Quantcast
Channel: Quantanamera Blog
Viewing all 305 articles
Browse latest View live

Na koń!

$
0
0

Jeździcie przy takiej aurze, jaka nastała obecnie?

U nas na szczęście nie jest aż tak bardzo odczuwalna. Oczywiście nie ma tropików 😉 Ale w stajni czy na hali mamy wieczorami i w nocy te 5-9 stopni na plusie, co pozwala pojeździć, spokojnie wykonać sobie wszelkie czynności pielęgnacyjne zwierzaka i sprzętu i nacieszyć się przebywaniem z koniem, zostawiając gdzieś tam w tyle stres z każdego „pozastajniowego” dnia. Mamy tutaj tyle alternatyw 😀 Jak na przykład harce białej, kociej trójki – czyli Blue Ad Astra, Toto A Astra oraz Fen Ad Astra w akcji:
IMG_6009

W stajni życie coraz lepiej się organizuje i powoli wchodzi w tryb bez niespodzianek, chociaż chyba trudno o czymś takim mówić w przypadku miejsca, gdzie mieszkają konie. One zawsze coś wymyślą! Jeden na przykład ekspert kradnie siatki z sianem z boksów sąsiadów (kto mi powie, jak można przeciągnąć siatę 14 kg siana moich rozmiarów przez kratki w odstępie 6-7 cm?) i trzeba montować je tak, żeby nie miał dostępu i szans powodzenia na taką sztuczkę. Co ciekawe siano jest kradzione wtedy, kiedy koń jeszcze swojego ma cały zapas – czyli to nawet nie chodzi o żarłoczność, to chodzi o rozrywkę i adrenalinę złodziejstwa 😆
Inny delikwent podczas pracowitej nocy zdobył sprawność hydraulika i spróbował rozmontować poidło. No cóż, w efekcie sprawność hydraulika szybko musiał zdobyć również i Blondyn, i dobrze, że akurat cała akcja wypadła w niedzielę handlową, a nie wolne. 😛
Na padoku czasem Henryk potrafi przyprawić o zawał, kiedy idę go ściągać i okazuje się, że konia na miejscu nie ma 😯 Po szybkiej gonitwie myśli (uciekł? jak to, co się stało? czy nic sobie nie zrobił? gdzie go szukać teraz – bo teren mamy ogromny!?) i dokładniejszym zlustrowaniu padoku okazuje się, że Henry po prostu sobie śpi na płaszczaka, a przykryty zieloną derką w jabłkowy wzór staje się na trawie praktycznie niewidoczny. Zresztą na temat spania i chrapania koni też mogłabym wiele napisać 😆

Źrebaczki (nadal bezimienne, chociaż mam chyba na oku dorosłe imię dla gniadego) miały już pierwsze rendez-vous z naszym kowalem. Duma mnie rozpiera, bo stały lepiej i grzeczniej niż większość czterolatków 😆 – a nasz kowal przyznał, że z takimi końmi to cała przyjemność pracy po jego stronie (już nie wspominając, że obydwa chłopaki mają super poprawne kopyta).

W ogóle sporo się tutaj dzieje ciekawostek treningowych, mamy trochę końskiej młodzieży, która już chodzi pod siodłem i fantastycznie się rozwija. Podobnie jak kowalowi, mnie pozostaje tylko potwierdzić, że cała przyjemność pracować z takimi końmi. Niezmiernie mnie to zaskakuje, jak dużo można zrobić, jeśli tylko koń ma chęci i jest zorientowany na współpracę. Ale jednym Was trochę zmartwię – jakoś mało teraz kasztanów w stawce, mamy gniade, ciemno-gniade i karusy 😆
IMG_6874

Dziś środa, więc już mocno czekamy na najbliższą weekendową klinikę. Uzbierała się na nią bardzo ciekawa stawka, będzie na co popatrzeć. Ja zabieram Hendersona i spróbuję wreszcie nadrobić zaległości zdjęciowo-filmowe 😆
Tymczasem kawałek z treningu jednej z moich super pozytywnych par, która zaczyna się właśnie odnajdywać w zmianach co tempo i ma z tego niesamowity fun. Tak trzymać i na koń! :)


Piłka Jolly Ball i piłka self made versus źrebaczki

$
0
0

Zamontowałam dzieciakom zabawki, mają więcej do roboty wieczorami w boksie.
Kary to niezły agent, gryzaka mógłby właściwie nie wyciągać z pyska. Czyżby rósł godny następca Ustnego? 😆

Swoją drogą muszę przyznać, że obydwie zabawki są niezniszczalne. Piłkę Jolly Ball mam już od czasów niepamiętnych – kupowałam bodajże rok po czempionatach Skwarka, czyli by było 2010 😯 Żaden spryciarz nie zdążył jej dotąd załatwić. Chociaż i druga zabawka bije rekordy, szczególnie uwzględniając jej łatwość produkcji. Zużyty uwiąz i dwie psie piłeczki wykonane z kauczukowej gumy TPR. Tutaj koszt to raptem za 30 złotych – a radość z nagryzania – bezcenna 😉

Po klinice (i szewc bez butów chodzi)

$
0
0

Szewc bez butów chodzi, czyli przy własnej stajni i sporej ilości koni do doglądania i ruszania na co dzień wiecznie nie ma czasu na blogowanie… Cóż ja bym dała, żeby to nadrobić! Długo jeszcze będziemy się urządzać u siebie, na przykład aktualnie udoskonaliśmy paszarnię. Stanęły w niej regały, gigantyczne metalowe beczki – w każdej z nich mogłabym sama chyba zamieszkać 😛 – i plastikowe pojemniki na końskie musli. Trochę tego menu końskiego mamy – są i sieczki, i marchewki, i trawokulki jako nadzienie do piłek. Dobra organizacja to podstawa.

Tymczasem jesteśmy po klinice, ale było pięknie! :)

IMG_7227

Uczestniczyły w szkoleniu konie z każdego etapu pracy, od czterolatka do koni Grand Prix (jednego karego mam możliwość obserwować od kilku lat i powiem tyle: chapeau bas, niesamowity progres . Były i planowo prowadzone 6-latki – czworobokowi wymiatacze, i konie, które dopiero uczyły się, jak poukładać się na pomocach. Każdy może skorzystać, praca z dobrym trenerem z jest bezcenna. Tutaj nie ma co się wstydzić, krygować, zastanawiać, że treningi „może nie dla nas.” Dobry trener pokaże nam kierunek pracy z koniem, wyznaczy pracę domową, odpowie na każde pytanie. Ujeżdżanie konia na własną rękę to trochę brodzenie we mgle 😉 Do niektórych rzeczy dochodzi się bardzo długo – za długo, albo co gorsza można się z tymi właściwymi uczuciami rozminąć. Szkoda na to czasu – i naszego, i końskiego 😉 I owszem, zgadzam się, że kliniki z zachodnimi szkoleniowcami to słony wydatek,  na który niestety nie każdy może sobie pozwolić (cóż, ja sama ganiam teraz na dwa etaty, żeby dobrze spinać budżet…) – tyle tylko, że możliwości uczenia się jest wiele. Można zorganizować się w kilka osób ze stajni i poszukać trenera, który dojeżdża. Można samemu zapakować konia w przyczepę i wybrać się do dobrej stajni po wiedzę, chociażby na te 2-3 dni. Można brać udział jako widz w klinikach otwartych dla publiczności. Można wreszcie zrezygnować z nowego czapraka 😉 Wszystko zależy od naszych własnych celów w jeździectwie, ale jeśli mam coś polecić od siebie – nie ma piękniejszego uczucia, niż harmonijna jazda z chętnym i współpracującym wierzchowcem.

Dlatego u nas w stajni już  styczniu kolejna ujeżdżeniowa klinika :)
Tym razem z Panią Katarzyną Milczarek, która właśnie opublikowała online taki film z fantastycznym koniem po Ampere:

Imponujący ten zwierzak, prawda? A u mnie rośnie właśnie również gniady maluch po Ampere. Nawet ma identyczna białą skarpetkę na tej samej tylnej nodze 😉 Może za cztery lata będzie z niego taka rakieta? 😉

Ale wracając do pracy z Morgan, to muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem, jak wiele uwagi przykładała do prawidłowego dosiadu (a jej oku nie uciekały żadne, nawet drobne niedociągnięcia). Zresztą te dotyczące koni również były niezwykle trafne, z ogromnym naciskiem na szczegóły. Na ani jedno słabe przejście nie wolno nam przymknąć oka, choćby i to było pierwsze zakłusowanie po zebraniu wodzy. Ciekawy pomysł na rozgrzewkę konia to aktywna jazda kłusem naprzód ze sporą ilością zagalopowań otwierających konia – dynamicznych, pod górkę, od delikatnego dotyku łydki. Doskonalimy przy tym nie tylko zagalopowania, ale i przejścia w dół do kłusa – zawsze z kontrolą zewnętrznej wodzy i mocno używanymi przez jeźdźca mięśniami brzucha, przy osadzeniu się głęboko w siodle.

Bazą zasadniczej pracy po rozgrzewce staje się już ćwiczenie łopatki i trawersu naprzemiennie na kole, i w galopach, i w kłusach. Ma ono na celu wygimnastykowanie konia, poprawienie jego elastyczności i odpowiedzi na pomoce. Z tak przygotowanym wierzchowcem możemy jeździć sekwencje: kontrgalopy ze zmianami lotnymi na długich ścianach (to już kolejny znany mi trener, który bardzo lubi to ćwiczenie), ciągi, dodania i skrócenia. Wszystko oczywiście z niezliczoną mnogością półparad na zewnętrznej wodzy. Rezultaty? Byłam szczerze zaskoczona lewym galopem Hendersona. Udało się go „zostawić” długo na tylnych nogach i zachęcić do większego dźwigania w górę, co oczywiście od razu dało świetne zebranie, ale i kapitalny galop wyciągnięty.

IMG_7246

To już Pani Ania Bienias rok temu zapowiedziała mi, ze Henryk będzie miał lepszy galop od kłusa 😉 I faktycznie, w tym chodzie zaczyna się on czuć jak ryba w wodzie. Kłus jeszcze wciąż trochę za bardzo biegnie i brakuje mu w nim prawdziwej siły. Nie jest mi go tak łatwo skrócić, chociaż powolutku przychodzą naprawdę dobre momenty. Poradziliśmy sobie z ciągami, a i sam kontakt teraz coraz lepszy, chociaż tendencja do chowania się i zacieśniania szyją będzie długo jeszcze zmorą. Bardzo ładną szyję mam, kiedy puszczę wodzę i jadę bez kontaktu :roll: Nie o to jednak zupełnie chodzi i nie ustanę w dążeniach, żeby Henderson mnie jednak ciągnął 😛

IMG_7367

Więcej pracowaliśmy na lewą stronę, aby poprawić elastyczność lewego boku konia. Pewnie dlatego mam zdjęcia głównie w jednym kierunku 😆  Jedno jest pewne – jeśli Henry odważy się oprzeć na pomocach, będzie drugim Totilasem 😎

Drugiego dnia kliniki Morgan zapytała mnie, czy nie mogłaby wsiąść na Hendersona, żeby sprawdzić, jakie daje on uczucia. To duży zaszczyt, jeśli jeździec tej klasy coś takiego proponuje, widać koń się spodobał :) Dla mnie to również ekstra profit, bo nie mam nigdy okazji obejrzeć swojego konia z ziemi pod innym jeźdźcem, a to pozwala na wyciągnięcie olbrzymiej ilości wniosków. Prawdziwa uczta dla oczu, oglądać taki kunszt i sprawność jeździecką, miękkość, elastyczność działania pomocy, żadnych zbędnych ruchów, po prostu idealnie wyważony dosiad. Plus zdecydowanie bardziej precyzyjne wskazówki dla mnie po jeździe, nad czym pracować. Jednak oko nigdy nie jest w stanie dać aż tyle wiedzy, co czucie.
Morgan po jeździe była bardzo zadowolona z konia, pytała mnie, gdzie go kupiłam i czy przypadkiem w tej hodowli nie znalazłoby się więcej takich 😎 Powiedziała mi, że sama chciałaby mieć takiego konia. Henryk jest wspaniały <3

IMG_7390 IMG_7400

Jaka szkoda, że taka klinika to tylko dwa dni…

Poza treningami rozmawiałam jeszcze z Morgan… o podłożu i lustrach. I jedno i drugie zrobiło na niej ogromne wrażenie. Morgan sama będzie budowała własną stajnię i powiedziała, że chętnie miałaby takie samo u siebie! Miłe zaskoczenie, bo przecież ta amazonka startuje na najlepszych czworobokach w całej Europie i wydaje się, że żaden piasek nie powinien wzbudzać jej podziwu. Wygląda zatem na to, że nasze wskazówki odnośnie odpowiedniej elastyczności, ale i podparcia, jakie ma dawać powierzchnia placu dla ujeżdżeniowych koni udało się doskonale wcielić w życie.
A lustra? Znalazłam je w lokalnej firmie, która może za chwilę otworzy biznes eksportowy 😆

Jeszcze krótki filmik z treningów (jak rzadko, udało się coś nagrać). Na hali jest tak jasno, że telefony ledwo sobie z tym radzą 😛

 

 

Pierwszy śnieg źrebaków

$
0
0

Spadł śnieg! Dla naszych najmłodszych szkrabów to był pierwszy śnieg w życiu :) Licząc na jakieś ciekawostki ornitologiczne 😆 pognaliśmy z Blondynem z aparatem na padoki do maluchów. No bo przecież wszędzie biało, tyleż puchu, że całkiem zniknął pod nim świat. Jak się w tym odnaleźć?

Ano tak, żeby się kompletnie nie przejmować. Źrebaki odnotowały fakt zaśnieżenia z taką troską, jakby urodziły się i wychowały na Grenlandii i przebijanie się przez zaspy to była ich codzienność. Zero tematu, jakiś śnieg, no i co z tego? Chłopaki całą uwagę skupiły na swoim ulubionym zajęciu, czyli wzajemnym zrzucaniu sobie kantarów – bo przecież taki kantar na głowie to wręcz zniewaga. Obowiązkiem jest go zdjąć i ukryć, najlepiej w tajemnym miejscu ogrodzenia: za narożnym słupkiem albo w wykopanym specjalnie na tę okazje dołku. Dziecko końskie nie ma w życiu wielu powinności (poza bieganiem i jedzeniem), ale szanować swój honor musi i kantar jeden drugiemu z głowy ściągnąć to wręcz misja. Ludziowie wtedy go tak śmiesznie szukają 😛

Poza tym, jak to z obiektywem aparatu bywa, albo ktoś jest fotogeniczny:
IMG_7815

Albo nie jest 😆
IMG_7893

😆

Gniady jest ambitny i za każdym razem, kiedy karusek go wyprzedza, nie może tego wytrzymać i gryzie go w tyłek 😆

Kiedy przyjechały, świeżo odsadzone od matek, mały czarny Fürstenball przechodził etap karaczana i był dość pokraczny. Zresztą nie ukrywam, że na wieść o tym, że taki maluch jest u hodowcy zabiło mi serduszko głównie dlatego, że widziałam jego pełnego, starszego o dwa lata brata. Ten nie dość, że bardzo mi podobał, to jeszcze wyglądał jak ciemnogniady Suchy. Scolari ze strony matki przybił swój mocny stempel i to skłoniło mnie, żeby postawić kolejny punkcik „za”. Potem dostałam od hodowców filmy, na których zobaczyłam tak elastycznego w ruchu źrebaka, że już zupełnie przestałam marudzić na to, że ten mały pegaz jest czarny i nie zachwyca nieskładną, dziecięcą urodą 😆
IMG_7914
Liczyłam na sympatycznego konia, ale o ile mogłam się z dzieciakiem te półtora miesiąca poznać, to mam mocne podejrzenie, że rośnie mi drugi Henderson <3 Mały mnie całkowicie kupił – ma genialny charakter. Nie boi się niczego, niczym nie denerwuje. Spięcie? A co to jest spięcie? Zawsze ma dobry humor, jest absolutnie ciekawski, chętny do zaprzyjaźnienia z przedstawicielem dowolnego gatunku. Bardzo lubi moje koty i chętnie je gości w boksie, posypując sierściuchy sianem 😉 Z psem bawi się jak z drugim koniem, sam go gania, prowokuje, inspiruje zabawę w berka. Niesamowicie na obecną chwilę wyładniał (choć zapewne krótka to chwila) – gdzieś zniknęła jego wielka głowa i brzuszek. Widać w nim pięknego konia – chociaż zdecydowanie bardziej u niego przebił się Fürstenball, a nie Scolari, inaczej niż u jego starszego brata:
IMG_7813 IMG_7923 IMG_7926IMG_7821IMG_7842IMG_7875
Aparat go lubi na tyle, że ciężko fotografować inne konie przy nim. Pamiętacie wpis Alpi kradnie sesję? Czarny książę mógłby dostać wyrok za recydywę  takich kradzieży. Ta dumnie noszona szyja, błyszczące oko, wymachy łopatek, normalnie kandydat do Top Model 😉

A gniady? Ten już przy matce zachwycił mnie genialną pracą zadu. Od pierwszego kroku, choćby chciał do cycka podkłusować, robił to ze świetnym odbiciem, zginając łapy jak czapla. Zresztą czyszczenie jego tylnych kopytek to sama przyjemność, można je unosić w dwóch paluszkach, są tak leciutkie. Plus, ten szkrab był bardzo ładny – no właśnie, był 😆 Jak tylko dzieciaki do nas się wprowadziły, robił im przegląd nasz kowal. – O, jaki to ładny koń! – zachwycał się Amperkiem. Na długaśnej nodze, z wyniosłą szyją, lekkim przodem i szlachetną głową z dużym okiem. Zestaw łapiący za oko i w sam raz na eksterierową tendencję spadkową 😆 Chociaż nadal nie jest aż tak źle, jak na 8-miesięcznego pisklaka:
IMG_7809IMG_7773

Przynajmniej jego galop nie ucierpiał na urodzie i nadal jest bardzo wyrazisty, z mocnym akcentowaniem okrągłego foule:
IMG_7895 IMG_7795

Również i na kłus nie ma co narzekać. Ampère ma świetny, równy rytm i dużo odbicia od ziemi. On ma cały czas wyniosły przód – noszony naturalnie bardziej w górze niż tył. Gdyby kiedyś umiał z taką tendencją pracować w rozluźnieniu, to będzie z niego ogromny pożytek :mrgeen:
Jest bardzo delikatny i subtelny wystarczy leciutko zadziałać, aby na niego wpłynąć. Ale jest też mocno elektryczny, imię ojca widać zobowiązuje 😉
W wakacje pełen brat gniadego pędraka będzie przedstawiany na hanowerski korung, ciekawe czy przejdzie ostrą selekcję komisji. Trzymajmy kciuki!

IMG_7961IMG_7921IMG_7779

Ale jeśli mam być całkiem szczera, to jedno mnie u tego dzieciaka niepokoi. Kurczaki, on naprawdę będzie dużym koniem 😆

IMG_7774

Pomyśleć, że rok temu, jak przywoziłyśmy Doka i Uszy, to tej parki ze zdjęć jeszcze nie było nawet na świecie!
A gdyby ktoś na przyszły rok planował powiększyć rodzinę, to zapraszam do kontaktu – zawsze w grupie większa pole do negocjacji i łatwiejsze szukanie. Bardzo ciekawych źrebiąt jest teraz mnóstwo, u polskich czy zachodnich hodowców. Trzy lata miną jak w mgnieniu oka i można cieszyć się swoim wymarzonym koniem :)

Harder, better, faster… stronger? O skróconych programach Grand Prix, czyli nowej inicjatywie FEI

$
0
0

Ręka do góry, kto słyszał o idei skróconych przejazdów na czworobokach Grand Prix?

Kto nie słyszał, streszczę pokrótce temat. Otoż FEI wymyśliło i promuje intensywnie ruch, który ma sprawić, że ujeżdżenie stanie się bardziej atrakcyjne i bardziej interesujące dla publiczności. W tym celu należy… skrócić przejazdy Grand Prix! Tak, aby dana para na czworoboku nie zabierała aż tyle czasu, co obecnie. Ma nam to dać możliwość zobaczenia „więcej”: więcej koni, więcej przejazdów, co sprawi, że na zawody wybierze się więcej widzów, kuszących więcej sponsorów, więcej mediów, które zaoferują więcej czasu antenowego… i tak dalej. Faster, better, harder. Ale czy to jak w singlu zespołu Daft Punk takie harder, better, faster będzie faktycznie stronger, to znaczy, czy to przyniesie realną dobrą zmianą w dresażu?

dressage_spotligh

Jak dotąd właściwie wszyscy jeźdźcy z czołówki wypowiadają się albo mocno oszczędnie, albo wprost negatywnie na taką inicjatywę. Przede wszystkim, czy krótki program Grand Prix, to będzie nadal program Grand Prix? Aby go przyspieszyć, wyrwano z niego wiele szalenie ważnych elementów, które świadczą o doskonałości wyszkolenia konia i jego pracy w harmonii z jeźdźcem, rozluźnieniu i lekkości: usunięto cofanie, cikcaki oraz trudne przejścia piaf-pasaż. A przecież chyba celem ujeżdżenia jest, aby móc te najtrudniejsze elementy wykonywać z łatwością, a nie móc je pokazywać w telewizji? Czy na pierwszym miejscu ma być sport, czy rozrywka?
Nie chcę być złośliwa, ale gdyby pójść troszkę z dalej, z programów wyrzucić wszystko poza dodaniami, pasażem i zmianami co tempo, ale nakazać wszystkim jeźdźcom w trakcie przejazdu żonglować płonącymi maczetami, to byśmy dopieeeero mieli publikę!
😈

Sama Isabell Werth wypowiedziała się o pomyśle szczególnie negatywnie. „W tej chwili mamy 6 minut na wykonanie programu Grand Prix, więc robienie go w trzy minuty nie ma sensu. Najistotniejsze jest to, że zmiany są na gorsze dla koni – bo nie będziemy mogli pokazywać ich w ten sposób, jak powinniśmy. Przede wszystkim musimy pokazywać zarówno podstawy, jak i elementy Grand Prix we właściwy sposób. W trzy minuty to będzie wyłącznie pośpiech, pośpiech, pośpiech. Dla gorszych zawodników wszystko stanie się jeszcze trudniejsze, niż dla lepszych. Moim zdaniem to nie ma sensu. Jestem całkowicie pewna, że tak nie może wyglądać przyszłość ujeżdżenia. Nie słyszałam również o żadnych kontraktach ze stacjami telewizyjnymi, które były by zainteresowane transmitowaniem skróconego GP”.

Naturalną jednak koleją rzeczy jest fakt, że nikt nie lubi zmian, a już szczególnie ciężko się adaptować do robienia czegoś inaczej, niż było to robione „od zawsze”. Właściwie moją pierwszą reakcją na wieść o pomyśle FEI na zmiany było – Coooo? O nieee, bez sensu… Dopiero chwilę później pozastanawiałam się i faktycznie mogę zrozumieć, skąd wzięła się taka koncepcja. Dlatego zawsze zanim się rzuci na głęboką wodę hejtu i krytyki, warto poznać temat bliżej i faktycznie wyrobić sobie o nim własne zdanie.

Otóż zgodnie z koncepcją FEI taki skrócony program miałby trwać około czterech minut i piętnastu sekund. Dla każdego jeźdźca ma zostać odpowiednio dobrana przez profesjonalnego dźwiękowca muzyka, która ma pasować do osobowości pary i podkreślać jej atuty. Po przejeździe jeźdźcy mają pozostawać na czworoboku, aby obserwować wyniki sędziów, co ma prowadzić również do natychmiastowego pojawiania się ocen i możliwości reagowania na nie. Podczas samego przejazdu wszyscy widzowie będą mogli samodzielnie oceniać przejazd, aby moc porównać swoje noty z notami oficjalnych sędziów (to jest akurat bardzo fajne). Dodatkowo, każdy z jeźdźców będzie zobligowany do pozostania przed publicznością (a nie znikania w stajni czy koniowozie) i udzielenia krótkiego wywiadu, w którym ma podzielić się własnymi wrażeniami z przejazdu, co ma zaoferować widzom możliwość zapoznania się ze startem z perspektywy jeźdźca, niejako z końskiego grzbietu.

Brzmi… ciekawie? 😉
Przynajmniej w założeniach. Co jak co, ale ujeżdżenie we wszystkich rankingach najnudniejszych sportów na świecie zgarnia czołowe miejsca. No cóż, kiedy tak naprawdę wielu widzów nie wie, na co patrzy, to śmiesznie podrygujący koń nie wydaje się być niczym widowiskowym. Cóż jest takiego trudnego w tym, że koń na przykład chodzi bokiem?Przecież każdy by tak potrafił – szczególnie, że w ogóle na koniu to żaden sport ani żaden wyczyn, przecież się tylko siedzi 😆 Ale szczerze, nawet i dla mnie – zakręconej na punkcie ujeżdżenia aż po sznurówki butów obejrzenie 10 przejazdów pozostawiających wiele do życzenia technicznie i pozbawionych charyzmy par jest ciężkie i wywołuje przypływ nadciągającej falą tsunami senności.

Publiczność podczas zawodów jeździeckich oraz podczas zawodów piłkarskich:

Untitled-12 Untitled-13
Trudno jednak nie spojrzeć na poważne mankamenty pomysłu. Skrócony test jest znacznie łatwiejszy od zwykłego konkursu Grand Prix. Jak miałby on być klasyfikowany w punktowych rankingach? Teoretycznie zakładając można by się windować w nich wysoko wybierając wyłącznie łatwe, skrócone konkursy do startowania. Ba, może udało by się w ten sposób uzyskać kwalifikacje olimpijskie, nie wykonując w ogóle pewnych elementów? Gdzie w tym wszystkim zasada fair play wobec innych jeźdźców?

Taki skrócony test miał swoją premierę w grudniu 2018 podczas 2018 CDI-W London. Pilotażowa edycja już na wstępie spotkała się z olbrzymią niechęcią. Swój start odwołała nie tylko Isabell Werth, ale i Charlotte Dujardin (koń Mount St. John Freestyle), Edward Gal (Zonik) czy Juan Matute (Guimon’s Quantico).

Ciekawe, jak różni się podejście do skróconych testów w zależności od punktu siedzenia, czyli strony FEI barykady 😉 Monika Theodorescu, złota medalistka olimpijska, publicznie powiedziała, że ten krótki twór to nie jest nawet program Grand Prix, że przygotowując swoich uczniów do startu nie miała w ogóle poczucia, że to wymogi tej rangi. Natomiast Frank Kemperman, pełniący funkcje kierownicze dla ważnych zawodów organizowanych przez FEI, absolutnie nie ma takich dylematów. „Po co nam trzy razy piaf? Skoro widziałem go raz, to znaczy, że już widziałem piaf”. No cóż, każdy z trzech piafów w programach GP jest wykonywany w innym miejscu, z innych przejść – sama dobrze pamiętam, jak łatwo było zapiafować Skwarkowi przy szrankach, a jak trudno na linii środkowej bez skrzywienia się. Pierwszy piaf może się jeszcze „udać” – ale żeby koń wykonał go bez pudła trzykrotnie, potrzebne jest już wzorowe posłuszeństwo.
Piruety w stępie, cofanie (a w ogóle genialnym ruchem była, jest i będzie tzw. huśtawka – czyli zatrzymanie, cofnięcie, ruszenie naprzód, cofnięcie, oczywiście  określoną ilość kroków, przy zachowaniu taktu, przepuszczalności, posłuszeństwa i rozluźnienia), cikcaki (doskonałe odbicie symetrii konia!), powtórzony trzykrotnie piaf – wszystko to my, prawdziwi fani ujeżdżenia chcemy zobaczyć w programach Grand Prix, wykonywane z łatwością i w harmonii wynikającej z wieloletniego treningu prowadzonego w prawidłowej skali klasycznych zasad. Dla nas ten sport jest formą sztuki. Nie przyciągnie nas blichtr, cekiny ani ranga wydarzenia nadana przez skupisko kamer tv i szukających adrenaliny dziennikarzy. Taki show może mógłby trafić do laików czy osób zupełnie postronnych, dla których taka sympatyczna, pozbawiona makijażu pani opowiadająca coś do kamery będzie całkowicie anonimowa i nie wiem, czy skojarzy się z jakimikolwiek sportowymi emocjami:
Werth_Isabell-c-Jacques-Toffi-e1531230152192

Czy to nam zrobi publiczność dla ujeżdżenia?
Zresztą umówmy się, są dziedziny sportu, jak piłka nożna czy skoki narciarskie 😎 w których dobrze się kibicuje. Głośno, wspólnie z paczką znajomych, z puszką piwa w ręku, tupiąc, skacząc po trybunach i skandując zagrzewające „naszych” do boju, niezbyt cenzuralne piosenki. Czegoś takiego z ujeżdżenia nie zrobimy – ba, nie zrobilibyśmy tego nawet ze znacznie bardziej porywających i dynamicznych skoków 😉

Mimo wszystko trend na medialne uatrakcyjnienie sportów konnych to nie jest bynajmniej ślepy zaułek. Warto byłoby uczynić jeździectwo bardziej porywającym dla tłumów, tym bardziej, że losy tej dyscypliny jako sportu olimpijskiego są w przyszłości mocno niepewne. Tylko może zabrać się do takiego tematu w jakiś zupełnie inny sposób? Kiedyś spotkałam się z pomysłem startów w rodzaju ujeżdżeniowych pojedynków. Dwa konie na czworoboku równocześnie, wykonujące program z tymi samymi elementami, umożliwiający błyskawiczną ocenę, który z nich jest lepszy. Taki „pojedynek rycerski” byłby z pewnością wizualnie przyciągający nie tylko znawców dyscypliny. Jakby nie było, podobnych rozrywek mamy bogate tradycje historyczne i zawsze zbierały one wokół siebie tłumy 😉 Tylko teraz walka o prymat nie na kopie i tarcze, za to na piruety i piafy 😆
dressage_fight
Tylko czy to wciąż będzie rywalizacja sportowa, a nie coraz bardziej tylko show, pokaz, występ?

Czy żeby było atrakcyjnie w dzisiejszych czasach musi być mocniej, lepiej, szybciej, silniej?

A Wy, jak sądzicie?
Co można byłoby zrobić z ujeżdżeniem, w którym „nic się nie dzieje” – w zasadzie na czworobokach nawet nigdy nikt nie spada 😆
Czy skrócony program Grand Prix to krok w dobrym kierunku? Wolelibyście oglądać takie przejazdy, czy raczej te tradycyjne?

Viewing all 305 articles
Browse latest View live