Quantcast
Channel: Quantanamera Blog
Viewing all 305 articles
Browse latest View live

Suszi srebrna strzała

$
0
0

Jak ja się nie mogę nacieszyć top warunkami do jazdy! :mrgreen:

I chociaż pogoda wciąż raczej mało słoneczna, to jednak do tej pory na 14 jazd tylko raz wylądowałam na hali. Gdzie zresztą też luksusy, fantastyczne podłoże (Cebula je po prostu kocha i na nim frunie, nie spodziewałam się, że ona może aż tak genialnie kłusować) i mnogość krystalicznie czystych luster – ale mimo to z dworu wygoni mnie chyba tylko ostra zima 😉 Okoliczności przyrody są wręcz sielankowe, wsiadam wieczorem, żeby nie zabierać koniom czasu na padoku i jeżdżę sobie przy zachodzie słońca:

IMG_7244

Cebula w nowej stajni czuje się jak ryba w wodzie, jest szczęśliwa, w pełni wyluzowana i bardzo, bardzo miła. W sobotę miała sesję masażu i zachowywała się jak mały kotek, nie zdziwiłabym się, gdyby zaczęła mruczeć 😉 Suszek żyje jeszcze trochę w zwiększonym trybie ADHD, na padoku trzyma się krok-w-krok u boku Cebulki (takie z nich teraz papużki-nierozłączki), ale w boksie, kiedy jej nie ma w pobliżu – rży, wędruje, potrząsa grzywą, a nawet po treningu na myjce nie może ustać w miejscu, podskakuje z czterech nóg w górę słysząc parsknięcie innego konia, a mikro-muszka owocówka, która siądzie mu nie daj boże na pupie, wywołuje taniec Świętego Wita z krzesaniem iskier podkowami. Takiego mam dzikiego mustanga 😉 I ten dziki mustang pod siodłem jest zupełnie… łagodny. Serdeczny. Posłuszny. Całkiem zrelaksowany. i I bardzo, bardzo stara się być skupiony.

IMG_6992

Lotne to teraz pełna zabawka i frajda, Suszy śmiga je na samo delikatne przesunięcie miednicy w siodle. Kto wie, może będą działały jak na Skwarku, którego najprościej i najskuteczniej można było rozluźnić robiąc… zmiany co tempo 😉 Paradoksalnie jednak unikam robienia dużej ilości zmian na treningu, a jeżdżę nudne i cierpliwe kontrgalopy (hahah, w sumie znaczna część mojego treningu polega na znudzeniu i uśpieniu Susza) 😉 Pracuję też nad solidniejszym zebraniem w galopie, takim, które nie tylko posadzi Suchego na zadzie, ale wreszcie uczciwie uniesie mu front. Na ostatnim treningu Suchy galopował tak fantastycznie, że na samym końcu zaproponowałam mu zmiany co dwa tempa i zrobił je bez pudła, leciutko, łatwiutko, niemalże na myśli – przez całą długą ścianę, czym zaskoczył mnie tak, że pojechałam jeszcze kolejną całą ścianę zmian co dwa. Suszek jest genialny – zrobił je wszystkie TOP! :mrgreen:
IMG_6997 IMG_7016 IMG_7019

No i oczywiście na takim placu można naprawdę rozwijać skrzydła w dodaniach – rudzielce uwielbiają ruch i mają mnóstwo energii, wyciągnięte chody to jest dla nich strzał w dziesiątkę (co nie znaczy, że jest łatwo, Suchy potrafi gubić rytm w kłusie, w galopie zmienić nogę, Cebulka czasem szczególnie dużego dodania nie uniesie i zagalopuje – ale obydwa uwielbiają się tym ćwiczeniem bawić i coraz lepiej im ono wychodzi):
IMG_7077

Jak zwykle jednak nie może być wszystko tylko i wyłącznie idealnie, więcmam pewną rysę na tym beztroskim wizerunku. Suchy mi definitywnie wyrósł z siodła. Zrobił to już jakiś czas temu, ale doraźnie wspomagałam sytuację podniesieniem siodła nad konia futrem i ściągnięciem wraz z kilkoma osobami ze stajni pasowaczy z holenderskiej firmy Hulsebos (to taki „ichni” Hennig, znaczna część holenderskich zawodników ujeżdżeniowych jeździ w siodłach tej marki i mają one to do siebie, że są ultra wygodne dla jeźdźca). Z tym zamawianiem siodeł wyszło w sumie zabawnie, bo zebrało się nas cztery osoby, z których owszem każdej przydałoby się nowe siodło, ale bez jakiegoś szczególnego przymusu, ot, pewnie sobie tylko sprawdzimy, jak się w tych holendrach jeździ. I wszystkie te cztery osoby po testach z niezłomną pewnością zamówiły siodła (ze mną włącznie) – konie nam kazały 😆 Czterolatek koleżanki od razu rozluźnił grzbiet i zaokrąglił szyję, siedmioletni ujeżdżeniowiec pofrunął spektakularnym kłusem wyciągniętym, a z kolei mniej doświadczony adept jeździectwa, który konia ma od nie tak dawna i dopiero się sporo uczy usiadł od razu na tyle pewnie i stabilnie, że pojechał swoim pierwszym w życiu dodanym galopem. Suszek dostał na grzbiet siodło Close Contact i od pierwszego kroku był jak mięciutka, puchata kuleczka :) Bardzo dobrze stępował, czekał na mnie już w rozprężeniowym kłusie, dając bardzo łagodne i miłe uczucia.
IMG_7129

Co ciekawe, żaden z jeźdźców nie wybrał tego modelu siodła, na który miał największą chrapkę przed testowaniem – no cóż, w tej kwestii pozostaje słuchać konia. Większość z nas nastawiała się na model Balance, w którym jeździ Emmelie Scholtens, ale na przykład Suchy uznał takie przysysające jeźdźca do konia siodło za zbyt ograniczające, zaś czterolatek w ogóle kompletnie się na to siodło wypiął. Za to inne modele okazały się być jak dedykowane dla tych konkretnych zwierzaków i projektowane wręcz specjalnie na nich.

IMG_7092 IMG_7095 IMG_7097IMG_7125 IMG_7003

Za niecałe dwa tygodnie nasze siodła już dotrą i nie ukrywam, że jestem pełna obaw, jak nam się uda zrobienie siodła specjalnie dla nietypowego Susza. Poprzednia taka próba (zamówione Devoucoux) okazała się być pełną porażką, bo siodło dla Suchego było po prostu nieakceptowalne i na tym koniu nawet nigdy w nim nie zakłusowałam 👿 Equipe dla Suchego udało się dopasować przyzwoicie (chociaż uwielbia sobie zjeżdżać z kłębu w tył), ale raczej nie widzę opcji na więcej miejsca dla Susza na szerokość w Olympii. Ogromnym plusem Hulsebosa w tej kwestii jest fakt, że owszem, konie zostały zwymiarowane dokładnie przez pasowaczy, ale teraz z gotowymi nowymi siodłami ponownie przyjeżdża saddlefitter, który będzie zarówno rozstaw łęku, jak i wypełnienie poduszek korygował dokładnie już na miejscu, a dodatkowo co kilka miesięcy przyjeżdżał na serwis i dopasowanie. Niestety bez regularnych takich przeglądów, choćby mieć najlepsze siodło na świecie można napytać sobie biedy, bo grzbiet konia, szczególnie rosnącego i rozwijającego się, może się bardzo zmienić nawet i w trzy miesiące.

IMG_7305IMG_7236IMG_7303 IMG_7216

Trzymam kciuki za to, ze zarówno pasowanie jak i siodło mi się sprawdzi, bo wczoraj kontrolę siodła przeszła jeszcze Cebulka i zgadnijcie, jaki werdykt? Przestają jej się mieścić pod tybinkami łopatki… Coraz więcej ich używa, ergo rosną jak napompowane. Udało mi się wypożyczyć dla dziewczynki siodło Butterfly, o specjalnej terlicy, która dopasowuje się do sylwetki konia. Cebuli ta koncepcja się mega podoba, naprawdę czuć bardzo dużą różnicę, wrażenie mam takie, jakby koń doświadczył wręcz ulgi mogąc z większą swobodą ruszać łopatkami, co przekłada się na więcej rozluźnienia w zgięciach, obszerniejszy wykrok, większe zmiany, a sprężyście pracujący grzbiet pozwala nam obydwu z ogromną łatwością pobawić się pasażem 0_o Bardzo ciekawe uczucia, ale to już materiał na osobny wpis, którego nie omieszkam ze zdjęciami i może jakimś filmem zrobić.

IMG_7167

W czwartek jadą do Hendriksa! <3


Nowe ogłowia BR – przegląd

$
0
0

Moje dwie ulubione marki ogłowiowe (ANKY i BR)wypuściły świeżutko nową kolekcję ogłowi. Wszystkie modele coraz lepiej odzwierciadlają dobry trend projektowania, czyli to, że ogłowie ma być WYGODNE dla konia. To nie tylko zestaw pasków, który się utrzyma na końskiej głowie, ale przemyślana konstrukcja minimalizująca nacisk i dyskomfort we wszystkich wrażliwych miejscach rumakowego łebka.

Zatem poniżej przegląd w kolejności od najładniejszego dla mnie 😉

Southam

Zgrabna rurka, której atutem jest nie tylko profilowana anatomiczne potylica, ale i zwężony w okolicach kiełzna nachrapnik. Takie rozwiązanie jest szczególnie przyjazne dla koni, które maja delikatną skórę na „policzkach”, z tendencja do tworzenia się tam miękkich fałdek, które łatwo odparzają się, przyszczypują czy obierają, chociażby od wędzidłowych kółek. Rurkowe paski w ogłowiach BR są bardzo miękkie i elastyczne, nie wymagają nawet smarowania przed pierwszym użyciem.
Przepiękny model – w brązie aż korci zakup całego czekoladowego sprzętu (marzyłby mi się Suchy w ciemnych brązach):

180005046

Duży plus ode mnie za detale (łatwość i wygodę zamykania wszystkich sprzączki i szlufek chociażby) i szczególnie sympatyczne rozwiązanie skośnika: ma on pod sprzączka skórzana miękką patkę, dzięki czemu zapinana kamerka nie leży bezpośrednio na końskiej skórze, tylko na podkładce.

Klasyczny opadający naczółek z cyrkoniami Swarovskiego  uzupełniający to ogłowie jest po prostu niezniszczalny (sama mam taki już cztery lata, a kilka innych przez podobny czas obserwuje w stajni – zero szans na pogrubione cyrkonie czy inne usterki).

180005 180005wb

Do wyboru mamy trzy kolory: czerń, czerń z białymi poszyciami oraz ciemny, czekoladowy brąz. Wszystkie opcje ze srebrnymi sprzączkami.
Cena ogłowia bez wodzy 159,95€.

Windermere

Model elegancki, ale wyposażony już „na bogato”, z ujeżdżeniowym sznytem i przepychem. Lakierowany nachrapnik, zwężony po bokach, anatomiczna potylica, ale punkt numer jeden w tym ogłowiu to naczółek:

180008 Gratka dla tych, którzy lubią się wyróżnić. Aż trzy rzędy sporego rozmiaru cyrkonii. W dodatku zamiast tradycyjnych kryształów Swarovskiego w tym ogłowiu zamontowano robiące aktualnie sporą karierę Stelluxy™ – czyli tak naprawdę Swarki w nowym, bajeranckim szlifie o większej liczbie fasetek (dwanaście bocznych ścianek zamiast ośmiu), odbijających znacznie więcej światła:
product-1-en

Na żywo (niestety w dość skromnej ilości światła) ten naczółek prezentuje się następująco (szczerze mówiąc nie umiem sobie wyobrazić, którego z moich koni mogłabym uszczęśliwić TAKIM blingiem… no chyba, że Cebulę i to tylko pod warunkiem, że zgodziłaby się pociągać sobie rzęsy brokatową maskarą do kompletu…)

Hot – or not?
Cena ogłowia bez wodzy 154,95€.

Ogłowie Bristol

Ten model jak dla mnie niestety doskonale pasuje do twierdzenia, że „co za dużo – to niezdrowo”. Naczółek mimo, że jest cienki, prezentuje się raczej wyraziście niż subtelnie – ozdobiono go cyrkoniami Stellux™ w dwóch rozmiarach, ułożonych naprzemiennie (jakoś nigdy taki układ duże + małe mnie nie kusił). Nachrapnik pokryty lakierowaną skórą mógłby zostawić ten zestaw całkowicie udanym, ale jakby lakierowego blasku było za mało, wzdłuż podszycia nachrapnika poprowadzono po jednym rzędzie drobnych srebrnych kryształków. Na coś takiego Cebula nawet stojąc na brokatowych rzęsach by mnie nie naciągnęła 😉

180009 18700062_10154649917677934_5609281281887709800_n

Cena ogłowia (bez wodzy) 149,95€.

Ogłowie BR Bath (dwunachrapnikowy cudak)

Podobno modne (?) i podobno funkcjonalne w praktyce: ogłowie z podwójnym nachrapnikiem. Twórcy tego wynalazku podają, że jego działanie lokuje się gdzieś pomiędzy kawecanem, a nachrapnikiem hanowerskim. Na razie jeszcze nie mam wizji, do czego mógłby mi się przydawać kawecan do jazdy z wędzidłem 😉 Bonus, który tutaj mogę dostrzegać własnym okiem, to miękko podszyty nachrapnik angielski z anatomicznie rozwiązanym skośnikiem. Taki patent może przydać się u koni, które mają nawyk otwierania pyska, próbują przekładać język lub krzywić szczękę. Bez takich kłopotów do rozwiązania nie skusiłabym się jednak na taki typ nachrapnika, bo wizualnie nieodparcie kojarzy mi się z kagańcem…

181048 181048o

Do wyboru dwa kolory skóry: czarna oraz oak (ciemny brąz), obydwa ze srebrnymi sprzączkami.
Cena ogłowia – bez wodzy – 129,95€. Producent przewiduje również sprzedaż samego nachrapnika w cenie 62,95€.

Ogłowie Keswick munsztukowe

Poza czterema modelami ogłowi na standardowe kiełzna, BR uzupełniło ofertę o nowe ogłowie munsztukowe. Super komfortowo dla konia, a równocześnie modnie, elegancko i klasycznie: najnowszy munsztuk BR przypomina anatomiczne ogłowie munsztukowe ANKY (które sama użytkuję), ma jednak odrobinę grubsze rurkowe paski (ale za to bardziej miękkie), nieco mniej wycięty nachrapnik, ładniejszy naczółek i miękko zaokrąglone, a nie prostokątne sprzączki.
Podgardle zapinane pod ganaszami i paski policzkowe na haczyki ukrywają zbędne sprzączki, dzięki czemu unikamy na końskiej głowie bałaganu, a cała tranzelka prezentuje się schludnie i szykownie. Naczółek jest „na żywo” znacznie bardziej opadający i dłuższy, niż na przygotowanym przed producenta packshotowym zdjęciu (poniżej).
BR sprzedaje ogłowia bez wodzy, co pozwala dobrać takie, które idealnie pasują do naszych preferencji. Cienkie skórzane lub podgumowane, gładkie lub ze stoperami, rurkowe dobrane do pasków policzkowych lub nawet dopasowane do nachrapnika – lakierowane :)

keswick

Cena ogłowia munsztukowego (dostępnego wyłącznie w czerni) 199,95€.

 

Nowe ogłowia ANKY – przegląd

$
0
0

Na sezon 2017 firma wprowadziła takie jak poniżej nowości:

ANKY ogłowie rurkowe Anatomic

Ten model zadebiutował w zeszłym roku jako munsztuk, a z uwagi na ogromną popularność doczekał się edycji pod standardowe wędzidło.

Ogłowie Anatomic dostępne jest w kilku wersjach: z nachrapnikiem wykończonym tradycyjną skórą, lakierowanym, czy wreszcie ekstra szerokim (5 cm, przy standardowej szerokości 4 cm), z czarnym lub białym podszyciem.
Niezależnie od nachrapnika, wszystkie edycje mają profilowane potylice i są szyte na okrągło. Rurkowe paski w ogłowiach ANKY są naprawdę cieniutkie i bardzo subtelne, chociaż przed pierwszym użyciem nie tak miękkie jak w ogłowiach BR i polecałabym je dobrze przesmarować przed pierwszym użyciem.

a18004w_ a18004w_
Ogłowia ANKY mają również charakterystyczne naczółki. Zamiast haczyków „trzymających” cyrkonie ankowe kryształki osadzane są w okrągłych oprawkach – nitach. Naczółek jest dzięki temu gładki i bardzo trwały, a skóra pod cyrkoniami nie wymaga wycięcia jej, jak ma to miejsce przy standardowym wprawieniu cyrkonii – chociaż muszę przyznać, że jakoś tradycyjny montaż cyrkonii w naczółkach wizualnie bardziej mi odpowiada. Swoja naczółki w ogłowiach Anatomic wymieniłam 😉
Plusem ogłowi ANKY są dla mnie sprzączki – drobniejsze i bardziej skromne, niż w ogłowiach BR.

18002_18002
18005wb180051

Ogłowia ANKY mają w komplecie wodze, stąd ich wyższa cena. Zaletą takiego rozwiązania jest wygoda (nie trzeba wodzy szukać dodatkowo, zamawiać, a nie zawsze te przez nas upatrzone będą dostępne) – minusem brak wyboru, chociaż w większości ogłowi wodze są albo całkowicie skórzane, albo skórzano-taśmowe antypoślizgowe, z wplecioną gumowaną nicią, zatem zdecydowanie akceptowalne.

Ceny ogłowi Anatomic wędzidłowych, wszystkie wersje 189,95 €.

Ogłowie rurkowe lakierowane Drop Noseband

Naprawdę ciekawa propozycja na ogłowiowym rynku: tranzelka z nachrapnikiem hanowerskim, ale w wersji „wszystkomającej”, na wypasie. Ogłowie jest rurkowe, a szytego na okrągło hanowera raczej można było dotąd szukać wyłącznie u rymarza. Mało tego, hanowerski nachrapnik jest lakierowany, a jeśli to nie wystarczy szczególnie wybrednym klientkom, to mogą one dobrać nachrapnik podszyty czarną, lub białą skórą. Do tej pory wśród gotowych „sklepowych” ogłowi żadna z firm nie oferowała tak dużego wyboru.

182001 18200

Rurkowe paski ogłowia ANKY Drop są cieniutkie, zapinane na haczyki, a klamerkę paska podgardlanego umieszczono pod ganaszami, co nie tylko jest wygodne w zapinaniu, ale też pozwala na ukrycie jak największej ilości sprzączek.

Anatomiczne potylica w kształcie litery E (wycięta przy uszach, poszerzona między nimi) o miękkim podszyciu dobrze układa się na końskiej głowie, chociaż przydałoby się jeszcze więcej odważnego wycięcia.

Mankamentem ogłowia jest dla mnie naczółek: dwurzędowy, z cyrkoniami w okrągłych oprawkach, szeroki (zaraz po nachrapniku to jeden z najszerszych pasków tego modelu ogłowia), a przez co dość ciężki i solidny. Będzie najlepiej pasował do koni o nie najmniejszej głowie i mocnym, równie szerokim czole. Naczółek jednak zawsze łatwo wymienić 😉

W komplecie rurkowe, antypoślizgowe wodze.

Trzeba jednak pamiętać, że hanowerski nachrapnik bywa dość trudno dopasować. Kółeczka tego nachrapnika powinny wypadać na wysokości wędzidła, ale przed nim, by nie zaczepiać o kiełzno podczas jazdy i nie blokować jego działania. Nie mogą jednak lokować się za bardzo z przodu, bo w takim wypadku ściągają paski policzkowe na wrażliwą kość jarzmową konia. Ja swoje nachrapniki dobierałam jako zamienne części i metodą prób i błędów zakupiłam rozmiar pony ❗ Zatem gotowe ogłowie full wcale nie musi zagrać z każdym full koniem, przykład poniżej: z lewej strony nie najgorzej, z prawej – fatalnie (nawiasem mówiąc obydwie fotki to katalogowe zdjęcia producentów, lewe ogłowie to Busse, prawe – Kieffer).
hanowerki

Cena za ogłowie z wodzami 169,95 €, dostępne w wersji z czarnym i białym podszyciem.

Ogłowie Anatomical Shaped Noseband

Ostatnia nowinka od ANKY to tranzelka z nachrapnikiem wyprofilowanym nad końskimi nozdrzami. Przydatny szczególnie wtedy, kiedy zależy nam na bardzo szerokim nachrapniku (ten z ogłowia ma 4,4 cm), a mamy konia o stosunkowo krótkiej głowie i chcemy zapewnić mu szczególnie swobodny oddech w trakcie wzmożonego wysiłku. Takie wycięcie umożliwia łatwiejsze „otwarcie” chrap.

18006 18006

Standardowo – E-kształtna potylica, opadający naczółek z cyrkoniami w nitach (znów średnio lubiane przeze mnie zmiksowane dwa rozmiary). W komplecie para antypoślizgowych wodzy.

Cena ogłowia 179,95 €, dostępnego w wersji z czarnym i białym podszyciem.

Henderson, nowy Valegro ;)

$
0
0

Wreszcie udało mi się znaleźć czas i odwiedzić mojego najmłodszego zwierzaka. Ostatni raz na żywo widziałam go, kiedy miał trzy latka i wiozłam go przyczepą na ucięcie klejnotów 😆 Ale tym razem miałam w planach przyjemniejsze dla nas obojga rozrywki, czyli nareszcie zamierzałam wsiąść 😉

Hendriks wydoroślał. Ma rezolutne, wesołe oko i tak jak będąc trzylatkiem miał wyłącznie trzysekundową pamięć, to teraz jego szare komórki potrafią już wykrzesać z siebie więcej skupienia. Chłopak jest bystry, wszystko go interesuje, ale też jest całkiem przyzwoicie wychowany. W stajni wyczyściłyśmy go na cztery ręce z Olą, co uznał za pozytywną ciekawostkę, obwąchując nas i szczotki:
IMG_8879 IMG_8888

Opfok nie wyrósł bardzo duży, jest taki w sam raz (167-168 cm?), za to hmm, jest okazały i okrąglutki 😉 Ma ogromne i okrągłe „talerzowe” kopyta, kudłatą grzywę i umiarkowanie włochaty ogon. Widać, że lubi jeść i korzystać z życia (słyszysz Suchar?), a przy tym jest wesołym luzakiem. Przyjemna i nieskomplikowana osobowość. Trochę przypomina mi ogierka po Correro, którego swego czasu jeździłam.
IMG_9794_
Osiodłałyśmy delikwenta i wsiadła Ola, pokazać jego pracę pod jeźdźcem. A praca pod jeźdźcem tego 5-latka wygląda tak:

IMG_8970No, no! Młody robi naprawdę duże wrażenie, świetnie się rusza i jest totalnie elastyczny, taki gumowy typ. Ma trzy bardzo dobre chody, a w kłusie widać już jego zadatki na prawdziwego showmana – sam kombinuje nad tym, żeby otwierać front i sięgać łapami daleko przed siebie. Największym jednak atutem jest jego zad, sprężysty, lekki, szybki. Hendriks ma naturalną zdolność do robienia szybkich kroczków (a z tego będzie kiedyś świetny piaf) i siadania na tylnych nogach, co widać szczególnie w przejściach (i z czego kiedyś będzie doskonałe zebranie, skrócenia, piruety). Ze wszystkich moich koni to on ma jednak najwięcej wrodzonego talentu do poszerzeń i otwierania ram, ale to było u niego wyraźnie widać jak jeszcze tylko biegał po padoku i nie miał pojęcia, czym jest siodło.IMG_9178Oczywiście na umówioną dużo wcześniej wizytę Kudłaty zdecydował się zdobyć na padoku sprawność kowala, czego efektem była zacnie poluzowana podkowa 😕 Stąd też pojeździłyśmy go króciutko i dość zachowawczo. No ale w końcu – po raz pierwszy – wsiadłam na Hendersonika 8) Po ponad czterech latach od jego zakupu zdecydowanie mi się to należy 😉
Wsiadam zatem, ruszam stępem, i jadę z kompletnie zdziwioną miną. Czy ja oby na pewno stępuję? Może on jeszcze nie ruszył? Bo uczucie jest takie, jakbym nie siedziała na koniu, tylko w fotelu przed komputerem. Nic nie wybija, grzbiet tak mięciutki, że płynnie amortyzuje każde stąpnięcie nogi. W kłusie – to samo. Galop? Bajka! Na takim koniu się płynie, nie siedzi, i pewnie podobnie by się człowiek czuł, gdyby mógł osiodłać kota 😉
A dokładając do tego super delikatny, aksamitny wręcz kontakt, dobrą równowagę, naturalny rytm, giętkość i bardzo duży luz u konia – nie sposób się nie zakochać. Uczucia w siodle są naprawdę świetne, a jazda – banalnie łatwa.

IMG_9305 IMG_9333 IMG_9344 IMG_9348Hendrix nie ma aż tak wybujałego temperamentu, jak moje rudzielce, w sumie przywykłam do bardziej szalonych koni 😉 Ale ma to swoje strony, bo na pewno nie da się go ani przeładować emocjami, jak Susza, ani oburzyć na jeźdźca tak jak nadymki Fugu. Nie tracąc czasu na rozwiązywanie problemów można sobie od razu zrobić całą zaplanowaną na dany trening pracę. Trzeba jednak z takim koniem być bardzo ostrożnym, bo to przecież – wprawdzie zdolne – ale jednak tylko dziecko. Nadal rośnie, i dopiero co przecież gubił mleczne zęby (stałe okrajki ledwie u pięciolatków osiągają swoją właściwą długość). Trzeba na Hendriksa czekać, chociaż już korci, żeby można było tak już bardziej konkretnie sobie pojeździć…
A tak po prawdzie, jeśli miałabym go przyrównać do któregoś z TOP ujeżdżeniowych koni, to Hendriks ma w sobie coś z Valegro (Suchy to święcący triumfy 10 lat temu Weltall, a klon Cebuli aktualnie śmiga na europejskich czworobokach pod imieniem Girasol 7) 😉

IMG_9363 IMG_9627Póki co młodemu dam jeszcze trochę dzieciństwa, plany startowe wpisujemy do kalendarza raczej na przyszły rok. Przynajmniej teraz będę go mogła regularnie odwiedzać – dzieli mnie raptem godzina samochodowej drogi 😉
I uprzedzając pytania – nie mam aktualnych filmów 😆 Dziewczyny podrzucają mi coś na telefon, ale kompresja sieciowa jest wrogiem jakości i z grubsza na tych filmach pokazać bym mogła kształt konia 😉 Na pewno będę u Hendriksa w sierpniu i może tym razem nie zechce się poprzekuwać, wtedy coś nagramy. Cóż, cierpliwość jest cnotą 😉
IMG_9479

Tyle czekania na Kudłatka, ale teraz najciekawsze dopiero się zaczyna. Prawda, że mądrzejsza już się zrobiła te łepetyna? 😉

IMG_9830

I tylko jedna rzecz mi u Hendriksa nie pasuje. Nie jest rudy! 😈 twisted: 😈

Siodło Butterfly – wrażenia z jazdy

$
0
0

Do testowania siodła tej firmy przymierzałam się już od dawna, ale akurat trafił się idealny moment – Suchy tuż przed przesiadką na nowe siodło, a i Fugu wykazała chęci uzyskania większej przestrzeni na łopatki.

trelicbSiodła Butterfly mają tę ciekawą zaletę, że posiadają ruchomą terlicę. Nie „elastyczną” (jak teraz chwali się wielu producentów), ale właśnie ruchomą. Zaprojektowaną na dwóch poziomych i dwóch pionowych zawiasach, które adaptują się do gabarytów i ruchu konia dokładnie tyle, ile jest potrzeba. Taka terlica ma otwartą konstrukcję przedniego łęku (co daje nam super duże wycięcie z przodu siodła), więc w efekcie nie ma żadnego ucisku na kłąb konia czy dyskomfortu w jego rejonie.
Co więcej, siodło Butterfly będzie pasowało na praktycznie każdego konia. Wszystkie różnice w budowie, rozmiarze, proporcjach są kompensowane możliwością otwierania się terlicy. Dla jeźdźca oznacza to wygodę – koniec z kontrolowaniem rozstawu łęku, wypychaniem poduszek, dokładaniem podkładek, żeli czy futer. Dla konia oznacza to gwarancję braku bolesnego ucisku mięśnia czworobocznego (który nosi przecież jeźdźca i odpowiada za ruch i swobodę łopatek).
Jeździec siedzi bardzo blisko konia, a koń zyskuje swobodę ruchu, może zatem chętnie poruszać się naprzód w dobrej równowadze.

Jak to działa w praktyce? Konie się naprawdę świetnie i z ogromną swobodą ruszają:
IMG_8059_ IMG_8739
W przypadku Fugu, która ma nieźle leżące siodło, ale wykazuje tendencję do generowania sobie najrozmaitszych napięć w bokach (nadymka mode on), miałam wrażenie, że poczułam wręcz ulgę u konia (to można się tak łatwo porozpinać?). Obydwa kasztany bardzo polubiły to siodło (i ja również). Możemy się zatem wspólnie obszernie o nim wypowiedzieć, ale że właśnie rzuciłam monetą, od czego zacząć, to na początek trafią wady 😉

IMG_8467

Po pierwsze zatem – rozmiarówka :( Większość modeli produkowanych jest jako 18”, chociaż można podobno wynegocjować z producentem wykonanie ich w wersji 17”. Takiż rozmiar dostałam sama do testowania i niestety, nadal było to siodło dla mnie za duże. Nie dosięgałam za bardzo nogami do klocków kolanowych, ale na szczęście te są na rzepy, więc przy ich maksymalnym uniesieniu, cofnięciu w tył i skróceniu strzemion o dziurkę było już jako-tako. Niestety daleki klocek i nieco za obszerne siedzisko sugerowało mi ułożenie nogi z przodu i siedzenie na tylnym łęku siodła, aby kompensować wysuwanie nóg i podciąganie kolan. Dla wielu osób to nie będzie żaden problem (pozazdrościć długonogim amazonkom), ale dla mnie – no cóż, dość istotny. Na swojej stronie producent ma też siodło juniorskie, o rozmiarze siedziska 17” i dodatkowym zmniejszającym je wypełnieniu – ciekawa jestem, jakby się sprawdziło dla takiego mało rosłego jeźdźca.

IMG_8449

Kolejny mankament to mało konkretne modele. Kilka dedykowanych koniom barokowym, ale zdecydowaną większość ujeżdżeniowych siodeł mogłabym określić krótko: „oklep ze strzemionami” 😉 To nie jest żaden przytyk z mojej strony (właściwie to nawet komplement), bo wielu jeźdźców i koni nie potrzebuje żadnego dodatkowego wsparcia. Jeśli jednak jeździsz dużo młodych koni, masz konie z kreatywnymi pomysłami – chodzące na jednej tylnej nodze albo potrafiące zaparkować z pełnego galopu i po półobrocie wyprysnąć wyścigiem w przeciwnym kierunku, „bo otchłań” 😉 – czy zaczynasz naukę lotnych, a koń przy nich ostro bryka lub ponosi – to pojawia się mnóstwo sytuacji, kiedy siodło mogłoby jeźdźca wesprzeć. Tutaj mile widziane by było bardzo głębokie siedzisko, czy wydatniejsze klocki kolanowe no i przede wszystkim dobrze dopasowany rozmiar.

Mimo jednak, że za duży i nieszczególnie pomagający format siodła, to bez problemu można w nim jeździć w terenie, pracować na górkach, galopować w półsiadzie czy zrobić konkretną pracę na kawaletkach:
IMG_8044 IMG_8094IMG_8165IMG_8167

Pierwszy model, jaki miałam w rękach, to Claudia – taki butterflyowy prototyp. To był właśnie taki typowy „oklep ze strzemionami”, przypominający trochę wczesne siodła Euroridinga. Niezbyt głęboki, z dość szerokim twistem i poduszkami kolanowymi wprawdzie na rzepy, ale raczej płaskimi i ukrytymi pod grubszą tybinką – nie ukrywam, że niespecjalnie mnie zachwycił.
Teraz jednak trafiła do mnie Butterfly® Christine, czyli ujeżdżeniówka zaprojektowana na… fryzy 😉 Czyli mocno umięśnione, szerokie konie o dość okrągłej kłodzie, które to cechy pasują przecież także i do koni trenowanych dresażowo. I to siodło już ma zupełnie przyjemny twist, a także sprzyja siadaniu „w punkt”, blisko konia, co możliwe, że jest wywołane przez beczkowatą fryzią kłodę. Nawet i poduszki kolanowe były większe, co pozwoliło mieć nadzieję, że tydzień z takim siodłem naprawdę treściwie przepracuję, a nie tylko przewożę się na końskim grzbiecie.
I tutaj już w zasadzie płynnie przełączam się na zalety 😉

Fugu zyskała naprawdę swobodne łopatki i zaczęła ich używać. Uniosła i rozluźniła plecy, a jej tylne nogi gięła w stawach skokowych, jakby była z gumy. Najlepiej tę plastyczność pokazuje ostatnie poniższe zdjęcie:
IMG_8702 IMG_8714IMG_8670IMG_8788IMG_8824

Klocki kolanowe na rzepy umożliwiają ich indywidualne dopasowanie do nogi jeźdźca. Część na rzep jest bardzo szeroka, więc zapewne możliwe byłoby np. użycie zamiennie klocków innej firmy (dość duże produkuje np. Wintec).
Siedzisko siodła jest przyjemne dla czterech liter 😉 i określiłabym je jako raczej miękkie (chociaż w porównaniu z moim Equipe z podwójną warstwą lateksu pod tyłkiem czy najnowszym nabytkiem od Hulsebosa w wersji Extra Soft muszę przyznać, że czułam jednak różnicę i Butterfly nie należy do takich typowych „foteli”).

Wrażenia z pracy konia? Zaskakująco pozytywne.
IMG_8140IMG_8272
Po pierwsze, naprawdę dobre czucie końskiego grzbietu. W tych siodłach nie korzystamy z żadnych podkładek, a więc w każdym z chodów ma się odczucie, jakby się siedziało w zasadzie bezpośrednio na końskim grzbiecie. Plecy są aktywne i bardzo elastycznie pracują, obydwa rudzielce zasuwały nie tylko rozluźnione, ale i z bardzo obszernym zakresem ruchu łopatki i przedniej nogi. Szczególnie dużą różnicę można było zaobserwować u Cebulki, która ma łopatki znacznie bardziej „cofnięte”, niż Suchy, a zatem większa ich cześć lokuje się pod siodłem.
IMG_8673
Chociaż nie powiem, w szczególnie ekspresyjnych lotnych zmianach nie było mi łatwo siedzieć i chyba na Suchym nie odważyłabym się szlifować jakichś gęstszych zmian seryjnych 😉
IMG_8601

Poza tym w tym siodle działało naprawdę wszystko, i mocniejsze zebranie, i praca nad zgięciami na okrągłej szyi, i pasaż, i wszystkie możliwe chody boczne. Za jedną rzecz bym to siodło mogła ozłocić, a mianowicie ze jego zdolność do pozostawiania w jednym miejscu. Położone na cybatym Suchym nie zsuwało się do tyłu ani na jotę, pozwalając uniknąć przesiodływania go po rozstępowaniu czy rozkłusowaniu na początku jazdy, z czym się borykam w zasadzie na co dzień. Ta sztuczka udała się z Suchym jeszcze tylko w Hulsebosie 😉

IMG_8199 IMG_8617IMG_8376-IMG_8653

Obydwoma końmi w tym siodle udało mi się również bez problemu pojeździć w trzech chodach po górkach. Trudno ocenić, czy to efekt górek, czy wsparcie siodła (a może obydwa?) ale Suchy całkiem zgrabnie sam dźwigał swoją długachną szyję przed sobą z małą tylko próbą pikowania nią w dół.

IMG_8351

Obietnice producenta o dobrym dopasowaniu do każdego końskiego grzbietu naprawdę nie są na wyrost. Na obydwu rudych wyścigówkach Butterflay leżał świetnie, stabilnie, przylegając pełną powierzchnią paneli i zostawiając sporo wolnego miejsca przy kręgosłupie (super szeroki kanał siodła!). Nie wykluczam zatem, że w przyszłości się poważnie nad takim siodłem zastanowię. Dla Suchego wybrałam jednak teraz inne, a bardziej docelową ujeżdzeniówkę dla Fugu będę zamawiać dopiero, jak wejdzie ona w siódmy rok życia.
Może do tego czasu Butterfly rozbuduje swoją ofertę o siodła 16′, a przy okazji „popełni” jakiś nowy, bardziej sportowy model 😉

Ceny ujeżdżeniowych siodeł Butterfly mieszczą się w przedziale 2290-2690€ (czyli ok. 9500-11000 zł).

Dodam jeszcze, że poza czarną skórą dostępny jest bardzo apetyczny, czekoladowy brąz 😉

Fugu uczy się, jak nie być nadymką i kłusować

$
0
0

Mimo tak dużej popularności jaką cieszy się Cebula, jej uprawa nie jest zadaniem łatwym.
Występuje w wielu odmianach, i chociaż przy krojeniu dowolnej z nich płacze się tak samo, to jednak należąca do rodziny amarylkowatych Cebula bezsprzecznie króluje we wszystkich kuchniach świata.

Można podawać w kłusie, stępie i galopie, doprawiając kostką cukru.

Najlepsza z dźwiękiem 😉

Wciąż za dużo nadymki, ale coraz mniej już na mnie oburzenia i przyjdzie mam nadzieję taki moment, kiedy zamiast Cebuli będę serwować wyłącznie muminka 😉

IMG_4427

Rude paszcze na ząb wzięły

$
0
0

Nie żałuję moim wyścigówkom przysmaków 😉 Znają zasady, więc nigdy nie domagają się łakoci bez zasługi. Mamy jednak swoje rytuały, w których coś na ząb zajmuje stałe miejsce. Zawsze po jeździe wycieramy spocone łby ręcznikiem, a kiedy rozbieram stojącego na korytarzu konia z całego sprzętu, to obecne w kieszeni ciacha skutecznie zatrzymują gołego konia w jednym miejscu i czeka on wyjątkowo cierpliwie na przeprowadzenie go w inne miejsce. Opuszczenie głowy przy polewaniu jej wodą z węża na myjce ma zawsze apetyczne konsekwencje w postaci ekstra frykasa, podobnie powiedzenie „aaaaa” na widok pasty odrobaczającej, przywędrowanie z drugiego końca padoku na widok mnie potrząsającej przy bramce kantarem – również. Zawsze, kiedy wchodzę do stajni, wołam moje konie po imionach – jeśli tylko odpowiedzą gruchaniem, to warto mieć pod ręką jakiś apetyczny specjał. Szybko ośmielają się na tyle, żeby odpowiadać i „gadać” z człowiekiem, a to zawsze bardzo miłe.

IMG_7519

Tym razem przetestowaliśmy spory zapas smakołyków dwóch firm i w obydwu przypadkach wybredny i nieżarty Suchy musiał zmierzyć się ze swoim największym wrogiem – burakiem 😆

JMS Horse Treats – Końska Cukierenka

Polski producent, którego wyroby wyróżniają dwie cechy. Po pierwsze, są naturalne (w składzie 50-60% kawałki owoców/warzyw, 20-30% zbóż, żadnych natomiast sztucznych barwników i ulepszaczy), a po drugie – są przeurocze. Jak tu się na nie nie skusić?

mufinky3mufinky mufinky1 mufinky2

Takie śliczne ciacha można zamówić personalizowane – piernikowe serduszko z imieniem ulubieńca, odświętnie i barwnie zapakowane, z kokardką i bilecikiem z dedykacją może być sympatycznym prezentem dla końskiego solenizanta. Już widzę oczyma wyobraźni taki dekorowany torcik z napisem „Dla Nadymki”, albo biszkopty w kształcie kostek udekorowane napisem „Suchy Snacks” 😆 Ciastka są naprawdę niedrogie, więc można poszaleć, a są faktycznie smakowite – po spożyciu mufinek konie z przymrużonymi z rozkoszy oczami próbują wylizać jeszcze pół boksu 😉

Poza takimi przysmakami na specjalne okazje rude paszcze wsuwały jeszcze podstawowe ciasteczka do podawania na co dzień, dostępne w czterech smakach: jabłkowe, bananowe, marchewkowe i… buraczkowe oczywiście. Nawet te ostatnie zostały wciągnięte przez Suchego z wilczym apetytem.

IMG_7562 IMG_7561

Ciastka zawierają sporo siemienia lnianego i nie rozpadają się w końskim pysku na szorstkie farfocle (przeciwnie, dają dosyć „śliski” posmak), więc można je podawać również wtedy, kiedy koń ma w paszczydle wędzidło. Są bardzo, bardzo lekkie, więc jedno nieduże opakowanie (200g) wystarcza ekstremalnie długo – dwa konie dwie paczki jadły chyba z miesiąc, a po drodze tysiące razy myślałam: kiedy my wreszcie wykończymy ten smak, chcemy sprawdzić już kolejny 😉 Notabene każdy z rodzajów konie wchłonęły z lubością, trudno mi ocenić, który najsmakowitszy.

IMG_7526

Czy jakieś minusy? Ciastka są dość tłuste, ale mimo to upychane ciasno po wszelkich kieszeniach nawet jasnych bryczesów i kamizelek nie poplamiły mi żadnego ubrania. Uważałabym jednak przy długim przechowywaniu ich, szczególnie przy wysokich temperaturach. U mnie mieszkały w pudełku pod boksem i zachowywały się bardzo przyzwoicie.

Końska Cukierenka i przysmaki JMS Horse Treats dostępne są na facebooku.
Paczka 100g ciasteczek kosztuje 4 złote, personalizowane pierniczkowe serduszko z kokardą, ozdobnym pakowaniem i napisami wykonanymi naturalnym lukrem – 25 zł.

Nuba Equi Candy smakołyki dla koni

Moi wyjątkowi testerzy z niezmiernym entuzjazmem zgodzili się również przekąsić rynkową nowinkę od firmy Equi Nuba.
Ten producent przygotował trzy arcyciekawe smaki (kokos, mięta i marchew), a na specjalne zadanie dla kolegi Susza również burak 😆

IMG_7555 IMG_7551

Wszystkie te produkty łączy jedna cecha – pachną OBŁĘDNIE. Kokosanki niczym odpakowane świeżo Rafaello, marchewką i miętą można się samemu inhalować prosto z wiaderka. W każdym wypadku za aromat odpowiadają wyłącznie naturalne składniki (miąższ kokosa, suszona mielona cała marchewka, suszona mięta pieprzowa).
Przysmaki mają idealną konsystencję – są miękkie i łatwe do pogryzienia (niektóre z końskich ciastek oferowanych przez wiodących producentów to dosłownie kamienie… Bardziej delikatne konie urażają sobie takimi twardymi snakami podniebienie i odmawiają konsumpcji. Waldhausenowe Cookies i niektóre Smaki Eggersman Lecker Bricks są według moich koni niezbyt jadalne.), ale przy tym zupełnie się nie rozpadają. Są duże, co ma swoje zalety i wady 😉 Idealne do podawania pod boksem i przy krzątaniu się przed jazdą lub po treningu, są bardzo smakowite i konie za nimi przepadają. Nawet Suchy dałby się pokroić za nieakceptowane przez niego buraki! 😉
Podawania jednak w trakcie jazdy – nie polecam, bo duże przysmaki trudno pomieścić w kieszeni. Buraki farbują końską ślinę, a po wszamaniu Nuba Candy konie potrafią dostawać ślinotoku. Kiedy nieopatrznie poczęstowałam Fugu buraczkowym przysmaczkiem tuż przed założeniem ogłowia, to przeżyłam chwilę grozy, kiedy koń zaczął toczyć zabarwioną krwistą czerwienią ślinę 😯 Na szczęście to był tylko sok z buraka 😉

IMG_7530

A poniżej dowód, że buraki nie tylko są jadalne, ale wręcz pyszne – Suszkowy ryjek robi selfikowy dziubek, byle tylko sięgnąć po snacka:

IMG_7522

Z wszystkich smaków marchewka, mięta i buraczki robią totalną furorę, kokos natomiast bywa przez niektóre konie oceniany ostrożnie. Suchy i Fugu kręcą nosem, ale już młodziak w treningu zajada, aż mu się trzęsą uszy.
Zużycie przysmaków Nuby postępuje dość progresywnie, są spore, a konie naprawdę mają na nie ochotę. Producent na szczęście wyszedł z dobrym pomysłem i przygotował odpowiednio duże opakowania, w tym nawet 4 kilogramowe wiaderka.
Z tego rodzaju przysmaków są absolutnie najlepsze i bezkonkurencyjne, mogę je szczerze polecić :)

Przysmaki Nuby Candy można kupić TUTAJ oraz na stronie producenta.
Cena wiaderka 2kg 32 zł, wiaderka 4kg – 52 zł, wersja kokosowa pakowana po 1,5kg – 26 zł, lub 3kg – 42 zł.

Henk Van Bergen: Transitions: The Secret to Balanced Riding, część I

$
0
0

Serwis Dressage Today odświeżył ostatnio artykuł „Transitions: The Secret to Balanced Riding” autorstwa holenderskiego trenera Henka van Bergena (szkoleniowca m.in. kadr olimpijskich w Danii, Wielkiej Brytanii oraz Japonii). Ponieważ jest to jeden z lepiej omawiających kwestię równowagi konia pod siodłem tekstów, spróbuję go trochę przybliżyć.
Artykuł jest długi, zatem aby się go lepiej czytało, pozwolę sobie podzielić go na trzy logiczne części. W pierwszej dowiemy się, po co w ogóle jeździć przejścia i jak one wpływają na równowagę, w drugiej – poznamy jedna z najlepszych definicji półparady, jaką do tej pory przelano na papier, a także poczytamy o tym, co półparady powinny „robić” w przejściach. Trzecia część to przede wszystkim podręcznik gotowych rozwiązań na dziewięć najczęściej pojawiających się problemów związanych z przejściami.

Zapraszam do czytania, bo dawka dostępnej wiedzy jest ogromna i nie kosztuje nic, poza koniecznością znalezienia wolnej chwili na przeczytanie i zastanowienie się nad treścią.

Za: https://dressagetoday.com/learn-by-levels/transitions_balanced_riding.

O tym, jak przejścia rozwijają równowagę, siłę i rozumienie pomocy u ujeżdżeniowych koni

Trener van Bergen rozpoczyna od poruszenia kwestii równowagi. Niezależnie od dyscypliny, najlepsi jeźdźcy na świecie mają wyjątkowe wyczucie równowagi. Oczywiście, równowaga konia wyścigowego, czy wkkwisty jest całkowicie odmienna od równowagi konia ujeżdżeniowego, ale jest kluczowa w każdym sporcie jeździeckim. Odnalezienie równowagi jest największym sekretem doskonałego jeździectwa.

Henk 200Henk van Bergen podkreśla fakt, że jeździec, który nigdy nie doświadczył jazdy w równowadze nie będzie odczuwał jej braku. Może wesoło i radośnie podróżować na końskim grzbiecie, ale tak naprawdę jest jak kierowca starego, mocno wyeksploatowanego samochodu, który nie zwraca uwagi na dziwny stukot podczas jazdy, bo prowadzenie takiego auta jest niemalże orkiestrą dziwnych dźwięków, trzasków, skrzypów i stukotów. To po prostu jeden z takich typowych odgłosów. Gdyby jednak taki dziwny stukot usłyszał kierowca nowego Mercedesa, to natychmiast zawróciłby do garażu i skontaktował się z mechanikiem. Analogicznie, jeśli wiesz, jakie to jest uczucie siedzieć na zbalansowanym, dobrze wytrenowanym koniu, to jazdę na koniu bez równowagi, źle wyszkolonym odbierzesz niemalże jako karę…

Jak czytamy dalej w artykule Dressage Today, podstawowym i zasadniczym ćwiczeniem poprawiającym równowagę konia i rozwijającym jego zdolność do zebrania – są przejścia. Naturalnie, koń dźwiga większą część wagi swojego ciała na przednich nogach. Jeśli zatem na jego grzbiet wdrapie się jeździec i będzie jechał stępem na całkowicie długich wodzach, to wówczas co najmniej 60% całkowitej wagi konia znajduje się na przodzie. Jest to zupełnie naturalna równowaga, taki etap pracy pod siodłem jest zupełnie normalny i nie należy upatrywać w nim niczego złego. Jeśli jednak ruszymy kłusem czy galopem, obciążenie przednich nóg dodatkowo wzrośnie, a takiej sytuacji chcielibyśmy już zdecydowanie uniknąć.
Trener podpowiada, że równowagę ujeżdżeniowego konia możemy poprawić przejściami, półparadami i odpowiednio dobranymi ćwiczeniami. Stopniowo, krok po kroku, równowaga w ruchu zmienia się z 60% wagi na przednich nogach na rozłożenie ciężaru 50/50% na przednie i tylne kończyny, aż finalnie do osiągnięcia sposobności do dźwigania większej wagi na zadnich nogach, niż przednich. Rozwinięcie równowagi i zdolności do pracy w zebraniu – taki jest cel ujeżdżenia.

Zawsze warto rozwijać się, uczyć nowych rzeczy i inwestować w siebie – dla mojej polnej Fugu zaplanowałam dwie ciekawe kliniki kolejno w sierpniu i wrześniu 😉
IMG_3803_

Henk van Bergen wskazuje jednak, że poprawianie równowagi u konia wymaga dobrych przejść i przestrzega przed przejściami robionymi w nieprawidłowy sposób. Wykonywane „na przodzie” mogą mieć odwrotny, niż zamierzony, skutek i sprawić, że koń zrobi się ciężki przodem.
Prawidłowo jeżdżone przejścia mają do osiągnięcia trzy zadania:
– po pierwsze, pomagają zrozumieć koniowi pomoce wysyłające go naprzód oraz wycofujące go (to nasze bazowe „come and go” – come back and go forward)
– po drugie, czynią konia silniejszym fizycznie, rozbudowując jego muskulaturę,
– po trzecie, rozwijają równowagę umożliwiając niesienie większej wagi na tylnych nogach bez utraty dążności naprzód.

Na szczęście czytając artykuł dalej znajdujemy bardzo szerokie rozwinięcie tych trzech powyższych kwestii, a trener stara się przybliżyć JAK robić dobre i wartościowo treningowo przejścia.

Przejścia dla lepszego rozumienia pomocy

Wielu szkoleniowców obrazuje komunikację z koniem za pomocą dialogu dwójki ludzi. Jeśli mówią oni tym samym językiem, porozumieją się bez trudu. Jeśli jeden z nich wydaje polecenia po chińsku z dialektem kantońskim, a drugi odpowiada po norwesku, nie ma szans na zrozumienie się. Ludzie zaczynają wtedy intuicyjnie mówić głośniej, mając fałszywe poczucie, że kiedy zaczynają krzyczeć, to wówczas inni nie tylko ich słuchają, ale też lepiej rozumieją. Ten sam mechanizm ma miejsce, kiedy nie działa nasza komunikacja z koniem. Zaczynamy „mówić głośniej”: coraz więcej cisnąć nogą, kopać, coraz bardziej ciągnąć za wodze, licząc na to, że koń nas zrozumie.

To jest karygodny błąd, ponieważ początkowo jeździec i koń mówią zupełnie innym językiem. Młody koń musi poznać działanie pomocy i zrozumieć, jakich oczekujemy od niego reakcji (I dlatego sama nie przepadam na nauką z bazowych książek jeździeckich, w których wykonujemy półparady i koń na nie odpowiada –> jeśli koń nie został wcześniej prawidłowo przygotowany i wyszkolony, to tak nie działa! „Użyj wewnętrznej wodzy, aby rozluźnić konia” – a skąd ten biedny koń ma wymyślić, że to tak działa? On przecież nie czytał podręcznika i nie wie, że wodza go zgina i rozluźnia, za to czuje się dziwnie i nie zawsze komfortowo w dziwacznej dla niego sytuacji, co może skończyć się tym, że używamy wewnętrznej wodzy nie by rozluźnić, tylko by zirytować i usztywnić konia. Jak sobie z tym ma poradzić niedoświadczony jeździec? Q.) Jeśli sami nie posiadamy odpowiedniego doświadczenia ani umiejętności, musimy pracować z koniem pod okiem trenera, który będzie w stanie nauczyć wierzchowca pojmowania pomocy popędzających oraz wstrzymujących (go forward and come back). To właśnie subtelna gra pomiędzy wyjściem naprzód, a wycofaniem stworzy nową równowagę u konia pracującego pod siodłem, a dodatkowo rozwinie u niego posłuszeństwo oraz skupienie na pracy.

Kto wie, może i z tym kolegą będę miała okazję pojechać jakieś ciekawe szkolenia?IMG_9523

Wystarczy jedynie, że jeździec wyszkolonego konia użyje prawidłowych pomocy, a koń odpowie w prawidłowy sposób. Dzieje się tak dlatego, że rozumie język jeźdźca i przekazywaną mu wiadomość. Stąd też młody czy nieujeżdżony koń zawsze wymaga znacznie lepszego jeźdźca, niż koń doświadczony. Młody koń musi otrzymać podstawy języka komunikacji z jeźdźcem, aby mógł go zrozumieć w przyszłości.
Dobry jeździec kieruje się swoim wyczuciem i jest w stanie rozróżnić, kiedy koń nie rozumie pomocy, a kiedy ich nie akceptuje bądź nie chce odpowiedzieć. Tylko taka osoba może wartościowo trenować konia, stopniowo powiększając bazę tego, co koń rozumie. W prawidłowo zaplanowanym planie treningowym koń powinien pracować w 75% nad tym, co już zna i co jest dla niego łatwe, a 25% stawianych mu zadań może być stosunkowo świeżych i nowych. Szkolenie powinno być zróżnicowane, aby nie stało się nudnym dla konia, a czasami może być również trudne – ale nigdy nie może być zbyt trudne. Wprowadzane nowe elementy zaciekawiają konia i utrzymują jego uwagę i koncentrację. Henk van Bergen zwraca uwagę, że przejścia nad którymi pracujemy powinny być bardzo urozmaicone, tak by angażowały konia nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

Z galopu do kłusa i z kłusa do galopu

W czasie przejścia z galopu do kłusa zasady przygotowania i wykonania przejścia są dokładnie takie same jak w przejściu z kłusa do stępa. Pierwszym jego momentem jest skrócenie foule, na etapie nauki najlepiej wykonywane na kole. Kiedy skrócimy skok galopu nie powinniśmy od razu pozwalać koniowi rozpaść się do kłusa, tylko wymagać uczciwego pozostania na pomocach i przepuszczalnym kontakcie oraz czekania na wyraźną pomoc sugerującą wykonanie przejścia. Te skrócone kroki galopu przed przejściem do kłusa wykorzystujemy jako ćwiczenie gimnastyczne, które poprawi galop zebrany.

Jak zdradza Henk, sam poprawia gładkość i płynność przejść myśląc o prędkości każdego chodu: jeśli normalny galop konia to ok. 11 km/h, a normalny kłus ok. 8km/h, to staraj się zwolnić galop przed przejściem do 8km/h, co będzie formą zebrania. Wykonane przejście będzie płynne i łagodne, ponieważ koń będzie poruszał się z dokładnie taką prędkością jak w nowym chodzie.
Gdy koń zbyt szybko „wpadnie” w kłus, to oznacza, że nie akceptuje pomocy wstrzymujących, które mają skrócić i zwolnić galop. Być może utrzymanie krótszych foule jest dla niego za trudne. Jeśli to jest przyczyną, należałoby skrócić czas oczekiwania przed przejściem, akceptując nawet delikatne skrócenie galopu i przejście do nieco szybszego kłusa, niż oczekujemy. W tym wypadku nie należy oczekiwać tego, co jest idealne, tylko co jest możliwe do wykonania dla twojego konia. Jeśli jednak uważasz, że będzie on w stanie skrócić galop, powinieneś nalegać, żeby utrzymał przez chwilę zebranie.
Sama uwielbiam wykorzystywać w pracy to przejście, szczególnie na środku przekątnej. Pierwsze kroki kłusa po galopie przy dobrze wykonanym przejściu są zawsze otwarte, obszerne i w dobrej równowadze. Pomagają pokazać koniowi, że tak właśnie można pracować i w ten sposób poruszać się pod jeźdźcem. Na bazie takich małych końskich „okryć” buduje się w czasem super sprawnego, gibkiego i efektownie prezentującego się ujeżdżeniowego konia.

Dla Suchego przejścia nie są łatwe, do tych w dół trzeba przyspieszać potężny, ale zbyt zamaszysty zad, podobnie jak w przejściach w górę, które dodatkowo komplikuje sposobność wybuchu. Poprawiać i udoskonalać przejścia będziemy zatem zapewne całe życie…
IMG_0016

Przejście w górę, z kłusa do galopu wymaga, by galop był tej samej prędkości, jak kłus. Zaleceniem trenera jest zatem skupienie się na tym, by pierwsze foule galopu było wykonane z bardzo aktywnym zadem. To oznacza nieco większe zebranie, niż koń wykonuje z łatwością. Taka praca przyspieszy zad i przygotowanie galopu przed przejściem w efekcie zaowocuje poprawą jakości tego chodu (sprężysty galop z wyraźną dążnością naprzód).
W tym przejściu warto od początku pilnować, aby koń wykonywał je prosto przed siebie. Skrzywiony koń (a większość naszych wierzchowców jest krzywych) będzie w przejściu wpadał zadem, chował wewnętrzną łopatkę przed siebie, krzywił nos lub wpychał się kłodą na łydkę. Krzywe przejście zawsze da krzywy galop, ale jeśli dołożymy starań, aby było proste, to koń kilka foule ma szanse wykonać kilka foule poprawnego galopu bez krzywienia się. To w ten sposób można z czasem poprawić końskie mankamenty – Q.

Całość artykułu w każdej chwili do przeczytania na: https://dressagetoday.com/learn-by-levels/transitions_balanced_riding.

Całkiem ładną pracę nad przejściami metodą opisaną w powyższym artykule możemy obejrzeć tutaj (i warto zwrócić uwagę, że to jest trening, nauka, nie pokazowy obrazek, i nie wszystko działa zawsze doskonale i idealnie). W ciągu siedmiu minut jazdy powinniśmy na treningu wykonywać podobną ilość przejść, skróceń i poszerzeń, a jeśli wygląda to inaczej, to warto zastanowić się, czy jazda nie jet tylko pustym „nabijaniem” kilometrów:


Henk Van Bergen: Transitions: The Secret to Balanced Riding, część II

$
0
0

Serwis Dressage Today odświeżył ostatnio artykuł „Transitions: The Secret to Balanced Riding” autorstwa holenderskiego trenera Henka van Bergena (szkoleniowca m.in. kadr olimpijskich w Danii, Wielkiej Brytanii oraz Japonii). Ponieważ jest to jeden z lepiej omawiających kwestię równowagi konia pod siodłem tekstów, spróbuję go trochę przybliżyć.
Artykuł jest długi, zatem aby się go lepiej czytało, pozwolę sobie podzielić go na trzy logiczne części. W pierwszej dowiemy się, po co w ogóle jeździć przejścia i jak one wpływają na równowagę, w drugiej – poznamy jedna z najlepszych definicji półparady, jaką do tej pory przelano na papier, a także poczytamy o tym, co półparady powinny „robić” w przejściach. Trzecia część to przede wszystkim podręcznik gotowych rozwiązań na dziewięć najczęściej pojawiających się problemów związanych z przejściami.

Zapraszam do czytania, bo dawka dostępnej wiedzy jest ogromna i nie kosztuje nic, poza koniecznością znalezienia wolnej chwili na przeczytanie i zastanowienie się nad treścią.

Za: https://dressagetoday.com/learn-by-levels/transitions_balanced_riding.

O tym, jak przejścia rozwijają równowagę, siłę i rozumienie pomocy
u ujeżdżeniowych koni

Przejścia na bazie wyczucia

Przejścia wymagają czucia od jeźdźca. Jak przedstawia to w artykule sam trener: „Zawsze celowo dość nieprecyzyjnie opowiadam o półparadach, ponieważ one są wykonywane właśnie na podstawie uczuć. Półparada poprawia równowagę konia w ten sam sposób, jak linoskoczek wykorzystuje swoje ramiona, aby utrzymać swój balans podczas chodzenia po linie: nie planuje on z góry ruchów rąk, nie decyduje, którą ręką powinien unieść, oddalić od ciała lub przysunąć do tułowia. Zamiast tego stara się intuicyjnie wykonywać mikro-ruchy w lewą i prawą stronę, starając się pozostawać cały czas dokładnie pośrodku liny. Na tej samej zasadzie niewielkie napięcie wodzy przenosi wagę konia w większym stopniu na tylne nogi, a lekkie działanie działanie nogi wysyła konia naprzód w kierunku wędzidła. Tak, jak doświadczony i wprawny linoskoczek wykonuje bardzo delikatne i nieznaczne ruchy, by utrzymać się na linie, tak doświadczony i wprawny jeździec stosuje bardzo subtelne, delikatne i nieznaczne półparady, aby poskładać konia w całość. Początkujący gimnastyk, uczący się dopiero stawania kroków na linie będzie wykonywał bardzo duże, nerwowe i niepotrzebne gwałtowne ruchy, które w efekcie doprowadzą do utraty równowagi.”skoczek
Nic mi do powyższego akapitu nie pozostaje dodać, nic ująć – jest to jeden z prostszych, czytelniejszych i najbardziej prawdziwych opisów półparady, jakie do tej pory udało mi się wyczytać w jeździeckiej literaturze.
Odnośnie równowagi i wyczucia, to nasuwa mi się jeszcze jedna obserwacja. Mój Blondyn ma rowery we krwi i swego czasu śmigał na nich prawie zawodowo. Czasami zabieram się z nim na weekendowe przejażdżki, na których ja staram się nie wyzionąć ducha pokonując z trudem kolejną górkę, a Blondyn – nie wynudzić na amen trzymając dla mnie żółwie tempo amatora. On przez sporą część swojej jazdy nie dotyka nawet kierownicy, niosąc ręce skrzyżowane, puszczone luźno wzdłuż boków ciała, albo podczas rozmowy nimi swobodnie gestykulując. O ile trafię na równe, asfaltowe podłoże, to staram się identycznie poprowadzić jednoślad bez trzymanki 😉 Niestety mojej równowagi na rowerze wystarcza tylko na kilka metrów, potem próbując utrzymać statykę robię kilka mocniejszych ruchów i skręcam przednie koło, a cały rower „gdzieś” mi ucieka. To nie jest kwestia moich starań i chęci w danej chwili, to jest kwestia praktyki. Jeszcze wiele razy rower pojedzie mi nie tam, gdzie planowałam, skręci, a ja gubiąc równowagę będę musiała chwytać za kierownicę. Długo nie uda mi się osiągnąć takiego efektu, jaki bym chciała. Do czego zmierzam tym wstydliwym opisem mojego braku umiejętności? 😉 Z półparadą jest dokładnie to samo. Jeździec musi sam pozostawać w doskonałej równowadze, aby móc zmieniać równowagę konia. Nie wystarczy chcieć i starać się, choćby najmocniej na świecie. Rozumienie teorii musi poprzeć praktyka. Dobra półparada będzie działać dopiero wtedy, kiedy jeździec zyska biegłość, zręczność i wyczucie – Q.

IMG_7609

Kolejna bezcenna refleksja, jaką dzieli się z nami na temat półparady Henk van Bergen dotyczy tego, że o ile możemy dokładnie określić jakie są działania (pomoce) dla wykonania półparady, to zawsze pojawia się kwestia związku użycia ręki z użyciem nogi jeźdźca. To, jak ta relacja użycia tych dwóch pomocy jest ukształtowana, to sekret każdego dobrego jeźdźca. Trener w tym momencie wyjaśnia, że ten sekret powinniśmy wypełnić swoimi własnymi uczuciami, które znajdujemy siedząc na koniu. Dla przykładu, jeśli Ty, drogi czytelniku, wykonasz pięć przejść z kłusa do stępa, to użycie pomocy w każdym z nich będzie prawdopodobnie troszkę inne za każdym razem. Będzie zależało od stopnia wyszkolenia konia, jego temperamentu, budowy, ale również okoliczności i samego momentu wykonania przejścia. Koń jest żywą istotą, a nie mechanicznym urządzeniem, nie ma zatem możliwości, żeby kiedykolwiek w jeździe konnej mieć niezmiennie i identycznie działające „przyciski” do powodowania zwierzęciem. Głównym punktem odniesienia muszą być odczucia i uczucia jeźdźca, a nie jest możliwe w żaden sposób, aby wytłumaczyć uczucia lub pokazać je na fotografii.

Kiedy tylko ze swoim koniem zaczynasz „czuć” przejścia, powinieneś zacząć wykonywać je w konkretnych literach na czworoboku, dokładnie tak, jak chciałby je widzieć sędzia podczas zawodów. Tutaj warto wspomnieć, że metoda, którą przedstawia nam Henk van Bergen jest metodą opracowaną i praktykowaną przez jeźdźca i trenera. Gdyby niniejszy artykuł napisał sędzia ujeżdżeniowy, prezentował by on całkowicie inny punkt widzenia, ponieważ sędzia będzie miał zawsze przed oczami docelowy obraz pracy z koniem. Jeśli zgodnie z programem mamy wykonać na środku krótkiej ściany przejście z kłusa do stępa, sędzia ujeżdżeniowy nie będzie zadowolony, jeśli przed wykonaniem przejścia zwolnisz kłus. Sędzia chciałby zobaczyć prawidłowy, aktywny kłus i wyraźne, konkretne, czyste przejście do stępa dokładnie w literze, bez żadnych zebranych kroczków pomiędzy kłusem a stępem. Takie jednak pożądane przez sędziego przejście koń może wykonać dopiero kiedy jest dobrze wyszkolony i idzie „przez grzbiet” prowadzony na pomocach. To jest już ostatnie studium pracy nad przejściami. Oczywiście, poprawa jakości i dokładności jest jednym z naszych celów w ujeżdżeniu, ale zawodnik, dla którego priorytetem jest wyłącznie jakość szybko straci dobre uczucia.

IMG_7960_Rozwijanie równowagi, zebrania i jakości: cyrkulacja energii

Kiedy doczekasz tego etapu gimnastycznego szkolenia konia, że jego plecy są idealnie przepuszczalne, a szyja rozluźniona, tak że energia z zadnich nóg może bez przeszkód płynąć przez koński grzbiet i szyję, by tworzyć szczery kontakt z dłonią jeźdźca poprzez wodze – to wtedy zastosowanie półparady umożliwi prawidłową odpowiedź na działanie ręki i zwrócenie tej energii ponownie w kierunku tylnych nóg. Sztywna szyja u konia taką cyrkulację energii zatrzyma i zaburzy. Przejścia są wartościowym elementem treningu wówczas, jeśli możliwy jest prawidłowy i efektywny recykling energii powstającej w zadnich nogach konia i powracających przez całe ciało do jego tylnych nóg. Bez takiego krążenia i odzyskiwania energii wykonywanie przejść nie jest niczym więcej, niż używaniem dłoni jako hamulca ręcznego i nogi jako pedału gazu, dokładnie tak, jakby koń był tylko pojazdem. Możesz robić nieprawidłowe przejścia setki, czy nawet tysiące razy, ale nadal będziesz jeździć takiego samego konia. Możliwe, że będzie posłuszny, ale bez prawidłowej gimnastyki nie będzie się zmieniał i rozwijał.

Z drugiej strony, kiedy takie opisane powyższej kumulowanie i odzyskiwanie energii stanie się wyrafinowanym i zgrabnie wykonywanym ćwiczeniem gimnastycznym, kiedy jeździec będzie pewien, że w każdej chwili będzie mógł rozjechać konia naprzód lub wstrzymać go (go forward & come back), to pojawi się automatyczne nowe odczucie: sprężysty, lekki i taneczny, elastyczny i sprawny grzbiet. Większa aktywność zacznie dotyczyć nie tylko tylnych nóg, ale i całego zadu. Energia, która do tej pory służyła do napędzania ruchu naprzód zacznie kumulować się, unosząc konia w wyniosłym ruchu i będąc początkiem najwyższego stopnia zebrania, które prowadzi to piafu, pasażu oraz piruetów.

IMG_8131Piaf i pasaż

Jeździec, który pracuje nad przejściami w sposób przedstawiony powyżej, tworzy przy okazji podwaliny pod piaf i pasaż. Tych ruchów nie wprowadza się do treningu w ten sposób, że oto któregoś ranka budzimy się z pomysłem: O, dziś będę robił piaf i pasaż! Doświadczony jeździec potrafi rozpoznać drobne oznaki i sygnały tego, że piaf i pasaż pojawią się samoczynnie. Henk van Bergen nazywa taki powietrzny, sprężysty i zawiesisty chód „drugim kłusem”. Ów drugi kłus jest bezpośrednim efektem gimnastyki rozwijanej przejściami i jest podstawową oznaką tego, że można zacząć pracować nad podejściami do piafu czy półkrokami. Kiedy doświadczony jeździec poczuje „drugi kłus” to wie, że jest to czytelny komunikat od konia, że jest on gotowy do mocniejszego niesienia się na zadzie.
Zazwyczaj koń uczy się kolejno wykonywania małych kroczków, później wykonywania ich w ruchu naprzód, dalej już właściwego, solidnego piafu, który wystarczy wyjechać naprzód, aby uzyskać pasaż. Niekiedy jednak taka kolejność może być zbyt trudna dla konia, który jest nerwowy i w takim wypadku można zacząć od nauki pasażu, później skracania go do drugiego kłusa i dalej w kierunku krótkich kroczków piafu.

To prawda, że taki „drugi kłus” koń oferuje jeźdźcowi w pewnym momencie sam. Zawsze, kiedy jeżdżę młode konie i patrzę z podziwem na te starsze i wyszkolone, które z taką łatwością bawią się ruchem, to myślę, że nigdy nie dojadę w takie samo miejsce 😉 Cierpliwie jednak, dzień po dniu odrabiam domowe zadania i koń zmienia się, staje silniejszy, zaczyna się odbijać i w końcu niepostrzeżenie przychodzi taki moment, kiedy koń sam z łatwością bawi się swoim nowym, swingującym kłusem – Q.

Całość artykułu w każdej chwili do przeczytania na: https://dressagetoday.com/learn-by-levels/transitions_balanced_riding.

Nauka half steps – wprowadzanie piafu – pod okiem Henka van Bergena (wszystko oczywiście na bazie bardzo szybkich przejść kłus-stęp):

Ave Fugu! :) Mamy oczka na MPMK!

$
0
0

No i udało się!
Mamy to, chciałoby się zawołać – mamy kwalifikację na Mistrzostwa Polski Młodych Koni w kategorii 6-latków!
Wspaniała Fugu 😀

IMG_1183_

Chyba wreszcie udało się przezwyciężyć pecha i zacząć bez przeszkód bardziej planową pracę pod siodłem. Jeżdżę regularnie Fugutka od listopada – wcześniej ciągle coś, miesiącami ciągnąca się sprawa nakostniaka, usunięcie rysika, potem odrastający nakostniak (wrrr) i wreszcie problem z odprowadzaniem chłonki… Fugu musiała czekać. W boksie i na spacerach w ręku. I tak niestety zleciała jej większość dzieciństwa.
Na dzień dzisiejszy nie dość, że po tych wszystkich przygodach zostało tylko smutne wspomnienie, to jeszcze… nie mamy nakostniaka 😯 Wchłonął się. No cóż, może się kiedyś dowiem, po co były potrzebne stracone dwa lata…

IMG_0846
Ale teraz można skupić się na tym, co jest. A jest dużo dobrego, chociaż niestety nie mogę powiedzieć, że mam super ujeżdżonego 6-letniego konia i to niestety czuje się na przejazdach. Brakuje równowagi, brakuje siły. W stępie potrzeba więcej impulsu i dążności na kontakt, w kłusie mniej nadęcia w zgięciach i poprawne łopatki… Tak naprawdę pomysł próby zagrania konia urodził się dopiero gdzieś pod koniec czerwca i od tego czasu udało mi się zrobić tylko galop, tak żebym mogła być z siebie zadowolona. W jednym z przejazdów Fugu dostała za galop ocenę 7,5 i komisja chwaliła jej lotne zmiany :)
Trudno jest jednak przygotować 6-letniego konia w czasie, jaki wystarczyłby do solidnego ujeżdżenia 4-latka i tutaj niestety mamy mocne tyły, ale pozostaje spokojnie i sumiennie pracować, moja mała nadymka stara się wszystko nadrabiać.

Wyrasta mi dziewczynka :mrgreen:

W środę jedziemy szlifować nasze rozliczne błędy pod okiem trenera Bemelmansa, do tego czasu obiecuję jeszcze zasypać bloga zdjęciami i paroma spostrzeżeniami z zawodów. Ale to jutro, bo aktualnie padam z nóg – ledwie wróciliśmy z Solca Kujawskiego, to zaczęła się… budowa stajni!
Czyli na przyszły rok nareszcie u siebie! 😀

IMG_1087

Coraz bliżej…

$
0
0

Gdyby jakiś szalony naukowiec uparł się, aby skrzyżować ze sobą pająka, czaplę i konia, a całość przyprawić odrobiną cebuli z dymką, to mogę uznać, że jego eksperyment się powiódł i właśnie mam możliwość codziennie wsiadać na efekty takiego doświadczenia 😉

IMG_1786

Cebula mnie niezmiennie zachwyca, dosłownie z dnia na dzień staje się coraz piękniejsza, coraz mądrzejsza, coraz bardziej ujeżdżona :) Bez dwóch zdań mój typ konia – nawet mimo dodatku cebuli, bo i na szczęście udział tego składnika w ogólnej recepturze jest coraz mniejszy. Chyba w końcu udaje mi się powolutku pogodzić wątrobiankę z dotykaniem jej łydką, chociaż zanim nie będzie to wywoływać żadnych oburzonych emocji, to jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie. Czasu nam jednak nie brakuje, cierpliwości również. W razie zwątpienia powinnam sobie naszych na czapraku „take your time” 😉

IMG_1697

Dwa treningi z trenerem Bemelmansem były bezcenne. Po rozprężeniu konia w długiej ramie do dołu pozwoliliśmy Fugu nieść się już wysoko, wykorzystując jej naturalny uphill, ale ciągle starając się w tym szukać rozluźnienia i prawidłowego przechodzenia przez kontakt. W żuciu Cebulka jest zawsze super miła, gumowa, mięciutka i luźna, ale to dlatego, że nie muszę wtedy zbyt wiele robić łydką. Kiedy podnoszę konia, to jednak już do zasadniczej pracy, starając się egzekwować zgięcia, których baaardzo nie kochamy (ale przynajmniej tolerujemy, bo pierwsze próby ustępowania kończyły się absolutną furią, łącznie z przemycaniem ucieczki czy nastraszenia jeźdźca. Ciekawe, bo dotąd nie trafiłam na konia, który miałby tak dużego focha na chodzenie w bok i nawet atomowy Suchy nie puszczał boczków aż tak emocjonalnie. Cebula w tym temacie w swojej głowie trafiała na jakąś straszną blokadę).
Fugutka z trenerem rozpracowywaliśmy cierpliwością i spokojem, ale też z konsekwentnym stawianiem zadania do rozwiązania. Dwukrotnie w trakcie każdej z jazd udało się ją naprawdę świetnie poukładać.

IMG_1797 IMG_1790IMG_1813IMG_1810

Czasami nie dziwię się, że wszelkie chody boczne czy zgięcia robią z Fugu taką tygrysią rozdymkę. Koleżanka musi opanować swój zad, to znaczy znaleźć szybko miejsce na krzyżujące się długachne nogi, a to tylko w teorii wydaje się proste: odnóża się plączą, każda noga chce mieć pierwszeństwo (skrzyżowanie równorzędne i żadna łapa nie chce ustąpić), a wepchnięte głęboko pod kłodę wpadają na przody (chyba nikt nie lubi, jak mu się skrobie piętki). Z czasem, jak te przody wyjdą przed konia będzie łatwiej, bo znajdzie się miejsce na swobodne stawianie tyłów. Póki co robimy pająka:
IMG_1850 IMG_1849
Kiedy tylko Fugu przestaje się nadymać na łydkę, a zaczyna od niej odchodzić, łatwiej jej pokazać, jak może ogarnąć mnogość swoich pajęczych odnóży. Od razu wtedy przychodzi samoczynnie dobry kłus i znacznie bardziej swobodne łopatki.
IMG_1820 IMG_1818

Bardzo fajnie pracowało się w galopie (obydwie z Fugu naprawdę lubimy galopować), mnóstwo poszerzeń i skróceń, a w tym praca na kole z dojeżdżaniem do jak najmocniejszego zebrania. Trener pilnować, żeby w skróceniu koń niósł się zupełnie sam, nie opadał i uczył zachowywać w zebraniu lekki, otwarty i powietrzny przód. Przypomniały mi się moje pierwsze zebrane galopy ze Skwarkiem… Co tu dużo mówić, im więcej skracałam, tym bardziej Skwarek, zamiast rosnąć chodem, malał i opadał. Skwary mógł galopować praktycznie w miejscu, ale przednie nogi ledwo przy tym odrywał do ziemi i robił nimi tyciunie kroczki. Wtedy jednak energię z zebrania kierowałam do środka (jeśli koń byłby kulką, to do środka tej kulki, jak do pestki czereśni), co było ślepą uliczką – w zebraniu owszem energia się kumuluje, ale uwalnia z przodu lekkością i uniesieniem konia.
IMG_1716 IMG_1756

Cała ta praca była dla konia mocno wymagająca, ale przeplatana odpoczynkiem i rozluźnianiem, więc Fugu coraz bardziej zaczęła spuszczać napięcie, kończąc treningi bardzo dobrymi ciągami, które to jadąc czułam się jak w żuciu z ręki, tylko siedzę i nic nie robię 😉 Mega!
Coraz bliżej do ujeżdżeniowego konia, coraz bliżej :)

IMG_1692 IMG_1673

W przyszły weekend jedziemy się dalej uczyć – do stajni Centurion z trenerem Johanem Zagersem :)
Ciekawe, jakie zadania dla Cebulki dostaniemy tym razem. Nie mogę się już doczekać, mam nadzieję, że Fugu również 😛

On the road with rock’n’roll

$
0
0

Niezależnie od tego, jakie są jeździeckie cele – czy sięganie po medale, czy po prostu spędzanie wolnego czasu, po drodze nie można zgubić najważniejszego, czyli czerpania z koni mnóstwa radości 😀

Film koniecznie z dźwiękiem!

Henk Van Bergen: Transitions: The Secret to Balanced Riding, część III

$
0
0

Serwis Dressage Today odświeżył ostatnio artykuł „Transitions: The Secret to Balanced Riding” autorstwa holenderskiego trenera Henka van Bergena (szkoleniowca m.in. kadr olimpijskich w Danii, Wielkiej Brytanii oraz Japonii). Ponieważ jest to jeden z lepiej omawiających kwestię równowagi konia pod siodłem tekstów, spróbuję go trochę przybliżyć.
Artykuł jest długi, zatem aby się go lepiej czytało, pozwolę sobie podzielić go na trzy logiczne części. W pierwszej dowiemy się, po co w ogóle jeździć przejścia i jak one wpływają na równowagę, w drugiej – poznamy jedna z najlepszych definicji półparady, jaką do tej pory przelano na papier, a także poczytamy o tym, co półparady powinny „robić” w przejściach. Trzecia część to przede wszystkim podręcznik gotowych rozwiązań na dziesięć najczęściej pojawiających się problemów związanych z przejściami.

Zapraszam do lektury, bo dawka dostępnej wiedzy jest ogromna i nie kosztuje nic, poza koniecznością znalezienia wolnej chwili na przeczytanie i zastanowienie się nad treścią.

Za: https://dressagetoday.com/learn-by-levels/transitions_balanced_riding.

Ostrzeżenia i środki ostrożności, czyli najczęstsze problemy z przejściami

Kolejne złote myśli, które otrzymujemy w artykule trenera Van Bergena, to wskazówki, jak postępować, kiedy coś idzie „nie tak”, czyli niezgodnie z naszym planem. Trener podkreśla, że pracując z koniem możemy otrzymywać jego bardzo różne reakcje (wcale nie tylko prawidłowe) i powinniśmy umieć na nie właściwie odpowiedzieć.

1. Metoda na odgiętego konia – przejścia na kole
Jeśli koń ma tendencję do odginania grzbietu w trakcie przejść (usztywniania go, zapadania się nim, unoszenia głowy) dobrze jest ćwiczyć przejścia na kołach. Kiedy koń jest odgięty, jego jeździec kompletnie traci możliwość wpływania na jego tylne nogi. Jazda po 10 lub 20 metrowym kole oferują jeźdźcowi lepszą kontrolę i poprawne odpowiedzi konia na pomoce jeździeckie.
Rzeczywiście praca na kole wymaga zaangażowania zadu oraz uczciwego zgięcia. Sama przejścia galop-stęp / stęp-galop zaczynam zawsze na kole – koniom zdecydowanie łatwiej jest odnaleźć potrzebną równowagę.

2. Łatwiejsze przejścia z galopu do kłusa
Konie, których nauczono wykonywać przejścia z galopu do stępa niekiedy próbują unikać przejść galop-kłus. Również i w tym przypadku należy jeździć przejścia galop-kłus-galop na kole, ponieważ na kole łatwiej jest kontrolować zebranie, niż na prostej.
Młodym koniom, szczególnie tym z dużym galopem lub pozbawionym równowagi w tym chodzie czasami ciężko jest się zatrzymać 😉 Przejście z galopu do kłusa stosunkowo łatwo jednak wykonać myśląc o zgubieniu rytmu foule dosiadem, na co najpewniej koń odpowie bez pudła, a w ten sposób unikniemy nadmiernego działania ręką.
Jeśli koń się przytyka w przejściu z galopu i próbuje zgasnąć i wpadać do stępa, można sprawdzić, czy łatwiejsze nie będzie wykonanie przejścia na środku przekątnej. Otwarty plac i brak bandy, do której się można „przykleić” powinien nam pomóc odblokować wierzchowca.

3. Zawsze pilnuj stępa!
Jeśli jeździec bardzo koncentruje się na utrzymaniu aktywności w kłusie, istnieje ryzyko, że koń po przejściu do stępa będzie kumulował w sobie napięcie, które może prowadzić do zaburzenia rytmu lub jakości tego chodu. Jeździec musi pozostać skupionym po przejściu do stępa i dać sobie wystarczająco dużo czasu, by uzyskać rozluźniony, czysty stęp z odpowiednią swobodą szyi – zanim zdecyduje się wykonać przejście do wyższego chodu.
Niestety, potwierdzę z autopsji, że łatwo jest popsuć stęp. Suchy wymaga skupienia nad każdym jego krokiem, kiedy jednak wsiadamy na konia dobrze stępującego, często tylko na nim podróżujemy w tym chodzie. To pozornie dobry moment na pogaduszki z trenerem… Niestety, nawet jeśli stęp został koniowi zaproponowany w nagrodę, a Ty chcesz się podzielić swoimi nowo odkrytymi dobrymi uczuciami – to i tak część uwagi powinna zostać skupiona na koniu. Stęp musi dawać takie poczucie, że koń idzie dokądś – ja zawsze opowiadam, że to powinno być uczucie, jakbyś miał dojść na przystanek autobusowy, z którego o konkretnej godzinie odjedzie Twój kurs. Masz jeszcze odpowiedni zapas czasu i nie wpadasz w panikę, nie biegniesz, ale bez ociągania się maszerujesz do celu. Jeśli w stępie zamiast tego masz wrażenie, że Twój koń przechadza się po angielskim ogrodzie z porcelanową filiżanką herbatki w jednej łapce i serwetką w drugiej – to zamiast aktywnie stępować, najpewniej zasnął i ledwo-ledwo przestawia odnóża.

4. Rozluźniaj mięśnie konia możliwie często.
IMG_1153

Jeśli jeździec powtarza dobrze wykonane przejścia, to wymaga od konia użycia pewnej ilości siły fizycznej. W takim wypadku trzeba często rozluźniać mięśnie konia, lub zadawać różne ćwiczenia, aby zmęczone mięśnie mogły odpocząć. Być może koń jest w stanie wykonać jedynie pięć lub dziesięć przejść, a potem zareagować oporem.
Nie oznacza to, że trzeba w takim wypadku przerwać pracę nad przejściami na dzień lub dwa, ale wystarczy wprowadzić od razu chwilę odpoczynku i po niej powrócić do wykonywanego zadania. Nie można unikać wysiłku – jeśli koń nigdy się nie zmęczy, nigdy nie stanie się silniejszy. Kluczowe jest rozpoznanie cienkiej granicy pomiędzy zbyt intensywnym treningiem, a zbyt niskimi wymogami w pracy.
Moja wskazówka: rozpoznaj dobrego trenera po tym, czy wprowadza przerwy podczas treningu. Jazda w dole na długiej wodzy, chwila swobodnego stępa. Jeśli bite trzy kwadranse tylko jeździcie, bez regularnego interwału na wytchnienie – warto zastanowić się, czy jest to dobry trening.

5. Kontroluj elastyczność konia.
Prawidłowe przejścia rozwijają szczególną elastyczność konia, która jednak może zostać wykorzystana wbrew jeźdźcowi i ułatwiać koniowi unikanie prawidłowych odpowiedzi na pomoce. Niestety nie jest tak, że koń używa wszystkich swoich umiejętności tylko i wyłącznie, aby zadowolić swojego jeźdźca. Właściwie przez większość czasu koń wolałby wykorzystać swoje wygimnastykowane i sprawne ciało do tego, aby uczynić swoje życie łatwiejszym – czyli na przykład uniknąć dyscypliny narzuconej mu przez jeźdźca (no cóż, nie tylko ludzie wolą się „nie narobić”). Kiedy jeździec kontroluje rytm i sylwetkę konia, kontroluje całą jego równowagę i to powinno być priorytetem nad kontrolowaniem ustawienia pozycji głowy i szyi.
Kontrola i posłuszeństwo muszą zawsze grać pierwsze skrzypce w treningu. Nie jednak jako wymuszanie ich, ale jako naturalny wynik ustalonej z człowiekiem relacji, w której koń czuje się bezpiecznie w swoim miejscu w końsko-ludzkim stadzie i jest pewny, że wykonywanie stawianych przed nim zadań jest nie tylko osiągalne, ale w dodatku się opłaca. Trening to nie tylko jazda konna, ale cała obsługa zwierzęcia z ziemi: czyszczenie, siodłanie, prowadzenie w ręku. Jeśli już na tym etapie koń rządzi jeźdźcem, to utrzyma swoją postawę pod siodłem. Nawet jeśli nie myślimy o wynikach sportowych, to i tak warto poświęcić pracę na ułożenie zwierzaka – koniem wychowanym i posłusznym o wiele przyjemniej się zajmować (i ileż od razu okazji do chwalenia koniska!) 😉

6. Wymagaj natychmiastowych przejść.
Koń zawsze musi błyskawicznie reagować na działanie nogi jeźdźca. Autor ironizuje, że najciężej pracujący jeźdźcy mają najbardziej leniwe konie. Sami sprawiają, że konie stają się leniwe, ponieważ stale pracują próbować zamiast konia. Sprawiają, że koń przyzwyczaja się do nieustannie działającej łydki tak samo, jak przyzwyczaja się do dotyku popręgu. Konie w większości są bardzo wrażliwe. Jeśli jeździec przekazuje wiadomość za pomocą działania łydki, ta wiadomość będzie zrozumiana przez konia tylko wtedy, jeśli jeździec nie przekazujący komunikatu będzie miał spokojną, stabilną, „cichą” nogę.
To jest stała pułapka i dotyczy większości z nas. Jeśli coś nie działa, z uporem robimy wciąż to samo, tylko mocniej, silniej, ostrzej. Jeśli koń nie odpowiada na łydkę, to zaczynamy nią cisnąć, pchać i kopać w każdym kroku, aż bez takiego wsparcia nie jesteśmy w stanie pojechać przed siebie kawałka kłusa. Zawsze trzeba krytycznie i świadomie oceniać, co w danej chwili wyczyniamy na koniu, zadając sobie pytanie: „Czy tak właśnie chcę jeździć?”. Niech to będzie nawyk, robiony w kilku naszych prywatnych checkpointach na czworoboku. Wjeżdżam na długą ścianę, i szybko analizuję to, jak siedzę, jak działam pomocami i to, jak koń na nie reaguje. A ma reagować błyskawicznie, lekko, bez ociągania się czy w żadnym wypadku nie może ignorować działania jeźdźca. Tutaj nieśmiertelną i bezcenną podstawą do przerobienia z każdym koniem (niezależnie od jego stopnia zaawansowania w treningu oraz dyscypliny, jaką uprawiamy) jest baza w postaci natychmiastowej odpowiedzi na działania wysyłające naprzód i wstrzymujące. Jak szybkich odpowiedzi powinniśmy wymagać, można podejrzeć na poniższym filmiku:

7. Zamykaj przód.
Aktywność, którą wzbudzasz w tylnych nogach konia musi być zawsze kontrolowana z przodu. Niektórzy jeźdźcy używają za dużo pomocy aktywizujących i sprawiają, że ich konie zanadto spieszą naprzód. Koń zaczyna uciekać, a to zawsze skutkuje pojawianiem się usztywnienia w jego górnej linii, a to z kolei uniemożliwia osadzenie konia w równowadze na tylnych nogach. Im bardziej jeździec pcha, tym bardziej zad konia pracuje w niewłaściwy sposób: odpychają się, zamiast nieść ciężar. Wtedy jeździec stara się ciągnąć wodze i trzymać konia za pysk. Koń robi się dodatkowo spięty, czy nawet przestraszony faktem, że znajduje się w niewykonalnej sytuacji: tył jest jechany naprzód, przód jest zatrzymywany. Zawsze musi być rozluźnienie (odpuszczenie, zdjęcie presji) pomiędzy każdym zadaniem, o jakie prosi jeździec przy użyciu swoich nóg (obojętnie, czy to stworzenie energii, zebranie, dodanie). Wszystkie stawiane koniowi zadania muszą zmieścić się w tej przestrzeni, kiedy nadal jesteśmy w stanie kontrolować front konia. Współdziałanie pomocy popędzających i wstrzymujących musi być zawsze obecne.
To znalezienie odpowiedniej równowagi (i znów równowaga!) między energią, którą wzbudzamy i wysyłamy naprzód, a wstrzymujemy, nie jest oczywiste i wymaga sporo czasu, by zacząć intuicyjnie je uzyskiwać. Dla przykładu, kiedy sama uczyłam się pierwszych kłusów wyciągniętych i bardzo często, kiedy wprowadzam ten ruch u moich podopiecznych obserwuję ten sam schemat: ogromne skupienie nad pchnięciem tylnych nóg konia (akurat słuszne) – ale zero kontroli nad tym, co dzieje się z przodu. A tam przeważnie w magiczny sposób wydłużają się nam wodze, szyja konia rozciąga się prosta, pikuje w dół, usztywnia, koń przestaje być oparty na wędzidle i ucieka przed siebie niekiedy z głową w chmurach. Kontrola przodu – z wyczuciem – jest bardzo ważna i to ona odpowiada za to, czy wykonamy na koniu kłus wyciągnięty, czy… kłus rozciągnięty.

8. Unikaj nadmiernego zebrania.
Tak, zebranie w zbyt dużym stopniu jest możliwe (Suchy, cho no tu i czytaj!). Niektóre konie przenoszą zbyt dużo wagi na swoje tylne nogi i nie mogą prawidłowo oprzeć się na kontakcie uzyskując połączenie z ręką jeźdźca. Takie konie konie pozostają za łydką: koń robi się coraz bardziej gorący, rozgrzany i szalony, aż w końcu wybucha jak bomba. Takie konie wspinają się lub rzucają na boki, bo czują nieodparty przymus, żeby „gdzieś” iść, biec.
Tak szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że ten akapit trener napisał dokładnie o Suchym. W zasadzie są tu po prostu wypunktowane wszystkie jego bolączki: ucieczka w zbyt duże zebranie z równoczesnym chowaniem się poza kontaktem, kumulacja energii i napięcia w sobie przy braku akceptacji na łydkę – rusz choćby palcem w bucie, a będzie eksplozja – i gigantyczny problem pozamykaniem konia na pomocach, bo wtedy włączamy errory i faktycznie Susz eksploduje, szczerze to wszystko przeżywając. Ciekawy jest fakt, że najwyraźniej koni w tym typie charakteru i reakcji jest najwyraźniej więcej i dobrzy trenerzy mają na nie rozpracowane dobre sposoby szkolenia.
To nie jest piruet: Suchy galopuje po ścianie i spodziewa się, że za chwilę nastąpi wolta…
IMG_0016

9. Wspieraj zmianę równowagi
Niektóre konie unikają zadań, które wymagają od nich niesienia się na zadzie, nurkując wtedy na rękę jeźdźca i stając się ciężkimi na kontakcie. Przeważnie dzieje się tak dlatego, kiedy koń jest poza równowagą, biegnie/ucieka zamiast się nieść, ma spiętą lub sztywną górną linię i jest niezdolny do zaangażowania zadu. Jeździec czuje się w takich momentach zmuszony do tego, aby ciągnąć za wodze, czy wręcz na nich wisieć. Jeśli jednak jeździec zrobi coś takiego, blokuje grzbiet i tylne nogi konia, a tym samym uniemożliwiając poprawną odpowiedź na zadane pomoce, nawet jeśli koń zna taką poprawną odpowiedź i chciałby właściwie zareagować. W takim przypadku jeździec zamiast dźwigać czy ciągnąć ciężkiego konia może zaokrąglić lekko jego szyję, co często rozluźnia górną linię konia i ułatwia spowodowanie, że półparady będą przechodziły przez całe jego ciało.
Rosnący ciężar kontaktu może być również spowodowany przez brak wsparcia od jeźdźca w momentach, kiedy koń tego wsparcia potrzebuje, aby odnaleźć się w swoim nowym rytmie. Jeździec nie może ćwiczyć przejść w ten sposób, jakby opuścił swojego konia. Zamiast ciągnąć za wodze, a potem puszczać wodze luźno i gubić kontakt, jeździec powinien zasugerować przejście w dół za pomocą kilku szybkich półparad, wspieranych przez lekkie zamknięcie łydek i elastyczny dosiad. Jeśli koń nie odpowie na takie półparady, należy od razy wykonać pełną paradę (zatrzymać konia), rozluźnić go i za chwilę ponownie spróbować wykonać przejście.
Czasami słyszę od zdesperowanych jeźdźców: „Ale tak właśnie robię i to kompletnie nie działa!” Jeśli siedzisz na koniu-profesorze, to półparada zadziała z łatwością. Jeśli na koniu, który został profesjonalnie zajeżdżony i co najmniej przez pierwszy rok pracował pod doświadczonym szkoleniowcem – to również masz szansę uzyskać dobre reakcje. W każdym innym przypadku naszykuj się, że czeka Cię wiele miesięcy (a czasem nawet lat), zanim koń, który nigdy w życiu nie miał do czynienia z półparadami, zrewiduje swój pogląd na życie i zacznie na nie odpowiadać. Nie próbuj przyspieszyć tego procesu wisząc ciężko ręką na pysku – to ślepy zaułek, a wiele koni jest zbyt silnych, by jeździec był w stanie je utrzymać. Rób półparady – a jeśli nie działają, pełne parady – co chwila – przed zakrętem, zaczynając woltę, wyjeżdżając z wolty, przed każdą zmianą chodu czy tempa. Chwal nawet najmniejszą dobrą odpowiedź ze strony konia. Jeśli koń nie respektuje półparad, to pierwszym sukcesem do osiągnięcia jest w ogóle uzyskanie odpowiedzi, a dopiero, kiedy ona się pojawi i ugruntuje będzie można tę odpowiedź przyspieszać. Nie ma innej drogi do tego, żeby półparady „zaczęły działać” niż po prostu zacząć je robić.
Tymczasem wielu jeźdźców, którzy nie znajdują odpowiedzi na półparady, przestaje je w ogóle wykonywać. Bo nie działają…

10. Myśl naprzód.
Inny niż opisany powyżej „ciągnący” typ konia odmówi prawidłowego respektowania półparad chowając się za wędzidłem lub rolując szyję. W takiej sytuacji jeździec powinien błyskawicznie skontrować działanie konia wyjeżdżając go zdecydowanie naprzód, tak aby aktywny ruch do przodu był zawsze priorytetem.
Ruch naprzód powinien być pierwszym z jeździeckich przykazań. Przypomnijmy sobie poprzednią część artykułu Henka Van Bergena – za osiągnięcie zebrania i wyższego poziomu wyszkolenia (i zrównoważenia) konia odpowiada utrwalona cyrkulacja energii. Bierze ona swój początek w wyraźnie pchających się tylnych nogach konia. Jeśli w nich zabraknie energii, koń nie ma szans być przepuszczalnym i lekkim przodem.
Uczucie pustej wodzy może zmylić początkującego jeźdźca (jak przyjemnie, nic nie mam na ręce), ale tylko jazda do kontaktu rozwinie z czasem konia w sprawnego, zdrowego i szczęśliwego atletę. Uczucie, którego na ręce szukamy, to nie nicość, ale wrażenie, że ktoś nam podał rękę, chcąc nas uścisnąć na powitanie lub prowadzić w tańcu – to również niezwykle przyjemne uczucie, ale jest w nim miękki i elastyczny dotyk, kontakt.

Ten opisany system może być stosowany w pracy z każdym koniem. Jeśli jednak zainwestujemy taką pracę w konia dobrej jakości, to stanie się on super-koniem. Jeśli zaczniemy pracować o przeciętnych predyspozycjach, to otrzymamy satysfakcjonujący rezultat, ale nawet przy bardzo dużych postępach przeciętny koń nie stanie się tak dobry jak ten utalentowany z natury. Ten fakt może być rozczarowujący dla jeźdźców, którzy pragną startować w zawodach, ale nie można winić sędziów, trenerów czy wreszcie samego siebie, bo każda z tych osób najpewniej stara się jak tylko może, by wykonać jak najlepszą pracę. Przede wszystkim nie można winić samego konia, ponieważ on dysponuje tylko tym, czym obdarzyła do matka natura. Niezależnie jednak od stopnia uzdolnienia i naturalnych predyspozycji konia, każdy sędzia z łatwością rozpozna oznaki prawidłowego (lub nieprawidłowego) treningu. Jeśli właściwie sumiennie pracujesz z koniem, to zmienisz przeciętnego ujeżdżeniowca w dobrego ujeżdżeniowca, dobrego ujeżdżeniowca w jeszcze lepszego ujeżdżeniowca, a bardzo dobrego ujeżdżeniowca w super konia.
Opisana powyżej kwestia dla mnie nie jest mankamentem, jest za to jedną z  największych zalet ujeżdżenia. Konie są różne, ale systematyczną i prawidłową pracą możemy sprawić, że każdy stanie się piękniejszy, sprawniejszy, lepiej ruszający się i bardziej rozumiejący człowieka.
Zmiana wyglądu i sposobu pracy konia może przynieść więcej satysfakcji, niż cała gablota pucharów i medali:
szyjki

Zrównoważony jeździec

Ostatni ważny temat, który porusza autor artykułu, to potrzeba znalezienia odpowiedniego partnera do nauki. Jazda na koniu dobrze wyszkolonym i zrównoważonym jest o wiele łatwiejsza, niż jazda na koniu młodym, niewytrenowanym, czy pozbawionym równowagi. Idealnym zatem wsparciem dla początkującego jeźdźca byłby koń-profesor, który umożliwi naukę niezależnego i swobodnego dosiadu. Dobrze wyszkolony koń będzie od samego początku oferował jeźdźcowi dobre uczucia. Jeździec będzie miał szanse poznać te odczucia i znaleźć je u innego konia, na którego wsiądzie.
Osoby, który zaczynają swoją przygodę z jeździectwem od nauki od doskonale ujeżdżonego konia-profesora, z reguły zostają bardzo dobrymi jeźdźcami.

Oto koń… Jak to „się je”? Od czego zacząć?
IMG_3487

Trener Henk van Bergen zdecydowanie polemizuje z opinią, że aby zostać dobrym jeźdźcem, trzeba jeździć trudne lub problemowe konie. Jest to absolutnie najgorsza możliwa porada. Jej jedyną dobrą stroną może być to, wspiera jeźdźców, którzy mają złe uczucia na koniach, aby starali się oni nie poddawać. Dodaje otuchy jeźdźcom, którzy muszą zmagać się z końmi surowymi, które potrafią brykać, usztywniać się, blokować grzbiet, być zbyt silnymi lub mieć poważne problemy z kontaktem. Jeśli takie złe uczucia są to jedyne uczucia, jakie otrzymuje jeździec, to będzie niezwykle trudno wytłumaczyć, w jakie dobre uczucia należy je przekształcić. Jeśli główna informacja od konia dla jeźdźca to dyskomfort, to jest prawie niemożliwe, aby nie będąc mistrzem danej dziedziny dyskomfort zamienić w harmonię. Podobnie jak osoba o słabym słuchu nie będzie w stanie wychwycić dźwięku nienastrojonego fortepianu.

Jeśli jeździec zacznie od złej informacji, może na jej bazie zacząć budować złe bazy szkolenia konia. Aby jednak zmienić złe nawyki, potrzebne są lata zmian i korekty. Jeździec ze złymi uczuciami będzie wiedział, że ich nie lubi, nie jest zadowolony i że „coś nie gra”, ale nie będzie wiedział, czego szuka: jakie są dobre uczucia, ani co zrobić, żeby był zadowolony ze współpracy z koniem.

Jeśli jeździec od początku otrzymuje dobre uczucia i prawidłowe odpowiedzi konia, może na ich bazie zbudować własny system pracy. Kiedy nauczy się sam utrzymywać równowagę, w czym pomoże mu doświadczony koń, będzie mógł ją utrzymać, kiedy młody koń straci swój balans w jakiejś trudniejszej sytuacji. Jeździec będzie tak pewien swoich dobrych uczuć, że będzie mógł wspierać swojego konia i pomóc mu odzyskać równowagę.

Swoją opinię o nauce jeździectwa na surowym koniu przelałam na elektroniczny papier już jakiś czas temu:
http://quantanamera.com/nie-dla-mlodych-koni-i-niedoswiadczonych-jezdzcow/

Ze zgrozą natrafiam w sieci na poradniki dotyczące zakupu konia, w których autorzy niefrasobliwie doradzają ambitnym jeźdźcom… zakup źrebaka. Jeśli marzymy o jeździe, nauce, szkoleniu się – to zyskamy wyłącznie w sytuacji, kiedy wybierzemy konia dorosłego, o możliwie wysokim poziomie wyszkolenia. Nawet dla doświadczonego i bardzo sprawnego szkoleniowca przygotowanie i ujeżdżenie młodego konia to lata pracy, a jeśli w tej pracy popełni się jakieś błędy, to jej skutek będzie zdecydowanie daleki od marzeń. A z koni chcemy przecież czerpać radość, a nie zmartwienia :)

Stratus Cooler Rug – derki od Premier Equine

$
0
0

Brrr… Kilka ostatnich dni wyraźnie chłodniejszych, rzut oka w kalendarz i niestety trudno nie pomyśleć o tym, że do końca lata został nam już tylko miesiąc (ahh!), a pod koniec września na pewno czekają nas chłodniejsze wieczory, noce, a od października również i dni…
Powoli zaczynam zatem wyciągać cienkie bawełniane derki. Zacznę zakładać je na noc, kiedy tylko temperatura spadnie poniżej 10 stopni. W takim trybie ma się spore szanse, że koń przy okazji wymiany sierści nie obrośnie runem niczym zmutowana australijska owca:
owca
Przy odrobinie szczęścia może uda się później mojej ferajny nie golić – tak więc z odpowiednim wyprzedzeniem robię przegląd prześcieradeł do zarzucania na rude wyścigówki w pierwszej kolejności.
Już któryś sezon idealnie sprawdzają mi się do stajni, a nawet na suchy padok bawełniane derki Premiere. W zeszłym roku jako zmienniki dla nich, do zabrania na zawody albo zarzucenia na lekko wilgotnego konia po treningu poliestrowe coolerki brytyjskiego producenta Premier Equine. To firma znana przede wszystkim z bardzo dobrej jakości ochraniaczy, ale i sporo innych produktów tego brandu jest naprawdę godnych polecenia. Z pewnością godne polecenia są również regularnie dostępne solidne promocje (20-40% rabaty) i bezproblemowa wysyłka zamówionego towaru do Polski (od 100 funtów darmowa).
Wrodzone skąpstwo nie pozwala mi kupować produktów dla koni w pełnych cenach – albo inaczej, to nie skąpstwo, to rozsądek – jeśli kupię taniej, to mogę kupić dla moich koni więcej! 😆 – ale kiedy w grę wchodzą promocje, to można uciszyć wyrzuty sumienia 😉 I w ten oto sposób garderoba mocih kucyków powiększyła się o dwie sztuki Stratus Cooler Rug – lekkich, oddychających i bardzo ładnie wykończonych derek zgarniętych z ponad 20 funtowym upustem na sztuce 😉Cooler-Stratus-Montage-zoom

Ten model dostępny jest w czterech kolorach i sporej gamie rozmiarów. Dwa z kolorów, mimo, że ładne (pomarańcz i jasny szary) są szalenie mało praktyczne, chyba, że planujemy naszego kopytnego okrywać takąż derką tylko pod kontrolą. Wystarczy jedno tarzanie czy drzemka w boksie, żeby derka wizualnie prezentowała się bardzo nieciekawie…. Stąd też sama wybrałam nieśmiertelne granaty i klasyczne czernie:
Cooler-Stratus-main-Black-zoom Cooler-Stratus-main-Navy-zoom Cooler-Stratus-Montage-Black-zoom Cooler-Stratus-Montage-Navy-zoom

Derki są nieźle uszyte i zdecydowanie słusznej rozmiarówki (moje rudzielce – Fugu 170 cm w kłębie i Suchy 172 cm) spokojnie zmieściły się w 6’6”, czyli „po naszemu” 145 cm. Materiał jest lekki i solidny, a wszystkie zapięcia bardzo funkcjonalne: dwie klamry od frontu układają materiał na piersi na sporą zakładkę stabilizowaną dodatkowo szerokim rzepem, pod końskim brzuchem mamy do dyspozycji dwa pasy w możliwością całkowitego wypięcia, a sznurek pod ogon zaopatrzono w karabińczyki dla szybkiego odpinania z dowolnej strony. Na kłębie wszyto sporą wstawkę w misiowego „flffy” futerka (dzięki czemu koń o wyższym kłębie nie wytrze sobie grzywy, czego po prostu pasjami nie znoszę).

Cooler-Stratus-main-Grey-zoom Cooler-Stratus-main-Orange-zoom Cooler-Stratus-Montage-Grey-zoom Cooler-Stratus-Montage-Orange-zoom

Cały urok tych derek to szczególnie miłe dla oka detale. Przede wszystkim kolorystyczne dopasowanie: taśmy, lamówka oraz duży haft PE otoczony wieńcem laurowym (derka dla prawdziwego zwycięzcy!). Na taśmach przy klamrach zamieszono również wyszywane nicią logotypy. Całość prezentuje się naprawdę elegancko i schludnie.
Materiał derki dobrze chłonie wilgoć, odprowadzając ją na zewnątrz. Przy nieszczególnie zatem chłodnej pogodzie możemy używać derki do szybszego osuszenia konia po treningu lub kąpieli. Derkę można również wykorzystać na zawodach, gdy zależy nam, żeby wykąpany, wyczyszczony na połysk i pachnący różami podopieczny w ostatniej chwili przed zaplataniem koreczków nie zniweczył naszej ciężkiej pracy uskuteczniając tarzanie się lub nurkowanie w ściółce…

Jak się podobamy? Czarna derka jest zdecydowanie w moim guście, a jej kontrastowo żółte wykończenia na żywo wydają się być prawie złote:
IMG_2314 IMG_2378

Panienka Fugu równie wytworna w granacie, Suchy chyba bardziej podoba mi się w męskiej czerni:
IMG_2333 IMG_2405

To którego rudzielca stroimy na Dartha Vadera, a którego na oficera drogówki? 😉

Sneak peek kudłatej pomarańczy.

$
0
0

Dwa tygodnie temu wypożyczyłam i jeżdżę. Ave. Jeździ się bajecznie.
Staram się głównie galopować, żeby skupić się na zrobieniu u konia dorosłej siły. Kłusa unikam, bo kłus jest… trudno to opisać:

IMG_2650

Hendriks kłusuje tak sam, a najciekawsze, że ma jeszcze mało mocy i wciąż ma ciało dziecka, a nie dorosłego konia. W kłusie jeżdżę zatem głównie do dołu rozciągając delikwenta ile wlezie i robiąc miłą gimnastykę, łopatki i boczki. Chyba trudno mi sobie na obecną chwilę wyobrazić, jak on będzie kłusował, jak już mocno oprze się o kontakt i będzie można zacząć taki kłus konkretnie jechać…

IMG_2692

Hendrix (ostatnio roboczo zwany Odie – jak nie zawsze rozgarnięty, ale wiecznie pozytywny pies od Garfielda) okazuje się być bardzo społecznym kolegą. Lubi ludzi, lubi przebywać w ich towarzystwie, bawi się piłkami, wyjada trawokulki ze snackballa, a podczas treningów Susza czy Cebuli „siedzi” na ławce trenerskiej 😉 Jest luzakiem i chyba nic nie jest w stanie go zirytować i popsuć mu dobrego humoru. Bardzo szybko się uczy, co aż zaskakuje, tym bardziej, że za trzylatka załamywał mnie swoją trzysekundową pamięcią. Blondyn ostatnio ujął to bardzo ładnie, że Fugu jest jak kot, Hendrix jak pies, a na Sucharka nie ma żadnej kategorii zoologicznej, ani nawet botanicznej 😉

IMG_2722

Cóż ja o nim mogę więcej powiedzieć, żeby nie było, że w samych superlatywach?
Ma lichy ogon i będę musiała się nad nim napracować, żeby odrósł jakoś bardziej imponująco wyglądał. Poza tym nie szanuje swojej głowy i wszędzie ją wtyka, dumnie obnosząc na niej kolekcję strupków, rys i zadrapań…
A poza tym to (chyba dziś zamawiam czerwony kantar):

ribbon


Ogłowie Waldhausen Oxford

$
0
0

Szukajcie, a znajdziecie – dobre promocje w outlecie 😉

Od jakiegoś czasu rozglądałam się za eleganckim ogłowiem z szerokim, ale nie opasłym i nie ciężkim nachrapnikiem szwedzkim. Wiele ogłowi, które mają dobrze zaprojektowane potylice i naprawdę ładne naczółki jest do kompletu uzupełnianych o bardzo gruby szwedzki nachrapnik. Taki nachrapnik wygląda świetnie, ale tylko na masywnej i wyrośniętej głowie, a moja Fugu – bo to dla niej chciałabym coś dopasować – nosi kantary cob. Dodatkowo, tuż pod nachrapnikiem, w miejscu szlufki do skośnika dziewczyna ma leciutką górkę na nosie, a że przy tym super cienką i delikatną skórę (kasztanka), to potrafi się obcierać dosłownie od wszystkiego. Na zawodach w Solcu musiałam jej na cito zmienić nachrapnik na węższy, bo cebulowy nosek zaczął tracić futro i po powrocie do domu w przytartym miejscu aż spuchł :( Doraźnie pomógł na podrażniony nosek Sudocrem, w domu przepięłam również nachrapnik na hanowera (od którego też się Fugu próbuje obetrzeć, tym razem pod bródką, więc pod hanowera dorzucam jej neoprenową podkładkę), ale w dłuższej perspektywie trzeba będzie zaopatrzyć się w naprawdę wygodne dla delikatnej pannicy ogłowie.

Fugu w ogłowiu składaku, skompletowanym naprędce na zawodach (co za fuks, że miałam akurat w samochodzie kilka ogłowiowych części zamiennych!): nagłówek i skośnik BR, nachrapnik i paski Premiere, naczółek od niemieckiego rymarza:
IMG_0910_

Zastanawiałam się dla Fugu nad ogłowiem Horze Rohan, ale akurat trafiłam na promocję super wysmakowanego ujeżdżeniowego ogłowia o bardzo oryginalnym wyglądzie, czyli Waldhausena S-Line Model Oxford.

Ogłowia tego niemieckiego producenta jeszcze do niedawna nieszczególnie przyciągały oko i wyraźnie odstawały designem od rynkowych trendów. Najwyraźniej jednak projektanci marki wyciągnęli z tego wnioski, bo w ostatnich kolekcjach pojawiają się modele naprawdę udane, a w dodatku trochę „inne” niż to, co ma do zaoferowania konkurencja. Tutaj chociażby warto wspomnieć zjawiskowe, złoto-czarno-beżowe ogłowie Morley, czy przyszły murowany hit nadchodzącej jesiennej kolekcji – ogłowie Rosé, z podszyciami i cyrkoniami w przebojowym kolorze old rose oraz okuciami z różowego złota.
morley rose

Kolorowe ogłowia mają jednak to do siebie, że potrafią się dość szybko „opatrzyć” i nie są tak uniwersalne w kwestii dobrania reszty sprzętu (sama lubię szare czapraki, o ile ze stosowanym różowym podszyciem szare pady zagrałyby fantastycznie, to już z beżowym – słabo), no i też żadnego z nie ma aktualnie na wyprzedaży 😆

Postawiłam więc na klasykę i oto nasza zdobycz:
IMG_2555 IMG_2556
Od strony anatomicznej jest tutaj wszystko to, co lubię: wycięta potylica z miejscem na końskie uszka, miękko podszyty nachrapnik szwedzki o akuratnej grubości (4 cm, szeroki, ale absolutnie nie toporny) i szczodrze opadający naczółek. Sam naczółek jest zresztą niesamowicie lśniący, a przez to, że cyrkonie są rozmieszczone na całej jego powierzchni będzie się kapitalnie prezentował na koniach ciemnej maści. Niestety blask kryształków trudno złapać aparatem w wyraźnym słońcu – chyba najwięcej faktycznego blingu oddaje domowe zdjęcie komórką:
IMG_2557 IMG_2561 IMG_2940

Za naczółki Waldhausen ma u mnie zresztą plusa. Po pierwsze mają szerokie szlufki i można je wygodnie zakładać na najróżniejsze tranzelki. Po drugie fulle mają minimum 42 cm (dla większości producentów standardowy full to 40 cm), co daje lekki zapas w sam raz dla konia o szerokim czole.

Ogłowie jest czarne. Bardzo czarne. Wszystkie sprzączki są barwione w masie na tzw. gunmetal – metaliczny antracyt. Gratka dla tych, którzy lubią wysmakowane metale – tutaj nawet skośnik i sprzączki wodzy są z jednej bajki. Nie tylko jednak taki detal wyróżnia ogłowie, ale również bardzo ciekawe wykończenie skóry sprawia, że Oxfort to szczególnie oryginalne ogłowie. Cała skóra i absolutnie wszystkie skórzane paski i szlufki mają powierzchnię wytłoczoną w delikatną, drobną krateczkę, widoczną w zasadzie tylko z bliskiej odległości:
IMG_2558Takie rozwiązanie bardzo mi się podoba, chociaż lepiej nastawić się na to, że w ogłowiu podczas użytkowania nic nie zgubimy ani nie porwiemy – uzupełnić braków z kratkowanej skórki niestety się nie da. No cóż, liczę w tej kwestii na łut szczęścia i dobre maniery Cebuli 😉

Ogłowie trafiło dopiero do smarowania (skóra jest bardzo fajna, ale do BR czy ANKY, które pakuję na konia bezpośrednio ze sklepu bez żadnych dodatkowych zabiegów), więc na sesję na modelce trzeba będzie kilka dni poczekać. Mam nadzieję, że będzie pasowało i sprawdzi się w użytkowaniu.

Sklepowa cena ogłowia – 675 zł, w outlecie 50% ogłowie Waldhausen S-Line Oxford z wodzami do zgarnięcia za 337,5 zł :)

Garść nowinek

$
0
0

Kolejna klinika z Cebulką za nami – tym razem pojechałyśmy do stajni Bajardo na szkolenie „Metoda Valency” z portugalskimi szkoleniowcami. Wybrałam się tam trochę na zasadzie ciekawostki, ale okazało się być super ciekawie. Jednak założenia klasycznego ujeżdżenia są takie same, niezależnie od końskiej rasy 😉 Udało nam się nie wywoływać za wiele cebuli z Cebuli i z dnia na dzień, mimo, że robota była bardzo konkretna (niekochane zgięcia: łopatki, ciągi, początki piruetów w galopie) – to poziom nadęcia uchodził z Fugu z treningu na trening jak powietrze z dziurawej dętki  😉 Kiedyś na pewno kasztanka uwierzy w to, że łatwiej iść przez życie nie będąc nadymką 😆

IMG_3018Poza tym Fugu jest absolutnie piękna, doskonała, fantastyczna i naprawdę całą ją – nawet z tym wbudowanym oburzeniem – uwielbiam. Zresztą – kolejne szkolenie i kolejny trener, który jest Cebulką urzeczony. To uczucie, kiedy prowadzący ci trening zapomina słów po angielsku i będąc pod wrażeniem mówi z zachwytem: „This horse in future can be… can be…” – i tu aż podnosi ręce nad głowę – can be TOP!”
Bezcenne 😀
Jak zresztą w Fugu się nie zakochać, ona jest niesamowita, nigdy nie miałam tak inteligentnego, ludzkiego, bystrego, świadomego i pełnego charakteru i chęci interakcji z zewnętrznym światem konia:
IMG_9302_
Czerwona wstążka w ogon obowiązkowa!

Ale dziś nie o tym chciałam napisać 😉 Z klinik, których w tym miesiącu było naprawdę dużo postaram się zebrać zdjęcia, a może i jakieś filmiki.
Tymczasem praca wre na drugim torze. Do mojej Szwajcarii przyjechało i rozłożyło się na miejscu takie oto miasteczko:

IMG_9336

Część działki pod budowę została wykoszona (to nie takie małe zadanie, mamy tam mnóstwo łąki) i aktualnie wykopały się dołki. Nie tylko fundamenty pod stajnię, halę i pozostałe obiekty użyteczności ogólnokońskiej, ale i pod alejki, których będzie bez liku (ponad 4000 metrów kwadratowych samych dróżek!).
Z uzbieranego nadmiaru ziemi powstaje m.in. wał na niezalesionej granicy działki, który nas dodatkowo zamknie w stajniowej enklawie – jesienią nasadzimy na nim drzewa i krzewy:IMG_9385

A tu jedna z dróg – patrząc na skalę czuję się, jakbyśmy budowali całe miasto 😉

IMG_9387 IMG_9388
IMG_9386

Nasz ośrodek buduje firma Equi Projekt, z której właścicielem błyskawicznie znaleźliśmy wspólny język. Jednak co pasjonaci, to pasjonaci – dla każdego prawdziwego koniarza stajnia to nie tylko „przechowalnia” konia, ale drugi dom i taki magiczny kawałek miejsca na świecie, gdzie możemy dotknąć, wygłaskać i nakarmić cukrem kilka swoich marzeń. Jak dotąd na każdym etapie udało nam się zaangażować w projekt osoby, dla których to przedsięwzięcie jest czym szczególnym. Oby tak dalej, bo w planach jest wcielenie w życie kilku pomysłów, których dotąd jeszcze nigdzie nie było 😉

Zatem trzymajcie kciuki za dobrą pogodę, aby przed zimą udało się nam jak najwięcej zbudować!

Bundeschampionate 2017 ujeżdżeniowe czempionaty Niemiec

$
0
0

MŚMK już za nami, MPMK już niedługo, a właśnie zakończyły się Bundeschampionaty, i warto podejrzeć, jakie zachwycające konie uplasowały się na pierwszych miejscach.

Kategorię 3-letnich klaczy i wałachów wygrał gniady Eternity (Escolar / Sir Donnerhal), dosiadany przez Evę Möller. Fantastyczyny przejazd z wybitną motoryką ruchu, energią i przepuszczalnością: kłus i galop sędziowie ocenili na 10, natomiast stęp – 7,5 (który określono jako rytmiczny i płynny, ale o nieco ograniczonym wykroku – i faktycznie brakuje swobody stawiania nóg, szczególnie lewego przodu. Trzecią dziesiątkę (właściwie to 19,5 punkta na 20 możliwych) koń otrzymał od testowego jeźdźca za wyjątkową jezdność – sama zresztą amazonka trenująca konia podkreśla, że młodziutki Eternity to prawdziwe marzenie do jazdy. Koń należy (od niedawna, i jak plotka głosi został kupiony „za bardzo dużą sumę”) do Andreasa Helgstranda i najpewniej docelowo będzie szkolony w Danii.

Już kilka razy wcześniej na blogu pisałam, żeby mieć oko na potomstwo Escolara – wśród 3-latków było po nim plasowane aż cztery konie! W tym zwycięzca i zdobywca brązowego medalu. Zwracają uwagę ich doskonałe chody, elastyczność i swoboda łopatek, a jak pokazują wyniki czempionatów (w tym bardzo wysokie oceny od jeźdźców testowych) młodzież po Escolarze jest łatwa w pracy i ma bardzo dobry charakter.

Wśród 3-letnich ogierów jak co roku trwa szczególnie ostra rywalizacja – w tych konkursach pokazują się przyszli modni reproduktorzy. Wygrał kary Finest Selection OLD (Follow Me / Lauries Crusador xx), ale tuż za nim plasował się robiący już od początku roku furorę również karej maści Secret  (Sezuan / St. Moritz). Szalę wyniku na korzyść zwycięzcy przechyliło dopiero ostatnie z kryteriów – wysoka ocena testowego jeźdźca (19 punktów dla Finesta, przy 17 dla Secreta). Właściciel konia – trenujący niegdyś mojego Zombiego Eckhardt Wahlers – był szczególnie rozczarowany i niespecjalnie się z tym krył: „To szczególnie przykre i irytujące, kiedy traci się zwycięstwo przez test obcego jeźdźca. Trzeci rok z rzędu zdobywamy tytuł vive-mistrza. Miło by było w końcu wygrać…”. Trudno się z tym nie zgodzić, bo o ile chody czy prezentację koni na czworoboku można według jakichś spisanych i wymiernych przepisów porównać, to ocena obcego jeźdźca jest jest zupełnie prywatną i „niewidzialną” notą. Zakładając teoretycznie, jeździec może mieć swoje prywatne preferencje i lubić konie gorące czy wręcz przeciwnie, wolniejsze, ale bardziej łagodne; silne,mocno i równo idące na pomocach, czy subtelne, ale bardziej wycofane… Trudno uzasadnić, co tak naprawdę leży za oceną 17/20 czy 19/20. W zasadzie może za nią leżeć równie dobrze po prostu polityka czy prywatne sympatie jeźdźca. Tak czy inaczej Finest Selection po teście zdobył przewagę punktową i został określony koniem wręcz „stworzonym do testów obcego jeźdźca”. 😉

Źrebię po jednym lub drugim ogierze można uzyskać za kwotę 800 €. Z tej dwójki Secret wydaje się o wiele bardziej szlachetny i w lepszym typie (szczególnie patrząc na to, że Finest Selection jeszcze po dziecięcemu szeroko chodzi zadem), chociaż muszę przyznać, że sama nie wiem, czy ten koń naprawdę podoba mi się na czworoboku, czy mimo wszystko nie do końca. Niewątpliwie ma olbrzymie (gigantyczne!) i efektowne chody, chociaż sam galop już lekko kojarzy mi się z egzaltowanymi, sztucznymi chodami amerykańskich koni TWH i widać, że koń ma póki co spore problemy z utrzymaniem równowagi w chodzie (poklepany przez jeźdźca za złapanie dobrej równowagi i zostawiony w niej na chwilę „sam” od razu gubi się i zmienia nogę; w kłusie żucie z ręki jest na razie bardzo skromne i mało rozciąga sylwetkę). Liczę na to, że w kolejnych latach Secret nabierze więcej ogłady i miękkości podczas prezentacji programów, bo to może być kolejny koń-ikona, jak Totilas, czy Valegro.

Finest Selection (kłus 9, galop 8,5, stęp 9.5, wyszkolenie 9, budowa 8,5, ocena testowego jeźdźca 19, ocena końcowa 63,5)

Secret (kłus 9, galop 10, stęp 9, wyszkolenie 9, budowa 8,5, ocena testowego jeźdźca 17, ocena końcowa 62,5). Koń został opisany jako optymalne połączenie energii, elastyczności i lekkości. Przez wiele osób z ujeżdżeniowego świata Secret jest uważany za jednego z najlepszych koni na świecie:

W kategorii 4-letnich klaczy i wałachów zwyciężyła oldenburska Candy OLD (Sir Donnerhall I / Fürst Heinrich), u której najlepszym chodem jest kłus (ocena 9), a dodatkowymi atutami doskonała budowa (kolejna 9tka) oraz jezdność (18,5 punkta na 20 możliwych). Ta wspaniała klacz w ubiegłym roku zdobyła tytuł czempionki na elitarnym przeglądzie klaczy hodowlanych i uzyskiwała wybitne oceny w testach użytkowych. Pochodzi z utytułowanej rodziny i jest pełną siostrą ogiera Sir Heinrich, który aktualnie pełni obowiązki reproduktora w Landgestüt Celle i który sam dwukrotnie wygrywał krajowe czempionaty, jako 4- i 6-latek.
Oceny Candy: kłus 9, galop 8,5 stęp 8,5, wyszkolenie 8,5, budowa 9, ocena testowego jeźdźca 18,5, ocena końcowa 62,0.

Wśród 4-letnich ogierów tytuł Bundeschampiona z wyraźną przewagą nad konkurencją uzyskał Devonport  (Dancier / Ravallo). Kary (znowu!) ogier po bardzo utytułowanym ojcu uzyskał oceny 9 – lub wyższe za chody, trening i budowę, co nie pozostawiało wątpliwości, że należy mu się medal. Zwraca uwagę bardzo dobre przygotowanie szkoleniowe konia i jego szczera chęć pracy pod jeźdźcem – podczas testów obcego jeźdźca świeże, wesołe galopy zyskiwały spontaniczny aplauz publiczności. Słysząc burzę oklasków ogier „odpalał wrotki”, ale dawał się błyskawicznie podporządkować swojemu jeźdźcowi i skupiony wracał do pracy.
Koszt stanówki tym ogierem to również 800€, ale muszę szczerze przyznać, że mojego serca nie zdobył…
Oceny z finału: kłus 9, galop 9 stęp 9, wyszkolenie 9,5, budowa 9, ocena testowego jeźdźca 18,5, ocena końcowa 64,0.

W 5-latkach brak już podziału na kategorie płciowe 😉 Wygrała bliska rodzina Precla 😉 Ogier Dominy (Diamond Hit / Pour Plaisir) uznany w rasie DSP, premiowany w związku południowym i sprzedany na korungu jako 2,5latek za kwotę 110 000 € niewątpliwie ciekawie się rusza, ale z charakterystycznym dla Diamond Hita eksterierem jako reproduktor wymaga uważnego doboru matek. Zdecydowanie nie mój typ (trochę za krótkie nogi, trochę za długa kłoda, zdecydowanie za mocny kłodą). Sam Dominy o włos nie znalazłby się w ogóle w finale… W konkursie kwalifikacyjnym jego amazonka popełniła błąd i wjechała na czworobok za wcześnie, kiedy jeszcze nie opuścił szranek poprzedni koń. W rezultacie ciemnokasztanowaty ogier stał się bardzo spięty i zdekoncentrowany, więc dosiadająca go  Therese Nilshagen starał się zrobić wszystko, aby odzyskać uwagę konia. Zaowocowało to masą błędów i pomyłek, więc w pewnym momencie Therese zadecydowała o przerwaniu przejazdu i pozostawieniu go bez oceny. Taki reset umysłu na widok drugiego konia bardzo często zdarza się Donnerhallom… Na kolejny przejazd przygotowano konia bardzo długim rozprężeniem z masą przejść i cierpliwym poczekaniem, aż poprzedni startujący zniknie z pola widzenia – ta strategia przyniosła rezultaty, ponieważ Dominy poprawnie wykonał cały program. Nie udało mi się znaleźć w siebie filmu z przejazdów, więc wrzucam link do materiału promocyjnego z prezentacją ogiera, który w finale zdobył noty: kłus 9,0, stęp 8,5 galop 9,5, posłuszeństwo 9,0, wrażenie ogólne 9,0, ocena końcowa 9,0.

I wreszcie finały 6-latków wygrał Fior (Fürstenball / Sandro Hit), który w Ermelo, na Mistrzostwach Świata minął podium dosłownie o włos. Wygrana jego kategorii wiekowej w czempionatach krajowych z pewnością pozwoli jeźdźcowi i właścicielowi konia otrzeć łzy po MŚMK w Ermelo, gdzie początkowo uplasowano Fiora na trzecim miejscu, a potem z powodu pomyłki organizatora zrzucono go z podium na miejsce czwarte. Ciemnogniady (ufff…) ogier odziedziczył urodę po swoim zjawiskowym ojcu Fürstenballu, który do dziś dał aż 43 (!!) uznanych ogierów. Sam Fior jako 4-latek wygrał regionalne kwalifikacje do czempionatów, zdobywając brąz w finałach, po czym został wystawiony na aukcji PSI, gdzie sprzedano go za rekordową kwotę 350 000 euro. Mocną stroną ogiera jest kłus (szczególnie bardzo dobre ciągi, z oceną za chód 9,5), a także wrażenie ogólne – w którym sędziowie za równowagę konia i harmonię w pracy z jeźdźcem przyznali kolejne 9.5 punkta. Oglądając przejazd ma się wrażenie, że Fior z lekkością i łatwością wręcz wytańczył sobie złoty medal.
Oceny z finału: kłus 9,5, stęp 8,5, galop 8,5, posłuszeństwo 8,5, wrażenie ogólne 9,5, ocena końcowa 8,9.
Wspaniały koń i w powyższym zestawieniu na obecną chwilę mój faworyt.
Stanówka tym ogierem kosztuje 1000 € (plus VAT).


Bardzo bym teraz chciała móc za jakieś 3 tygodnie napisać równie obszerne sprawozdanie z polskich czempionatów w Strzegomiu. Zapowiada się fantastyczna rywalizacja i mnóstwo naprawdę klasowych koni.

ANKY copper, ona czy on, hot or not? ;)

$
0
0

Wpadła mi w ręce najnowsza zimowa kolekcja ANKY. Muszę przyznać, że kolory są fantastyczne! Bardzo mi pasują. Nie są nudne i ładnie dodadzą iskry naciągającej szaro-burej porze roku – ale nadal, mimo całej swojej wesołości i nasyceniu pozostają eleganckie i klasyczne. Nawet od dwóch zupełnie niezwiązanych z końmi osób (w tym jednej płci męskiej!) usłyszałam, że dobór kolorów naprawdę łapie za oko 😉
Ponieważ w tym roku jeszcze nie pozwoliłam sobie raczej pofolgować w końskich szmatkach, to tym razem (równowaga w przyrodzie być musi, ha!) przygarnęłam sporo produktów: kilka padów, dwa prześwietne kantary i parę ciuchów dla mnie. Postaram się sukcesywnie wrzucać zdjęcia na bloga, a tymczasem na pierwszy ogień mam komplecik ANKY copper.

Kto się lepiej prezentuje w miedzianych kolorach, on, skarogniady, – czy ona, wątrobiana kasztanka? 😉

IMG_3371 IMG_4157

Hendresonik sfotografowany w pełnym słońcu, zaś Fugu dokładnie o zachodzie, więc i w jednym i drugim przypadku trudno naprawdę dobrze oddać kolor padu. Ten jest dosyć ciemny, przypomina masło orzechowe wzbogacone szczodrze o kilka łyżek Nutelli i drobniutką szczyptę czerwonej sproszkowanej papryki. Pad ma bardzo delikatny (właściwie do zobaczenia tylko z bliska – i dobrze, bo sama nie przepadam za błyskotkami) miedziany brokat. Bez konia, przy pochmurnej pogodzie, ale w sumie w dość neutralnym świetle copper wygląda w ten sposób i jest to bliskie prawdziwemu odzworowanie:
a_copper

Kolor jest zdecydowanie pisany koniom ciemnych maści: ciemnogniady, czekoladowy kasztan, skary i karusek, które niedługo w jesiennych okolicznościach przyrody będą prawdziwą delicją dla oka. Biały siwek w brązowym sprzęcie, czy gniady koń z czarnymi nogami – to również ciekawe zestawienie. Niestety dla jasnych, albo marchewkowych kasztanków trzeba celować w inne kolory z tej kolekcji – na Suchym copper (koperek) po prostu znika i w ogóle go nie widać…

Hot or not?

IMG_4021 IMG_4009IMG_3359IMG_3396

Spróbuję przymierzyć pad do kompletu Ochraniaczy BR Pro Max tobacco, bo wygląda na to, że całość mogłaby się doskonale uzupełniać. Na razie dość przypadkiem udało mi się zestawić kolor copper z kaloszami BR Glitter bronze – taka kombinacja jest bardzo efektowna i w dodatku kaloszkowy bling idealnie pasuje do brokatu z czapraka 😉
a_copper2

Szmatki szmatkami, ale z istotniejszych i  interesujących wieści: dziś rano zabrałam Henrixa na pierwszy nasz wspólny wyjazd: szkolenie piaf-pasaż z Hilmarem Schmidtke, organizowane cyklicznie w stajni Centurion. Hilmar to prawdziwy Mistrz pracy z ziemi – nie do wiary, ile można zrobić w trakcie pojedynczej 20-minutowej sesji! Trener ma ogromne wyczucie i jeszcze większe doświadczenie, sama przyjemność móc podziwiać taki kunszt. A Henderson, po dwóch króciutkich treningach… Już piafuje! 😯
Chyba będzie prawdziwy pożytek z tego chłopczyka :)

IMG_3554

Piaf i pasaż / klinika w stajni Centurion

$
0
0

Piaf i pasaż to tak ogromny temat, że tylko tym dwóm elementom można by poświecić niejedną książkę. Tak jak piruety są momentem kulminacyjnym, jeśli chodzi o zebranie w galopie, tak piaf i pasaż są ekstremalnie wymagającymi pod kątem zebrania, podstawienia, siły i nośności na zadzie elementami wykonywanymi w kłusie. Pojawiają się dopiero w programach Grand Prix, ale ich naukę – szczególnie piafu – warto rozpocząć dużo wcześniej.

Jeżdżę w tej chwili jednego wyśmienicie już piafującego 13-latka, trochę piafuję z Suchym, a dopiero co uczestniczyłam w szkoleniu dotyczącym nauki piafowania, zatem spróbuję pokrótce parę słów opowiedzieć o tym zagadnieniu.

IMG_0994

Piaf jest kumulacją energii. Jego wykonywanie pod siodłem, w trakcie programu przypomina w pełni kontrolowany wybuch tej energii. Piaf to szczytowe zebranie, równowaga, uniesienie i lekkość przodu. Wymaga szczególnie przepuszczalnych i elastycznych pleców, a dodatkowo także odpowiedniego temperamentu konia – dla piafu absolutnie musi być prąd! – dlatego jego zrobienie pod siodłem wraz z przejściami jest znacznie trudniejsze, niż wykonywanie pasażu. Kiedy patrzymy na wyszkolonego, piafującego konia, powinniśmy mieć w głowie hasła: wolność (w sensie swoboda), lekkość i ruch, bo mimo tego, że koń piafuje w miejscu, to jego dynamika i energetyczność jest olbrzymia.
Nauczyć konia piafiować z ziemi można z pewnością każdego. Pod siodłem, z pomocą trenera z ziemi – zapewne również. Piaf w programie, z dobrymi przejściami – to już jest jednak ogromna sztuka i jeśli koń jest zbyt wolny, czy brakuje mu wewnętrznego ognia, to może być to sztuka poza zasięgiem możliwości takiego konia. Kiedy się jednak trafi na wybitnie utalentowanego wierzchowca, można dojść to takiego poziomu (masterpiece!):

Czasem, łatwość i talent do piafu można odkryć w koniu, który zupełnie się z tym wcześniej nie zdradzał :)
gilpiaf

Pasaż jest o tyle łatwiejszy, że nie wymaga aż tak wielkiego żaru tlącego się w końskiej głowie. Wiele koni dysponuje naturalnym wrodzonym ruchem, w którym łatwo uzyskać wyraźną fazę zawieszenia – przy zastrzeżeniu, że nie można jednak właściwego pasażu mylić z pasażowatym kłusem, który wynika z „nafukania” konia: spięcia, usztywnienia, podniecenia czy irytacji (hmm, witamy w klubie Fugu). Stopień zebrania w pasażu nie jest aż tak wysoki, jak w piafie, a część energii jest wydatkowana na łatwiejszy dla konia ruch naprzód. Trzeba swoje oko wyczulić na udawany pasaż – niekiedy konie wyłącznie zawieszają się lub kołyszą w kłusie, pozornie pasażując – często dzieje się tak w odpowiedzi na mocniejsze działanie pomocy jeźdźca (hmm, witamy w kubie Fugu). W takim pasażu nie ma zebrania, nie ma zaangażowania zadu – co skutkuje najczęściej w dalszym etapie brakiem piafu. Nawet w konkursach najwyższej rangi takich koni, które wykonują doskonałe przejścia i piaf, jest jak na lekarstwo. Teraz jednak warto to podkreślić: nie wystarczy ot tak sobie założyć, że się doskonale i klasycznie wyszkoli konia i wszystko będzie świetnie działać. Pasaż i piaf wraz z płynnymi, lekkimi przejściami, prezentowane w ten sposób, jakby były zupełnie wrodzoną i bezwysiłkową dla konia rzeczą – tak mistrzowskie wykonanie jest piekielnie trudne. Konie to nie komputery ani automaty, mają rozmaite trudności fizyczne oraz psychiczne – daleko im do cyfrowej doskonałości. To nie zawsze jest kwestia „poprawienia treningu” – gdyby tak było, można by było przecież wyciągnąć taką Quantę sprzed komputera albo ze stajni, postawić ją na bieżnię i za pomocą „poprawionego treningu” sprawić, żeby prześcignęła Usaina Bolta 😉 To tak nie działa.
Dlatego doradzam odrobinę dystansu, kiedy obejrzymy poniższy filmik, na którym wybrano kilka niezbyt doskonałych przejść pasaż-piaf z olimpijskich przejazdów w Londynie 2012. Wybrano oczywiście po to, żeby narzekać i piętnować, złorzecząc „współczesnemu ujeżdżeniu” – a przecież żaden z olimpijskich jeźdźców nie jechał źle specjalnie i na pewno zrobiłby wszystko, żeby udało się wystąpić idealnie. Ja zatem umieszczam film po to, żeby podkreślić, jak trudne są to elementy:

Jest wiele szkół, od czego należy zacząć naukę – czy od pasażu, czy od piafu. Oczywiście wszystko zależy od konia, jego predyspozycji, budowy, charakteru, chociaż generalnie przyjmuje się, że jako pierwsze należy rozpocząć szkolenie piafu. Konie o wolnym zadzie, które wiszą lub chyboczą się w pasażu i które nauczą się go w ten sposób wykonywać, jest piekielnie trudno wyszkolić później w prawidłowym piafowaniu, tak, aby były zdolne do wykonywania małych, szybkich kroczków. Takie konie zamiast piafu robią pasaż w miejscu.
Piaf na zasadzie zabawy można wprowadzić nawet u stosunkowo młodego konia. W wielu znanych mi topowych stajniach szkoleniowych podejścia do piafu w ręku wykonują już trzy- i czterolatki.
Drugim najczęściej zadawanym pytaniem, zaraz po: „kiedy uczyć piafu?” jest: „JAK uczyć?” Istnieje mnóstwo dobrych metod na naukę piafu (wykorzystujących przejścia z kłusa, cofanie, podpiafowanie ze stępa, czy nawet piruety w stępie), ale najlepiej zacząć jego naukę z ziemi z koniem w ręku (lub, o ile temperament konia pozwala, z jeźdźcem w siodle). Taka praca umożliwia również sprawdzenie predyspozycji konia: na ile ma on szybki zad, czy wykazuje zdolność do zebrania oraz jak radzi sobie jego głowa z nowym i trudnym zadaniem. Pomoc z ziemi umożliwia natychmiastowe nagradzanie konia.

W podwarszawskiej Stajni Centurion odbywają się regularnie kliniki piaf/pasaż prowadzone przez niemieckiego Mistrza Hilmara Schidtke.
Bez dwóch zdań Mistrza – oglądanie tego szkoleniowca przy pracy jest wręcz niesamowite. Hilmar ma olbrzymie doświadczenie, nauczył piafu setki koni i jest doskonały w swoich pomocach: wyrozumiały i delikatny, ale stanowczy, błyskawiczny w reakcjach (właściwie, kiedy tylko w mojej głowie pojawiała się myśl: a teraz powinnam zrobić to – Hilmar w momencie „a teraz” już miał wykonane odpowiednie działanie) i tak niesamowicie czytelny, że konie od pierwszych chwil rozumiały, czego się od nich oczekuje – chociaż sam trener śmiał się, że nie umie rozmawiać z końmi, a gdyby umiał do nich po prostu mówić, to zapewne podwoiłby cenę swoich treningów 😉 Wszystkie konie w jego rękach przez dwa dni pracy zmieniały się nie do poznania. Nawet ekstremalnie ciężkie przypadki na drugiej w swoim życiu klinice robiły olbrzymie postępy, również jeśli chodzi o posłuszeństwo i podporządkowanie.

Sama klinika ma nader interesującą formułę – szkolenie jest dwudniowe, a na każdy dzień przypadają dwie 20 minutowe sesje. Rozstępowane konie na ogłowiu i pasie z wypinaczami są dostarczane do ręki Trenera, a tuż obok ma być obecny szybki i czujny pomocnik z nielimitowanym zapasem cukru.
Koń nosi odpowiedni kawecan (tzw. seretę, kapitalna rzecz do pracy z ziemi, właśnie szykuję się do zamówienia sobie takiej), a początkowe próby komunikacji w kierunku piafu odbywają się na koniu niewypiętym i dotyczą zadania podstawienia obydwu tylnych nóg głęboko pod kłodę oraz przeniesienia na nie swojego ciężaru. Oczywiście koń jest najszczodrzej chwalony za każde działanie w dobrym kierunku. Kiedy to pierwsze ćwiczenie zostanie wykonane, przychodzi wypięcie (początkowo dłuższe wypinacze, potem dobrane pod kątem indywidualnych potrzeb dla każdego konia) i pierwsze kroczki piafu.

Jeśli ktoś miałby wątpliwości, czy dwa dni wystarczą na zrobienie czegokolwiek dobrego, to odpowiedzią niech będzie ten filmik:

Henderson jest super zdolnym koniem – jest szybki, leciutki, odpowiednio gorący, a przy tym kompletnie niczym się nie stresuje i podoba mu się absolutnie wszystko, co się z nim dzieje. Nie gotuje się, nawet ani razu nie świśnie ogonem. Trener chwalił konia, że ten jest niezwykle bystry i ekspresowo się uczy – to prawda, Hendrix nigdy nie traci czasu na problemy i jest zawsze gotowy i otwarty na łapanie nowej wiedzy.
Czerwona wstążka w ogon, na kantar i po jednej na każdy z ochraniaczy 😉

Jestem bardzo ciekawa takiej pracy z Fugu – od października się za nią zabieram. Coś czuję, że tutaj tak łatwo nie będzie 😆

Viewing all 305 articles
Browse latest View live