Quantcast
Channel: Quantanamera Blog
Viewing all 305 articles
Browse latest View live

Vademecum munsztuka

$
0
0

Suchy dostał munsztuk!
Trochę się obawiałam, jak to będzie, bo konie wcale nie zawsze chętnie się godzą na taką ilość metalu w pysku. Munsztuk tak naprawdę jest utrudnieniem, a nie ułatwieniem w pracy – owszem, pozwala na dużo bardziej precyzyjną i zaawansowana komunikację z koniem, ale po pierwsze jeździec musi dysponować odpowiednim poziomem umiejętności, żeby cokolwiek zyskać na munsztuku, a po drugie koń ma już być na odpowiednim etapie wyszkolenia, żeby rozumieć działanie ręki, akceptować kiełzno i być na nim opartym, rozróżniać działanie zewnętrznej i wewnętrznej wodzy, a samo wędzidło uważać za coś tak przyjaznego, że nie będzie miał nic przeciwko, kiedy nagle tych wędzideł zrobi się w paszczy więcej.

IMG_8075mU koni o drobnych pyskach podwójne kiełzno bywa zresztą często problemem trudnym do przejścia – Skwarek, chociaż z czasem dobrze zaakceptował munsztuk, zawsze był lepszy na zwykłym wędzidle, bardziej przepuszczalny i łatwiejszy do rozluźnienia. W ogóle przyjmowanie munsztuka bywa niekiedy z przygodami. Skwar, pierwszy raz okiełznany na ogłowie munsztukowe wesoło rozdziawił pysk tak szeroko, że można mu by między wargami przesunąć jabłko, bez zahaczania owocem o zęby – i nie zamknął go już całą jazdę, czekając, aż niedobry munsztuk w końcu wypadnie mu z paszczy. :roll: Dopiero po dwóch-trzech miesiącach tak naprawdę pogodził się z noszeniem munsztuka i zamknął swoje nadąsane ustka. Zombie po zamunsztukowaniu zaczął kombinować z podciąganiem i jeśli się uda przekładaniem języka – czego nigdy nie robił na zwykłym wędzidle. Ba, znałam również konia, który na ogłowiu munsztukowym przekrzywiał głowę i łapał w paszczę wodzę munsztukową, a czasem i samą czankę munsztuka. To było dopiero kłopotliwe! Sama Charlotte Dujardin daje swoim koniom dużo czasu, aby przyzwyczaiły się do nowego uczucia w pysku, bo dużo z nich wcale nie od początku mówi munsztukowi ok.
A Suchy po prostu przyjął munsztuk i pojechał 😯

IMG_8101

Sporo się zastanawiałam, czy w ogóle pisać o dobieraniu i dopasowaniu munsztuka, bo to trochę notka bez czytelnika. Dlaczego? Jeśli jesteś na etapie pracy munsztukowej z własnym koniem, to wiedza o tym, jak dobrać kiełzna i jak je prawidłowo zamontować w końskim pysku nie jest Ci do niczego potrzebna, bo masz już ją w małym palcu. Jeśli jednak dopiero planujesz zadebiutować na dwóch parach wodzy, to z pewnością masz pod ręką doświadczonego trenera, który wszystko wyjaśni i rozwieje ewentualne wątpliwości. Jeśli nie, to tym bardziej munsztuk nie jest Ci potrzebny! To nie jest narzędzie ułatwiające ganaszowanie końskiej głowy, a nieumiejętnie używane (np. przez jeźdźca o twardej, sztywnej ręce) może zrobić dużo złego.

Przyjmijmy jednak, że celem niniejszej notki jest usystematyzowanie wiedzy.
Czyli – nawet jeśli nie jeździmy na munsztuku, warto rozeznać, „czym to się je”. OK, a zatem:

Krótkie vademecum munsztuka

1. Jakie kiełzno?

Na rynku mamy mnóstwo dostępnych munsztuków: cieńsze, grubsze, proste, wygięte, z różnymi długościami czanek, z najróżniejszych metali czy tworzyw sztucznych. A jeszcze do kompletu potrzebne nam wędzidełko… Od czego zacząć, żeby w tym nie utonąć?
Od wędzidełka właśnie. Wybieramy je najbardziej podobne do tego, na jakim zwykłym wędzidle koń pracuje na co dzień. Czyli: podobny metal, podwójnie lub pojedynczo łamane, podobna grubość. To powinna być nasza wyjściowa baza, do której dobieramy munsztuk.
W munsztuku patrzymy na kształt ścięgierza oraz długość czanek.
Ścięgierze mogą być albo proste, albo z łukiem. Proste pasują koniom, które mają niskie podniebienie i zostawiają więcej miejsca w pysku, ale są dość „sztangowate” i mało subtelne w działaniu. Ścięgierze z łukiem zostawiają więcej miejsca na język (przydatna rzecz, jeśli koń ma mięsisty ozór), ale są też ostrzejsze i wysoki łuk może dotykać podniebienia. Najbezpieczniejsza opcja to złoty środek.
U moich koni najlepiej sprawdzają łagodne łuczki, miękko wyprofilowane. To dobry kształt dla konia, który nie ma żadnych niespodzianek anatomicznych i problemów z kontaktem.
Munsztuk musi być jednak zawsze dopasowany do konia. Wcale nie w każdym przypadku najmniejszy i najdelikatniejszy będzie najlepszym możliwym rozwiązaniem. Niestety często „zakochane” właścicielki koni silnych i nierespektujących ręki wybierają dla tychże wierzchowców kiełzna bardzo łagodne, delikatne, „dziecięce” – wręcz zapraszając rumaka do eskalowania wyciągania wodzy, prób wieszania się na ręce itd. Kiełzno, które koń zauważy może nam pomóc uczynić go subtelnym i z czasem na co dzień pracować na znacznie prostszym i przyjaznym wędzidle niż to początkowe – natomiast kiełzno, które koń ma w poważaniu nigdy nie pomoże zmienić sztywnego i ciężkiego konia w przepuszczalnego… Ale by nie ciągnąć rozważań poza tematem, mam trzy munsztuki, z których dwa sprawdziłam i polecę w ciemno, a o trzecim słyszałam same dobre opinie i chętnie bym go kiedyś sprawdziła w pracy.
Pierwszy to munsztuk Waldhausen „Baby” – idealny jako pierwszy munsztuk, dla zapoznania konia z tym rodzajem kiełzna: łagodny łuczek i krótka czanka, 18 mm grubości (plus cena do przeżycia). Drugi – Stubben Munsztuk Golden – równie łagodny, 16-milimetrowy, ze słodkiego metalu właśnie dostał Suszek. Trzeci – to munsztuk Nathe (dostępny w wersji z czanką standardową lub krótką). Nie do końca mi z nim odpowiada wysoki łuk oraz grubość (20 mm), ale podobno konie rewelacyjnie przyjmują materiał, z którego są robione kiełzna Nathe, podobno jest super przyjazny i nawet szczególnie wrażliwe konie chętnie się rozluźniają i ślinią się jak głodny mastiff 😉

waldhausenstubbennathe

2. Jaki rozmiar munsztuka?

Standardowa długość czanki to 7 cm i jest to długość dźwigni – mierzona od ścięgierza w dół do końca czanki. Krótkie czanki mają 5 cm – i takie polecałabym na pierwszy munsztuk, obojętnie czy dla debiutanta konia czy jeźdźca. Muszę jednak za zgrozą przyznać, że w siodlarniach wielu ujeżdżeniowych stajni widywałam munsztuki z czankami po 10 centymetrów i więcej, zwisającymi w dół niczym w kiełznach westernowych. Taki widok nigdy nie świadczy dobrze o pracy z koniem, bo munsztuk nie służy i nie ma służyć do ganaszowania końskiej głowy…

Munsztuk na szerokość ma być „fit” – czyli dopasowany do końskiego pyska. Nie zaginający warg do środka, ale też nie wystający wyraźnym odstępem z żadnej strony, leżący swobodnie na szerokość. Łańcuszek od munsztuka powinien układać się swobodnie na skórze, okalając dookoła żuchwę.
Wędzidełko dobieramy pół centymetra szersze niż munsztuk. Dzięki temu jego krawędzie wystają poza łańcuszek i podczas działania wędzidełkiem unikniemy jego zaczepiania czy blokowania przez zapięty łańcuszek. U Suchego, który standardowe wędzidło nosi 13-13,5 cm, idealnie sprawdził się zestaw munsztuk 13 cm, wędzidełko 13,5 cm.

A szerokość? Sama pozostanę zwolenniczką tego, żeby wybierać kiełzna możliwie cienkie. Konie wcale nie mają wiele miejsca w pysku. Nawet jeśli Twój koń to potężny ślązak o masywnej głowie i grubych wargach, to zapewne ma pasujący do całości mięsisty język i wcale nie uszczęśliwisz go grubymi sztangami. Argument natomiast, że cienkie kiełzna są ostre, nie przemawia do mnie zupełnie – nie zakładamy munsztuka po to, żeby skuteczniej szarpać się z koniem, jeśli jeździec nie ma delikatnej ręki, to zwyczajnie nie dorósł do munsztuka.
Grubość ścięgierza munsztuka 16-18 mm jest całkowicie ok, a dołożone do tego wędzidełko 14 mm zrobi całkiem przyzwoity zestaw.

IMG_8092

3. Jak to założyć do ogłowia i wyregulować?

Wędziełko zapinamy w ogłowiu tak jak zwykłe kiełzno – komfortowo dla konia, na dwie zmarszczki, nie za nisko, ale też bez nadmiernego podciągania go. Munsztuk montujemy nieco poniżej wędzidełka – na ogłowiu na pierwszym patrząc od przodu konia pasku wędzidłowym. Na drugim pasku zapina się wędzidełko.
Łańcuszek nigdy nie może być zapięty poskręcany – jeśli trudno nam dobrze ułożyć jego ogniwa, można łańcuszek zamknąć w osłonie (skórzanej lub z owczego futra, gumowe średnio się sprawdzają). Jego długość powinna być tak dobrana, aby munsztuk na lekkim kontakcie układał się pod kątem 45 stopni. Jeśli ten kąt staje się większy, munsztuk kładzie się poziomo, to mówi się wtedy, że munsztuk „przepada” – łańcuszek jest za długi lub źle zapięty. Rzecz wcale nie taka rzadka do zobaczenia na czworobokach…
munsztuk45

4. Wodze (i czemu ich aż tyle?)IMG_8061

Powodowania dwiema parami wodzy trzeba się nauczyć i założyć sporo czasu, zanim uda się do nich przywyknąć.
Wodze wędzidłowe mają przeważnie 16 mm grubości, a wodze munsztukowe – 13 mm. Te drugie nie są również dzielone ze sprzączką (a wykonane z jednego paska skóry), za to zaopatrzone w przesuwaną szlufkę, która pozwala wyregulować ich długość. Wodze wędzidłowe dobrze jest mieć ze stoperami, a munsztukowe gładkie – to pozwala błyskawicznie orientować się, którą wodzą działamy i którą mamy gdzie ułożoną w ręce. Tutaj taka mała praktyczna podpowiedź – jeśli kupimy skórzane gładkie wodze, to u rymarza możemy doszyć sobie kilka stoperów idealnie dopasowanych do długości szyi danego konia (i tak na przykład trzeci stoper – to nasze ustawienie robocze, rozprężeniowe, drugi – krótsza szyja do intensywnej pracy, a pierwszego nie powinniśmy w ogóle tykać i jeśli mamy na nim zamknięte dłonie, to końska szyja zrobiła się za ciasna i należy natychmiast to zmienić.). Bardzo przydatna rzecz, jeśli musimy pracować bez luster i nie mamy pod ręką kogoś, kto mógłby nas korygować z ziemi.

5. Jakie ogłowie?

Po pierwsze – komfortowe dla konia, po drugie – eleganckie, bo w ujeżdżeniu obowiązuje dobry gust.
Warto jest zacząć selekcję od potylicy i nagłówka – dwa kiełzna trochę ważą, więc musi być szczególnie wygodna. Polecam wycięte za uszami, symetryczne – i zdecydowanie odradzam ogłowia zapinane na górze, między uszami. Takie rozwiązanie wcale tak ładnie nie wygląda (koń na czubku głowy ma grubą i odstającą czapkę z pasków i sprzączek), a w użytkowaniu ma praktycznie same minusy. Zapięcia o wiele trudniej się reguluje (jeśli pojawi się potrzeba, żeby coś skrócić lub wydłużyć, trzeba wysoko sięgać przy okazji ściągając ogłowie na jedną stronę, bo regulacja jest jednostronna. Sprzączki też rzadko kiedy wypadają na środy potylicy, a częściej po boku). Pod klamerkami musi się znaleźć gruba podkładka, która zamiast omijać uszy będzie się wciskała w ich podstawy. Kiedy poza urodą ogłowia popatrzymy na istotniejsze szczegóły (np. linię nasady ucha), to nie mamy wątpliwości, że koń w ogłowiu jak poniżej będzie czuł się zbyt wygodnie:
potylica-copyPoza potylicą kryterium wyboru jest dla mnie rodzaj nachrapnika. Szwedzkie są elastyczne i czytelnie pracują (koń otwiera pysk – nacisk jest większy, zamyka i rozluźnia szczęki – mniejszy). Szeroki nachrapnik jest komfortowy dla konia, ale często (szczególnie przy krótkiej głowie) koliduje z wędzidłami, które przestają się mieścić i opierają częściowo na nachrapniku. Rozwiązania tego problemu są dwa – albo nachrapnik zwężany po bokach, albo z wcięciem przy kiełznach. Wizualnie mi pasuje znacznie bardziej ta druga opcja 😉IMG_8116Wybraliśmy zatem ogłowie munsztukowe Anky Anatomic i razem z Suchym jesteśmy zachwyceni :) Kolejne, kiedy i na Alpiego przyjdzie czas, zapewne będzie identyczne. Ma chyba wszystkie bajery i detale, jakie może mieć ogłowie, włączając w to nawet kszałt szlufek na paski ❗ – okrągłych od spodu (jest to ogłowie rurkowe) i płaskich od góry, gdzie szlufki leżą na pasku, dzięki czemu układają się stabilnie i nie przekręcają. Jakość skóry również jest top.
Razem z Suszarką gorąco polecamy (a przy okazji – uwielbiam moje konie, są absolutnie wyjątkowe i fantastyczne) 😀
IMG_8107IMG_8108


Loże szyderców i wiadra pomyj w jeździeckim internecie

$
0
0

Uwaga, tykam gorący temat 😉

Całkiem niedawno youtubowy kanał dressagehub zamieścił filmik „The Foundation of Rumors, Lies and Gossip in the Horse World”.
Filmik z wyciętym z rozgrzewki przed zawodami zdjęciem-stopklatką. Zdjęciem okropnym, okrutnym i paskudnym, gdzie jeździec-rzeźnik roluje i taszczy na ręce umęczone konisko…

dh

Szkopuł w tym, że to zdjęcie pochodzi z również zamieszczonej na filmie zupełnie normalnej, luźnej i pozytywnej rozgrzewki, na pewno nie zawierającej żadnych spięć i walki z rumakiem.

Autorka dressagehub opatrzyła film takim komentarzem (uwaga dla hejterów – luźne tłumaczenie):

Co oznacza bycie prawdziwym koniarzem? Również to, że nie szerzymy kłamstw, plotek i pogłosek.
Dlaczego zatem tak wielu z nas robi to bezwarunkowo?
Kobieta, którą uważałam za bardzo inteligentną wyrzuciła mnie ze znajomych, kiedy powiedziałam jej, że szykanuje jeźdźców, gdy udostępnia i rozpowszechnia zdjęcia, które pojawiły się w internecie tylko po to, aby stały się pożywką dla fali nienawiści.
A zatem Panie, Panowie proszę Was, abyście byli lepszymi ludźmi.
Nasz sport jest snobistyczny i pretensjonalny, ale jednak trzeba być odpowiedzialnym za swoje działania.
Dwa lata temu zaczęłam rozpowszechniać #rideabovehate (jazda ponad nienawiścią), ale apeluję również o to, aby naprawdę dobrze rozważyć to, co udostępniacie i komentujecie w internecie. Zatem zastanów się i pomyśl, zanim to zrobisz.

Do filmu załączono fragment wywiadu z Patrikiem Kittelem, szwedzkim jeźdźcem, który opowiada o tym, jak łatwo w internecie szykanować, prześladować i piętnować jeźdźców – po jednym zdjęciu:

Kiedy ktoś przyjdzie do mnie, i prosto w oczy zapyta: słuchaj, dlaczego robisz to, dlaczego robisz tamto, dlaczego jedziesz w ten sposób? Wiele osób zadaje mi takie pytania i wtedy mogę wszystko dokładnie wytłumaczyć. Reakcje ludzi to wtedy: aha, OK, no faktycznie. Ale kiedy ludzie po prostu cię atakują bez próby zrozumienia wszystkiego, bez próby zrozumienia kontekstu – to mogę im polecić to, żeby jeździli na zawody, zobaczyli na żywo, jak ktoś jeździ. Nie można oceniać jeźdźca po jednym zdjęciu, ani po dwuminutowym wideo! Ludzie spotykają mnie na zawodach, przyglądają się mojej pracy i mówią: w ogóle nie spodziewałem się, że to tak wygląda! Ludzie wylewają na siebie tyle gówna w internecie! Chodzę po sieci i szukam tam tych pozytywnych rzeczy. Jeżdżę i trenuję moje konie, po prostu robię swoją pracę – a wszystkie moje konie są w dobrej formie.

No cóż, prawie nic dodać, nic ująć.
Prawie. Bo chociaż ludzka natura jest pełna zawiści, a łaknące uwagi ego domaga się nawet nie prawa głosu, tylko prawa krzyku, to jednak zawsze powinien tym wszystkim zarządzać intelekt.
Każdy decyduje za siebie sam, czy chce zasiadać na loży szyderców, czy na loży mędrców (niestety, te dwie profesje nigdy nie występują łącznie).
Najwięcej krytykują ci, którzy są daleko od ideału.
Najwięcej wytykają ci, którzy mają najmniej do zaoferowania.
Najwięcej pouczają ci, którzy sami nic nie wiedzą. Najwięcej poprawek zgłaszają ci, którzy sami nic nie tworzą.
Można by tak bardzo długo wymieniać…

Łączą nas konie. Przez szacunek do tych wspaniałych zwierząt moglibyśmy pokusić się o większy szacunek wobec siebie. Przez elegancję ujeżdżeniowego sportu wymagać od siebie większej klasy w swoich zachowaniach.
Łatwo jest wylać wiadro pomyj, to coś, co każdy potrafi. Komentarze do zdjęć, opinie o jeźdźcach, opinie o koniach, rzesze ekspertów-teoretyków albo tych smutnych przypadków, dla których nienawiść jest jedynym uczuciem, jakiego doznają w życiu.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej 😉
Mam zatem nadzieję, że wspólnie poniesiemy apel o lepszy jeździecki internet.

Takie tam niepodległościowe refleksje na 11go listopada 😉

I przy okazji: gorąco, gorąco polecam przeglądanie dressagehub, kopalnia treściwej i wcale nie książkowej wiedzy od fajnych ludzi:
https://www.youtube.com/user/DressageHub/videos

Suszarka w akcji

$
0
0

Tyle się dzieje, że chyba nigdy nie nadrobię już zaległości!
Oj, muszę przysiąść nad kolejnym wpisem, tylko z czasem jeszcze bardziej krucho. Jeszcze ostatnio co tydzień robię po 600-700 km w poszukiwaniu konia (nie dla mnie) i trafiają się albo same bardzo źle jeżdżone bidoki, albo faktycznie fajne zwierzaki wykruszają się nam fest na badaniach. Nic pośrodku :( W środę znalazłam i próbowałam fantastyczną kobyłkę – przemiłą, jezdną, śliczną jak z obrazka, z niezłym ruchem. Koń miał bazowy TUV i był czyściutki na klinicznych badaniach. Miał jednak bardzo krótki grzbiet, co przez złe doświadczenia mnie tknęło i zażyczyłam sobie dorobienia RTG pleców. I co? Kissing spines w stopniu paskudnym i nieprzyzwoitym :( Nosz… motyla noga! Ponieważ to jest któryś z kolei koń, który nam w sposób nieplanowany wypada ze stawki, zaczynamy z klientką podejrzewać jakąś zaczynioną przez nieżyczliwych laleczkę voodoo…

Na szczęście czarne moce ograniczyły się nieszczęsnych poszukiwań i reszta spraw wygląda obiecująco. Komplet papierów budowlano-stajniowych wylądował wreszcie w urzędzie, Hendrix (Opfok) się przeprowadził, Alpi – zapoznał z munsztukiem, Cebulka wdrożyła w robotę i zaczęła wreszcie wyglądać jak pracujący koń, a Suchy śmiga tak, że aż trudno się na niego napatrzyć :)

IMG_8272m

Pogoda nie sprzyja robieniu zdjęć, więc wrzucam jakieś filmiki.
Pomyśleć, że w lutym rudzielec zaczynał odkrywać pierwsze kroki swojego prawdziwego kłusa, jeszcze wtedy nieśmiałe i mocno dziecinne. Na początku listopada zasuwał już tak:

Chciałabym się tym filmem pozachwycać, ale co tu dużo mówić – nie jest już za bardzo aktualny! Suchy z treningu na trening daje więcej i więcej, odkrywa nową siłę, równowagę, otwiera ciągi, poprawia trawersy i coraz łatwiej mu przychodzi siadanie na zadzie po to, żeby podnosić w górę uszy i antygrawitacyjnie stawiać przednie łapska. Miewa już takie momenty, że robię się naprawdę zaskoczona jego ruchem i poważnie rozważam obwieszenie mu boksu czerwonymi wstążeczkami…

W galopie mamy w ogóle czystą zabawę i dzika przyjemność. Można już modyfikować zmiany – nie tylko, żeby były, ale żeby były duże, okrągłe, wyraziste i jak najrówniejsze na obydwie strony. W chodach bocznych biszkoptowy jest bezkonkurencyjny. Poprawiamy dodania, a żeby się nie nudzić robimy już ciasne woltki i delikatne jeszcze, ale już z mocną myślą o docelowych – piruety. Suchy rządzi! W końcu wygląda już bardziej jak koń, a nie jak suchar 😉

Trzy tygodnie temu doszło jeszcze nowe ćwiczenie, czyli pierwsze półkroczki piafu :) To pierwszy koń, z którym mam do czynienia, który traktuje to wyłącznie jako dobrą zabawę. Plus, jak od dłuższego czasu Suchy ma w zwyczaju – z podejścia na podejście, z treningu na trening jest coraz lepszy. Kończysz robotę – następnego dnia zaczynasz ją w tym samym dokładnie miejscu, gdzie się skończyła. Genialna cecha. Zobaczcie zresztą na filmie – jak po kolei Suchy analizuje temat, najpierw odpala bujanie zadem, potem przyspiesza kroki, dodaje przód – żeby całe zadanie skończyć trzema kroczkami już bardzo zacnego zapiafowania. To ci dopiero zdolna stwora z niego :)

Coś ta Suszarka daje mi do zrozumienia, że chyba warto go wyszykować na jakieś zawody 😉

Suszarka padokowa

$
0
0

Od trzylatka ma tak codziennie. Nieważne, ile siedzi na dworze. Nieważne, czy ma wolny dzień, czy też właśnie zaliczył wyczerpujący trening. Nieważne, czy go puszczę z godzinnej karuzeli, czy prosto z boksu. Nieważne, że już przed chwilą zdążył to zrobić już trzy razy.
Zawsze trafi się jakaś nowa okazja. Wytarza się kolejny raz. Albo koń przejdzie. Albo inny koń się wytarza na padoku.
Suchy bryka. Suchy piszczy.
Zatrzymany w rozwoju gdzieś w krainie Nigdy-Nigdy, taki Piotruś Pan – w końskiej skórze.

Koniecznie z dźwiękiem! :)

Miały być konie, a są…

$
0
0

Na padokach jest ciekawie. Po pierwsze, zalęgły mi się chyba… bobry??!??

No zobaczcie tylko:

IMG_1927IMG_1926 IMG_1928

Bóbr Suchy i bóbr Alpi konkretnie. Nie wiem jaka jest przyczyna takich zabaw, ale wszystkie drewniane pieńki jak sobie wesoło stały nietknięte już dwa lata, to teraz przezywają oblężenie. Korowanie odbywa się od góry (standard, konie lubią obgryzać drewno), ale też przy samej ziemi – tak jak to widać na powyższych zdjęciach. Teraz obydwa rude bobry pracują głównie nad palikami z ogrodzenia, ale kilka drzewek w zasięgu zębisk też jest okorowanych i poważnie pocienionych na dole. Hm, jak chłopaki zaczną znosić te patki do kupy i budować żeremie, to dopiero będę miała unikalny przyrodniczy materiał na bloga! :mrgreen:

Cebula tymczasem wyczuła ciepłe dni i stosownie do klimatu się grzeje. Jak każda nowoczesna dziewczyna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce (w kopyta?). Otóż upatrzyła sobie tatusia 😈
No to teraz ankieta, który z kasztanów został wybrankiem serca?
– Alpi?
– czy Suchy?

😉

Cebula leci na wygląd i zdecydowanie przekonały ją eleganckie skarpetki dandysa Alpusa. A skoro lover boy został wybrany, to wszystkie ogrodzenia przestały mieć znaczenie. Trzy dni łatałam wyrwy, dokładałam tyczki i poprawiałam roztratowanego pastucha, sprowadzając z jednego padoku dwa gruchające, zakochane w sobie gołąbki – aż uznałam, że nie będę walczyć z naturą. Alpi jest tak uległy (typ dzieciaka, któremu w piaskownicy wszyscy zabiorą wiaderka, grabki i łopatki, a ono się nawet nie rozpłacze), że krzywdy Cebuli nie zrobi. A Cebula, no cóż – mam nadzieję, że jak jej zrzednie poziom hormonów, to nadal będzie łaskawym okiem spoglądać na Alperta. Od wczoraj już jakby amory zeszły na drugi plan (za to włączyły się wyścigi), ale Cebularz nadal kontenta z towarzystwa kolegi u boku. Zaryzykuję i zostawię je na tydzień razem, może obejdzie się bez ręko- (i nogo-) czynów?

Gra wstępna w wykonaniu Cebuli (na melodię kawałka zespołu IRA): Bierz mnie, będzie wspaniale, obsyp mnie złotym deszczem / No dalej, bierz mnie, bo zaraz spłonę, chcę mieć Cię jeszcze raz…
IMG_7331

Gra wstępna w wykonaniu Alpiego: założyć zębowego nelsona na ogon (Alpi, you pervert!)
IMG_7332

Złapane in flagranti (mam was ptaszki!): Cooo?? Myyyy?? My nic nie robimy… 😳
IMG_7333
No zobaczymy, co to z tego wyniknie…

Czo ten Alpi?? 0_o

$
0
0

Jeżdżę sobie te moje koniki w kółeczko, pracuję, gimnastykuję. Wiadomo, zmieniają się, poprawiają, progresują, zaczynają coraz więcej z siebie dawać.

Zawsze jednak, kiedy jestem pewna, że jest naprawdę fajnie, naprawdę dobrze i powinniśmy być obydwoje z koniem z siebie dumni po same uszy, bo zrobiliśmy coś tak wyjątkowo super, że więcej już się nie da – to któryś z moich koni udowadnia mi, że tak naprawdę to mocno się mylę i chyba wcale nie wiem, do czego on jest zdolny.

c1 c2

Alpi na kawaletkach radził sobie doskonale już od dłuższego czasu, ale obecnie przeszedł samego siebie. On po prostu fruwa, jak albatros! Kurczę, siedząc na nim widzę przed sobą jego latające przednie nogi. Widzę ochraniacze!

A najlepsze jest nie tylko to co widzę, ale co czuję – a czuję, że wreszcie koń zaczyna mi przychodzić do kontaktu takiego jak chciałam. Zaczyna „być”, zaczyna być oparty, zaczyna otwierać potylicę na okrągłej szyi, podnosić uszy, ciągnąć teraz nos z całą łopatką do przodu.
Witamy w krainie dorosłych koni!*

c8 c7 c10 c11

W galopie dzieje się dokładnie to samo. Jeżdżę kawaletki, a mam wrażenie, jakbym śmigała postawione w szeregu stacjonaty.
Alpi celująco opanował wszystko to, nad czym jeszcze żmudnie pracuję wciąż na drążkach (szczególnie w galopie) z Suchym.

g3_
g2_

Kapitalna praca i przy okazji niesamowita frajda :)

* żeby nie było tak, że sam cukier i lukier, to z tą dorosłością bywa czasem w kratkę. W zeszłym tygodniu zaprosiłam na trening Olę Szulc i najadłam się z Alpim totalnie wstydu. Miałam ochotę i sobie – i jemu – założyć na głowę papierową torbę. Zapowiedziałam delikwentowi, że jeśli zamierza realizować takie numery, to mam go kompletnie dość i nie będziemy się więcej lubić. Chyba się przejął, bo od kolejnego treningu mam zupełnie nowego, jakby dwa lata starszego i mądrzejszego konia. Ciekawe, na ile mu tej mądrości wystarczy 😆

Jesień w mojej Szwajcarii

$
0
0

Jaka szkoda, że najpiękniejszy czas jesieni – złocisty, żółty, z domieszka czerwieni – już na nami. W tym roku pogoda też umiarkowanie dopisała i zdecydowanie zabrakło słońca. W jeden z takich nieco lepszych dni odwiedziłam moje gospodarstwo, niestety zapominając aparatu 😳
Na ile jednak telefon oddaje klimat, to w lesie nad stawem było tak:

szwajcaria_jesien

Wszystkie dokumenty budowlane złożone już jakiś czas temu w urzędach. Teoretycznie do końca roku powinniśmy mieć wydane ze starostwa pozwolenie na budowę. A wtedy na wiosnę ruszamy! 😀 Oby jak najszybciej, bo mnie już nosi, chodzę po włościach i najchętniej wbijałabym paliki do grodzenia padoków 😆

Tymczasem korzystając z wizyty uzbierałam w 10 minut całą beczkę jabłek. Mam na miejscu sporo drzew, które produkują owoce jak szalone – aż się od nich uginają. Jabłka są ogromne, czerwone, aż wpadające w bordo – z charakterystycznym różowym i dosyć kruchym miąższem. Z tego, co wyczytałam w internecie, to jest odmiana malinówka, nazwana tak od swojego przypominającego maliny smaku. No, pierwsza umiejętność rolnika – rozróżnianie odmian jabłek – zdobyta! 😆
Rudzielce dają tym jabłuszkom 10 na 10 i wsuwają ja z lubością, a ja oczywiście nie omieszkam ich im podjadać 😉 Oby na jesieni 2018 mogły już wcinać „prawie” z drzewa :)

jablka

Stephen Clarke: jak uzyskać to, co najlepsze z kłusa Twojego konia, niezależnie od rasy tego konia

$
0
0

Całkiem niedawno miało miejsce tegoroczne British Dressage National Convention, czyli cykl otwartych dla publiczności spotkań z sędziami oraz startującymi zawodnikami, które mają na celu szerzenie wiedzy o ujeżdżeniu i udostępnienie wszystkim chętnym możliwości nauki od najlepszych ekspertów. Takie forum trwa przez cały weekend i jest podzielone na wiele sesji w postaci wykładów lub treningów z komentarzem na żywo. Aż żal ściska w sercu, że takie rzeczy nie są realizowane u nas! Brytyjczycy mogą dokształcać się w zakresie pracy z końmi (w tym młodymi końmi, a nie tylko doświadczonymi, które „coś potrafią”), mogą uczyć się ciekawostek na temat typów koni, praktycznych kwestii na temat ich ruchu, a przede wszystkim poznawać ćwiczenia, które umożliwiają rozwój zarówno konia, jak i jeźdźca, aby każdy z tej dwójki partnerów mógł z siebie dawać to, co najlepsze. Do dyspozycji zwykłych, szarych adeptów jeździectwa pozostawali przez dwa dni między innymi Carl Hester, Michael Klimke, czy Tristan Tucker.

Część wykładów / treningów prowadził sam Stephen Clarke. Dla tych, którym nazwisko nie mówi wiele, króciutko przybliżę jego sylwetkę (chociaż to nazwisko wypadałoby znać!): jest to jeden z najbardziej cenionych sędziów ujeżdżenia na świecie, który zajmuje obecnie stanowisko oficjalnego sędziego FEI. To on oceniał przejazdy podczas igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku. Przez długie lata wcześniej był zawodnikiem i trenerem, stąd jego wiedza bazuje zatem na bardzo solidnej praktyce, a nie wyłącznie teorii. Słynie z szybkiego oka, czasami ciętego języka oraz… ogromnego poczucia humoru.

W sieci natrafiłam na relację z treningów, które skupione były wokół poprawy jakości kłusa.

– „Naprawdę nie interesuje mnie, jakiej rasy jest koń” – mówił na wstępie Stephen Clarke – „Ujeżdżenie polega na ocenianiu konia według określonych kryteriów. Jako sędziego nie obchodzi mnie zatem, jakiego koń jest wzrostu, czy też jaką ma maść”.
„W ostatnich czasach pojawił się tylko jeden koń, który ma same zalety i mocne strony, a żadnych słabych – Valegro. On optymalnie praktycznie wszystkie kryteria ujeżdżenia, dlatego zresztą bije rekordy – ale jest to unikat, wyjątkowa rzadkość. Niektóre konie mają łatwość pracy w zebraniu, dla innych łatwiejsze są poszerzenia, ale jest niezwykle trudno znaleźć konia, który ma ekstremalny talent na obydwu końcach tej skali.”

Aby w praktyce pokazać, jak pracować z końmi zwykłymi, a nie unikalnymi, Stephen poprowadził treningi jeźdźcom na koniach najróżniejszych ras i typów, wcale zresztą nie zawsze mile widzianych w sporcie ujeżdżeniowym. Dla każdego zaproponował zestaw ćwiczeń pomagających rozwiązywać jego największe problemy oraz pokonać słabości i ograniczenia.

Klacz cob i spięty, nerwowy kłus

Jeden z pierwszych jeźdźców dosiadał klaczy Welsh Cob Watling Shakira. Jest to rasa wywodząca się od kucy walijskich, najbardziej znana z użytkowania zaprzęgowego. Mimo, że był to stosunkowo doświadczony koń (startujący na poziomie medium, czyli w okolicach naszej N-klasy), to występ w nowym miejscu i przez dużą publicznością wywołał u klaczy bardzo duże napięcie. Jej kłus był spieszący, nerwowy i niepewny.

s1
Źródło horseandhound.co.uk.

– „Klacz kłusuje w tej chwili zbyt szybko, ale to wszystko bierze się z jej głowy” – powiedział Stephen dosiadającemu klaczy jeźdźcowi – „Jeśli koń jest nerwowy, należy grać i bawić się przejściami oraz chodami bocznymi. Bardzo często to sprawia, że koń zaczyna mieć o czym myśleć zamiast swoich strachów.”
Stephen prosił o wykonywanie licznych przejść stęp-kłus na zmianę z wplatanymi paroma krokami łopatki.
– „Taki zestaw ćwiczeń należy ponawiać i zajmować nim konia do momentu, aż ten „podda się” odpuszczając spięcie, zrelaksuje się i skupi na pracy. Kiedy tylko rytm kłusa zostanie ustabilizowany, pewny, a koń poczuje się bezpiecznie, wówczas można zacząć myśleć o jeździe naprzód zwiększając krycie terenu każdego kroku i poprawiając jakość kłusa.”
Klacz, w kompaktowym typie i o wrażliwym usposobieniu, sprawiała wrażenie gorącej i nadreaktywnej.
– „Ona jest dzisiaj dość ostra, ale to jest taka automatyczna ostrość. Później, kiedy jej wyszkolenie będzie już bardziej ugruntowane, taki gorący charakter będzie oferował same plusy. Od takiego konia jeździec zawsze otrzyma reakcję na swoje działania.”
Stephen zalecił jeźdźcowi wykonywanie ogromnej ilości niedużych zmian tempa i  ustawienia w ramach kłusa.
– „Bądź cierpliwy i pracuje nad drobnym różnicowaniem zgięcia i szybkości kroków. To pomoże rozluźnić klacz”.

Taka praca przyniosła wspaniałe efekty. Pod koniec sesji treningowej Shakira wyraźnie zwolniła i zaczęła wykonywać bardziej okrągłe i wyniosłe kroki. Rozluźniła i uniosła plecy, co pozwalało jej również wyraźnie zwiększyć długość wykroku. Ponieważ czuła się pewniej, kłusowała znacznie swobodniej i przestała spieszyć kłus.
Sesja została zakończona żuciem z ręki.
– „Kiedy koń rozciąga się w kłusie, należy starać się, aby niespiesznie przeskakiwał z przekątnej kończyn na drugą wykonując duże kroki, angażując mięśnie grzbietu i dochodząc do kontaktu z ręką jeźdźca.”

Ogier lusitano i braki kłusie roboczym, przekładające się na ciężki przód w poszerzeniach

Kolejnym koniem uczestniczącym w treningu był wyszkolony na poziomie advanced (nasze CC, mała runda) ogier lusitano o imieniu Espirito. W tym przypadku Stephen zdecydował się pracować nad kłusem roboczym i pośrednim, które u koni tej rasy często bywają mało wydajne.

l2
Źródło
horseandhound.co.uk.

– „Espirito ma cudowną naturalną regularność chodu i bardzo poprawną naturalną sylwetkę pod siodłem”.
Po poświęceniu chwili pracy w bardziej zebranym kłusie Stephen poprosił jeźdźca o wydłużenie kroków konia na przekątnej. Mimo, że koń starał się jak mógł, by doskonale wypełnić polecenie jeźdźca i zachowywał w poszerzeniu odpowiednią ilość energii, niestety „spadał” z tylnych nóg i robił się ciężki przodem.
Stephen polecił ćwiczenie, które mogło rozwiązać tego typu problem. Para na samym początku długiej ściany wykonała kilka kroków łopatki, potem jeździec wrócił na ślad prostując konia i poprosił o kilka kroków pośredniego kłusa, by na końcu ściany powrócić do łopatki. Efekty przyszły natychmiastowo. Prawidłowo wykonana łopatka uruchomiła koniowi zad.
– „Jakość kłusa pośredniego i poszerzeń zależy przede wszystkim od stopnia zaangażowania zadu w roboczym kłusie. Koń musi się nim wyraźnie pchać, aby nie spadał na przód. Aby otrzymywać naprawdę wysokie noty na czworobokach, koń musi mieć zaangażowany zad, oraz równowagę z lekkim przodem (uphill).”

Wałach gipsy cob, który nie ma wyciągniętego kłusa

Koń numer trzy to… gipsy cob:!: Bardzo charakterystyczna rasa koni, której nie kojarzymy raczej z czworobokiem ani też ujeżdżeniowymi chodami. I faktycznie, kiedy amazonka prosiła swojego konia Glasshards Warrior o kilka kroków wyciągniętego kłusa – nie uzyskiwała żadnej reakcji.

g3
Źródło horseandhound.co.uk.

Stephen Clarke zbeształ jeźdźca: „Po pierwsze zupełnie zapomnij o tym, że skoro siedzisz na koniu gypsy cob, to nie będziesz mieć kłusa wyciągniętego, bo cygańskie zaprzęgowe konie go przecież nie mają. Naprawdę wszystko leży w treningu i w kwestii reakcji konia”.
Stephen poprosił amazonkę, żeby stuknęła batem w zad swojego konia, myśląc o „daniu mu lekkiego prztyczka”. Niestety wykonując to polecenie w tym samym czasie amazonka odruchowo łapała i ciągnęła wodze do tyłu. Aby temu zaradzić, Stephen polecił złapać wodze w jedną rękę, a bat w drugą i w ten sposób spróbować pojechać kilka kroków dodania. Zawsze kiedy używamy bata ręka musi być wolna, a nasze działanie bacikiem nie może kolidować z elastycznym, poprawnym kontaktem.
Podstukanie konia wyzwoliło w nim zaskakujące pokłady energii, które zostały uwolnione w takim kłusie, że dodania wzbudziły autentyczny aplauz widowni.
– „To niesamowite, jak możemy odblokować potencjał konia, kiedy tylko uzyskamy od niego prawdziwe reakcje na pomoce.” – podsumował Stephen zwracając się do widowni, po czym zwróciwszy się do amazonki zalecił: „Nie pozwól się nigdy oszukać temu koniowi, on ma naprawdę dużo do zaoferowania. Czasami to ty musisz zaryzykować, by sprawdzić, gdzie jest granica.”

„Kiedy oceniam pracę na czworoboku wiem, że mogę przymknąć oko na drobne błędy różnych jeźdźców. Chciałbym w ten sposób zachęcić ich do poszukiwania, eksperymentowania i często zaryzykowania by poprosić konia o reakcję, która w przyszłości będzie prowadzić do dobrej pracy.”

Aż chciało by się startować, gdyby wszyscy sędziowie tak myśleli o swojej pracy 😎

Cóż mogę dodać od siebie? Z kłusem robi się cuda. Naprawdę, jestem w pełni przekonana, że u każdego konia można rozwinąć i wypracować kłus taki, że będzie zachwycał efektem wow. Widziałam ślązaki, które płynęły (sic!) kraulem we wspaniałej, płynnej kadencji. Widziałam rekreacyjne, szkółkowe klacze z kłusem drepczącym, sztywnym, zblokowanym i tak żałosnym, że nie sposób było nie odwrócić od tego obrazka piekących oczu. Te same konie w dobrym treningu ujeżdżeniowym rozwijały się z czasem jak przepiękne kwiaty z niepozornego, zielonego pączka.
Kłus naprawdę można kształtować – wszystko leży w odpowiednio dobranym do danego konia zestawie ćwiczeń, poprawieniu równowagi, przepuszczalności i dodaniu siły nośnej zadu. Kiedy tylko pomyślę, jak kiedyś  udało się pięknie rozbujać Skwarusia, jak na początku roku Suchy znalazł pierwsze kroki dobrego kłusa (a teraz przecież kłusem wręcz lata i czuje się w tym super swobodnie), kiedy na co dzień mogę przyglądać się Alpiemu, który lada chwila przefrunie kłusem samą Suszarkę – to wiem, że wszystko jest możliwe :)
A motywację do pracy na co dzień może dać kilka ciekawych końskich przemian:
http://quantanamera.com/inspirujaca-metamorfoza/
http://quantanamera.com/ujezdzeniowa-metamorfoza-od-cztero-do-siedmiolatka/
http://quantanamera.com/kon-ktory-fantastycznie-sie-rozwija/


Paul Belasik „Ujeżdżenie na XXI wiek”– książka prawdziwa

$
0
0

Nie jest to nowinka na wydawniczym rynku, ale po prostu muszę o tej publikacji napisać.

Sceptycznie podchodzę do książek o jeździectwie, które mają „epickie” tytuły. Wszystkie książki z półki „Jedyna klasyczna słuszna szkoła jazdy”, „Stań się centaurem: nowoczesne połączenie z umysłem Twojego konia”, „Koń ujeżdżeniowy jako klejnot ewolucji” sugerują zawartość natchnioną, pisaną z rozmachem większym niż trylogia Tolkiena, ale raczej oderwaną od szarej rzeczywistości. Moim prywatnym testem książki o jeździectwie jest otworzenie jej na chybił-trafił mniej więcej w połowie i przekartkowanie jej drugiej części. Jeśli treści, jakie tam znajdziemy będą ograniczały się do pokazów wykonywania z ziemi lewady, krupady, kurbetty, kaprioli i pasady demonstrowanej na 25-letnim ogierze rasy hiszpańskiej, wyszkolonym dawno temu przez wiedeńskich mistrzów, a nie autora książki, to nie jest to lektura, z której ja mogłabym się wiele nauczyć o ujeżdżeniu i pracy z moimi końmi.

IMG_8307Po książce „Ujeżdżenie na XXI wiek” niestety też trochę obawiałam się, że otrzymam w niej zalecenia lonżowania mojego konia bez wypięcia (żeby przypadkiem nie naruszyć jego doskonałej niewinnej końskości), wyłącznie na kawecanie (bo dotknięcie wędzidła jest złe i w ogóle same wędzidła są złe, jako że naruszają doskonałą niewinną końskość zwierzęcia), ale tu spotkała mnie niespodzianka.

Ta książka jest PRAWDZIWA.

Jest to jedna z bardziej prawdziwych publikacji dostępnych w polskim języku, a dotyczących szeroko pojętego ujeżdżenia i pracy z koniem na różnych poziomach jego wyszkolenia. O tyle prawdziwa, że dostrzega istnienie koni trudnych, krzywych, nieelastycznych, wypunktowuje problemy wynikające z braku warsztatu i wiedzy jeźdźca (szczególnie w pracy z młodym koniem!), rozsądnie tłumaczy pracę na kontaktem, uruchamianiem zadu, poprawą zgięcia i równowagi, które docelowo mają rozwijać elastyczność i przepuszczalność. Po drodze natomiast napotkamy nie idealnie-wszystko-przyjmujące-jednorożce, tylko prawdziwe konie z ich problemami fizycznymi, problemami psychicznymi, płoszące się, niekiedy wspinające czy brykające, konie z kłopotami z kontaktem, czy wreszcie konie silne (które książki chociażby wzmiankują o tym, że są silne konie! Wszystkie przecież od razu cudownie chodzą na czambonie nosem przekopując piasek, akceptują grube podwójnie łamane wędzidełka i mają pełen respekt i posłuszeństwo wobec swoich jeźdźców…).
Napotkamy tak samo niedoskonałych jak konie – jeźdźców.

Książka jest w 100% klasyczna, ale w 100% pozbawiona ograniczenia i fanatyzmu.
Klasyk-fanatyk powie: młodego konia trzeba jeździć tylko do dołu! Każda inna praca jest zła!
Klasyk-realista ma takie samo założenie, ale odniesione do konkretnego przypadku i uwzględniające konkretną rzeczywistość. Autor książki temat jazdy do dołu na młodym koniu ujmuje tak:
„Praktyka uczenia w pierwszej kolejności jazdy w niskim ustawieniu jest błędem, ponieważ prawie wszystkie konie mają dziś za bardzo obciążony przód. Dopiero gdy koń nauczy się pracować w ramach roboczych, możemy szkolić go w ćwiczeniach rozciągających. Oczywiście, na dalszych etapach, kiedy mamy pewność, że koń szanuje wędzidło, a opuszczonej głowy i szyi nie użyje jako pretekstu do złego zachowania lub poważnego przeciążenia przodu, odwrócimy ten proces za pomocą rozciągającej rozgrzewki, zawsze poprzedzającej cięższy trening.”

Klasyk-fanatyk powie: potylica musi być najwyższym punktem, każde inne ustawienie jest nieprawidłowe i złe!
Klasyk-realista dopuszcza rozsądną elastyczność od tej reguły: „W przypadku bardzo umięśnionej szyi najwyższym punktem będą mięśnie górnej linii szyi.”.

IMG_8315IMG_8317
Bardzo podoba mi się dobór adresatów książki. Autor nie dedykuje swojej publikacji osobom początkującym (to koń, a to ogłowie, tak wygląda wędzidło, a koń je siano), ani też zawodnikom czy trenerom (dodaj więcej kadencji w lewym ciągu). Lektura jest w sam raz dla tych osób pośrodku. Z jednej strony wiele rzeczy bardzo konkretnie tłumaczy i pokazuje (w tym chociażby opis różnych sposób zapinania lonży podczas pracy z młodym koniem z ziemi), ale cała zawarta w niej wiedza dotyczy nie zawijania owijek, czy tego, na którą nogę anglezować w kłusie, tylko konkretnej i rzetelnej pracy ujeżdżeniowej, której celem gdzieś tam na końcu drogi ma być poziom Grand Prix. Na każdym kroku otrzymujemy masę informacji, ale wciąż nie jesteśmy prowadzeni na ślepo za rękę:
„Nie da się wyjaśnić wszystkich problemów, ani odpowiedzieć na wszystkie pytania (…). Nawet gdyby to było możliwe, najprawdopodobniej nikt by się tego nie podjął. Każdy z nas musi nauczyć się wielu rzeczy sam.
Nie chodzi o to, że każdy na nowo musi wynaleźć koło. Klasyczne szkolenie konia to system, który był wypracowywany przez wieki – w jego obrębie należy szukać odpowiedzi i rozwiązań. Jeździec klasyczny musi nauczyć się myśleć.
System dostarcza mu wskazówek umożliwiających samodzielne rozwiązywanie problemów, pojawiających się podczas obcowania z końmi, z których każdy jest indywidualnością”.

IMG_8309

Wiele fragmentów tej książki jest tak archetypicznych, że można by je wydrukować na czerpanym papierze, oprawić w ramki i powiesić na maneżu w honorowym miejscu. Jak chociażby ten pokazujący ideę pracy na wędzidle i założenia dotyczące tego, jak konia na nim szkolić.

Bez wędzidła nie ma ujeżdżenia. Zarówno koń, jak i jeździec używają wędzidła jako punktu równowagi prioceptycznej, podobnie jak osoba idąca przez ciemne pomieszczenie może potrzebować tylko dotknąć oparcia krzesła lub poręczy, aby pomóc sobie w utrzymaniu równowagi. W podobny sposób trzymamy się poręczy w pociągu – nie wieszamy się, ani nie podciągamy się na niej, by pohuśtać się jak gibon. Te statyczne punkty używane są jako stabilne punkty odniesienia, umożliwiające ciału redystrybucję ciężaru pod stopami na różne sposoby.
Zanim jednak wędzidło będzie mogło być używane jako taki punkt odniesienia, musimy konia wcześniej przyzwyczaić do jego dotyku. Koniowi musi być w nim wygodnie.”

Tworząc przyjazne dla konia punkty odniesienia możemy wpływać na jego sylwetkę i postawę, możemy wysyłać komunikaty i odbierać subtelne na nie odpowiedzi, możemy rozwijać i wzbogacać dialog, budując miękką, delikatną i harmonijną komunikację z koniem. Sztuka porozumienia i sztuka współpracy – tak właśnie należy rozumieć i definiować ujeżdżenie.

IMG_8316

Podróż przez karty tej książki jest naprawdę pasjonująca dzięki niezwykłej erudycji autora. Paul Belasik to nie tylko jeździec i trener, który napisał dla nas technicznie poprawny przewodnik o pracy z końmi i szkoleniu konia od podstaw. Lektura przynosi nam mnóstwo wiedzy z dziedzin sztuki, nauki i filozofii. Ujeżdżenie jest procesem łączącym wszystkie te zagadnienia, stawiającym sobie za cel rozwój i doskonalenie, piękno i harmonię, mądrość i dobro. To wszystko jest ujęte w ciepłym, wesołym tonie, stąd „Ujeżdżenie na XXI wiek” odbiera się nie jak suchy i nudny wykład, tylko pasjonującą opowieść przyjaciela, który jest naszą inspiracją i autorytetem.

Zbliżają się święta, czas prezentów dla naszych bliskich (i nas samych też!).
Zdecydowanie polecam wydatek 97 złotych na zakup tej książki wszystkim osobom, które chcą dowiedzieć się więcej o:
– prawidłowym szkoleniu młodego konia na lonży i podczas pracy w ręku, jako przygotowania do pracy pod siodłem
– znaczeniu prawidłowego kontaktu i sposobach, jak tego kontaktu nauczyć zarówno konia, jak i jeźdźca
– regułach treningu konia, które mają prowadzić do osiągania kolejnych stopni wyszkolenia
– prawidłowym i skutecznym dosiadzie, który umożliwia stosowanie pomocy jeździeckich
– rozwijaniu trzech chodów i o wykonywanych w nich elementach

IMG_8311 IMG_8318
Jest to zdecydowanie taka książka, którą warto mieć i zachować dla siebie, a nie tylko pożyczyć „do przeczytania” (przez grzeczność nie wypowiem się na temat skanowania i piratowania książek…). Ponad 200 stron pochłania się z marszu, co akapit kiwając głową i pomrukując pod nosem: Dokładnie! Faktycznie! 😉
Jeśli cokolwiek mogłabym zarzucić wobec mojego niezmiernego zachwytu, to jednym drobnym minusem jest nieco powściągliwa szata graficzna (bohaterem większości fotografii jest jeden, w dodatku umiarkowanie urodziwy koń), a drugim format: duży, zbliżony do A4, co sprawia, że książka staje się stacjonarnym albumem do oglądania, gdy wygodnie ulokujemy się na kanapie – a nie zaczytywania się z pasją w każdym dostępnym międzyczasie (w czym jestem ekspertką, bo książki czytam idąc gdzieś, robiąc zakupy, stojąc w sklepie w kolejce do kasy, wyprowadzając konia na trawę, tudzież czekając, aż mi się ugotuje w kuchni makaron. To dlatego tak błogosławię wszelkie e-booki). Zatem wygodny kocyk, poduszka pod głowę, kot na kolana, kawa w jedną rękę, książka w drugą – i dajemy się porwać ujeżdżeniowej magii.

Paul Belasik, „Ujeżdżenie na XXI wiek”, wydawnictwo Świadome Jeździectwo, 212 stron, twarda okładka, cena 97 zł.

10-10

Za kierownicą Maserati

$
0
0

Moje prywatne Maserati nie jest wprawdzie najnowsze (leci mu już piąty rok od czasu wyjazdu z fabryki), ale zdecydowanie jest pojazdem najwyższej klasy. Ma potężny silnik blisko tylnej osi, imponujące sportowe nadwozie o nowoczesnej linii, lśniący lakier z limitowanej edycji, aksamitną skórzaną tapicerkę i prowadzi się je jak marzenie. Zupełnie serio:

IMG_8356

Trzy miesiące rzetelnej pracy z Fugu przynoszą efekty. Cebulka nabrała kondycji, przebudowała trochę sylwetkę: nabrała szyi, podciągnęła brzucha i przestała wyglądać jak niedoszła matka-polka. Dotąd dłubałam sobie z nią powolutku w podstawach, starając się gimnastykować boki i pozwalać się koniowi rozciągnąć. Teraz zbieram żniwo takiej cierpliwośc. Koń bez problemów – owszem, z charakterem, owszem, „rozmowny” – ale jeździ się na Cebulce po prostu bajecznie. Ona też złapała sama pewne zasady gry, odkryła, że w każdym z chodów ma do dyspozycji ciekawą skalę: może skrócić, może poszerzyć, a wszystko to zostając w równowadze – i jak już taka nowość do niej dotarła, to zaczęła używać swojej zachwycającej pupy do unoszenia całej cebulowej wagi. To niesamowite, ale Fugu nawet wypuszczona w dół dalej niesie się wyraźnie do góry:
IMG_8573

Poprawił nam się kłus, już mogę nim jechać prowadząc konia między dwiema łydkami i dwiema wodzami. Fugu oparła się na kontakcie i po trochu zaczyna się w tym kłusie odbijać. Mamy też pierwsze, dziecinne, ale za to już widoczne ładne zawieszenie przekątnych i fazę z czterema nogami nad ziemią. Siedzi się przy tym jak w kołysce. W pośrednich kłusach coraz lepiej otwierają się łopatki.
IMG_8343 IMG_8336IMG_8526

Oczywiście Cebula jak każda kobieta ma swoje humory i potrafi zademonstrować siarczyste oburzenie na przykład na wkurzającą łydkę. Parska wtedy ze złością, robi kwaśne miny i potrząsa głową z dezaprobatą. Wygląda jak różowa księżniczka, której się wydaje, że toczy ogromną i pełną ofiar wojnę, podczas gdy w rzeczywistości tupie odzianą w brokatowy bucik nóżką 😉 Fugu jest w tych humorach przezabawna, bo sama je rozwiązuje – wystarczy dalej robić swoje, nie rezygnować z „wkurzającej łydki”, a koń w ciągu paru metrów z rozmowy „eh-foch-foch-foch!” sam się przełącza w tryb „no dobrze”. Od razu robi się wtedy gładka jak kotek i słodka jak karmelowy cukierek. Bardzo ciekawie jeździ się takiego konia, który cały czas w trakcie jazdy jest zajęty myśleniem to tym, co robi jeździec. Śmieję się, że nawet jak zmienię uczesanie, to będę musiała uzyskać na nie aprobatę Cebulki 😆
IMG_8559

Niesamowita rzecz stała się również z galopem. Fugu zaczęła zostawać na tylnych nogach… i przestało być ją słychać. Można przejechać galopem woltę tuż za plecami jakiejś osoby i jestem pewna, że ta osoba nie uwierzy, że oto za nią właśnie przegalopował koń. Suchy w zebraniu kumuluje olbrzymią moc i ogień, a Fugu zaczyna gromadzić i koncentrować lekkość i grację. Jak ja się teraz nie mogę doczekać jej za rok!

IMG_8418 IMG_8444

I kto by pomyślał, że to kobyła – i to męska, charakterna, typowa liderka – będzie miała nie tylko najlepszą głowę z całego mojego rudego stada, ale też to właśnie z babą będzie się najłatwiej pracowało. A przecież klacze są be! 😉 Sama nie chciałam! 😉
Suchy ma targające nim emocje, Alpi – czającą się z każdej strony otchłań, a kobyłka analityczny umysł, który zawsze jest w gotowości, by oceniać otoczenie i wyciągać wnioski. Jeśli każdej z rudych wiewiórek powiem to samo zdanie, to Suchy je zrozumie, o ile tylko da mi to zdanie dokończyć i nie wybuchnie w połowie brykaniem i piszczeniem. Alpi to zdanie usłyszy wyłącznie w przypadku, jeśli akurat apokalipsa poszła sobie w drugą stronę i diabły wyłączyły na pięć minut ogień w kotłach (jeśli akurat apokalipsa nie poszła, to mogę sobie krzyczeć aż do zachrypnięcia, konia nie ma). Fugu usłyszy zawsze, błyskawicznie rozważy, czy czuje się z tą sentencją szczęśliwa, czy nie , zawsze zrozumie i zawsze odpowie. Wszystko, co jest wobec niej fair, jest gotowa zaakceptować jako słuszny punkt widzenia.

W stajni zaczynamy na nią wołać Valegro 😎

Zawsze wieczorem krzątając się koło boksów i przekomarzając z Blondynem wybieram trochę w żartach „bohatera dnia”, czyli konia, który dał z siebie na treningu najwięcej i tym momencie był najlepszy. Dotąd zawsze było łatwo rozstrzygać, a wybór był oczywisty. Ostatnio coraz częściej autentycznie nie umiem zdecydować! I chociaż zmiany i progres u każdego konia nie jest jednostajny, tylko przypomina raczej sinusoidę, to ostatnio każdy rudzielec w robocie jest świetny. Robi się naprawdę ciekawie i jeśli to się utrzyma, to zapowiada się ekscytujący i już zupełnie nieprzedszkolny przyszły sezon :)

IMG_8587 IMG_8615 IMG_8633 IMG_8634

Alpi zawodowiec

$
0
0

To był naprawdę pracowity weekend!
„Się ruszyłam” i zabrałam chłopaków na zawody, zobaczyć, jak poradzimy sobie z takim wyzwaniem. Dla Suszka to był pierwszy tego typu wyjazd w życiu, Alpi przed wakacjami trafił jeszcze na jednodniowe zawody towarzyskie. Dwa gorące i nader pomysłowe zielone szczypiorki bez doświadczenia.

Dużo się działo i bywało też rozmaicie, więc każdemu z rudzielców poświęcę osobną notkę.

„Nienajgorzej!” – jak to mawia nasza Pani Trener 😉IMG_9191
Alpiego wysłałam na P-tki, zgłaszając go do czterech przejazdów. Właściwie niezależnie od tego, jakiej klasy miał by iść konkurs, bał się dokładnie tak samo… Wszystko było straszne, hala, dużo koni, pani z psem na smyczy, budki sędziowskie, a za każdym razem, kiedy z głośników dobiegał komunikat od spikera, Atari wzdrygał się i albo podskakiwał w górę jak rażony, albo przykucał struchlały. Najgorsza z wszystkiego była platforma ze stolikiem sędziowskim w literze E. Przy próbie objechania czworoboku na sam jej widok Alpus wrzucił tak zapalczywy bieg wsteczny, że rudym tyłkiem skasował i wywrócił literkę (i to wielki potężny stojak, a nie jakąś tam tekturkę z literą), wywrócił i rozwalcował sporą choinkę w doniczce (dekoracja ze świątecznym motywem) oraz rozpłaszczył dwie szranki z czworoboku. Dopiero potem zdołał opanować się na tyle, żeby przejechać obok punktu, w którym musiało się co najmniej skrywać jakieś starożytne cmentarzysko,  tudzież aktywny portal służący wywoływaniu złych mocy. Na wszelki wypadek cała ściana czworoboku została przez konia uznana za skażoną i ciężko było się po niej w ogóle poruszać, nie mówiąc o dodaniach czy kręceniu wolt ze śladu 😉
IMG_9140
IMG_9216_ IMG_9220
Co bym jednak nie mówiła, muszę Aloesa pochwalić. Spięty był straszliwie, ale to co mnie bardzo cieszy, to fakt, że mimo grozy i zagrożenia otchłanią cały czas odpowiadał i starał się ze mną współpracować. OK, uciekliśmy ze ściany – ale na tę ścianę wróciłam, ok, ciężko było przejechać linię środkową, ale udało się ją śladem pijanego węża jakoś przebyć, ok, bał się w literze C, ale zagalopował. Przynajmniej mam obecnie pomoce, co daje mi jakiekolwiek pole manewru, bo dotąd… bywało różnie. Alpi w stresie (czyli w zasadzie poza drzwiami swojego boksu) po prostu się wyłącza i kompletnie znika – fizycznie, psychicznie.
To jest jego strategia, żeby przeżyć. Wprawdzie na całym świecie tylko on wie, co takiego próbuje go zabić, ale nie bądźmy już tacy drobiazgowi…
Zacne galopy:
IMG_9077
IMG_9081IMG_9088
A jak nas nic nie straszy, to mamy taaaakie dodania! :)
IMG_9155Drugiego dnia Alpinus wziął jakby większy oddech i stan z przerażonego zmienił na „tylko” spięty. Jeśli udało by mi się z czasem przepracować jeszcze to spięcie na rozluźnienie, to ten koń będzie naprawdę wybitny. Na rozprężalni dał mi rewelacyjny kłus, ale co ważniejsze – również galop, a z tym chodem Alp był bardzo długo na bakier. Ten fajny galop zaczął też bardzo nieśmiało przebłyskiwać na czworoboku i tak mnie te dobre uczucia zadziwiły, że w pewnym momencie byłam bliska pomylić z wrażenia trasę 😆 W każdym razie wynik 63,515% na tym etapie był już całkiem satysfakcjonujący :) Z nadzieją stanęłam do ostatniego konkursu i tutaj pokonał nas ZONK. W trakcie przejazdu na puste trybuny wszedł sobie jakiś wesoły tatuś, stanął na s\mej górze i zakładając, że chce dopingować czekającą na przejazd po mnie swoją córeczkę podniósł obydwie ręce nad głowę i zaczął nimi wymachiwać.
Tego już było Alpiemu za wiele!
mem
Meksykańska fala uruchomiła u konia procedury ewakuacyjne. System wyrzucił error i Alpi lekko zwariował, skupiając się na tym, żeby ratować swoje młode życie. Niestety nasz piłkarski kibic chyba nie złapał, że radosne galopady w kilku kierunkach na raz nie są najwyraźniej elementem programu, bo dalej sobie dziarsko machał… Zamarkowaliśmy odjazd galopem i jako-tako dotrwaliśmy do linii środkowej i ukłonu. No cóż, pech, bo liczyłam na następny fajny czworobok i trochę satysfakcji samego Alpinusa :(
Bez straszenia się Alpi jednak nigdy nie pokona swoich demonów, więc chyba po prostu musi wyjeżdżać  z domu, aż się w końcu jak to się mówi „otrzaska”. Byle mu życia starczyło 😛 Albo co gorsza – starczyło życia mnie 😉

IMG_9109 IMG_9094Z pozytywów muszę również docenić zachowanie Alpa w boksie, bo tutaj nie histeryzował, wsuwał siano i z dużą lubością słomę, a z nieco mniejszym zainteresowaniem – paszę, ale przynajmniej naszykowane porcje w większości zniknęły w czeluściach Alpa. Trochę marudził z załadunkiem do przyczepy na powrót, ale miał na to faktycznie trudne warunki: ciemności, strugi deszczu, dookoła porozstawiane samochody, z których w jednym włączył się alarm, więc auto wyło i migało światłami. Po niecałych 10 minutach negocjacji i groźbie, że go zostawię na miejscu Alpi zdecydował się finalnie wstąpić na pokład i grzecznie zapiąć pasy 😉

Cztery nogi nad ziemią!
IMG_9199 IMG_9211

Usłyszeliśmy masę dobrych słów od wielu osób, które nas widziały po raz pierwszy. To naprawdę motywuje do pracy :) Gigantycznym problemem jest ogromne przerażenie tego konia światem, jego zupełnie niepotrzebne spięcie i jego brak pewności siebie. To wszystko wpływa na chody, szybkość reakcji, precyzję rysunku… Ale co tu zrobić, kiedy koń nawet w domu czasem ze strachu aż zapomina, że ma oddychać? Do roboty jest wciąż kontakt, bo ten chociaż i tak znacznie się poprawił i coraz więcej czuję w ręku „mięska”, to cały czas Alpi zbyt nieśmiało i delikatnie „jest” albo „bywa” gdzieś tam wysoko na końcu wodzy, a powinien się treściwie oprzeć na kiełznie i zacząć w nie iść. Choćby przez ogień.

Najbardziej pozytywnym akcentem była jednak notka od sędziny na jednym z arkuszy ocen. Alpi pożeracz niewieścich serc! 😀
IMG_7601

Suszek zawodowiec

$
0
0

Suszek zawodowiec chyba za bardzo zainspirował się „Leonem zawodowcem”. I najwyraźniej pomyliły mu się zawody. Miał zostać tancerzem, a gama talentów, którą zaprezentował, predysponowała by go raczej na zawodowego mordercę 😆 Suszarkę na zawodach zjadła gorąca głowa – co w sumie nie było szczególnym zaskoczeniem, bo Suchy jest żywą personifikacją wszelkich namiętności, afektów, pasji, podniet i gorączki sobotniej nocy 😉

Wśród rozlicznych zalet Suchy wykazuje też zdolność do latania nad czworobokiem:
IMG_9046
Przez cały wyjazd Suszi był mocno pobudzony, dużo rżał (nawołując sama nie wiem kogo), brykał i fikał w boksie, grzebał nogami i kompletnie nie interesował się jedzeniem. Wiaderko ze śniadaniem – nietkniętym – zamieniałam na wiaderko z obiadem, a te z kolei –  też nietkniętym – na kolację. I tak przez pełne dwie doby… Oj, kogoś tu przerosła mocno sytuacja… Nawet Alpi, chociaż też nie grzeszył apetytem, w swoim boksie czuł się komfortowo. A Suchy – ten magnificent, wspaniały, imponujący i zawsze pewny siebie Suchy był zagubiony na wyjeździe niczym mały źrebaczek. Taka oto niespodzianka wyszła na jaw.

A galopy…. Poezja. Czy da się bardziej posadzić konia na zadzie?
IMG_8996 IMG_8997

Ale wyszła też i druga niespodzianka. Twardziel Suchy, który w domu pozuje na nieustraszonego – się jednak czegoś boi. W piątek na dwie godziny był otwarty dla zawodników konkursowy czworobok. W praktyce wyglądało to jednak w ten sposób, że owszem konie chodziły, ale dookoła czworoboku najpierw rozstawiano literki, a potem choinki. Czyli w trakcie treningów na halę wjechał meleks z przyczepką, podjechał do szranek, po czym – dup! – pierwszy literkowy stojak tąpnął o ziemię. A zaraz – dup! – kolejny. Suchy jest takim typem, którego nawet parsknięcie innego konia elektryzuje jak porażenie piorunem i potrafi wywołać serię pisków i baranków, więc pojawiające się literki naprawdę mocno go pobudziły. Ale to nie koniec – zaraz po literkach na halę wjechały na przyczepce choinki w doniczkach. Z tym  widokiem i kolejnymi hałasami Suszarka nie mogła już sobie poradzić, i Rudy w efektowny sposób poszedł na tylne nogi. Stanął mi przed oczami obrazek wypisz wymaluj czteroletniego, niesubordynowanego Suchara, który na każdy ruch jeźdźca i jakąkolwiek zmianę już zaakceptowanej sytuacji reagował jelenimi skokami pod sam sufit hali… Przed chwilę koń zaliczał totalny reset – i dobrze, że Su nie zrobił sobie ani nikomu krzywdy – ale w końcu udało się Susza z dwóch nóg zaprosić na cztery i dokończyć trening.* Cokolwiek miało by się wydarzyć podczas przejazdów, jedno było pewne: łatwo nie będzie 😎

IMG_9017 IMG_9018
Zgodnie z decyzją podjętą w burzy mózgów z moimi obydwoma trenerskimi autorytetami (Olą Szulc – trener dojazdową oraz Natalią Leshchiy – trener domową) Suchara zdecydowałyśmy się rzucić na klasę C. Dlaczego? Koń w domu wykonuje już większość elementów małej rundy, które nie są dla niego technicznie trudne. Tak naprawdę to, czego potrzebujemy w tej chwili najbardziej, to panowanie nad sprzętem, czyli posłuszeństwo. A z tym może być na bakier z dwóch powodów. Suchy strasznie nie lubi, jeśli się coś zmienia. Topowy kłus? Proszę bardzo, jedźmy przed siebie zakładając sobie nogi na uszy i z 10 minut, gra muzyka! Jeśli jednak z takiego show chcemy sobie zrobić przejście… oj, tu się zaczyna starcie żywiołów. Doskonały ciąg od ściany do ściany? Proszę bardzo, z łatwością, ale ciąg na linię środkową, wyprostowanie i lotna zmiana przed krótką ścianą? Bez sensu, a po co tak, a dlaczego teraz? Suchy ciągle myśli, ciągle analizuje, ciągle zgaduje. Po przejechaniu narożnika potrafi sam zaproponować naprawdę świetnie przygotowane wejście do ciągu… tyle tylko, ze wcale nie chcesz i nie planujesz teraz ciągu. Może to zabrzmi dziwnie, ale Suchy musi zacząć mniej myśleć na czworoboku, a więcej dać się prowadzić bez zgadywania (ha, a Alpi dokładnie odwrotnie – on musi włączyć mózg). Do tego jest nam potrzebny program, w którym dużo zróżnicowany elementów (zgięcie, prostowanie, poszerzenie, skrócenie) będzie się już dość szybko pojawiało po sobie.

Galop na rozprężalni był w pewnym momencie doskonały.
Miękki jak kotek, delikatny jak puch i we wzorowej równowadze.

IMG_8811

Ponieważ sama jestem typem antyzawodowym i cierpię na przewlekły brak uprawnień do jeżdżenia większych konkursów (to samo miałam już parę lat temu ze Skwarkiem, mimo, że udało się go przygotować do programów GP, ja bym mogła co najwyżej śmigać na nim P-tki…), to Suszka przekazałam mojej prawej ręce jeździeckiej – wspomnianej wyżej Natalii. Ten duet naprawdę czuje do siebie chemię, więc Susz był w doskonałych  rękach :)

IMG_8797 IMG_8793IMG_9015 IMG_8954IMG_9028 IMG_9030

Konkursy pokazały czarno na białym wszystkie Suszkowe niedociągnięcia. A niedociągnięcia są tam, gdzie jest coś nietknięte pracą… Jak chociażby linia środkowa. W domu jej praktycznie nie jeżdżę, bo na hali często lonżują się konie. Wtedy linii środkowej nie mam, albo jej zwyczajnie wolę unikać, żeby nie jeździć po rozkopanym przez kręcące się konie podłożu. Suchy na linii środkowej pływał, po ruszeniu się cofał, przymierzał do stanięcia dęba… Taka nowość! W dodatku czuł się bardzo nieswojo w szrankach – w domu ich na hali nie mam i nigdy w nich nie jeżdżę :( Suchy bał się stolika sędziowskiego w literze E i kompletnie nie umiał sobie poradzić z tym uczuciem. Ciekawe spostrzeżenie, bo Alpi, który żyje ze strachem na co dzień, tak naprawdę się nim nie przejmuje – oj tam, boimy się, wiadomo, otchłań, wiadomo – ale co z tego, minutę później już zapomina o strachu (do czasu kolejnego straszydła naturalnie). A Suchy wystraszył się i nie wiedział, co z tym ma począć. Kiedy włączyła się muzyka przy rundzie honorowej, to aż było przez nią słychać walenie skołatanego Suszkowego serca :( Jak on miałby przeżyć dekorację?

Suszek, nie bój się kucyka. Kucyk nie gryzie (połyka Suchary w całości).
IMG_8940
Licznych elementów zabrakło (ciąg w lewo na stolik sędziowski – co to, to nie), a w wielu innych pojawił się suszkowy fristajl (zamiast czterech zmian lotnych, jak w programie – Su zrobił osiem…).
Kilku rzeczy ja sama nie do końca rozumiem. Na przykład taka wolta.
Chciałabym w niej widzieć nieco wyżej uszy konia i nieco bardziej otwarty nos, ale nad takim stałym niesieniem łabędziej szyi Suchego jeszcze pracujemy. Poza tym widzę całkiem fajny, rytmiczny kłus. Chociaż z tej perspektywy trudno to ocenić, to wolta była zaczęta dobrze w literze i również w literze skończona. Z czystym sumieniem postawiłabym co najmniej 6,5:


Tymczasem od jednego sędziego para dostaje notę 7 (ocena dość dobry), a od drugiego… 4 (niedostateczny).
No cóż, takie uroki ujeżdżenia i pozostaje tylko systematycznie pracować, żeby kolejne oceny były nie tylko lepsze, ale i bez żadnych wątpliwości.

Jeśli pogoda pozwoli, to nie wykluczam, że kolejny wyjazd w styczniu – chociaż kolejnym razem możliwe, że zroszaduję wycieczkowiczów i zabiorę ze sobą na wyjazd Cebulkę :)

Good news everyone!

$
0
0

Z rozpierającą mnie dumą mogę obwieścić, że mamy to! W czwartek wydano nam pozwolenie na budowę ośrodka jeździeckiego 😀

To najlepszy prezent na Gwiazdkę, jaki sobie mogłam wymarzyć. Stos papierów pod choinkę 😆

Kolejny krok do swojej stajni zrobiony. Jeśli wszystko pójdzie zgrabnie, to na wiosnę zaczynamy wbijać łopaty. A wtedy może na przyszłą Gwiazdkę czekałaby nas już przeprowadzka? Nie mogę się doczekać, i mam nadzieję, że rudzielce również 😉

Tymczasem piłeczka puszczona dalej i czekam na początek stycznia na oferty wykonawców.

KW-ARCH-elewacje1

Takie newsy to mogłabym zbierać codziennie! 😀

IMG_0184

Naturalny uphill

$
0
0

Zbliża się końcówka roku, a za chwilę rozpocznie nowy sezon hodowlany. Sama wyczekuję go z niecierpliwością, bo zamierzam ponowić starania o małe Cebulątko 😉 I chociaż raczej ponowię zestawienie mojej Fugu z Foundationem, to i tak bacznie przeglądam na youtube stawkę ciekawych tegorocznych maluchów. Hodowla niesamowicie idzie do przodu, niektóre maluchy zdają się mieć wrodzone wszystko, czego można by tylko oczekiwać od ujeżdżeniowego konia. Szczególnie zachwyca ich absolutnie naturalny, taki „od niechcenia” uphill. Takie małe szkraby – a niosą się w fantastycznej sylwetce, że wystarczyło by je powiększyć, dołożyć na grzbiet jeźdźca i kadr byłby wyjęty żywcem z jakichś wysokiej rangi zawodów.

Gdyby tak się poszczęściło i udało się dochować podobnej klasy źrebaczka :) Chyba muszę takie filmy zacząć pokazywać Cebulce 😉

Ten mały Fürst Romancier jest kapitalny. Pupa go tak unosi i pcha, że chyba w ogóle nie potrzebuje przednich nóg do podpierania:

Malusieńki, świeżo wykluty maluch po Don Diamont (to tata Precla!) najbardziej mnie zachwycił. Ledwo panuje nad odnóżami, równowagi jeszcze szuka, ale temu dzieciakowi i tak nie brak niczego. Niesamowite niesienie, niesamowity flow, niesamowita guma. Wow!

Znowu gdzieś tam Don Diamond i znowu ciarki przechodzą. Szkoląc ujeżdżeniowego konia tak wiele starań wkładamy w to, żeby zaczął on siedzieć na zadzie i mieć powietrzny, lekki przód, a taki berbeć po prostu dostał to w prezencie od Boga. Coś wspaniałego (i również gdzieś tam Don Diamond w przodkach).

Kapitalnie będzie tego sortu konie oglądać na czworobokach 😀

Ujeżdżenie do zakochania

$
0
0

Ujeżdżenie jest do zakochania się, i może robi się to trochę nudne, że nieustannie to na blogu powtarzam, ale czasem naprawdę nie można się nie zachwycać zmianami, jakie zachodzą w koniach. Albo prawie nie można w nie uwierzyć 😉

Narzekałam, wciąż narzekam i będę narzekać na galop Alpinusa, bo chyba jeszcze taki przypadek nie trafił mi się nigdy. Koń, który miał ogromne problemy z taktem, nie potrafił sam utrzymywać galopu, wiecznie się rozpadał, był krzywy jak wyklepany stary Polonez po trzech wypadkach, a na lewo nie był w stanie w ogóle poprawnie ruszyć. Strasznie się nad tym wszystkim natrudziłam – a Alpi jeszcze więcej – ale zdecydowanie było warto, bo od początku miałam przekonanie, że gdzieś tam, w tym wszystkim drzemie świetny galop, tylko sam Alpi jeszcze o nim nie wie i na pewno w siebie nie wierzy. Za to faktycznie zaczynaliśmy z poziomu minus 10 – swoją lewą przednią nogę koń uporczywie wyrzucał na zewnątrz, zapadając się na nią łopatką w dół, a nie przed siebie, tak mocno, że w trakcie jazdy czy nawet hasania sobie po padoku lewy przedni ochraniacz zawsze przekręcał się na zewnątrz…

Tak wyglądała nasza pierwsza jazda z galopem – koń ekstremalnie krzywy, spięty, wysoki pupskiem, płaski nogami i na pewno nie trzymający się w ogóle na zadzie. Jeździec musi totalnie podpierać całego konia lewą łydką, bo przód konia galopował na zewnątrz, a jego całe ciało wpadało ze śladu do środka placu czy hali:

IMG_7453

Dziś Alpi galopuje trochę inaczej :)
I mimo, że wciąż praca trwa i jestem bardzo daleko od tego, czego bym sobie mogła życzyć, to pojawia się już masa naprawdę dobrych momentów. Dobrych, i takich, kiedy pracuje faktycznie koń, a nie jeździec i mogę sobie tylko czujnie siedzieć i w porę przyjść z drobną korektą. Momentów, kiedy koń zostaje na zadzie, niesie przód, unosi okrągłą szyję i zaczyna zamiast „nie umiem, nie umiem” myśleć „dam sobie radę”.

IMG_9081 IMG_9155

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że robiąc pracę w postawach, może i żmudną, i czasem trochę nudną, tak naprawdę idziemy z treningiem jak burza. Po zawodach była u nas Ola Szulc, jeździłam z Alpim dużo ciągów, pierwszych ciągów w sekwencjach, ciągów z lotnymi zmianami i zmianami kierunków i zgięć. Potem całe dwa tygodnie nie zrobiłam ani jednego ciągu, koncentrując się tylko na pracy w galopie: naprzód – i wycofać, wokół łydki, na tylne nogi, trzymaj sam tempo. I chociaż czasem naprawdę mam ochotę Alpidło udusić 😆 to zaciskam zęby, liczę do dziesięciu i dalej robię swoje, monotonnie i namolnie jak kleszcz, po prostu jestem i nie odpuszczam.
I wczoraj na kolejnym treningu z Olą pojechałam ciągi życia 0_o Nie mogłam uwierzyć, że przychodzą nam tak łatwo i mam w nich tak ogromny wpływ na konia, mogę płynnie zmieniać zgięcie, zwalniać przód, jechać bardziej ciasny ciąg pod większym kątem, czy przeciwnie go zmienić na luźniejszy. Nawet i zmiany były po nich z samoczynną tendencją naprzód, bo Alpi czasem skakał je po ciągach za dużo w górę tracąc przy tym impuls. Wow! Jestem przekonana, że gdybym te dwa tygodnie skupiła się na jeżdżeniu wyłącznie elementów, a nie podstaw, to nigdy nie uzyskałabym tak dobrych ciągów.

Coś wspaniałego :) Praca w podstawach jest zawsze bezcenna, a ujeżdżenie – to fantastyczna dyscyplina :)


Alpi versus… kraken

$
0
0

Środową jazdę sponsorowała mi literka P – jak parasol.
A może mamy nowego trenera? 😆

Atari miał w ciągu dnia kowala, więc wsiadłam wieczorem w zasadzie głównie na spacer, gimnastykę w stępie i lekki kłusik do dołu, ot tyle, żeby konia trochę rozruszać.
Akurat do stajni zajrzał mój Blondyn i zaproponował, że skoro mamy mieć taki luźny dzień, to możemy bojącego się wszystkiego Alpinusa… dodatkowo postraszyć. Przyprowadził zatem na halę groźnego, wściekłego, ociekającego krwią i pałającego żądzę mordu krakena…

IMG_0202

Koń na widok tegoż krakena totalnie oniemiał, zdębiał, fuchał, przechylał się do tyłu, robił szyję, uciekał w panice, podskakiwał jak rażony prądem, czyli w zasadzie wszystko to, co na co dzień prezentuje Alpi na widok traktora, kurtki, literki, narożnika, krzesełka, kogoś stojącego na hali itd. itd. Standardowy, codzienny wymiar otchłani 😉 Ponieważ wszystkie te atrakcje znam już jak własną kieszeń, to w zasadzie mnie one główne bawią:

IMG_0205

Tematu nie odpuściłam i specjalnie wiłam wolty i kółeczka wokół potwornej maszkary. Oj, żeby mi tak rudy dziad chciał chodzić wokół łydki bez parasola! 😆 A może zamiast ostróg powinnam sobie zamontować takie małe parasoleczki koktailowe? 😆 Skubaniec pięknie zawijał boczek i sam pchał mi się na zewnętrzną wodzę. Nie ma to jak wykorzystać parasol w treningu! 😉
Takie straszne no!

IMG_0207 IMG_0209

Sama sobie tam idź 😆 Lepsza przezorność, niż krwawa śmierć w zębatej paszczy bestii.

IMG_0212 IMG_0214

Niestety tylne nogi cały czas słyszały: naprzód, naprzód, naprzód i biedny koń musiał jakoś to zadanie rozwiązać. Kroczek po kroczku i nastąpił przełom.

IMG_0225IMG_0224 IMG_0229

Każde dotknięcie nosem parasolki działało jak podłączenie Alpa do wysokiego napięcia. Dlaczego ja nie mam takich prądotwórczych reakcji na pomoce? Żadnej sprawiedliwości ehh…
Ale skoro tak, to i ja nie będę praworządną Temidą. Owszem, odważyliśmy się podotykać krakena, ale to nie koniec wyzwania. Teraz kraken zaczyna się na ludzkich nogach przechadzać po hali, a koń ma w tym czasie robić chody boczne, zgięcia, trawersy i łopatki, przejścia do kłusa, a kłusować w żuciu. Nie ma to-tamto…
Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, bo Blondyn z parasolką był dla Alpiego „O-rety-otchłań!”, a ten sam Blondyn, który parasolkę odłożył stawał się w mgnieniu oka „O-cześć-Kuba-może-masz-cuksa-tulaj-konika” 😆

IMG_0235

Za to ekspresyjne wyrazy twarzy, które rudy rydz przybierał, były po prostu bezcenne. Tu na przykład mamy furczando:
IMG_0248

Niestety sam widok parasolki i wytrzymanie w jej obecności to nie jedyne tortury, które zdecydowaliśmy się Alpiemu zaserwować. Skoro nos już się zetknął z piekielną materią i nie odpadł, nie spopielił się, nie zamienił w ropuchę – to na koniec czekał jeszcze rudzielca rzut na głęboką wodę i bliskie spotkanie z koszmarem. Parasolka podotykała całego konia. Koń na zmianę uciekał bokiem, albo kamieniał w słup soli, albo odgrywał porażenie prądem (cóż, jakoś nie zauważyłam nawet jednej najmniejszej bateryjki w tej parasolce…), ale finalnie – przeżył.
I mam nadzieję, że to przeżycie zapamiętał.

Tylko… co to za żywot w takich warunkach.
Mina mówi sama za siebie!

IMG_0254

Żywa personifikacja „co do licha??!”. Nadawałby się ten Alpi na mema 😛

IMG_0257

Wesołych Świąt – Quantikołaj, czyli Quanta rozdaje prezenty

$
0
0

Na Święta Bożego narodzenia i nadchodzący Nowy Rok życzę wszystkim dużo radości, miłości, zdrowia i spełnienia wszystkich marzeń :)
Oby cały przyszły rok był pełen jeździeckich wydarzeń, inspirujących odkryć, wspaniałych treningów, a konie  były szczęśliwe, piękne, zadbane i we wspaniałej formie.

swieta_blog

Dzisiaj Wigilia, więc tradycyjnie w nocy podsłuchujemy, co też kopytne zamierzają o nas powiedzieć – ale wcześniej rozdajemy prezenty! Z tej okazji postanowiłam przygotować mikołajowe niespodzianki dla osób, które towarzyszyły mi na blogu przez cały rok. Wybrałam szczęśliwą dziesiątkę osób, które napisały na blogu najwięcej komentarzy.

Do każdej z dziewczyn :) powędruje paczuszka zawierająca pakiecik wyjątkowych, robiących furorę w UK końskich babeczek Stud Muffins. To ręcznie wypiekane mufinki z siemieniem lnianym i kozieradką. Są po prostu przeurocze! Opisywane jako „absurdalnie pyszny koński przysmak” – mam nadzieję, że przypadną Waszym koniom do gustu :)
mufiny

Ale to nie wszystko :)

Trzy osoby, które szczególnie się wyróżniły w rankingu piszących, zgarną ode mnie dodatkowy upominek – chociaż może nie tak do końca ode mnie, a bardziej od kasztanów 😆
Dla najlepszej trójki mam w prezencie blogowy kubeczek. Z Suszem, Alpim i Cebulką :) Autorski i niepowtarzalny.
IMG_0312
IMG_0311 IMG_0310

A teraz ranking komentarzy 2016 rok:

  • Lilly (pakiet kubeczek + paczka Horse Muffins), neem…@gmail.com
  • Natalia (pakiet kubeczek + paczka Horse Muffins), n.nie…@wp.pl
  • gllosia (pakiet kubeczek + paczka Horse Muffins), gllo@interia.eu
  • sumire (paczka Horse Muffins), harm…@o2.pl
  • Moona (paczka Horse Muffins), sabo…@gmail.com
  • harm (paczka Horse Muffins), hi…@onet.eu
  • tuch (paczka Horse Muffins), t…@op.pl
  • Natalia (paczka Horse Muffins), schle…@wp.pl
  • Magdalena (paczka Horse Muffins), magd…@gmail.com
  • Ania (paczka Horse Muffins), anna…@interia.pl

Podałam powyżej skrót maili, które mam dostępne. Roześlę w święta zapytanie o adresy do wysyłki.
Gratuluję całej dziesiątce i mam nadzieję, że w przyszłym roku również wspólnie zadbamy o to, żeby ten blog tak fajnie żył :)

Jeszcze raz Wesołych Świąt!

Suchar się zdezaktualizował ;_)

$
0
0

Coraz bardziej czas przemyśleć temat zmiany stajennej ksywki. Bo w sumie aż nie wypada wołać na takiego konia Suchar 😉 Powinien być raczej Biszkopt, Muffin, albo co tam owijać w bawełnę – po prostu Ciacho 😀

IMG_9630Jazda na takim smoku jest genialna i żaden koń nie daje poczucia takiej kontrolowanej ogromnej mocy, jak Suchy – no, pod warunkiem, że ta moc jest kontrolowana 😉 Chociaż nie będę tutaj narzekać – czasem z nadmiaru emocji włączy się jakiś error, ale już coraz rzadziej, z coraz mniejszą eksplozją i coraz skromniejsze te Suszkowe emocje. Pamiętacie moje limo z początków lotnych zmian? Nie można było w marcu nawet tknąć tematu, żeby nie kończyło się ponoszącym, przeżywającym i zgadującym na maksa Suszem, który absolutnie nie dawał się wyluzować, bo przecież lotna, bo będzie, bo ona zaraz, a może już teraz, nie wytrzymam, aaaaa lećmy galopem, tak za wolno, szybszy galop…! Teraz pojedyncze lotne robi się już normalnie w pierwszym rozprężeniowym galopie, a serpentynę można pojechać tak, jak się chce (jak ma być kontrgalop, to jest kontrgalop, jak lotne, to lotne, a nie pozbawione panowania nad wszystkim fristajlo). W pracy są lotne między ciągami, albo w prostych seriach :) To daje nadzieję, że Suchy będzie w stanie swoją granicę dzikich namiętności mocno z czasem przesuwać.
IMG_9679IMG_9656IMG_9639IMG_9646IMG_9969Moją wielką radością jest to, że Suchy daje się zwolnić i nie traktuje już tego jako straszną karę. Co więcej, zaczyna w tym zwolnieniu odkrywać rozluźnienie i fakt, że wolno, lekko, tak trochę „od niechcenia” to są całkiem przyjemne uczucia. Wcale nie trzeba być 24 godziny na dobę odrzutowcem, czasem miło jest pobyć sobie piórkiem 😉 Strasznie bym chciała, żeby Suchy w to z całych sił uwierzył.
A korzystając z fotografa na hali udało mi się wreszcie udokumentować jakąś lotną – to w sumie moje pierwsze zdjęcie lotnej na Suszu 😉 Teraz jeszcze tylko zadanie dla mnie, to móc kiedyś te wielkie, powietrzne zmiany wysiedzieć 😆
IMG_9615A i kolejną satysfakcję daje fakt, że dodania – we wszystkich chodach – są zacniejsze. W galopie Suchy nareszcie się otwiera – a dotąd dochodził do jakiejś swojej granicy i przeskakiwał błyskawicznie na łatwiejszą nogę. Nie ma prostego zdania, bo jego roboczy galop jest już olbrzymi – taki galop powiększyć jeszcze do wyciągnięcia to jest dopiero zadanie! Coraz bardziej udaje się Susza jechać wokół wewnętrznej łydki, a chociaż jej dotyk nie czyni go szczęśliwym (no mogłabym zabrać w końcu tę nogę, przecież on jest bardzo wrażliwy i wszystko czuje, skoro idzie prosto, to mogłabym sobie darować) – to nie ma lekko, bo to najwyższy czas, żeby uczciwie iść od wewnętrznej łydki na zewnętrzną wodzę i w tych prostych, i w tych trudniejszych ćwiczeniach.

IMG_9437Wreszcie się do konia nie skradam. Dobrze znam miejsca, gdzie u Suchego zapali się czerwona lampka i niestety długo jeździłam tak, żeby „nie budzić lwa”. Teraz można tę lampkę już po trochu specjalnie zapalać, dojeżdżając Susza gdzieś tam do jego granicy – a potem nadal być w stanie czerwoną lampkę zgasić. Szybkie i częste zmiany – chodów, zgięcia, tempa – przejścia, zadawanie różnych tematów, których Suchy się nie spodziewa i w głowie nie jest na nie gotowy, wszystko to, co podnosi nerwa i wywołuje gorączkę – ale chyba już nie do końca ze strony konia na serio, bo nawet tuż po największych spięciach mam taki sobie zupełnie wyluzowany i spokojny stęp:
IMG_9367Jestem też naprawdę zadowolona z kłusa. Hasło „uszy w górę” zaczyna nam się coraz lepiej wcielać w życie i Susz unosi i otwiera swoją długachną szyję sam i zaczyna ją coraz dłużej już nosić bez prób opadania . Oczywiście im bardziej u niego rozwinięta szyja, tym lepiej i obszerniej pracują łopatki, a Suchy zaczyna wyprowadzać przednią kończynę z ramienia. Do tej pory z treningu na trening był coraz lepszy kłus, a teraz mamy kłus nie tylko lepszy, ale w dodatku inny! A przy Suszkowym odbiciu od ziemi jest na czym oko zawiesić:
IMG_9946Miliony zrobionych przejść również dają rezultaty. I chociaż korci to strasznie, żeby jeździć takim super efektownym kłusem po ścianach i cieszyć się efektem, to nie na tym polega ujeżdżenie i cały czas „psuję” zabawę przejściami do stępa albo zatrzymaniami, z których aktywnie wyjeżdżam kłusem. Suchy uczy się wtedy czekać, a im więcej w nim cierpliwości, tym mniej próbuje przejmować kontrolę. Przejścia z kłusa do stój i ruszenia z zatrzymania do kłusa to jedno z bardziej wartościowych ćwiczeń dla koni na każdym poziomie pracy. Uczą właśnie czekania i szybkich reakcji na pomoce, niesamowicie poprawiają równowagę, rozwijają zad, jego muskulaturę i uczą konia przesuwać i utrzymywać swój ciężar na tylnych, a nie przednich nogach. Niby takie nic specjalnego – ale naprawdę działa pierwszorzędnie!
IMG_9538 IMG_9810IMG_9637 IMG_9356IMG_9560Poza tym muszę potwierdzić słuszność życiowej prawdy, że „pańskie oko konia tuczy”. Niby nic specjalnego nie robię, ale dbam, doglądam, dobrze karmię i zapewniam konkretny, codzienny ruch – i Suszi nigdy jeszcze w swoim życiu tak dobrze nie wyglądał. Nie tylko przestał być chudzielcem, ale wręcz cały lśni. A on w tym roku nie był przecież golony! Aż trudno w to uwierzyć, ale faktycznie – nie dziwię się.
IMG_9713

Z takiej fury po prostu trzeba być dumnym :) A kiedys to był taki niepozorny konik, jakich wiele:
IMG_9701

Żeby jednak za bardzo nie odfrunąć nad Suszem w niebiosa, to mnie rudzielec sprowadził na ziemię i w święta wziął i się rozkuł na padokowym błocku. Podkowa – jakby się w ziemię zapadła, przeczesaliśmy z Blondynem nie tylko sam wybieg, ale i całą trasę na padok, a dla pewności i karuzelę, i nici. Kowal już zamówiony i w drodze, ale obecnie łazimy z Suszem w ręku albo robimy podstawową stępową gimnastykę i potwornie się obydwoje nudzimy. Może jutro już wsiądę i coś czuję, że będę miała wesoło 😆
Uff, mam jakiś ciekawy portret Suszarki na koniec i obiecuję na trochę przestać przynudzać na blogu o moich koniach. Mam pod ręką kilka bardzo ciekawych produktów do opisania. Będzie też o tym, dlaczego pyszny mesz jest robi się zdaniem rumaka niejadalny, i o tym, jak producent tego meszu nie pozwolił francuskiemu pieskowi grymasić i specjalnie dla wybrednego rudzielca przygotował autorską wersję tegoż meszu… z kokosowymi wiórkami :mrgreen:

IMG_0147

Absorbine Botanicals® Natural Herbal Liniment – ciekawa wcierka

$
0
0

Nie jestem zwolenniczką zasady, że więcej znaczy lepiej. O ile nie mam konkretnej potrzeby, dbanie o końskie nogi ograniczam do minimum, czyli tak naprawdę do solidnego schłodzenia nóg po treningu. Skwarek swoje pierwsze kontakty z wcierkami na noc zaliczył mając dopiero 12 lat 😉 Za to już na przykład Fugu ma swoją przednią łapkę po nakostniaku dość delikatną i czasem wypada ją wspomóc – jak chociażby w lecie, gdy przy dużych upałach zbierało jej się z przodu nogi nad pęciną trochę chłonki. Na Suchego odnóża, z uwagi na jego tendencję do dawania z siebie więcej, niż jest w stanie i niepohamowanej skłonności do brykania i padokowych szaleństw do upadłego, też mam zawsze czujne oko. Kolekcji wcierek nie mam zatem zbyt bogatej, ale jakaś jest – i przedstawię poniżej jeden z moich naprawdę lubianych produktów.

Absorbine Botanicals® Natural Herbal Liniment Massage Foam

IMG_8177
Zacznę od tego, że mam rude konie. Rude, czyli naprawdę bardzo delikatne i wrażliwe. Dwa z nich mają jasną, piegowatą skórę. Agresywne, mocno chemiczne wcierki w ich przypadku odpadają całkowicie. Skóra się łuszczy, schodzi płatami, noga robi się wrażliwa, a taki swędzący naskórek agent Alpi z lubością gryzie, powodując już w ogóle niezłe straty. Każdy nowy kosmetyk testuję tak naprawdę z duszą na ramieniu, a wszystko, co jest ziołowe, „naturalne” zdecydowanie jest moim przyjacielem. Produkt od Absorbiny – Botanicals® Natural Herbal Liniment – na sklepowej półce zapowiadał się zatem bezpiecznie i obiecująco.

Rzut oka na skład:
Olejek rozmarynowy, olejek lawendowy, olejek z mięty pieprzowej, ekstrakt z arniki górskiej, ekstrakt z korzenia selera, wierzbówka kiprzyca, sok z aloesu, cynamonowiec kamforowy, olejek z liści goździkowca korzennego, olejek z lobelii, olejek z sasafrasu lekarskiego, olejek spikowy.

Samo zielsko! 😉 Faktycznie botaniczna ta wcierka.

IMG_8167Już po pierwszym użyciu mikstura po prostu mnie kupiła. Wcierka w opakowaniu jest zupełnie płynna, natomiast psiknięta podajnikiem zamienia się w leciutką, kremową i gęstą piankę. Można ją wygodnie nałożyć dokładnie w tym miejscu (nogi, mięśnia) gdzie potrzebujemy. Nic nie spływa, nic nie ścieka, nic się nie odkleja i nie ląduje na ziemi. Porcję pianki można sobie elegancko ulokować na końskiej nodze tam, gdzie potrzeba i delikatnie wmasować. Kosmetyk świetnie się wchłania i po chwili skóra jest już całkowicie sucha, jeśli zatem jest potrzeba zawijania nogi, można to bez obaw zrobić. Sam masaż również świetnie pobudza krążenie i regeneruje mikrouszkodzenia ścięgien, mięśni czy powięzi.
Wcierka nie brudzi, nie jest lepka, nie pozostawia śladów na skórze. Po wmasowaniu pianka wręcz znika 😉
IMG_8163 IMG_8165
Druga bardzo przyjemnie zaskakująca kwestia to zapach. Producent chwali się, że wcierka (a szczególnie jej wersja z rozcieńczania w wodze, z której można przygotować kąpiel) może służyć do aromaterapii. Trudno się z tym nie zgodzić – zapach jest bardzo wyraźny, ziołowy i bardzo, bardzo przyjemny. Z gatunku tych zapachów, które aż chce się wciągać, żeby odblokować sobie nos i zatoki 😉 W internecie znalazłam nawet entuzjastyczną wypowiedź użytkowniczki, która określała zapach Botanicals Foam jako… niebiański 😆 W każdym razie nakładanie wcierki to naprawdę przyjemna i relaksująca czynność. Aż chce się to systematycznie robić 😉

IMG_8168 IMG_8169
Wcierka ma kojące, rozluźniające i lekko chłodzące działanie (odpada do użytku wtedy, kiedy potrzebujemy bardzo mocno grzać, chociaż świetnie sprawdzi się pod owijką albo stajennym ochraniaczem – najpierw lekkie schłodzenie wcierką, a potem rozgrzanie nogi pod stajenną skarpetką). Jest rzeczywiście łagodna i nie podrażnia, a nawet pielęgnuje i odżywia skórę i sierść. W sam raz dla wrażliwców :)
W sam raz na zmęczone ścięgna czy mięśnie.

IMG_8170 IMG_8172
Zaleta „na deser” to wydajność preparatu. Jeśli uśrednię moje zużycie, to mogę przyjąć, że dzień w dzień zużywam cztery porcje (pompki) pianki. Używam Botanicals®  już trzy miesiące i zawartość prezentuje się jak na pierwszym zdjęciu z notki. Dla jednego konia może zatem wystarczyć nawet na pół roku! Przy bardzo intensywnym użytkowaniu na wszystkie nogi nie wierzę, że można zużyć ją szybciej niż w 2-3 miesiące.

IMG_8173 IMG_8174Absorbine Botanicals® Natural Herbal Liniment poza pianką Massage Foam występuje również w wersji koncentratu – Body Rinse – do rozrabiania w wodzie. Nie stosowałam sama (w ciepłych miesiącach roku tylko sporadycznie kąpię konie w detergentach, za to po każdej jeździe mają konkretny prysznic ciepłą wodą), ale to może być niezły pomysł na odświeżające SPA dla konia, na przykład po zawodach. Jedno opakowanie Botanicals® Natural Herbal Liniment Body Rinse wystarcza aż na 90 litrów wody, a do naprawdę dokładnego namoczenia konia wcierką wystarczy nam jedno 8-10-litrowe wiaderko.

Film producenta (trochę kiczowaty ten film tak na marginesie) z prezentacją obydwu wersji produktu w praktyce:

Absorbine Botanicals® Natural Herbal Liniment Massage Foam butelka z pompką 473 ml 99 zł.
Absorbine Botanicals® Natural Herbal Liniment Body Rinse butelka do ściskania, z dozownikiem 251 ml 129 zł.

Naprawdę gorąco polecam! Masage Foam zagości u mnie na stałe w pace.

10-10

Horses Product of the Year 2016: Care (pielęgnacja)

$
0
0

Nowy rok zacznijmy corocznym holenderskim konkursem na najlepsze branżowe produkty. To będzie już czwarte edycja na blogu 😉

Zaczynam od pierwszej kategorii, czyli pielęgnacji. Tym razem nominowano dziewięć produktów związanych z szeroko pojętą opieką nad koniem.

1. BEMER Urządzenia do fizjoterapii naczyniowej.

6-Bemer-therapie
BEMER to producent urządzeń do fizjoterapii przeznaczonych dla ludzi. Fizjoterapia naczyniowa koncentruje się na poprawie i usprawnieniu krążenia krwi. 75% wszystkich naczyń krwionośnych to drobne i cieniutkie naczynka, odpowiadające za mikrocyrkulację. Takie naczynka bardzo łatwo mogą ulec zablokowaniu lub uszkodzeniu, właśnie ze względu na ich mały rozmiar – co skutkuje zaburzeniami w dostarczaniu substancji odżywczych do tkanek oraz odbieraniu z nich szkodliwych produktów przemiany materii. Urządzenia BEMAR służą pobudzaniu i wspieraniu mikrocyrkulacji krwi, dzięki czemu komórki organizmu uzyskują optymalny dostęp do składników odżywczych oraz mogą odprowadzać metabolity. Dzięki temu rośnie zdolność organizmu do regeneracji oraz podejmowania wzmożonego wysiłku. Linię weterynaryjną (obejmującą np. derki czy opaski na nogi) produktów BEMAR opracowano wspólnie z zespołem prowadzonym przez Paula Schockemöhlego oraz wdrożono do codziennego użytku w jego własności stajni skokowej.

https://hipposofia.bemergroup.com/nl
Cena na żądanie.

2. Sportz-Vibe Massage Therapy Horse Cover

7-horseware-sportzvibe-Large-940x680
Jedna z najtańszych i najprostszych w obsłudze derek masujących. Wyposażona standardowo w cztery panele, które można ulokować na szyi, łopatkach, grzbiecie oraz zadzie konia. Redukuje napięcie mięśni, przyspiesza leczenie stanów zapalnych, poprawia krążenie krwi. Używana po treningu likwiduje bolesności i usztywnienia, a przed pracą pozwala w zdrowy sposób rozgrzać wierzchowca. Derka ma jeden przycisk startujący i po 20 minutach samoczynnie się wyłącza. Można ją stosować nawet do trzech sesji dziennie, a po 4-tygodniowej terapii z pewnością zaobserwujemy znacznie zmiany w rozwoju muskulatury konia. Wypoczęty, zrelaksowany i pozbawiony napięć wierzchowiec nie tylko jest fizycznie zdolny do ciężkiej pracy, ale również wypoczywa psychicznie i zyskuje dobre samopoczucie.
Jako opcję można dodatkowo dokupić większą ilość wkładek masujących (przy jednym masażu nie zaleca się jednak używania więcej niż sześciu sztuk).

http://www.sportzvibe.com/
Cena derki 514,95€ – ok. 2300 zł.

3. Bucas derka Recuptex Therapy Cover

Recuptex-external-surcingles-8749
Nowy rodzaj derki terapeutycznej, która pomaga zapobiegać powstawaniu, a także wspierać i intensyfikować leczenie schorzeń takich jak artretyzm, bolesność mięśni, uszkodzenia tkanek miękkich, bolesność i wrażliwość kłębu oraz kissing spines. Materiał derki został wykonany na niezmiernie cienkiej siateczce stalowej, która działa jak Klatka Faradaya – odbijając naturalne pole magnetyczne organizmu. Zachowanie i wzmacnianie tego pola stymuluje krążenie krwi oraz przepływ tlenu przez organizm konia, szczególnie w okolicy jego grzbietu. Dzięki temu wszelkie procesy leczenia i regeneracji postępują szybciej, likwidowane są stany zapalne, ustępują obrzęki i opuchlizny, a koń szybciej powraca do zdrowia.

http://www.bucas.com/
Cena 189€ (850 zł).

4. Leovet Frog Serum / Frog Medic preparat na strzałki

lss
Preparat dedykowany ostrym stanom chorobowym strzałek. Frog Serum (w angielskiej wersji językowej nazwa produktu to Leovet Frog Medic) wyróżnia się bardzo wysokim skoncentrowaniem substancji czynnych. Spray głęboko penetruje kopyto, a jego konsystencja umożliwia dotarcie preparatu tam, gdzie wszystkie maści i pasty bardzo trudno jest zaaplikować. Serum zatrzymuje wszelkie procesy gnilne oraz osusza kopyto, co umożliwia przyrost zdrowej tkanki. Receptura preparatu zawiera wyciągi z sosny oraz olejek z drzewa herbacianego, który wspomaga gojenie ran i działa przeciwzapalnie, a odpowiednio dobrane związki chemiczne (siarczan glinowo-potasowy ) wspierają krzepnięcie krwi, działają przeciwzapalnie, zwalczają bakterie i zarazki, a także stymulują przyrost rogu kopytowego. Skuteczna pomoc dla zdrowia kopyt.

http://www.leovet.de/
Cena 14,5€ (ok. 64 zł, w polskich sklepach 59 zł) za opakowanie 200 ml.

5. MagicBrush – Care&Shine Care Spray

cares
100% naturalnych składników do pielęgnacji grzywy, ogona oraz sierści. Spray ułatwia rozczesywanie, zapobiega plątaniu i tworzeniu kołtunów na długich włosach ogona oraz grzywy, a także nadaje naturalny, jedwabisty połysk. Dostarcza kompleksu witamin B, które nawilżają sierść, poprawiają ukrwienie skóry i zapobiegają jej stanom zapalnym. Bez dodatku silikonu!
Ciekawa jest butelka preparatu, która dawkuje kosmetyk ultra lekką, powietrzną mgiełką, dzięki czemu bardzo oszczędnie się go używa.
Dostępna wersja owocowa oraz z aloesem, dedykowana wrażliwym koniom. Obydwie czekają już u mnie na przetestowanie :)

http://www.magicbrush.com/
Cena 14,95€ za opakowanie 300 ml (ok. 66,5 zł, w polskich sklepach 59 zł).

6. Ice horse Big Black Boots sport buty chłodzące dla koni

4-hidez-ice-boots Ice-Horse-Big-Black-Boot
Buty chłodzące, wyposażone w cold packi. Dzięki specjalnej konstrukcji bardzo łatwe do zakładania (nie musimy ich wciągać na bolesne kopyto! zakładamy raczej na zasadzie zapinania rzepów), co ma znaczenie w przypadku znacznej bolesności kopyta, stanów ochwatowych, podbicia czy zapalenia strzałek. Specjalne wkłady chłodzące umożliwiają obniżenie temperatury o 9 stopni i utrzymanie jej przez 2 do 4 godzin. Buty mogą być używane zapobiegawczo, w przypadku wystąpienia objawów chorobowych lub wspomagająco dla leczenia przewlekłego ochwatu.

https://www.hidez.nl/
Cena 119.95€ – 535 zł… za sztukę.

7. Vitafloor platforma wibracyjna dla koni

A gdyby tak wpaść na pomysł, żeby postawić konia na trzęsącą się podłogę? 😉 Wbrew pozorom nie jest to takie głupie! Wibracje poprawiają krążenie krwi, pobudzają wzrost kopyt, przyczyniają się do zwiększenia gęstości kości, redukują procesy zapalne i koją bolesności. Vitafloor sprawia, że mięśnie grzbietu stają się mocniejsze i bardziej symetryczne. Uszkodzenia ścięgien i więzadeł goją się szybciej, a powstająca tkanka jest lepszej jakości. Konie w pracy wykazują się poprawą ruchu, elastyczności, stają się bardziej giętkie i odpowiadające na bodźce i pomoce.
Platforma wibracyjna ma bardzo wszechstronne zastosowanie i może być wykorzystywana w rehabilitacji, dla zapobiegania rozmaitym schorzeniom (problemy kopytowe, kolki), a także jako codziennie wsparcie treningu. Podobno same konie uważają Vitalfloor za wspaniały wynalazek 😉

http://www.vitafloor.com/
Cena 4300€ (ok. 19 000 zł) plus VAT.

8. Tendon Saver urządzenie do fototerapii

2-Tendon-Saver-562x1024 TendonSaver
Kolejny produkt służący do wspierania rehabilitacji. Tendon Saver jest polecany przy uszkodzeniach ścięgien czy więzadeł, także trudno gojących się ranach, ale może być z powodzeniem wykorzystywany do użytku na końskim grzbiecie lub szyi. Jest to miękka podkładka wyposażona w 60 diod emitujących czerwone światło o długości fali 650 nm. Ma ono  właściwości przeciwzapalne oraz stymuluje produkcję kolagenu. Diody są pulsacyjne, emitują energię w sposób przerywany na częstotliwościach pomiędzy 292 Hz a 1168 Hz, co umożliwia głęboki zakres oddziaływania na tkanki. Urządzenie działa na trzech bateriach paluszkach, jest zatem poręczne i nie musi być zasilane / ładowane na bieżąco. Idealna codzienna terapia zajmie 15-30 minut. Tendon Saver spełnia wszystkie normy, aby być wykorzystywanym jako urządzenie rehabilitacyjne również dla ludzi.

http://www.revitavet.nl/
Cena 365€ (ok. 1600 zł) plus VAT.

9. Strip Hair™ Gentle Grooming Kit

1-StripHair-Large-940x805
Tym razem produkt, który do Europy dotarł z Ameryki: Strip Hair™ Gentle Grooming Kit to zestaw akcesoriów do całorocznej pielęgnacji sierści. Zawiera dużą i małą „szczotkę” Strip Hair™, spray pielęgnacyjny oraz nabłyszczającą ściereczkę. Sam Strip Hair™ to coś pomiędzy szczotką, zgrzebłem i pumeksem. Nie zawiera ostrzy, nie ma ząbków, jest elastyczny i umożliwia łatwe czyszczenie konia, usuwanie martwej sierści (super pomoc w okresie linienia), szybkie zlikwidowanie błotnej panierki, piasku czy zaschniętego potu, oczyszczenie sierści ze złuszczonej skóry lub nadmiaru sebum. Przy okazji nasza pielęgnacja działa na konia jak przyjemny masaż, a włos uzyskuje ładny połysk. Podczas kąpieli Strip Hair™ może być użyty jako gąbka, a później zbieraczka do nadmiaru wody. Nie ma żadnych ostrych części i jest całkowicie bezpieczny – szczotkę tę można zatem z powodzeniem stosować u wrażliwych i delikatnych koni. SH nie ma żadnych luźnych krawędzi, jest zatem banalnie łatwy do czyszczenia i higieniczny.

A jak działa na totalnie włochatym koniu? Ano tak:

http://www.paardeerlijk.nl/
Cena 66,96€ (ok. 300 zł) komplet.

Viewing all 305 articles
Browse latest View live