przed nosem. Jeszcze nie zdążyłyśmy się pozachwycać i pozadziwiać (taki leżakujący sobie łoś jest naprawdę ogromny! o wiele większy od konia), to tuż obok przemknęło stadko sarenek, prawie że skaczących nad grzbietem leżakującej klępy. Ot, dzień jak co dzień 😉

Naszym kopytnym spacer nader się spodobał. Świetnie sprawdził się nasz debiutant (Fragles pierwszy raz u nas w terenie, zachowywał się wzorowo), a Suszek gdzieś tak w połowie spaceru nawet sobie przypomniał, że przydałoby mu się oddychać 😉 Z nadmiaru emocji do stajni wrócił dość spocony pod siodłem, no bo w końcu tyle się działo – leniwy spacer stępem po górkach w towarzystwie samych w pełni wyluzowanych kolegów. Ot, Suchy 😉

A ja tylko żałuję, że nie mogę jechać na dwóch albo i trzech koniach na raz 😈 Z chęcią zabrałabym na górki jeszcze Precelka i Cebulę… Następnym razem ich kolej.

Viewing all 305 articles
Browse latest View live