Nie jest łatwo robić skręty ;))
Zakręcanie, koła, kółka, wolty, ósemki – te wszystkie figury mogą naprawdę spędzać wielu jeźdźcom sen z powiek.
To więcej niż pewne, że na etapie nauki (jeźdźca lub konia, a w jeszcze gorszym przypadku obydwojga) wychodzą nam bokiem – dosłownie 😉 Koła są krzywe lub w ogóle dość losowe. I jeszcze to słynne „wyjeżdżajmy narożniki!” Hasło brzmi nie tylko nie tylko słusznie, ale też… łatwo, jakby to była bułka z masłem. Ot, wystarczy powziąć zamiar i wyjeżdżać. Świetny pomysł, zacznę jutro 😉 Bo stan treningu na dziś przypomina raczej szanse trafienia w Lotto, że w ogóle z koniem znajdę się w narożniku, a nie go radośnie zetnę ![:roll:]()
Naprawdę rzadko które konie mają naturalną zdolność do pozostawania w równowadze na niedużych kołach, więc początkowo zakręty są wyzwaniem. To uczucie, kiedy po placu pływamy niczym łódką bez wioseł, gorączkowo starając się utrzymać obraną wcześniej trajektorię… Albo inne, ale równie częste, gdy pokonując zakręt podejrzewamy, że oto za chwilę może nastąpić malownicza wywrotka (Czy ktoś ma kamerę? Uwaga, skręcam w leeewo!). Asymetryczne konie wpadną w zakręt tak, jakby zamierzały sprawdzić, czy jest technicznie wykonalny stan, gdy tylne nogi wyprzedzą przednie, mijając je bokiem.
Koń bez równowagi potrzebuje znacznej pomocy jeźdźca. Czasem dla dobrego zakrętu trzeba zwolnić, innym razem zwiększyć impuls, czasem przesunąć zad na zewnątrz, dopilnować łopatki, czasem rozluźnić i zaokrąglić szyję. Zanim jednak jeździec zabierze się za poprawianie konia musi sam być pewien, jak prawidłowo się zakręca. Musi to nie tylko wiedzieć, ale i umieć.
A żeby to jeszcze było takie proste i oczywiste….
Niżej podrzucam takie kamienie milowe poprawnego zakręcania, chociaż oczywiście jest ich o wiele, wiele więcej. Bez tych wytycznych nie ma jednak co liczyć na robienie dobrych skrętów 😉 A bez dobrych skrętów nie będzie dobrej, hmmmm, jazdy… 😆
Dajcie spokój, coś mi ten wpis zmierza w niekontrolowanym kierunku i chyba przyjdzie go okleić znaczkiem powyżej 18 lat. 😳
Niezbędnik poprawnego zakręcenia konia
1. Suwak do grzywy
Jeździec zawsze siedzi pośrodku konia, nawet w bardzo ciasnych zakrętach. Ciężar ciała musi być rozłożony równo na lewe i prawe strzemię. Im lepsza równowaga jeźdźca, tym lepsza równowaga konia. Nie ma możliwości, żeby koń pracował w rozluźnieniu i równowadze, jeśli w rozluźnieniu i równowadze nie pozostaje jego jeździec. Jeśli zakręt sadza nas krzywo, czyli biodra jeźdźca spadają na zewnątrz lub wewnątrz, to po stronie przeciwnej tracimy oparcie w strzemieniu. Koń będzie musiał nas na zakręcie dźwigać połową swojego ciała, a to utrudni mu lub uniemożliwi odnalezienie równowagi. Zaawansowani jeźdźcy potrafią robić cuda wyłącznie swoją równowagą na koniu, na przykład wyjeżdżając koła świadomie odciążają wewnętrzną łopatkę wierzchowca, aby mogła ona „sięgać” przed siebie robiąc swobodne, otwarte kroki. Modyfikując swoją równowagę potrafią odpowiednio wyrównać dwie połówki konia. Wynika to jednak z doskonałej świadomości swojego ciała i nie ma nic wspólnego z krzywym dosiadem. Na drodze do takiego zbalansowania musimy nie tylko mieć za sobą etap, kiedy nie tylko sami, w sposób niekontrolowany nie spadamy na żadną stronę konia w zakrętach, ale również umiemy sprawnie nie dać się krzywo usadzić w momencie, kiedy to koń popełni błąd, straci równowagę, wypadnie łopatką, wpadnie zadem.
Bywa jednak, że nie jest nam łatwo szybko ocenić podczas wyjeżdżania koła czy wolty, czy w danej chwili siedzimy pośrodku, czy już wylądowaliśmy z boku siodła. Nasza świadomość potrafi w tej kwestii bezczelnie oszukiwać. Na szczęście kontrola i korekta wyśrodkowania na koniu są proste i natychmiastowe, jeśli posłużymy się pewnym prostym sposobem. Suwak do grzywy 😉 Warto zaopatrzyć się w jeździecką bluzę lub kamizelkę z jasnym, kontrastowym suwakiem. Ta prosta linia zamka musi znajdować się w jednej linii z grzebieniem grzywy. Ani po prawej stronie, ani po lewej – dokładnie pośrodku za nią. Wystarczy jeden szybki rzut oka, żeby znaleźć właściwy punkt odniesienia choćbyśmy wili naprawdę skomplikowany rysunek, ósemki, ciasne wolty, zmianę kierunku z półwolty w półwoltę. Suwak do grzywy – i od razu wiadomo, czy nasz korpus trzyma się nadal pośrodku konia.
![MJR_4054]()
![MJR_3906]()
Swoją drogą, istnieje nawet producent odzieży jeździeckiej, która jest właśnie obszywana kontrastowymi markerami, wyraźnie wyznaczającymi linie, jakie powinny podczas jazdy zachowywać pion / poziom / symetryczny układ. Ciekawe produkty oraz filmy instruktażowe możemy obejrzeć tutaj: http://www.visualisecanada.ca/ Ceny kurtek Visualise są dość wysokie, na szczęście bez problemu można znaleźć zwykłą bluzę, kamizelkę lub kurtkę jeździecką z kontrastowego koloru suwakiem czy mankietami. Ja mam softshellową kamizelkę, którą wypatrzyłam na Allegro i która onegdaj była reklamowym ciuchem BMW 😉
![IMG_6014]()
2. Jedna noga do tyłu, miednica jak biodra konia, ramię do przodu, ratunku, co zrobić z ciałem?
W 2011 roku w podwarszawskim Aromerze odbywała się jedna z pierwszych profesjonalnie zorganizowanych klinik szkoleniowych, na którą zaproszono wówczas Anky van Grunsven. Na koniec zaplanowano panel dyskusyjny, ale onieśmielona publiczność nie garnęła się do zadawania pytań. Ktoś jednak nawiązując do ostatniego z treningów (gdzie pojawił się problem z brakiem kontroli nad zewnętrzną łydką) zapytał Anky o to, jak ona jeździ wolty i czy cofa na nich zewnętrzną łydkę. Anky odparła, że to bardzo trudne pytanie 😉 Ponieważ ona nie robi w woltach nic szczególnie specjalnego – po prostu je jeździ.
Ja sama hołduję prostocie, zatem staram się nie komplikować takiej elementarnej czynności jak wyjeżdżaniu kółek. Naprawdę polecam, aby nie myśleć o pokonywaniu zakrętu w sposób, w którym mamy coś w swoim ciele przesuwać, cofać, wypychać i obciążać. wewnętrzna łydka w pozycji „0”, na popręgu, a zewnętrzna lekko cofnięta – to się tak naprawdę zrobi samo, jeśli tylko pozwolimy sobie usiąść intuicyjnie, anatomicznie.
![skrety]()
Zacznijmy na sucho, bez konia i potruchtajmy chwilę przed siebie. Jogging to zdrowie 😉 Zatem zróbmy sobie kłusikiem na własnych odnóżach kółeczko w lewo. Wychodzi intuicyjnie – ciało układa nam się samo na łuku, a lewa i prawa stopa równo odbijają nas od podłoża. A teraz spróbujmy przed kółeczkiem skręcić tułów, nadepnąć mocniej na wewnętrzną nogę, myśleć o tym, że zewnętrzną odwodzimy mocniej do tyłu, a potem robimy nią większy wykrok (przecież przy biegu po kole wewnętrzna noga automatycznie robi nam mniejsze kroczki, więc „zróbmy je”)… Dziwnie, sztywno, nienaturalnie. Trudno tak zakręcać, kiedy staramy się zrobić nasze ciało zakręcającym.
Podobnie jeźdźcy na etapie nauki i odnajdywania równowagi wyczyniają w siodle najdziwniejsze rzeczy. Poproszeni o cofnięcie zewnętrznej łydki przeważnie odwodzą kończynę rotując miednicę, tak, że zaczyna ona „patrzeć” na zewnątrz koła. Żeby to skompensować tułów skręca się i usztywnia, co skutkuje jeszcze często podniesieniem wewnętrznego ramienia. Taki jeździec siedzi najczęściej na jednej, wewnętrznej kości kulszowej, ale zdarza się również, że siła odśrodkowa zrzuca go na zewnętrzną połowę siodła.
To prawidłowe cofnięcie zewnętrznej nogi jeźdźca wynika tak naprawdę z tego, że zewnętrzna strona konia w zakręcie czy na kole się rozciąga. Wewnętrzna – kurczy. Rozciągnięcie zewnętrznej strony samo zabierze nam łydkę trochę za popręg. Nie trzeba jej przesuwać, ani tym bardziej cofać całej nogi (to może się skończyć kolanem gdzieś na środku tybinki, a przecież kolano i uda musi zostać z nami, żeby w razie czego pilnować wypadającej zewnętrznej łopatki, jeśli jest taka potrzeba to łydkę również trzeba mieć w pogotowiu dla większej takiej korekty). Wielu jeźdźców cofając łydkę operuje nią gdzieś na końcu czapraka. Jeśli tak jeździmy zakręty, to gdzie trzeba byłoby zarzucić zewnętrzną nogę, gdyby przyszła nam ochota wykonywać trawersy na kołach?
Do dziś pamiętam, co działo się, kiedy przyszło mi jeździć mojego pierwszego trzylatka. Zakręty na lewo były naprawdę wyzwaniem. Pomna dobrych rad starałam się obciążać wewnętrzną kość kulszową, co sprawiało, że koń jeszcze bardziej zapadał się lewą stroną pod siebie i do dołu. Mój prawy dosiad nie istniał, co wręcz zapraszało szukającego równowagi młodzika do „wyciekania” całą zewnętrzną stroną. Było dziwno, było sztywno i było bardzo, bardzo niewygodnie nam obojgu. Wszystko poprawiło się, kiedy przestałam kombinować nad wymyślnym usadzaniem się, a skupiłam się na tym, żeby bardziej zaufać własnym uczuciom i więcej korzystać w lewych zakrętach z mocniejszej, prawej strony konia. Czyli – usiąść pośrodku (suwak do grzywy) i jechać jak brama. Taka brama z solidnej, ceglanej kamienicy:
![brama]()
– założona na konia. Siedzieć sobie właśnie tak, jakby układała się brama na kłusującym czy galopującym po kole koniu. Bez skręcania się, przechylania na jedną stronę, przestawienia czegokolwiek na siłę. Pozwoliłam się koniowi posadzić się pośrodku, a zakręty zaczęły od razu lepiej funkcjonować, chociaż była mi potrzebna jeszcze jedna niezbędna rzecz – prawidłowo działająca zewnętrzna wodza.
3. Kolejna plaga egipska, czyli wodze. Wewnętrzna nie zakręca!
Przez tę kwestię przechodzą wszyscy. Nie ma ani jednego jeźdźca, który nigdy nie spróbowałby zakręcać koniem tak jak na rowerze – przeciągając do tyłu wewnętrzną rączkę steru. Tyle, że rower ma kółko w kierownicy – to jej skręt zmienia ustawienie kółka i określa trajektorię jazdy. Koń ma kółko bynajmniej nie w pysku, tylko w łopatkach. Jeśli na rowerze skręcimy kierownicę w lewą stronę – zawiniemy ciasne kółeczko. Złapanie i ciągnięcie lewej wodzy może powiedzieć koniowi wiele, na przykład:
– nie idź w tę stronę!
– sprawdź, czy jesteś silniejszy?
– odsuń łopatki w prawo,
– spróbuj przekrzywić potylicę,
– każdy krok w tym kierunku będzie nieprzyjemny lub bolesny,
ale na pewno nie powie mu: skręć ciasno w lewo.
Koń to nie rower!
![IMG_4513]()
Dla znalezienia bardziej prawidłowego działania wodzami zmieńmy sobie zatem jednoślad z roweru na taki, który ma kółko nie w kierownicy (nieco bardziej podobnie do konia) 😉 Takie urządzenie znajdziemy w każdej stajni i polecam sobie nim dla nabrania wprawy pokierować. To taczka 😆 Po pierwsze, taczkę przed sobą pchamy, a nie pociągamy do tyłu. Nagłe złapanie jej lewej rączki i pociągnięcie jej do tyłu lub do środka najpewniej spowoduje efektowną kraksę zawartości na drodze. Jeśli chcemy zakręcić taczką, to większą uwagę poświęcimy zewnętrznej rączce pchanej przed sobą (tak, tak, świadomie zmierzam do zewnętrznej wodzy). Ruch, jaki nadamy zewnętrznej rączce jest działaniem do przodu i lekko w lewo, ale jest do bardziej zagarnianie, obejmowanie w lewo niż wykręcanie czegokolwiek. Ba, czasem, żeby wykonać ostrzejszy skręt w lewo pchniemy zewnętrzną rączkę taczki w prawo, ustawiając kółko pod innym kątem. Czy możemy zakręcić taczką prowadząc ją tylko zewnętrzną rączką? Tak, bez większego problemu. Czy można zakręcić przy pomocy wewnętrznej rączki? Pewnie w akcie desperacji również, ale będzie to wymagało jakiejś ostrej walki z materią 😉 Żeby nie było – sprawdziłam 😆
Obydwie ręce prowadzą bolid przede mną i zakręt w lewo jest wykonalny. Na drugim zdjęciu to samo zadanie przy próbie pociągania lewej ręki do tyłu, co nie tylko powiodło pojazd prosto w krzaki, ale też elegancko przestawiło mnie ze środka pomiędzy rączkami na lewą stronę. A gdzie mój suwak do grzywy? 😡
![IMG_4596l]()
![IMG_4592l]()
Zakręcając konia musimy zakręcić jego łopatki / kłąb – to tam jest „kółko” naszego pojazdu, a nie w końskich ustach. Każdy chyba jeździec na pytanie, czy koń może galopować czy kłusować z głową w bok (na przykład przyglądając się czemuś) – odpowie twierdząco bez najmniejszych wątpliwości. Dlaczego w takim razie tak wiele osób siedząc już na koniu ciągnie za wewnętrzną wodzę, oczekując, że w którą stronę ustawi się koński nos, tam nagle płynnie uda się cała reszta końskiego ciała?
Tu stado koni biegnie naprzód – drugi i czwarty nie skręcą przecież w prawo, szósty nie śmignie w lewo – nie można zatem oczekiwać, że kiedy nadamy wodzami azymut końskiej głowie, to wierzchowiec natychmiast uda się przed siebie po linii wzroku:
![Camargue Horse (Equus caballus) group running in water, Camargue, southern France]()
Gdyby koń musiał poruszać się w kierunku odpowiadającym położeniu końskiej głowy, to ten padokowy wesołek najpewniej zaraz po zwolnieniu migawki aparatu zmierzyłby się z poważnym problemem logistycznym 😆
![silly-horse-watching]()
Nigdy zatem nie realizujmy zakrętów przez skręcanie koniowi głowy wodzami. Wewnętrzną wodzę używamy tylko wtedy, kiedy jej faktycznie potrzebujemy. Można nią konia zaokrąglić, rozluźnić, zgiąć, otworzyć, rozciągnąć, obniżyć, podnieść – prawie wszystko poza zakręcaniem. Do tego służy wodza zewnętrzna.
4. Magiczna zewnętrzna wodza – oczywiście wiemy, że to ona zakręca. Tylko JAK??!
Kontakt na zewnętrznej wodzy – to jest temat-rzeka. Prowadź konia na zewnętrznej wodzy! Miej go cały czas opartego na zewnętrznej ręce! Jedź wewnętrzną łydką na zewnętrzną wodzę! Zewnętrzna wodza ogranicza łopatkę! Kto żyw to słyszał od trenera, a jeśli jeździ zupełnie sam, to przynajmniej czytał w każdej książce o jeździectwie.
Kiedy zaczynałam jeździć konno, to bardzo długo te zalecenia były trochę jak magiczne zaklęcie. Co to znaczy jechać na zewnętrznej wodzy? Co to znaczy cały czas na niej prowadzić? Próbowałam to jakoś wcielić w życie metodą prób i błędów, na przykład łapiąc z całej siły zewnętrzny kontakt i blokując betonową łapę w mocarnym uścisku. Na przecież „_prowadzę!_” To nic, że skręcam wewnętrzną – ale zewnętrzna ma wciąż mocarne napięcie, no to – voila! – oto „_zakręcam_” zewnętrzną. Niestety mój koń na kole miał wtedy pysk zablokowany od zewnątrz, a od wewnątrz ściągany w tył. Biedne to były zakręty…
Po pierwsze trzeba uświadomić sobie, że na zakręcie zewnętrzna połowa konia wydłuża się, a wewnętrzna – skraca. Koła, wolty, narożniki – w tych elementach obydwie połówki konia nie są równe, nie tworzą dwóch identycznych połówek jabłka.
Skoro zewnętrzna połowa konia się rozciąga, to szyja – również. Aby mogła się prawidłowo ułożyć, musimy dać jej miejsce. Zatem dłoń trzymająca zewnętrzną rękę nie może zostać sztywno zafiksowana w jednym miejscu (ani w żadnym wypadku ciągnąć konia do tyłu). Oczywiście, nie oznacza to, że mamy wydłużyć wodzę czy ją puścić luźno, ale bądźmy gotowi, aby udostępnić koniowi niezbędne miejsce, aby mógł on wybrać tyle szyi, ile potrzebuje. Ręka prowadzić konia, nie blokuje. To ważna pierwsza rzecz.
Po drugie, skoro już uznaliśmy wyżej, że mamy zakręcić łopatki, a nie pysk, nie traktujmy prowadzenia na wodzy jak trzymanie sznurka zakończonego kawałkiem metalu – nie oddziałujmy wodzą tak, jakbyśmy chcieli zakręcić wędzidło. Zamiast tego spróbujmy wykonać działanie wodzą na mięśnie szyi konia, na obszar przed siodłem i nad łopatką. Spróbujmy wodzą otulić konia, opleść go i delikatnie przysuwając wodzę do szyi postarać się znaleźć i wyczuć ten moment, w którym wodza ma działanie spychające.
Doskonale widać tą otulającą szyję wodzę na tym zdjęciu:
![How-to-Ride-From-Your-Inside-Leg-to-Your-Outside-Rein-How-To-Dressage-660x400]()
Wiecie, jak na na początku wizualizowałam sobie to prowadzenie i spychanie łopatek konia? Starałam się sobie wyobrazić, że ktoś właśnie zabrał mi wodze, na na zewnętrzną dłoń założył mi… płetwę do nurkowania. Tak, klasyczny ekwipunek nurka:
![pletwy]()
Czyli nie mam już w ręku sznurka, a dzierżę takiego właśnie płetwala. Chcę skręcić, więc muszę jakoś ratować sytuację. To taką płetwą staram się przytulić i lekko skierować do wewnątrz zewnętrzną łopatkę oraz mięśnie szyi konia (rysunek poniżej, niebieskie strzałki, użycie prawej zewnętrznej wodzy jeźdźca). Z taką wodzo-płetwą w głowie od razu przestawałam trzymać i ciągnąć za sznurki/wędzidło, a prowadzenie konia nabierało nowej treści i dawało znacznie ciekawsze uczucia.
Uwaga! Ogromnie ważnym jest, aby nie przekładać ręki przez szyję konia. Jeśli już coś takiego zrobiliśmy – game over. Na wędzidło i konia działają zupełnie inne siły, które nie będą dla zwierzęcia czytelne. Nie mamy już szansy, aby w sposób wartościowy, prawidłowy i efektywny zadziałać zewnętrzną wodzą. W takim wypadku trzeba jak najszybciej powrócić do prawidłowego trzymania wodzy. Każda nasza dłoń po osobnej stronie końskiej szyi, a grzebień grzywy to następne miejsce, które zmieniamy sobie w wyobraźni w mur nie do przebycia, linię kosmicznych laserów, drut kolczasty, płonący proch strzelniczy – coś, czego w ogóle nie spróbujemy łapkami przekroczyć czy sforsować.
![skrety_wodza]()
Prawidłowo wyszkolony koń na pewno od razu czytelnie odpowie na prawidłowe użycie zewnętrznej wodzy. A co z tymi, których edukacja pozostawia więcej do życzenia? Lub z takimi, które musimy wyszkolić samodzielnie – nie każdy ma przecież możliwość posadzić się na konia profesora? Niestety takim wierzchowcom trzeba dopiero pokazać i wytłumaczyć, czego oczekujemy działając zewnętrzną wodzą. I chociaż teoretycznie dało by się rozpisać taką naukę na części pierwsze, to nic nie zastąpi sesji na żywo z trenerem. Niezbędnych chociażby po to, żeby zweryfikować, czy jeździec posiada umiejętności takie, jak opisane powyżej – czyli niezbędne do samego wykonania poprawnego zakrętu na koniu wyszkolonym – a co dopiero do nauki surowego konia wykonywania skrętów i kół w równowadze.
Ufff…. Wpis długi i mam nadzieję układający pewne rzeczy w głowie. I chociaż na pierwszy rzut oka pogodzenie intuicyjnej równowagi jeźdźca z nieintuicyjnie działającą kierownicą może wydawać się trudne czy dziwaczne, to w zasięgu każdego przeciętnie utalentowanego jeźdźca jest możliwe odnalezienie w tym biegłości. Nauka prowadzenia samochodu też może na początku wydawać się bardzo trudna: silnik gaśnie, nie wskakują biegi, a człowiek z przerażeniem poszukuje migaczy 😉 Mimo to jednak z czasem udaje się osiągnąć wprawę i odsługiwać pojazd bardzo sprawnie. Na bazie badań szwedzkiego psychologa K. Andersa Ericssona powstała nawet teoria, że przy odpowiedniej ilości ćwiczeń i powtórzeń jesteśmy w stanie osiągnąć mistrzostwo w dowolnej dziedzinie, czy to będzie gra na skrzypcach, malarstwo, aktorstwo, biznes, każda dyscyplina sportowa czy mówienie w jakimkolwiek wybranym obcym języku. Wystarczy tylko na ćwiczenia poświęcić około 10 000 godzin. Perspektywa 27 lat spędzonych dzień dzień w siodle może trochę przerażać 😆 Ten czas można jednak skrócić nie tylko jeżdżąc, ale analizując własne treningi, oglądając wszelkie możliwe filmy (jak dużo można podejrzeć oglądając na przykład rundy honorowe na czempionatach młodych koni!), biorąc udział w klinikach szkoleniowych oraz ćwicząc pewne rzeczy na sucho – bez konia. Jeśli mamy do pomocy dobrego nauczyciela (trenera) i dołożymy do tego dużo własnych starań, to do całkiem satysfakcjonującego poziomu jeździectwa można spokojnie dotrzeć w dwa lata.
Sztuka prowadzenia konia – dobrego, sprawnego i łatwego – naprawdę jest w zasięgu ręki każdego jeźdźca.