Quantcast
Channel: Quantanamera Blog
Viewing all 305 articles
Browse latest View live

Trening z koniem i bez konia

$
0
0

Jeśli ktokolwiek powątpiewa w to, że wszyscy intensywnie jeździmy, to go wyprowadzam z błędu :)

Konie pracują, a skład naszego podstawowego teamu uległ pewnym zmianom – obiecuję o tym skrobnąć następnym razem.

Jak zwykle mam mnóstwo zdjęć, o których nawet nie wiem, że powstały, stąd też są całkiem zabawne. Jeśli chcecie mieć obrazek tego, jak wygląda moja praca na koniu, to proszę:

– Bo to jest tak, jedziesz na koniu, i pewnym momencie zamykasz łydki, generujesz energię, oddajesz rękę przed siebie…p1IMG_3818

– … i koń tak nagle rośnie, i robi się taki lekki i rośnie do góry i w przód, i do góry…
p2IMG_3819

– …i tak wyrasta taki ogromny, i taki lekki, i z przodu, i tak naprawdę do góry!
p3IMG_3821

Z ziemi jest nie lepiej, to znaczy jestem daleka od siedzenia na krzesełku i pokrzykiwania -le-wa-rę-ka-pra-wa-no-ga, czy coś w tym typie. Wszystko na koniu robimy poprzez odpowiednie użycie swojego ciała, no to nie mogę się po prostu powstrzymać, żeby pokazywać, jak tego ciała używać 😉 A efekty chyba przychodzą, bo moi podopieczni właśnie podczas uchwyconego na zdjęciach treningu wykonali swoją pierwszą przekątną ze zmianami w seriach.

Tylko dlaczego fotograf, zamiast łapać pięknego konia, dokumentuje quantę-dziwoląga? 😆

skoki_line

Nawet niezłą mam technikę tych lotnych 😀


Dlaczego ujeżdżenie jest takie super :)

$
0
0

Wiecie dlaczego jest?

Bo bierzemy się za takiego śledzia:

baIMG_7527

I za chwilę mamy z tego takiego pięknego konia:

baIMG_5038

Pierwsze zdjęcie odflipowane, bo wygodniej i oglądać i porównać konia zwróconego w tę samą stronę. Sama jestem zaskoczona, jaka ogromna jest różnica!

Nadrabiam newsami, czyli serce nie sługa

$
0
0

Serce nie sługa…

Ano nie sługa i doszło do poważnych zawirowań w końskim stadku.

IMG_2442_
Po pierwsze, Alpi jest już mój :) To niesamowity koń, o kapitalnym charakterze, kontaktowy pieszczoch i słodziak, a w dodatku zmieniający się w treningu dosłownie z dnia na dzień. Ba, to taki typ, który progresuje i staje się coraz lepszy nawet kiedy ma wolne i nie pracuje 😛 Jest też niestety straszliwą mimozą, delikatny i reagujący na wszystko – ale o tym jeszcze później więcej opowiem.

Po drugie, niestety Rockefellerem nie jestem, więc aby sfinansować zakup jednego konia, musiałam sprzedać innego. Padło na Grzybowego, bo z całej stawki to był akurat jego czas… Sprzedany do Niemiec, będzie kontynuował trening ujeżdżeniowy u profesjonalnie trudniącego się tym berajtra. Szkoda, ale cóż – konie to nie Pokemony, nie da się zebrać ich wszystkich 😡

IMG_2497

Alpi natomiast mnie zauroczył i to w dwójnasób: po pierwsze, swoim charakterem, po drugie – niezwykłą plastycznością w pracy i łatwością zmian.
Co do charakteru, to szczerze, takiej pozytywnej końskiej przylepy i pieszczocha – chyba nigdy jeszcze nie spotkałam :) On po prostu uwielbia towarzystwo ludzi i jest przeszczęśliwy, kiedy się nim ktoś zajmuje. Dość napisać, że jeśli poproszę którąś ze stajennych koleżanek o ubranie kasztanka i wypuszczenie go na padok, to dostaję smsem opowieść o tym, że z boksu nie dało się wyjść, bo koń przez kwadrans lizał z błogą miną ową koleżankę po rękach i ramionach i absolutnie nie zamierzał się odczepić 😉
IMG_2090 IMG_2098 IMG_2141
Albo inna z historii o tym, jak to podczas szykowania konia długo trwały poszukiwania jednego ochraniacza, albo kalosza, który położony na słomie zniknął i jakby się pod ziemię zapadł, lub wyparował… żeby w końcu odnaleźć się w końskiej paszczy <img src=" class="wp-smiley" style="height: 1em; max-height: 1em;" /> Ja już Alpa znam na tyle, że podczas ubierania w boksie on zawsze musi coś capnąć i trzymać – a odda dopiero wtedy, jeśli mu się fanta osobiście zabierze. Inaczej potrafi z kaloszem w pysku stać i udawać, że go tam wcale nie ma i on nic nie wie o ginącym sprzęcie 😡 Sama, kiedy go ubieram, zaczynam szykowanie gagatka od podarowania mu zabawki w postaci torby na ochraniacze, która pozwala zająć chwytną paszczę mymłaniem – a mi daje trochę czasu na zapięcie rzepów bez końskiego złodziejstwa <img src=" class="wp-smiley" style="height: 1em; max-height: 1em;" />

IMG_2284 IMG_2285 IMG_2296 IMG_2336

Pod siodłem Alpi jest równie wdzięczny, jak w obsłudze. Leciutki, dynamiczny, z niespotykaną łatwością chodów bocznych. Łatwo się afektuje i podnieca, ale robi to w równie zabawny sposób, co rozentuzjazmowany przedszkolak na wieść o zaczynającej się za chwilę wieczorynce 😉 Jak każdy młody koń, zaczynał z jedną wyraźnie słabszą stroną, ale udało mi się ją bardzo szybko poprawić – z reguły z młodymi końmi zajmuje mi to znacznie więcej czasu. Pierwsze w życiu kawaletki? Zero problemu. Pierwsze ustępowanie? Po prostu je zrobił.

Łydka w zakręcie, wyprostowanie konia, oddanie ręki, aby sprawdzić samoniesienie. Działa jak rzadko dobrze u takiego młodego konia.
IMG_2344 IMG_2347 IMG_2348-copy

A jak ładnie wszystko działa, to mamy zaraz potem taki galop:
IMG_2354

Ponieważ jednak koni ideałów nie ma, to z Alpim też jest nad czym pracować. Po pierwsze muszę mu zaszczepić (jako jego własny!) pomysł, że wszystko co chce i próbuje zrobić ogromną akcją przodu powinien robić swoimi plecami i tylnymi nogami. Muszę też skrócić jego gigantyczny galop – bo inaczej będzie problem z pomieszczeniem się na czworoboku 😉 Plus pracuję nad rosnącym cały czas zaufaniem, tak aby strachy, podniecenie, brak pewności – wszystko to miało drugorzędne znaczenie wobec pomocy jeźdźca.

IMG_2437 IMG_2496

IMG_2533 IMG_2535 IMG_2560

Jak na cztery miesiące od zajazdki – wszystko jest na dobrej drodze.
O ile nas nie trafi rykoszetem Alpowa mimoza, ale o tym jutro w kolejnym wpisie – muszę nadrobić masę zdjęć, które zalegają u mnie na dysku 😉

Z pieskiem na spacerek

$
0
0

Co to dużo pisać – i filmik i foty najlepiej oddają charakter Alpiego :)

patykIMG_5307 patykIMG_5308

Kawaletki

$
0
0

Mimo, że jestem kompletnym nielotem i skakać nie umiem zupełnie, to pracę na drążkach i kawaletkach uwielbiam, stądstaram się włączać ją w regularny plan treningowy. Przynosi profity nie tylko u skoczków, ale również u koni ujeżdżeniowych. Świetnie rozwija siłę zadu, rozbudowuje mięśnie pleców, ale też poprawia jakość kłusa i ułatwia otwarcie konia. W miarę postępów w treningu kawaletki podnoszone wyżej pozwolą nam również pokazać koniowi, że może sam bawić się fazą zawieszenia w kłusie… Sporo zalet!

IMG_3678

Niestety wady też są, bo do kawaletek musimy mieć w trakcie jazdy pomocnika z ziemi, który będzie mógł poprawić przesunięte drągi, podnieść je lub obniżyć czy dopasować do konkretnego konia – bo szeroko ustawione dla jednego mogą okazać się zbyt wąskie dla drugiego zwierzaka. Nie zawsze taka pomoc jest dostępna – i to zapewne powód, dlaczego w wielu stajniach, w tym stajniach treningowych, konie kawaletki widują od święta, albo wcale.

Jak tylko Alpi uzyskał przyzwoitą równowagę pod jeźdźcem w kłusie, pozwoliłam sobie zaproponować mu bieganie po rozkładanych drążkach. Poradził sobie z tym zadaniem tak:
IMG_3606

IMG_3611

IMG_3623

IMG_3642

IMG_3673

 

IMG_3680

Dobrze pojeżdżone kawaletki skutkują od razu poprawą jakości kłusa, który staje się obszerny, sprężysty i o znacznie wyraźniejszym odbiciu. Nawet słabo kłusujący koń, który regularnie pracuje na dobrze postawionych dragach, zacznie się z czasem coraz bardziej bujać. Najważniejsze to nie zniechęcać siebie (i konia) po drodze. Młode konie z ujeżdżeniowych linii, z którymi miałam okazję pracować okazywały się niekiedy być całkowitymi antytalentami w tego typu pracy. Rekordzistą był chyba mój Karol 😆 – który zaczynał od pojedynczego drążka, bo pokonanie dwóch całkowicie przekraczało jego możliwości percepcyjne. Ba, nawet i ten jeden pokonywany kłusem potrafił nadepnąć co najmniej dwiema nogami 😡 W końcu jednak złapał ideę i zasuwał po drążkach nie tylko efektownie, ale i efektywnie. Cała zresztą kadencja Skwarkowego kłusa miała swoje początki na koziołkach :)

Ktoś tu pytał, co u Opfoka

$
0
0

Najmłodszy rośnie, zmienia się, rozwija i powoli też cywilizuje. Przyjął wędzidło, siodło, jeźdźca i nic z tych akcesoriów nie zrobiło na nim jak dotąd najmniejszego wrażenia. Jest w bardzo dobrych rękach u mojej koleżanki i ma też naprawdę mnóstwo czasu na to, żeby odnaleźć się po troszeczku w nowym dla niego świecie pracy 😉
Ale co najważniejsze (przynajmniej dla mnie) – wziął sobie do serca moje zapowiedzi, że ja za andaluzami nie przepadam i jeśli chce kiedyś zagrzać miejsca u mnie w boksie, to powinien wyglądać jak gorącokrwisty koń ujeżdżeniowy, a nie Pura Raza Española. Opfok – a może bardziej już Hendrix teraz? – zebrał się w sobie i zaczął ewoluować w coś, co ma nieco dłuższe nogi, bardziej proporacjonalną kłodę, przepiękną głowę i szyję, słowem coś, do czego jego tatuś z pewnością by się przyznał 😆
Stajenny przystojniak na dzień dzisiejszy prezentuje się tak:

11951822_990344807693848_2786079797123702726_n

I dobrze widzicie – zaliczył postrzyżyny i wreszcie stracił grzywę! Oczywiście zalotna grzywka pozostała nietykalna. No i wyrazy uznania dla fryzjerki, bo poradzić sobie z tym buszem na pewno nie było łatwo. Od razu się zrobił z niego piękny koń :)

Mimo, że z prozaicznych przyczyn nie mam okazji uczestniczyć w podstawowej Opfokowej edukacji (w mojej stajni brak pastwisk i dużych zielonych wybiegów, a to póki co najważniejsze dla trzylatka), to wszystkie najważniejsze wydarzenia są dokumentowane online i w ten sposób doglądam dzieciaka na bieżąco. Pierwsza lonża, pierwsze kłusy luzem po hali :) Zabawna mina, kiedy po raz pierwszy założono mu ogłowie i wędzidło… Wyglądał, jakby właśnie zrozumiał, że oto skończyło się dzieciństwo – i dosłownie miał z tego powodu łzy w oczach:
kudly

Swoją drogą już widzę problemy z dobraniem naczółka… Ta prosta krecha na Opfokowej głowie to ultra długi, opadający naczółek Skwarka… Tia….

Zobaczymy, jak się Ofokowe / Hendrixowe plany ułożą dalej. Odwiedzę go na jesieni i na pewno nie omieszkam wsiąść 😉 Kudłaty ma bardzo fajną, zrównoważoną głowę, świetnie się rusza w trzech chodach i ma fantastycznie pracujący zad. Na razie jeszcze za wcześnie ocenić, na ile sprawdza się w pracy, bo teraz spotyka go bardziej zabawa, niż praca. Kastracja dobrze mu zrobiła, bo stał się bardziej subtelny, niż przepotężny, a to pozwala mi przynajmniej mieć nadzieję na to, że może i ja będę odpowiednią parą do drużyny dla takiego pana. A może wcale nie? Que sera – sera.

Jedna z pierwszych lonży z plecakiem na grzbiecie:
hender

Póki co dzieciak jest z Kudłatego nadal ogromny – żeby na myjce mieć spokojną chociaż chwilę, żeby polać koniowi nogi, trzeba mu do paszczy zapakować uwiąz i szczotkę – dopiero wtedy zyskuje się cenną chwilę spokoju i stania w miejscu 😉

Ale skąd ja to znam – mam w stajni identyczny typ, tylko ma lat pięć, a nie trzy – i właśnie wynalazł nowy sposób na zaoczny trening żucia wędzidła:

 

Mimozy

$
0
0

Trochę mam dziwne wrażenie, wrzucając zdjęcia Alpinusa sprzed miesiąca, bo teraz koń wygląda i chodzi zupełnie inaczej, ale niech będzie – fotek mam dużo, a kiedy w końcu dotrę do tych aktualnych, nieźle na bieżąco będzie można ocenić zmianę.

IMG_2731Miało być o mimozie – o matko! Alpi to chodzący delikates. Z serii tych, co to owinąć w folię bąbelkową i liczyć na chociaż pół dnia bez przygód.
Kasztanek ma bardzo delikatną, króciutką, w wielu miejscach prawie nieobecną sierść. Taki szlachetny! W związku z tym obciera się od wszystkiego, popręg nosi z grubym futrem, a i tak dla pewności prawie bezwłose zmarszczki przy łokciach smaruję przez jazdą cienką warstwą wazeliny. Ba, rudy potrafi obetrzeć się również od kaloszków, albo od rzepa przytrzymującego neoprenową podkładkę pod nachrapnik. Mimoza!
IMG_2845 IMG_2844IMG_2694IMG_2725IMG_2717 IMG_2638 IMG_2648 IMG_2652

Po szczepieniu na szyi konia powstaje mikro-gulka, wyglądająca w porywach jak ugryzienie owada. Koń cierpi katusze i jest prze-nieszczęśliwy. Przestaje ruszać szyją – skoro boli – na tydzień. Nie schyla się do trawy, do siana, stoi w boksie ze zrozpaczoną miną i gdyby tylko mógł, to by ronił łzy i przytulał się do rękawa jakiejś ludzkiej cioci czy mamusi. Siano dostaje w żłobie, bo nie da rady zjeść go ziemi. Po tygodniu stosowania maści przeciwbólowych i okładów z Altacetu koń uznaje, że chyba jednak będzie żył i wraca mu dawny wigor i humor.

IMG_2792 IMG_2783 IMG_2785 IMG_2789_IMG_2889IMG_2877IMG_2899IMG_2903IMG_2909

Szczytem szczytów są jednak delikatne, różowiutkie Alpowe kopytka. Podbicie przodów zdążył zaliczyć błyskawicznie po swoim przyjeździe, ale to naprawdę nic w stosunku do historii z podbiciem tyłów. Otóż zabieram konia w ręku na trawnik tuż przy stajni, raptem na parę minut, żeby wysechł po kąpieli. Koń wsuwa trawę, nadlatuje mucha, która siada na końskim brzuchu. Alp tupie ze złością tylną nogą – mucha nie odlatuje. Tupie jeszcze raz. Pełna ignorancja owada. Więc jeszcze raz – i jest sukces, mucha zgoniona. A tylna noga podbita, podeszwa tkliwa i koń ledwo na nodze staje. Trzy dni spędzone w bucie na spacerkach po miękkim załatwiają sprawę, ale naprawdę – takie L4 przez jedną muchę?

IMG_2922IMG_2953IMG_3015 IMG_2963 IMG_2972 IMG_2991 IMG_2993 IMG_3012
No mimoza!

Alpi w kolejnej odsłonie

$
0
0

Mam kolejne fotki z czasów wielkich upałów z początku sierpnia.

IMG_3597Jak to strasznie nie jest fair, że w naszym klimacie przez sporą część roku nie bardzo jest jak jeździć na zewnątrz :( Zimą ślisko i twardo, więc ląduję z końmi na hali. Czekam wtedy z utęsknieniem na wiosnę i przy sprzyjającej pogodzie udaje się załapać końcówkę marca, kwiecień i maj na naprawdę przyjemne śmiganie po placu. Od czerwca jest wysyp owadów, których u nas w stajni przeżyć się nie da, bo gzy potrafią obsiadać końską szyję nawet po kilkadziesiąt sztuk na raz. W lipcu inwazja krwiopijców trwa, plus dochodzą tragiczne upały, więc znowu przynajmniej część koni, które pracują w środku dnia, jeżdżę pod dachem. Dopiero w drugiej połowie sierpnia ilość owadów maleje na tyle, żeby jazda na dworze była faktyczną przyjemnością dla obojga. Koniec sierpnia, wrzesień, październik – są w sam raz, dopóki nie skasuje popołudniowo-wieczornego jeździectwa pod chmurką zmiana czasu na zimowy. Zatem znowu pozostaje hala i to aż do marca. Wychodzi dobre pół roku w zamknięciu :(

IMG_3124IMG_3122 IMG_3123  IMG_3125 IMG_3134

Na początku miesiąca Alpi uzyskał już na tyle rozumienia pomocy, że wreszcie odkleiliśmy się od bandy i zaczęliśmy pracować więcej na kołach, krótkich przekątnych, serpentynach i dużych ósemkach. W końcu poziom trudności musi przecież stale rosnąć 😉 Na dużych kołach pracowałam też sporo w galopie, z niepokojem zastanawiając się, jak to będzie potem z naszym wyjściem na czworobok i czy ja w ogóle dam radę pomieścić na nim wielki galop.

IMG_3152 IMG_3155 IMG_3157 IMG_3171 IMG_3068 IMG_3281

Alp ogarnął podstawy równowagi pod jeźdźcem w trzech chodach, więc przyszedł czas na szlifowanie przejść i pomocy aktywizujących, czyli żmudnego tłumaczenia tego, o co jeździec prosi konia łydką. Wbrew pozorom łydka „naprzód” wcale nie oznacza, że koń ma od niej popędzić do przodu, tracąc równowagę i przyspieszając tylko przebieranie nogami. Łydka „naprzód” przede wszystkim musi koniowi powiedzieć: uruchom zad, pchnij się tylnymi nogami, a już dalsza interpretacja tego, czy ma być szybciej, czy może nie szybciej, obszerniej i wynioślej, ale przy zachowaniu niezmienionego tempa kroków zależy już od tego, co poza łydką mówi jeszcze reszta ciała jeźdźca: dosiad, ręka, równowaga.

IMG_3375 IMG_3431 IMG_3435 IMG_3442 IMG_3451

Żaden koń się nie rodzi z książką, będącą instrukcją obsługi jeźdźca. Jeśli chcemy mieć reakcje na pomoce, młodziaka trzeba tych reakcji nauczyć – nie popadając po drodze jeszcze w masę ślepych zaułków, które czyhają z każdej strony, żeby wyprowadzić jeźdźca na manowce. Jeśli wsiadam na gorącego i mocno idącego do przodu konia, jak bardzo wtedy kusi, żeby jeździć w ogóle bez łydek… W sumie po co, przecież koń sam idzie jak burza, a stuknięty łydką to już w ogóle osiąga prędkość kosmiczną i trudno go opanować! Ha, właśnie po to, żeby takiego nadgorliwca przyzwyczaić do działania nogi,  bo jechać aktywnie to wcale nie oznacza szybko ( i vice versa, koń zasuwający do przodu jak maszynka do szycia wcale nie musi iść aktywnie, może być sztywny i poza równowagą). Nie używając łydki nigdy nie nauczy się konia, że te łydki będą go w trakcie jazdy nie tylko spotykać, ale i prosić o różne rzeczy: podstawienie zadu, zgięcie, ustąpienie, zmianę chodu, przesunięcie kłody. Zmiana stylu jazdy w późniejszym czasie będzie dla konia dziwnym i niezrozumiałym wydarzeniem, które kompletnie inaczej ułoży zasady jeździeckiej gry.

Żeby mieć pewność, że konia mam pod dosiadem i w łydkach możliwie często sprawdzam jego samoniesienie oddaniem ręki. Dłonie powinny wtedy przesunąć się do przodu nad grzebieniem grzywy, ale że sobie nigdy nie żałuję swobody działania ręki, wyciągam ramiona na ile tylko mogę do przodu:

IMG_3205 IMG_3207 IMG_3208

Skoro wyszło dobrze i koń pozostając w równowadze utrzymał niezłą jak na swój etap wyszkolenia sylwetkę, testuję, czy uda się na chwilę jeszcze coś więcej. Zamykam łydki, wyjeżdżając do przodu i do góry, a czy koń pozbawiony supportu ręki rozpadnie się, pobiegnie przed siebie, czy też może zaangażuje więcej zad i w efekcie jego front urośnie? Alpi nie jest do końca zachwycony postawionym przed nim niełatwym zadaniem, ale odpowiada w 100% poprawnie:

IMG_3215

W nagrodę dajemy cukierka, rozjeżdżamy konia do dołu i na dzisiaj koniec jazdy :)

IMG_3540 IMG_3589Koń wygląda na zrelaksowanego, a nasza część pracy – poza stępowaniem – zajęła w porywach 20 minut. Czas na solidne SPA i zabawę na myjce, z której ja wychodzę co najmniej tak samo dobrze wykąpana wodą ze szlaucha jak Alpi 😉

IMG_3558


Podkowy najwyraźniej na szczęście

$
0
0

Jako, że dziś się widziałam z kowalem, skrobnę słówko o podkowach.

Before & after: srebrna, wyślizgana podkowa to ta stara, sprzed 1,5-miesiąca, szara to nowa, zakładana po przekuciu. Cały rozmiar do góry!

IMG_0933
Po niezbyt udanej próbie pozostawienia Alpiego boso (biedak zaliczył bolesne podbicie, niemiłosiernie łupał sobie każdego dnia krawędzie rogu, a dodatkowo wyraźnie widać było, że nie czuje się komfortowo na swoich malutkich stópkach) zdecydowaliśmy z kowalem o tym, że podkuwamy u konia przody. Po półtora miesiąca przyszedł termin na kolejne przekucie – a rezultaty jak widać :)

IMG_0931 IMG_0932
Kopyto nie tylko się pięknie rozrosło, dając koniowi większą powierzchnię podparcia, ale i z podłużnego zrobiło się znacznie bardziej okrągłe. Wszystko to dzięki fachowej pracy pana Pawła Ciołka, no i oczywiście wsparciu mojej ulubionej biotyny :) Miło popatrzeć, a to jeszcze nie koniec. Za tydzień czeka nas kolejne przekucie, i znów będzie rozmiar w górę.

Koń zaczął swobodnie stawać na swoich przodach i… tupać. Może to zabrzmi dziwnie, ale ważne jest dla mnie to, co słyszę w stępie i koń krocząc powinien wyraźnie i śmiało uderzać kopytem o podłoże przy stąpaniu. Bosy Alpi stawiał kroki niemal bezgłośnie, oszczędnie ruszając łopatkami, o ile nie szedł po miękkim piasku.W całej swojej jeździeckiej karierze miałam jeszcze tylko jednego tak wrażliwego konia – co ciekawe, także z różowymi kopytkami i wysoko malowanymi nogami – Zombiego. Coś w tym jest, że kopyta o jasnym rogu potrafią być delikatniejsze.

IMG_7755

Za to tyły pozostały bose… i nie drgnęły ani o cal. Wszystko to, co przyrosło, koń starł albo odłupał. Mamy dość specyficzne środowisko w stajni, bo konie dużo przemieszczają się pod twardej granitowej kostce o znacznych właściwościach ściernych. Tylne kopytka pony size zostały kucykowe bez zmian :( Co więcej, w trakcie kolejnych 6 tygodni treningu przód zaczął być wyraźnie lepszy, niż tył (a nie jest to dobra tendencja), a że dodatkowo tylne kopytko udało się Alpiemu podbić przy okazji odganiania muchy na trawniku (hmm)…  Przyszedł zatem czas na podkowy na tylne nogi.

Dwa dni po okuciu na cztery Alpi… zaczął brykać. Wcześniej nigdy tego nie robił! I dodawać w galopie. I biegać, i ścigać się, i zabierać się z piskiem, i czuć tę właściwą koniom radość nieskrępowanego ruchu. Wcześniej na padoku owszem, podbiegał, dokłusował, ale nigdy tak, żeby dawać się ponieść głupawce. Im więcej będzie Alpi sam chodził i biegał, tym szybciej urosną i wzmocnią się jego kopyta, ale również i stawy, ścięgna i mięśnie. Trening możemy teraz również urozmaicić bieganiem luzem po hali, a za kolejne 2-3 przekucia pozwolę już kasztanowi na skoki w korytarzu.

IMG_6023

Tak przy okazji – czy wiecie, skąd pomysł przybijania podkowy nad wejściowymi drzwiami? Początek tego zwyczaju wiąże się z legendą o Świętym Dunstanie, który to wśród rozlicznych swoich talentów trudnił się także wykonywaniem przedmiotów z metalu. Razu pewnego zawitał u niego sam czort, żądając podkucia kopyta. Zakonnik błyskawicznie zorientował się, z kim ma do czynienia i wmanewrował diabła w pakt, zgodnie z którym wszystkie domostwa z zawieszonym symbolem podkowy miały być nietykalne dla wszelkiego zła.

Co ciekawe, istnieją aż trzy różne wersje „jedynego słusznego sposobu” zawieszenia podkowy. Niektórzy utrzymują, że należy ją przybić na kształt litery U, bo w ten sposób tworzy zamknięte naczynie, do którego będzie wpadało szczęście i zbierało się w środku, zostając na zawsze na miejscu. Powieszenie podkowy odwrotnie grozi katastrofą, albowiem całe szczęście nam wtedy wycieknie!
Z kolei inna szkoła zaleca wieszać podkowę koniecznie otwartą częścią w dół. Szczęśliwa podkowa, wykonana z żelaza, czyli szlachetnego materiału tworzy w ten sposób łuk, pod którym nie odważy się przejść żadna nieczysta siła.
Trzeci sposób, najmniej rozpowszechniony w naszych rejonach głosi, że podkowę należy przybić bokiem, na kształt litery C, będącej pierwszą literą imienia Chrystusa i tylko taki sposób montażu podkowy zapewni, że będzie ona nas strzec.

IMG_7759
A Wy, jak zawiesilibyście podkowę?

Naczółek dla chrzestnej matki – zdjęcia :)

$
0
0

Pamiętacie konkurs naczółkowy?

Dostałam niedawno zdjęcia na przepięknym modelu, któremu w Swarovskich wyjątkowo do twarzy :)

naczokek2Gniade konie są piękne, a dodatkowo mam słabość od odmian na nosie :) Gratuluję wygranej i mam nadzieję, że długo i szczęśliwie posłuży.

naczolek1

Migawka z MP

$
0
0

Mistrzostwa Polski za nami, i nawet, mimo, że odwiedzałam stajnię Bobrowy Staw jedynie pieszo, załapałam się na takie oto piękne zdjęcie:

11921684_1186263628066948_3751295287017498644_n

Wszyscy plotkują, rozglądają się na boki, kolega demonstruje, jak bardzo jest fotogeniczny i tylko jedna panna, rozmarzona, nieco błędnym okiem wpatruje się w pląsające na rozprężalni wierzchowce. Hahah, ja to mam chyba te całe konie wdrukowane nieuleczalnie 😉

Jak wrażenia po MP? Pogoda niezbyt dopisała, było wietrznie i deszczowo, w trakcie przejazdów łopotały banery, a nawet zdarzyło się, że nad czworobokiem przefrunął balon sponsora… Pewnie dlatego średnio dopisała publiczność, w zeszłym roku szczególnie finały Mistrzostw Polski zgromadziły spore grono widzów.

Dwie pary stanowiły klasę same dla siebie. Zeszłoroczna medalistka Anna Łukasik i jej niezwykła klacz Ganda oraz Katarzyna Milczarek i siwy, mocno pobudliwy Teo.
Przyznam się szczerze, od razu bijąc się w piersi, że rok temu siwy niespecjalnie robił na mnie wrażenie. Za mało gładki w całym przejeździe, wyraźnie się gotujący, często niezbyt równy. Tak sobie myślałam, że nie do końca mój typ i akurat zbyt wielką fanką tej pary (w przeciwieństwie do duetu amazonki z Dżeko) to raczej nie będę. No cóż, wygląda na to, że się pomyliłam :) Bardzo fajna jazda, piękne piaffy i pasaże, dodania, a piruet w piaffie, gładko i płynnie zamieniony na piruet w galopie… Boski. Chciałabym kiedyś tak pojechać tej klasy czworoboki!

 

Gandzie dopinguję zawzięcie od samego początku – zapewne dlatego, że ma ona wiele wspólnych cech ze Skwarożkiem :) To niesamowite, że koń będący zbiorem anty-cech konia ujeżdzeniowego na czworoboku i pod siodłem pokazuje absolutnie wszystko, co u tego ujeżdżeniowego konia chcielibyśmy mieć i zobaczyć. Piękne chody, rozluźnienie, równowagę, zebranie i współpracę z jeźdźcem. Szczególnie imponuje to, że Ganda dobrze wie, gdzie jest, dobrze wie, co robi i w tym wszystkim jest po prostu zadowolona – widać, że czuje się pewnie i bezpiecznie. To było widać przez 100% czasu pobytu tego konia na zawodach – podczas przeglądu, dekoracji, w stajni… Pozazdrościć tylko takiej więzi i współpracy z koniem!

Szkoda, że z przejazdów wypadła Mistery i Żaneta Skowrońska, bo także byłam ciekawa tej pary – no i oczywiście ogromny żal, że w tym roku o medal nie zawalczył Rumba. Obydwie pary to również niekwestionowani faworyci. Z par, które łapią za oko i jak tylko nabiorą rutyny, to będą plasować się bardzo wysoko – warto śledzić konia  Aramis, którego trenuje Olga Michalik. Kawał świetnej jazdy, chociaż kare ogierzydło na pewno nie należy do najprostszych koni 😉

Alpi kingslandowy

$
0
0

Szaleństwo!

IMG_4670Jakie to niesamowite uczucie, móc pracować z koniem, który nie tylko nie składa się z kłębka problemów do rozwikłania, ale w dodatku z jazdy na jazdę jest coraz lepszy. Ba, nawet kiedy ma wolne i nie pracuje, to kiedy po przerwie wsiadam znowu na delikwenta mam wrażenie, że od ostatniej jazdy koń intensywnie rozmyślał o tym, o co mi chodziło, o co go prosiłam i co powinien poprawić, zrobić więcej, lepiej, bardziej… Raczej na co dzień mam do czynienia z przypadkami dość skomplikowanymi i nie zawsze też entuzjastycznie nastawionymi do pracy. Bardzo miła odmiana! I sprawdzają się hodowcy Alpa słowa o tym, że bardzo ceni sobie konie z linii Argentinusa i to nie tylko dlatego, że mają piękne, ale również bardzo dobre głowy 😎

IMG_4648
Alpi zaczął się całkiem nieźle układać na pomocach, zatem w związku z tym powoli wprowadziłam przymiarki do tego, żeby pozbawić się jednej z nich – mianowicie bacika. Bat niesamowicie pomaga w pracy z młodym koniem i bynajmniej nie służy do bicia nim biednego zwierza. Bacikiem można konia dotykać w różnych miejscach (nie tylko po zadzie), naśladując ruch taki, jakbyśmy chcieli z końskiej skóry strącić natrętną muchę. A by pokazać koniowi, jak ma połączyć działanie łydki z większym zaangażowaniem zadu świetnie sprawdza się… świstanie (szumienie?) końcówką bacika. Do tego jest jednak niezbędny odpowiednio dobrany ujeżdżeniowy bat… Niestety różnica pomiędzy profesjonalnym (i niestety drogim) batem ujeżdżeniowym, a jego tanią, supermarketową wersją jest ogromna. Dobry bat jest elastyczny, a nie sztywny i reaguje na ruchy ręki jeźdźca. Jeśli „pomerdamy” nadgarstkiem, powinna zabujać się sama końcówka bata. Dobry bat się nie spóźnia, czyli ruch ręki jest natychmiastowo przenoszony na koniec bacika, nie musimy czekać, aż dopłynie do niego „fala” z rozbujanego uchwytu bata. Dobry bat wyda lekki dźwięk w trakcie ruchu (bo większość koni zdąży już zareagować na ten właśnie odgłos, wtedy w ogóle nie mamy potrzeby dotykania konia bacikiem). Dobry bat jest lekki i odpowiednio wyważony, czyli sam układa się w dłoni, nie musimy go trzymać, aby układał się w dół i do tyłu. Fantastyczne baty ujeżdżeniowe robi firma Fleck – mój ulubiony model to Feldmann Balance. Zamiast klasycznej rączki ma dwie nieduże drewniane elipsoidy, które świetnie układają się w dłoni i fantastycznie równoważą bacik.

IMG_4930

Bacik bacikiem, ale za wszystkie dobre odpowiedzi zawsze chwalimy i cukrujemy czempiona! Rozumienia nagrody konia też trzeba nauczyć, a te konie, które chwalone cieszą się i stają zadowolone zawsze chcą się uczyć i błyskawicznie chłoną wiedzę. Niestety często wsiadam na zwierzaki, które nie mają pojęcia, że oto właśnie zrobiły coś dobrego, a głaskanie po szyi, chwila przerwy w pracy czy kostka cukru podana dopaszczowo jest właśnie fantem-nagrodą. Pochwały przyjmują z obojętnością, bo nie zostały nauczone, że to jest coś dobrego i miłego… Tymczasem każdy koń ma coś, co lubi najbardziej i nawet średnio wnikliwy obserwator może dostrzec objawy końskiego ukontentowania :) Ja bez kilku kostek cukru w kieszeni nigdy nie wsiadam, ale oczywiście poza cukrem pochwalenie konia głosem albo podrapanie go dwoma palcami po szyi jest czymś, co każdy jeździec w każdej chwili ma na podorędziu.

IMG_4662IMG_4854IMG_4864IMG_4818

Kolejna krótka jazda na młodziaku dobiega końca, więc na stępa śmigamy na dwór. Pensjonat Garo mieści się na ogromnym terenie, zatem mamy luksus spaceru w teren do lasu. Kilka lat temu stacjonowałam w stajni, w której dookoła całego ośrodka poprowadzono ścieżkę do jazdy z profesjonalnym podłożem. Coś pięknego! Solennie sobie obiecuję, że taka ścieżka będzie jednym z must-have w mojej własnej stajni! :)

IMG_4939IMG_4939_IMG_4945 IMG_5010 IMG_5041 IMG_5188

Hasamy po dworze

$
0
0

Przyszedł wreszcie czas (odpowiedni etap pracy i aura), żeby się przenieść z normalnymi treningami na dwór, a tam z kolei nastąpiły dwie dość niepokojące mnie rzeczy.

Po pierwsze, budują nam nieopodal placu… królikarnię! Prawie tak okazałą, jak słynny mokotowski pałacyk 😉 Mieszkańcy królikarni sprowadzili się do stajni już jakiś czas temu i jak to przystało na króliki – mnożą się na potęgę. Tyle tylko, że ich domek powstaje przy udziale czterech lub pięciu odzianych w odblaskową zieleń panów, którzy lawirując pomiędzy stertami palet z materiałami budowlanymi stukają, wiercą, tną, detnoują i ogólnie wydając nieprzewidywalne odgłosy w pocie czoła montują konstrukcję tuż za wałem otaczającym plac. Nie są to zbyt sprzyjające warunki dla młodego konia, ale trudno, najwyżej spadnę. Hali mamy już dość! 😡

IMG_6745

Po drugie, zafundowaliśmy sobie na placu czworobok i to dla zielonego szczypiora Alpiego dodatkowe utrudnienie. Nie ma band, a one jednak ułatwiały przemieszczanie się wyprostowanego konia wzdłuż bandy naprzód. Tutaj wszystkie zakręty są hmm, jakieś takie umowne… W dodatku halę mamy dużą, a teraz trzeba się pomieścić na placyku 20 x 60 metrów. Tymczasem krótka ściana przy wielkim i jeszcze wciąż za szybki foulee w galopie robi się naprawdę krótka… Jak ja mam dać radę tam pozawijać?

IMG_6502 IMG_6560 IMG_6684 IMG_6758IMG_6493IMG_6466IMG_6496

Na szczęście moje obawy okazują się płonne. Na czworoboku się – może nie idealnie, ale mieścimy i jak na razie nie mam na swoim koncie żadnej skasowanej szranki 😉 I oczywiście, widok klonów Boba Budowniczego jest dla Alpiego bardzo podniecający, ale koń na szczęście nadal pozostaje pod kontrolą, chociaż poziom jego skupienia na pomocach w takim środowisku mocno się – szczególnie początkowo – obniżył. Alp nie należy do koni bojaźliwych, ale też w dość dużym stopniu monitoruje otoczenie i jakieś niespodziewane bodźce generują u niego sporo ekscytacji. Pamiętam, jak podczas jednego z pierwszych dosiadań Alpi wrzucił sobie zajawkę na… bandę… Uciekaliśmy zatem od jednej, strasznej, aby finalnie dobiec do drugiej – jeszcze straszniejszej! Zatem znowu zwiewamy, a tu następne diaboliczne deski straszą mi konia! Spora część jazdy przypominała jakiegoś szalonego pin-balla :roll: Alpi ma jednak pewną bezcenną cechę, mianowicie bardzo ufa swojemu jeźdźcowi i wszystkie strachy można przezwyciężyć i zlikwidować – najlepiej uśmiechem. Bywa zatem, że toczę jakieś abstrakcyjne monologi podczas jazdy, pytając konia czy aby na pewno mu chodziło o obawy przed pomalowanym żółto-czarnym drągiem, bo to przecież tylko taka większa wykałaczka 😉

IMG_6509 IMG_6666 IMG_6675 IMG_6772 IMG_6777

To zaufanie do człowieka ma zresztą dwa końce i czasem niechcący łatwo je naruszyć. Kiedyś Alpi dostał ode mnie po nosie za notoryczne nawiewanie z boksu. W końcu otwarte czy uchylone drzwi nie oznaczają, że trzeba w nie na łeb na szyję zanurkować, dając dyla kłusem na korytarz. Koń przecież wychodzi, jeśli człowiek go do tego zaprosi. Kilkakrotnie ostrzeżony głosem i cofnięty Alpejczyk uznał próby wyjścia za świetną zabawę i ani myślał z nich rezygnować. Za którymś razem, kiedy zamierzał wyjść, skoczyłam w jego kierunku srogo wymachując rękami. O matko, jak on się na mnie za to obraził! :( Dwa dni siedział gdzieś w odległym kącie boksu, nie podchodząc do ludzi i obrzucając mnie spojrzeniem: „Ej, tak się nie robi!”. Nie wystawiał głowy na korytarz podczas stajennej krzątaniny czy szykowania innych koni, tak jak to zwykle ma w zwyczaju. Ależ mi było przykro… W końcu chyba jednak uznał, że moja pokuta się skończyła i wrócił do siebie 😉 Normalny Alpi, czyli wesoły, kontaktowy, zawsze blisko i tuż obok, obgryzający uwiązy, podkradający ochraniacze i z daleka odzywający się z boksu na mój widok. Zawarliśmy układ – ja go więcej nie straszę, ale on też już nie daje nogi z boksu przy otwartych drzwiach 😆

IMG_6795 IMG_6800 IMG_6835 IMG_6836 IMG_6842 IMG_6844

 

Ręczniczek, Nowy Rok i koniec Ice Bucket Challenge

$
0
0

Kochani! Kolejny rok za nami.
Życzę wszystkim, aby był lepszy niż poprzedni, i żeby każdy z nas miał przez ten rok odwagę, by gonić za marzeniami, bo czas strasznie szybko mija.

Koniom życzę przede wszystkim braku kontuzji, a poza tym dobrych i doskonalących się jeźdźców, z którymi można się dogadać.

Sama triumfuję, bo udało mi się spełnić obietnicę i przez cały grudzień, każdego dnia sumiennie publikować notkę. Nie grozi mi polanie się zimną wodą 😆 Czytelników bloga w ostatnim roku szalenie przybyło (mamy tutaj w grudniu ponad 10 000 unikalnych czytelników).
Czy mam pisać dalej? :)

IMG_6885

Noworocznie pozdrawia wszystkich Alpi, który po jeździe zażywa zasłużonych rozkoszy ręcznika:

Precel na Nowy Rok

$
0
0

Na nowy rok przedstawiam najnowszego konia z ferajny, czyli badeńsko-wirtemberskiego Precla 😉

IMG_0526

Kolejny bezimienny młodzik. Właściwie na początku pobytu u mnie otrzymał robocze imię nie Precel, ale… Serdel. To od jego reakcji na wędzidło – ślinił się na metal w paszczy jak rasowy buldog na widok serdelków. No i przyczepił nam się do niego ten Serdel – ale to chyba niezbyt ładne imię dla konia. Poza tym bywa, że poprzedni właściciele koni dalej śledzą ich losy online, a chyba nie byłoby szczególnie przyjemnie dowiedzieć się, że „Twój Serdel robi postępy”. Już miałam za swoje, kiedy hodowca Grzybowego nie mógł zachować powagi dopytując się, dlaczego u licha jego konia nazywamy „mushroom” 😆
Serdel został zatem przemianowany na Precla, bo jest nieprzeciętnie giętki i gdyby tylko miał wenę, to mógłby dowolną część swego ciała posplatać na precel.

Taki o to śledzik do mnie przyjechał – fotki następnego dnia po wypakowaniu chłopaka z przyczepy:
IMG_9083 IMG_9089

Jakoś tak pod koniec września dostałam cynk, że jest ciekawy koń do obejrzenia. Zupełnie surowy, ale miał już na grzbiecie kilka razy jeźdźca, jest zatem możliwość sprawdzenia po siodłem, jakie koń daje uczucia. Kasztanek na filmach wyglądał ciekawie, a że kilometrowo wypadał w zasięgu jednodniowej wycieczki, postanowiłam, że się do niego wybiorę. Skontaktowałam się zatem z hodowczynią (paskudna ta żeńska forma rzeczownika) konia i oznajmiłam jej, że może to wyda się dziwne, ale przyjadę od razu z przyczepą, bo jeśli oględziny i badania konia wypadną pozytywnie, to oszczędzę sobie dodatkowej kilkusetkilometrowej trasy i od razu chłopaka zabiorę. Nicole roześmiała się wesoło i odparła: „To absolutnie nie jest dla mnie dziwne. Wiele lat temu dokładnie tak samo kupowałam matkę kasztanka. Pojechałam 700 kilometrów w ciemno z przyczepą oglądać klacz, a wróciłam już razem z koniem”. Widać to dla klanu Preclów rodzinne 😉

Od pierwszych dosiadów Prec był bardzo łatwy i przyjemny do jazdy – tylko życzyć sobie takiego konia :)
IMG_9497 IMG_9498 IMG_9376 IMG_9377

Podczas jazdy testowej Prec oczywiście pływał między pomocami i miał spore problemy z zagalopowaniem na dobrą nogę – nie poddałam się jednak, zostałam z pomocami na lewo tuż przed zakrętem, dałam kolejny sygnał do zagalopowania… i koń z kontrgalopu zmienił lotnie nogę, wywołując spore zaskoczenie mniej samej i widzów 😉 Poza zupełnym brakiem wykształcenia Precel fajnie szedł do przodu, był czuły na pomoce i – na co zawsze bardzo zwracam uwagę – chętnie udostępniał plecy, aby zabrać nimi ciężar jeźdźca. Chwila rozmowy z Blondynem, szybki rzut oka na nagrane filmy – i decyzja – zabieramy kasztana ze sobą.
Paszport Precelka wręcz ocieka Donnerhallem i sam koń jest iście książkowym przedstawicielem tej linii: z wszelkimi jej plusami i minusami. Ma trzy bardzo dobre chody: obszerny i zawsze rytmiczny stęp, bardzo dobry kłus z naturalną wyraźną fazą zawieszenia oraz ogromny galop z rewelacyjną pracą zadu. Ma nie tylko talent do zebrania, chociaż skrócone chody będą wymagały pracy nad równowagą, a także naturalne piękne poszerzenia chodów. Ale jak to Donnerhalle – łatwo go uczynić silnym, więc trzeba jeździć lekko, dynamicznie, na delikatnej ręce i pracować nad szybkością reakcji. Ma też nieco „ogierzych” zachowań – potrafią go rozkojarzyć inne konie i wtedy tęsknie je nawołuje. Poza tym puchnie w oczach, już zapuścił sobie potężne szyjsko i będzie z niego raczej konkretny męski i mięsny typ, a ja jakoś bardziej lubię te eteryczne, subtelne koniki 😉
Poza tym Precel jest – jak rzadko się trafia – koniem bezproblemowym. Od początku symetryczny (czego nie mogę powiedzieć chyba o żadnym z młodzików, które dotąd zajeżdżałam), od początku rytmiczny (co za ułatwienie, kiedy nie trzeba koniowi tłumaczyć żmudnie złej jego koncepcji spieszenia albo opieszałości), od początku z łatwością rozluźnienia, czy chęcią do żucia z ręki.

IMG_9416IMG_9546 IMG_9449 IMG_9515 IMG_9533

Jedna tylko rzecz Precla przerosła zupełnie. Myjka! Dziwaczne miejsce, które dałoby się jeszcze przeżyć, gdyby nie znajdująca się na myjce woda. Woda, która za wszelką cenę próbuje dotknąć końskiej nogi! Armagedon, zagłada i zgroza! Apage woda! Precel wił się jak wąż, żeby tylko uniknąć strumienia i chyba podejrzewał, że zamierzamy go polać co najmniej wrzątkiem, kwasem solnym albo wodą święconą, kiedy on dawno już nie był u spowiedzi :roll:
Gdy choćby kropla wody dotknęła tylnej Preclowej nogi, rudzielec przysiadał na pupie, robił się ultra króciutki, a wszystkimi odnóżami zaczynał pilnie kłusować w miejscu. To ci dopiero metoda na naukę piafu! :hihi: Żałuję, że nie udało mi się nagrać filmu – niestety myjka za ciemna i mój telefonik nie dawał rady.
Po jakichś dwóch tygodniach osiągnęliśmy stan taki, że koń na myjce przysypia, a polewać go można w dowolnych konfiguracjach nawet dwoma wężami na raz. Niestety na piafowanie będę musiała wymyślić teraz jakiś inny sposób! 😉

IMG_9113


Adele’s ‚Hello’ Equestrian Parody

$
0
0

Dziś mam dla Was piękną jeździecką wersję megahitu Adele „Hello”. Czy może raczej parodię, a nie wersję, bo tekst jest dosadny i obfitujący w parę przekleństw. Dla tych, którzy nie wszystko zrozumieją lub usłyszą – polska transkrypcja poniżej:

 

Halo, to ja.
Goniłam cię przez 40 minut,
by zabrać cię do środka,
żeby wziąć cię do stajni,
za którą płacę fortunę co miesiąc
ale ty wolisz srać na padoku.

Halo, czy ty mnie słuchasz?
Twoja chwilowa głuchota doprowadza mnie do szału,
kiedy już czas wracać,
twoi kumple są już dawno w stajni,
muszę umyć ci nogi, puzdro i oczyścić ci kopyta.
Zawsze między nami jest to błoto
albo milion much 😆

Halo, teraz z drugiej strony.
Wołałam cię już chyba 1000 razy,
żeby zabrać cię z tej ulewy,
ale zawsze gdy ciebie wołam
znów spieprzasz ode mnie.

Halo, z tego suchego i ciepłego miejsca.
Przynajmniej mogę powiedzieć, że próbowałam:
cukierkami i marchewkami,
raz za razem,
ale to i tak nie ma znaczenia,
nawet mimo, że błoto sięga mi do pasa.

Halo, już czas.
Żeby opuścić to śmierdzące pole
i wrócić do środka
i skończyć tą głupią zabawę.
Mam nadzieję, że będę mogła jeździć.
Albo przynajmniej pojechać skosem przez drogę
kręcąc się w dzikiej galopadzie.

To żadna tajemnica,
że służysz do jeżdżenia,
a ty wystraszasz się, gdy tam nic nie ma…

Halo, z drugiej strony drzwi stajennych,
już wysuszyłam ci nogi.
Powiedziałam przepraszam,
że zepsułam ci zabawę.
Ta gąbka jest do pyska,
a ta do tyłka. 😆

Halo, z pod spodu,
który muszę czyścić 2000 razy.
Mówię ci, twój ogon jest tak brudny,
jak twoja grzywa.
Ale nie ma sprawy, wyczyszczę,
muszę to zrobić znów, i znów.

Halo, mam piasek w oczach,
mieliśmy skoczyć,
i wtedy się spłoszyłeś.
Wyglądasz jakby było ci przykro,
że spadłam na twarz,
ale to nic nie pomoże,
bo będę musiała nosić kołnierz ortopedyczny.

Halo, z podróży
wracam do domu, bo zraniłam swoją dumę,
ale to nie jest trwała szkoda,
więc wrócę o piątej,
żeby powtarzać to szaleństwo,
które sprawia, że czuję, że naprawdę żyję…

Waldhausen derka polarowa Esperia

$
0
0

Różnie można konia w zimie derkować, ale bez polarowej derki ani rusz. Musiałam w grudniu uzupełnić trochę stan osuszających derek i w moje ręce wpadł nieco przypadkiem produkt, z którego jestem wyjątkowo zadowolona. A że jeszcze wpadł w przyjemnej, promocyjnej cenie, to wręcz świętuję 😉

Waldhausen derka polarowa Esperia

9-10

Na zdjęciach producenta wygląda na zupełnie przeciętną derkę, ale na żywo spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie. Sami zresztą zobaczcie:

IMG_6677IMG_6658-1 IMG_6682

Po pierwsze derka jest uszyta z niezwykle miękkiego materiału, którego zewnętrzna strona pokryta jest drobnym, lekko „brzoskwiniowym” w dotyku meszkiem. Ten meszek załamuje światło i nadaje derce nieco metaliczny połysk – materiał nie jest matowy, jak w standardowych polarowych derkach, dzięki temu szczególnie efektownie prezentuje się kolor derki. My zdecydowaliśmy się na piaskowy beż, ale widziałam też na żywo turkus, malinowy ciepły róż czy ciemną, opalową zieleń – wszystkie na żywo wyglądały przepięknie. Mnie kusi teraz ciemny granat… Sesję foto wypadło mi niestety robić przy dość pochmurnej pogodzie, chociaż w pewnym momencie złapaliśmy się na błysk słońca i derka zaprezentowała wyjątkowe spektrum swojego koloru:
IMG_6686

Na wypadek, gdyby ktokolwiek miał ochotę poczuć się bardzo wybrednym przy przeglądaniu palety barw, producent przygotował aż 20 (sic!) różnych kolorów. Fiolety, pomarańcze, czerwienie, duża gama zieleni i niebieskości, niesamowita głęboka czerń (szkoda tylko, że w zestawieniu z szarą lamówką, za którym niezbyt przepadam) – zdecydowanie jest w czym przebierać.

IMG_6687IMG_6685 IMG_6693 IMG_6695
Derka jest zapinana z przodu na jedną klamrę, dodatkowo zabezpieczaną na szeroki rzep. To bardzo wygodne rozwiązanie, pozwalające na szybkie zakładanie czy zdejmowanie derki, która w ten sposób doskonale się nadaje do użytku do jazdy, na stępa przed albo po treningu. Do boksu lub dla wysuszenia mocno spoconego konia wybrałabym jednak derkę bardziej zabudowaną na froncie, zapinaną na zakładkę.
Wszystkie polary tego modelu obszyte są lamówką w kontrastowym kolorze i ozdobione pojedynczą sznurkową bizą.  Skromna i minimalistyczna elegancja :)

A tak prezentuje się Alpi w całym wyjściowym stypowym komplecie:
IMG_6722 IMG_6723

Cena derki w sklepie 159,99 zł. Na promocji upolowana tutaj za 95,99 zł – i za tę promocję zdecydowanie jestem skłonna dać 10/10!

 

Końskie chody: co to jest dobry galop

$
0
0

Galop jest chodem trzytaktowym i tę równość skoków oraz rytmiczne przestawianie nóg powinniśmy zawsze móc zobaczyć – innymi słowy spoglądając na galopującego konia musimy „widzieć” sylaby pa-ta-taj, przy czym „taj” które obejmuje również fazę lotu powinno być jak najdłuższe. Wyraźna faza lotu pozwala przeważnie na bezproblemową pracę nad lotnymi zmianami.

Sezuan (Zack x Don Schufro) – niezwykły ogier rasy duński koń gorącokrwisty, który w ubiegłym roku wygrał Mistrzostwa Świata Młodych koni w kategorii koni 6-letnich, otrzymując ocenę 10 za galop. Takiej noty w Verden naprawdę nie spotyka się często!

sezu

Dla dobrego chodu – każdego chodu – kluczowa jest praca zadnich nóg. W galopie zad w każdym foule wyraźnie i sprężyście odbija się od podłoża, unosząc całe ciało konia do przodu i w górę. Kluczowe dla galopu jest nie tylko głębokie wkraczanie zadnimi nogami pod kłodę, ale również ich wyraźna separacja. Wiele koni z pozornie efektownym galopem ma tendencję do skakania tylnymi kończynami prawie równocześnie (i jest to równie ważny problem dla jakości chodu jak w przypadku kłusa „pedałowanie zadem w tył”). Koń, który głęboko wkracza tylną nogą pod kłodę, postawi kopyto pod popręgiem siodła – koń, który mało pcha się tylną nogą, kopytem stąpa na wysokości guza biodrowego (oczywiście wkraczanie dotyczy wesołego, wyjeżdżanego do przodu galopu roboczego, bo zebraniem rządzą się nieco inne reguły niż sama długość wykroku).

Escolar westf. (Estobar x Fürst Piccolo) oraz Don Huan De Hus kwpn (Jazz x Krack C), słynące z bardzo efektownego galopu:
004_escolar04_04 dh
Galop powinien mieć pełne, obszerne foule, ale doradzam ostrożność przed zachwytem „ogromnym” galopem. Jak każdy inny chód, galop musi mieć skalę, czyli poszerzenie i skrócenie. Gigantyczny galop nie tylko jest bardzo trudny do skrócenia i zrównoważenia, ale czasami nie ma też wyraźnych dodań.

Koń dobrze galopujący musi lubić galopować! Wiele koni w galopie nawet pozornie dobrym wygląda, jakby miało ochotę przejść do kłusa. Wiele ze świetnym galopem, oglądanych luzem, woli kłusować i galopem porusza się niechętnie. Jest to zawsze dość niepokojący objaw.

Na galop moich podopiecznych też bynajmniej nie narzekam 😉
IMG_7893IMG_7411

Warto również przypatrzyć się samym zagalopowaniom. Koń powinien miękko i płynnie ruszać, poczynając od zwnętrznej tylnej kończyny – w okrągłą sylwetkę pierwszego foule. Bywa, że konie wskakują w galop gwałtownie wyrzucając głowę i szyję do góry, a wówczas to niejako front konia „wciąga” całego wierzchowca w galop. Najczęściej świadczy to o braku elastyczności pleców – gdzieś na linii biegnącej od tylnego napędu powstają zaburzenia, które nie przekazują energii prawidłowo do przodu.

O dobrym galopie przeważnie mówi się, że jest „okrągły i pod górę”. Co to tak naprawdę oznacza?

Okrągły galop

Patrząc na galopującego konia powinniśmy wyraźnie widzieć okręgi. Cała sylwetka konia powinna sprawiać wrażenie wpisanej w duże koło, niczym witruwiański człowiek na rysunku Leonarda 😉 Okrągła praca zadu, uniesione i wysklepione plecy, łagodnie wnoszący się równy łuk szyi. Siedząc na dobrze galopującym koniu mamy wrażenie, że siedzimy na toczącej się kuli z napędem w środku. Taka kula unosi od dołu siodło i zabiera je do przodu razem z jeźdźcem. Jeśli jednak w galopie mamy uczucie, że siedzimy na trójkącie, i siodło na przemian wyskakuje do góry i spada, przeskakując po drodze ostre wierzchołki, to wierzchowiec najpewniej galopuje płasko, nie przez plecy, brakuje mu fazy zawieszenia, wykończenia foule i miękkości.
W galopie istotne jest również akcentowanie foule przednimi nogami. Powinny się one wyraźnie unosić i zginać w nadgarstkach – utalentowany koń w momencie podparcia na ziemi przekątną kończyn będzie miał przedramię kończyny uniesione nawet poziomo. W żadnym wypadku przednie kończyny nie powinny być przerzucane proste, nie zginane, czy przypominać szczudła lub ułatwiające chodzenie kule. To akcentowanie fouli przodem da się w późniejszym treningu zmienić tylko w niewielkim stopniu.

Koń o bardzo okrągłym galopie i niespotykanie okrągłej akcji przodu:

Jeśli wyobrazimy sobie, że koń galopuje wzdłuż wielkiej szkolnej tablicy, a do do kaloszków ma przyczepioną białą kredę :) to powinien na tablicy pozostawiać wysokie półokręgi. Duży – dla prowadzącej przedniej nogi i nieco mniejszy dla nogi drugiej. Tak galopuje koń o wyrazistym, okrągłym akcentowaniu przednimi nogami:
witruwianski1

Koń, który ma galop dość płaski czy prostonożny, zamiast półkoli wyrysuje mocno spłaszczone elipsy:
witruwianski2

Uphill, czyli pod górę

Równowagę w galopie możemy łatwo sprawdzić patrząc na dwa momenty każdego foule:
– oceniamy jeden z najładniejszych 😉 momentów galopu, czyli początek skoku, kiedy całe ciało konia opiera się na wewnętrznej tylnej nodze. Ta chwila powinna wyglądać, jakby koń z łatwością i bez wysiłku był w stanie nie tylko unieść całą swoją wagę na jednej nodze, ale wydźwignąć swoją kłodę, przednie nogi, łopatki, szyję i głowę w górę. To jest właśnie ten „uphill” – i nie można go mylić z podrywaniem samego przodu w górę!
Zobaczmy, jak prezentował się pod siodłem w tej fazie galopu młodziutki, trzyletni Sezuan:
up0 up1 up2 up3
Dwójka z moich, które naturalnie bardzo dobrze niosą się na zadnich nogach w galopie (i mają naturalny uphill):
IMG_2670 IMG_5460

– oceniamy również jeden z najmniej ładnych momentów foule, czyli ten, kiedy koń ląduje na przedniej nodze i przenosi na nią ciężar. Front konia opada, a zad unosi się do góry. Jeśli koń ma dobrą równowagę i nie jest przewrócony na przód, to przez jego oczy, kłąb i zad będziemy mogli poprowadzić poziomą, równoległą do podłoża linię. I znowu Sezuan trzylatek:
down0 down2 down3 down4
Dla porównania, trzyletni Zombie, który w uwagi na swoje duże chody miał ogromny problem z równowagą, prezentował się w tej fazie galopu tak (a przy okazji – niedługo zamieszczę na blogu case study ewolucji galopu od dziecinnego, pozbawionego równowagi, do dorosłego – właśnie na przykładzie Zombiszcza):
IMG_5411 IMG_9497

Na szczęście w kwestii równowagi, dźwigania się na zadzie i podnoszenia grzbietu w górę można wiele zdziałać poprzez prawidłowy trening.

Oceniając czy wybierając konia do ujeżdżenia powinniśmy w pierwszej kolejności zwracać uwagę na jego galop – oczywiście wyłącznie w parze obok stępa. Stęp tak naprawdę wystarczy nam rytmiczny i czterotaktowy – jest mnóstwo koni na wysokich czworobokach, które nie olśniewają jakością stępa, za to mają w tym chodzie wszystko, czego potrzebują na arenie wykonując programy. Dobry galop to jednak dobre lotne zmiany, ciągi, a przede wszystkim piruety. Jeśli koń ma słaby stęp wyciągnięty, to otrzyma jedną notę niską, jeśli ma słaby galop i wykonuje płaskie lotne zmiany, mało wyraźne dodania, drobiące ciągi czy wbite w ziemię piruety, to utrata punktów będzie już sumarycznie większa.

A tym, którzy jeszcze nie czytali, polecam wpisy o kłusie oraz o stępie:
http://quantanamera.com/konskie-chody-co-to-jest-dobry-klus/
http://quantanamera.com/konskie-chody-co-to-jest-dobry-step/

Ogłowie składak powered by BR

$
0
0

Ręka do góry, kto nie ma problemu z rozmiarówką gotowych ogłowi. Bo ja niestety mam i na cztery tranzelki, których obecnie używam, żadna nie jest taka, jaką fabryka dała 😉
Producenci chyba nie do końca są świadomi problemu, bo same części składowe do ogłowi bardzo rzadko pojawiają się w jeździeckiej ofercie. Skromniutki wybór ma Schockemöhle, Waldhausen (Wembley), Busse, nieco większy Daw-Mag, ale dla mnie sytuację zdecydowanie ratuje BR, z którego oferty można poskładać sobie dowolne ogłowie wybrzydzając jeszcze kapryśnie odnośnie rodzaju zapięć, koloru skóry, czy nawet wersji szycia (a ja tym razem nabrałam ochoty na zgrabną rurkę).

IMG_4714
IMG_4629IMG_4764IMG_4774IMG_4709

Bo jak inaczej kupić gotową tranzelkę, jak obecnie używany, dopasowany komplet prezentuje się następująco:
naczółek duże full lub xtra-full (tutaj taka podpowiedź – nieźle sprawdzają się naczółki sc – split crown – z poszerzonym, podzielonym szlufką uszkiem, przeznaczone oryginalnie do ogłowi munsztukowych. Poszerzone uszko dodaje zawsze te 2-4 cm do szerokości naczółka, a szlufkę można bez problemu zdjąć),
potylica full (a profilowane wcale nie na każdym koniu układają się najlepiej!), chociaż w najbliższym czasie przetestuję coba, za długie boczne paski zasłaniają całą „rurkowość” ogłowia,
nachrapnik full (to jest ciekawe), ale z wymienionym paskiem zaciskowym na coba. Najprościej byłoby oczywiście kupić mniejszy cały nachrapnik, ale coby mają z kolei za wąski rozstaw wszytych pasków policzkowych i mimo, że obwód nachrapnika pasuje, to paski boczne układają się za blisko oczu oraz kości jarzmowej, gdzie biegną bardzo wrażliwe nerwy twarzowe.
paski policzkowe – wyłącznie pony lub od biedy cob (bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy paski w ogłowiu są za długie, sprzączki pozapinane są na pierwsze dziurki, a cały długi koniec paska wisi i powiewa),
skośnik pony (zawsze się zastanawiam, na jakie konie są robione skośniki full…)
podgardle full lub cob.
Wychodzi na to, że mam konia mutanta kuco-folbluto-gorącokrwistego…

IMG_4643IMG_4649IMG_4659

Koszty takiego składaka nie są małe (zestaw widoczny powyżej to ok. 600 zł bez wodzy), ale porównywalne z cenami gotowych ogłowi z górnej półki. Da się przeżyć polując na rabaty czy okazje – a umiejętność polowania na rabaty jest dla każdego koniarza równie niezbędna co umiejętność anglezowania 😆 Zresztą ogłowie to zakup na parę lat. Ceny dobrych siodeł są znacznie bardziej dotkliwe :(

Podobny zestaw rozmiarowy z niedużymi modyfikacjami sprawdza mi się na wszystkie konie – no, może jeden Suchy łapie się na bardziej standardowe paski policzkowe, ale i tak skośniki zawsze, a naczółki przeważnie muszę wymieniać (Suchy ma aktualnie Horze XL plus…).

IMG_4641IMG_4644

Składane rurkowe ogłowie przypadło mi do gustu i całkiem nieźle pasuje Alpowi, ale po przetestowaniu musiałam wziąć poprawkę na wymianę naczółka. Ten na zdjęciach powyżej jest prześliczny (pochodzi z modelu BR Burford), ale nie polecam go dla koni z delikatną grzywką – taką, która ma cieniutkie włoski, które łatwo kruszą się i mają tendencję do bardzo łatwego wypadania przy dotknięciu. Alpi jest całą sierścią super delikatny (za zdjęciach ma zimową, niegoloną sierść. W lecie jest praktycznie goły, bardzo łatwo się obciera i w ogóle włosowa z niego mimoza). Dobrałam mu naczółek z bardziej płaską i gładką powierzchnią i finalnie nasz składak prezentuje się jak poniżej:

IMG_6772

Schockemöhle ogłowia z linii XTreme (uwaga, głupawka!)

$
0
0

Dzisiaj będzie z dużą dozą głupawki 😉

Otóż natrafiłam ostatnio na nową kolekcję ogłowi Schockemöhle. Ogłowia z linii XTreme są piękne, ale ich nazwy, które w łącznym zestawieniu wypadły dość absurdalnie i pompatycznie – wprawiły mnie w spore rozbawienie. A zatem niech będzie prezentacja produktów na wesoło 😆

p3Picasso ogłowie ujeżdżeniowe

Co my tu mamy? 😉
Cztery nachrapniki, siedem pasków policzkowych, dwa naczółki – ale za to wszystkie po jednej stronie! Potylica zakładana tylko za jedno ucho – za drugim uchem wypadło wędzidło.
Ogłowie zdecydowanie lepiej układa się na głowie byka, a nie końskiej.
Dostępne w dwóch kolorach: błękitnym oraz różowym.p1
A na serio:
Zgrabna ujeżdżeniowa rurka z nachrapnikiem szwedzkim. Mimo zapięć na potylicy nie wygląda ciężko. Odrobinę rozczarowuje mnie naczółek: lśniące, kwadratowe cyrkonie o ostrych krawędziach i delikatne, gładkie, matowo satynowe perełki to elementy, które raczej ze sobą konkurują, niż współgrają. Stąd też nie do końca mój typ, mimo że ogłowie efektowne.
Cena około 1800 zł.

p2

l3Da Vinci ogłowie angielskie

Niesłychanie praktyczny model wyposażony w lotnię oraz składaną maszynę oblężniczą.
Regulacja nachrapnika za pomocą mechanizmu zębatkowego. Naczółek ozdobiony freskami.
W tym ogłowiu na twarzy Twojego konia zagości uśmiech Mony Lisy 😎
Gratis maskotka z wojowniczym żółwiem ninja!

dv1
A na serio:
Klasyczne ogłowie o cieniutkich paskach z nachrapnikiem angielskim. Wyraźnie opadający naczółek z trzema rzędami cyrkonii. Bardzo subtelne. Plus za naczółek, a minus za wodze z kryształkami Swarovskiego (taka ozdobność zahacza już o kicz…). W wersji czarnej ogłowie posiada sprzączki w kolorze gun metal – metaliczne stalowoszare/czarne. Takie okucia prezentują się naprawdę bardzo elegancko (jestem zagorzałą fanką tego koloru).
Cena 1255 zł.

dv2

g3Gauguin ogłowie meksykańskie

Naczółek ozdobiony tahitańskim kwiatem, który wspaniale prezentuje się za końskim uchem.
Na potylicy wygrawerowana sentencja: Skąd przygalopowaliśmy? Kim jesteśmy? I dokąd jedziemy? Ogłowie cechuje znaczna prostota, stąd zamiast sprzączek skórę powiązano na supełki.
Uwaga: w komplecie dla jeźdźca polinezyjska spódniczka z traw oraz broszurka o tym, jak jeździć topless oraz prawidłowo wykonać maoryski makijaż i tatuaże.

g1
A na serio:
Z
achwyt sam ciśnie się na usta. Bez wątpienia to najbardziej wykwintne i szykowne ogłowie meksykańskie w całej historii jeździectwa 😉 Raczej nie do codziennego użytku, ale na zawody dla tych, którzy chcą błyszczeć i poczuć się glamour nie ma lepszej propozycji. Mimo znacznego natężenia cyrkonii Swarovskiego ogłowie nadal prezentuje się elegancko i nie przekracza cienkiej granicy dobrego gustu. Gdyby nie to, że nie podobają mi się jako takie nachrapniki meksykańskie, na pewno bym się skusiła. Cudo!
Cena 1465 zł.

g2

r3Rembrandt ogłowie ujeżdżeniowe

Jeśli razi Cię zbyt ostre światło na hali lub w stajni – wystarczy wnieść ogłowie do pomieszczenia, aby sprawić, że wszystkie lampy przygasną, uwalniając wspaniałą grę światłocienia. Ogłowie jest idealne do wykonywania pełnych nastroju i dramaturgii portretów oraz autoportretów. Naczółek oraz nachrapnik podszywane akwafortą.

r1
A na serio:
Munsztukowa rureczka zapinana na potylicy, z nachrapnikiem o zmiennej szerokości. Ponownie naczółek z perełkami i cyrkoniami. Niestety duża ilość rurek obok siebie i zapięcia na potylicy dały w sumie efekt okablowania końskiej głowy. Kiełzna munsztukowe są dosyć ciężkie, stąd potylica powinna być naprawdę gładka i komfortowa dla konia, a wypadająca na niej regulacja rzadko kiedy bywa praktyczna. Naczółek przy nachrapniku wydaje się być dość ciężki i toporny. Dla mnie jednak ten model wypada mocno na nie.
Cena 2095 zł.

r2

Wszystkie ogłowia z powyższej serii producent przygotował w dwóch kolorach skóry: czarnym oraz brązowym espresso (jest to przepiękny ciemny brąz o lekko wiśniowej nucie). Wrzucam jeszcze zdjęcia poglądowe detali naczółków – po lewej modele Da Vinci i Gauguin, a po prawej z perełkami Rembrandt oraz Picasso – i obiecuję następnym razem zachować więcej powagi 😉

n1 n2

Viewing all 305 articles
Browse latest View live