Suchy dostał munsztuk!
Trochę się obawiałam, jak to będzie, bo konie wcale nie zawsze chętnie się godzą na taką ilość metalu w pysku. Munsztuk tak naprawdę jest utrudnieniem, a nie ułatwieniem w pracy – owszem, pozwala na dużo bardziej precyzyjną i zaawansowana komunikację z koniem, ale po pierwsze jeździec musi dysponować odpowiednim poziomem umiejętności, żeby cokolwiek zyskać na munsztuku, a po drugie koń ma już być na odpowiednim etapie wyszkolenia, żeby rozumieć działanie ręki, akceptować kiełzno i być na nim opartym, rozróżniać działanie zewnętrznej i wewnętrznej wodzy, a samo wędzidło uważać za coś tak przyjaznego, że nie będzie miał nic przeciwko, kiedy nagle tych wędzideł zrobi się w paszczy więcej.
U koni o drobnych pyskach podwójne kiełzno bywa zresztą często problemem trudnym do przejścia – Skwarek, chociaż z czasem dobrze zaakceptował munsztuk, zawsze był lepszy na zwykłym wędzidle, bardziej przepuszczalny i łatwiejszy do rozluźnienia. W ogóle przyjmowanie munsztuka bywa niekiedy z przygodami. Skwar, pierwszy raz okiełznany na ogłowie munsztukowe wesoło rozdziawił pysk tak szeroko, że można mu by między wargami przesunąć jabłko, bez zahaczania owocem o zęby – i nie zamknął go już całą jazdę, czekając, aż niedobry munsztuk w końcu wypadnie mu z paszczy.
Dopiero po dwóch-trzech miesiącach tak naprawdę pogodził się z noszeniem munsztuka i zamknął swoje nadąsane ustka. Zombie po zamunsztukowaniu zaczął kombinować z podciąganiem i jeśli się uda przekładaniem języka – czego nigdy nie robił na zwykłym wędzidle. Ba, znałam również konia, który na ogłowiu munsztukowym przekrzywiał głowę i łapał w paszczę wodzę munsztukową, a czasem i samą czankę munsztuka. To było dopiero kłopotliwe! Sama Charlotte Dujardin daje swoim koniom dużo czasu, aby przyzwyczaiły się do nowego uczucia w pysku, bo dużo z nich wcale nie od początku mówi munsztukowi ok.
A Suchy po prostu przyjął munsztuk i pojechał
Sporo się zastanawiałam, czy w ogóle pisać o dobieraniu i dopasowaniu munsztuka, bo to trochę notka bez czytelnika. Dlaczego? Jeśli jesteś na etapie pracy munsztukowej z własnym koniem, to wiedza o tym, jak dobrać kiełzna i jak je prawidłowo zamontować w końskim pysku nie jest Ci do niczego potrzebna, bo masz już ją w małym palcu. Jeśli jednak dopiero planujesz zadebiutować na dwóch parach wodzy, to z pewnością masz pod ręką doświadczonego trenera, który wszystko wyjaśni i rozwieje ewentualne wątpliwości. Jeśli nie, to tym bardziej munsztuk nie jest Ci potrzebny! To nie jest narzędzie ułatwiające ganaszowanie końskiej głowy, a nieumiejętnie używane (np. przez jeźdźca o twardej, sztywnej ręce) może zrobić dużo złego.
Przyjmijmy jednak, że celem niniejszej notki jest usystematyzowanie wiedzy.
Czyli – nawet jeśli nie jeździmy na munsztuku, warto rozeznać, „czym to się je”. OK, a zatem:
Krótkie vademecum munsztuka
1. Jakie kiełzno?
Na rynku mamy mnóstwo dostępnych munsztuków: cieńsze, grubsze, proste, wygięte, z różnymi długościami czanek, z najróżniejszych metali czy tworzyw sztucznych. A jeszcze do kompletu potrzebne nam wędzidełko… Od czego zacząć, żeby w tym nie utonąć?
Od wędzidełka właśnie. Wybieramy je najbardziej podobne do tego, na jakim zwykłym wędzidle koń pracuje na co dzień. Czyli: podobny metal, podwójnie lub pojedynczo łamane, podobna grubość. To powinna być nasza wyjściowa baza, do której dobieramy munsztuk.
W munsztuku patrzymy na kształt ścięgierza oraz długość czanek.
Ścięgierze mogą być albo proste, albo z łukiem. Proste pasują koniom, które mają niskie podniebienie i zostawiają więcej miejsca w pysku, ale są dość „sztangowate” i mało subtelne w działaniu. Ścięgierze z łukiem zostawiają więcej miejsca na język (przydatna rzecz, jeśli koń ma mięsisty ozór), ale są też ostrzejsze i wysoki łuk może dotykać podniebienia. Najbezpieczniejsza opcja to złoty środek.
U moich koni najlepiej sprawdzają łagodne łuczki, miękko wyprofilowane. To dobry kształt dla konia, który nie ma żadnych niespodzianek anatomicznych i problemów z kontaktem.
Munsztuk musi być jednak zawsze dopasowany do konia. Wcale nie w każdym przypadku najmniejszy i najdelikatniejszy będzie najlepszym możliwym rozwiązaniem. Niestety często „zakochane” właścicielki koni silnych i nierespektujących ręki wybierają dla tychże wierzchowców kiełzna bardzo łagodne, delikatne, „dziecięce” – wręcz zapraszając rumaka do eskalowania wyciągania wodzy, prób wieszania się na ręce itd. Kiełzno, które koń zauważy może nam pomóc uczynić go subtelnym i z czasem na co dzień pracować na znacznie prostszym i przyjaznym wędzidle niż to początkowe – natomiast kiełzno, które koń ma w poważaniu nigdy nie pomoże zmienić sztywnego i ciężkiego konia w przepuszczalnego… Ale by nie ciągnąć rozważań poza tematem, mam trzy munsztuki, z których dwa sprawdziłam i polecę w ciemno, a o trzecim słyszałam same dobre opinie i chętnie bym go kiedyś sprawdziła w pracy.
Pierwszy to munsztuk Waldhausen „Baby” – idealny jako pierwszy munsztuk, dla zapoznania konia z tym rodzajem kiełzna: łagodny łuczek i krótka czanka, 18 mm grubości (plus cena do przeżycia). Drugi – Stubben Munsztuk Golden – równie łagodny, 16-milimetrowy, ze słodkiego metalu właśnie dostał Suszek. Trzeci – to munsztuk Nathe (dostępny w wersji z czanką standardową lub krótką). Nie do końca mi z nim odpowiada wysoki łuk oraz grubość (20 mm), ale podobno konie rewelacyjnie przyjmują materiał, z którego są robione kiełzna Nathe, podobno jest super przyjazny i nawet szczególnie wrażliwe konie chętnie się rozluźniają i ślinią się jak głodny mastiff
2. Jaki rozmiar munsztuka?
Standardowa długość czanki to 7 cm i jest to długość dźwigni – mierzona od ścięgierza w dół do końca czanki. Krótkie czanki mają 5 cm – i takie polecałabym na pierwszy munsztuk, obojętnie czy dla debiutanta konia czy jeźdźca. Muszę jednak za zgrozą przyznać, że w siodlarniach wielu ujeżdżeniowych stajni widywałam munsztuki z czankami po 10 centymetrów i więcej, zwisającymi w dół niczym w kiełznach westernowych. Taki widok nigdy nie świadczy dobrze o pracy z koniem, bo munsztuk nie służy i nie ma służyć do ganaszowania końskiej głowy…
Munsztuk na szerokość ma być „fit” – czyli dopasowany do końskiego pyska. Nie zaginający warg do środka, ale też nie wystający wyraźnym odstępem z żadnej strony, leżący swobodnie na szerokość. Łańcuszek od munsztuka powinien układać się swobodnie na skórze, okalając dookoła żuchwę.
Wędzidełko dobieramy pół centymetra szersze niż munsztuk. Dzięki temu jego krawędzie wystają poza łańcuszek i podczas działania wędzidełkiem unikniemy jego zaczepiania czy blokowania przez zapięty łańcuszek. U Suchego, który standardowe wędzidło nosi 13-13,5 cm, idealnie sprawdził się zestaw munsztuk 13 cm, wędzidełko 13,5 cm.
A szerokość? Sama pozostanę zwolenniczką tego, żeby wybierać kiełzna możliwie cienkie. Konie wcale nie mają wiele miejsca w pysku. Nawet jeśli Twój koń to potężny ślązak o masywnej głowie i grubych wargach, to zapewne ma pasujący do całości mięsisty język i wcale nie uszczęśliwisz go grubymi sztangami. Argument natomiast, że cienkie kiełzna są ostre, nie przemawia do mnie zupełnie – nie zakładamy munsztuka po to, żeby skuteczniej szarpać się z koniem, jeśli jeździec nie ma delikatnej ręki, to zwyczajnie nie dorósł do munsztuka.
Grubość ścięgierza munsztuka 16-18 mm jest całkowicie ok, a dołożone do tego wędzidełko 14 mm zrobi całkiem przyzwoity zestaw.
3. Jak to założyć do ogłowia i wyregulować?
Wędziełko zapinamy w ogłowiu tak jak zwykłe kiełzno – komfortowo dla konia, na dwie zmarszczki, nie za nisko, ale też bez nadmiernego podciągania go. Munsztuk montujemy nieco poniżej wędzidełka – na ogłowiu na pierwszym patrząc od przodu konia pasku wędzidłowym. Na drugim pasku zapina się wędzidełko.
Łańcuszek nigdy nie może być zapięty poskręcany – jeśli trudno nam dobrze ułożyć jego ogniwa, można łańcuszek zamknąć w osłonie (skórzanej lub z owczego futra, gumowe średnio się sprawdzają). Jego długość powinna być tak dobrana, aby munsztuk na lekkim kontakcie układał się pod kątem 45 stopni. Jeśli ten kąt staje się większy, munsztuk kładzie się poziomo, to mówi się wtedy, że munsztuk „przepada” – łańcuszek jest za długi lub źle zapięty. Rzecz wcale nie taka rzadka do zobaczenia na czworobokach…
4. Wodze (i czemu ich aż tyle?)![IMG_8061]()
Powodowania dwiema parami wodzy trzeba się nauczyć i założyć sporo czasu, zanim uda się do nich przywyknąć.
Wodze wędzidłowe mają przeważnie 16 mm grubości, a wodze munsztukowe – 13 mm. Te drugie nie są również dzielone ze sprzączką (a wykonane z jednego paska skóry), za to zaopatrzone w przesuwaną szlufkę, która pozwala wyregulować ich długość. Wodze wędzidłowe dobrze jest mieć ze stoperami, a munsztukowe gładkie – to pozwala błyskawicznie orientować się, którą wodzą działamy i którą mamy gdzie ułożoną w ręce. Tutaj taka mała praktyczna podpowiedź – jeśli kupimy skórzane gładkie wodze, to u rymarza możemy doszyć sobie kilka stoperów idealnie dopasowanych do długości szyi danego konia (i tak na przykład trzeci stoper – to nasze ustawienie robocze, rozprężeniowe, drugi – krótsza szyja do intensywnej pracy, a pierwszego nie powinniśmy w ogóle tykać i jeśli mamy na nim zamknięte dłonie, to końska szyja zrobiła się za ciasna i należy natychmiast to zmienić.). Bardzo przydatna rzecz, jeśli musimy pracować bez luster i nie mamy pod ręką kogoś, kto mógłby nas korygować z ziemi.
5. Jakie ogłowie?
Po pierwsze – komfortowe dla konia, po drugie – eleganckie, bo w ujeżdżeniu obowiązuje dobry gust.
Warto jest zacząć selekcję od potylicy i nagłówka – dwa kiełzna trochę ważą, więc musi być szczególnie wygodna. Polecam wycięte za uszami, symetryczne – i zdecydowanie odradzam ogłowia zapinane na górze, między uszami. Takie rozwiązanie wcale tak ładnie nie wygląda (koń na czubku głowy ma grubą i odstającą czapkę z pasków i sprzączek), a w użytkowaniu ma praktycznie same minusy. Zapięcia o wiele trudniej się reguluje (jeśli pojawi się potrzeba, żeby coś skrócić lub wydłużyć, trzeba wysoko sięgać przy okazji ściągając ogłowie na jedną stronę, bo regulacja jest jednostronna. Sprzączki też rzadko kiedy wypadają na środy potylicy, a częściej po boku). Pod klamerkami musi się znaleźć gruba podkładka, która zamiast omijać uszy będzie się wciskała w ich podstawy. Kiedy poza urodą ogłowia popatrzymy na istotniejsze szczegóły (np. linię nasady ucha), to nie mamy wątpliwości, że koń w ogłowiu jak poniżej będzie czuł się zbyt wygodnie:
Poza potylicą kryterium wyboru jest dla mnie rodzaj nachrapnika. Szwedzkie są elastyczne i czytelnie pracują (koń otwiera pysk – nacisk jest większy, zamyka i rozluźnia szczęki – mniejszy). Szeroki nachrapnik jest komfortowy dla konia, ale często (szczególnie przy krótkiej głowie) koliduje z wędzidłami, które przestają się mieścić i opierają częściowo na nachrapniku. Rozwiązania tego problemu są dwa – albo nachrapnik zwężany po bokach, albo z wcięciem przy kiełznach. Wizualnie mi pasuje znacznie bardziej ta druga opcja
Wybraliśmy zatem ogłowie munsztukowe Anky Anatomic i razem z Suchym jesteśmy zachwyceni
Kolejne, kiedy i na Alpiego przyjdzie czas, zapewne będzie identyczne. Ma chyba wszystkie bajery i detale, jakie może mieć ogłowie, włączając w to nawet kszałt szlufek na paski ❗ – okrągłych od spodu (jest to ogłowie rurkowe) i płaskich od góry, gdzie szlufki leżą na pasku, dzięki czemu układają się stabilnie i nie przekręcają. Jakość skóry również jest top.
Razem z Suszarką gorąco polecamy (a przy okazji – uwielbiam moje konie, są absolutnie wyjątkowe i fantastyczne)